czwartek, 8 października 2009

#108 po MFK

W końcu udało się pojechać na pierwszy w moim życiu festiwal komiksowy. Decyzja zapadła jakiś czas temu, chodź sama realizacja planu była już spontaniczna, jak na wariackich papierach i nie byłbym sobą, gdybym nie pozwolił zaplanować całego wyjazdu Monice. Czasem dochodzę do wniosku że bez niej bym zginął.

Jakoś tak wyszło, głównie z powodu pracy. że do Łodzi przyjechaliśmy dopiero ok. 22 w piątek po ponad pięciu godzinach drogi. Zanim dostaliśmy się do hostelu ok. 23, ponieważ wsiedliśmy w zły tramwaj i było trzeba przejść spory kawałek, to na dzień dobry dostaliśmy opieprz od portiera. Zrzędził że mieliśmy być ok. 22, nie omieszkał powiadomić jaki jest dla nas dobry bo pokój mógł już zostać kilka razy wynajęty i również poskarżył się że w Krakowie raz go nie wpuścili do pokoju bo też przyszedł tak późno. Jednak najzabawniejsze było to jak podczas tego całego marudzenia cały czas wydawał nam pościel i wszystko co się wtedy wydaje. Mieliśmy jeszcze plany pójść na jakąś imprezę w Łodzi, nawet sprawdziliśmy wcześniej w jakiej knajpie i gdzie jest jakaś dobra impreza, ale byliśmy tak zmęczeni podróżą, że tylko wzięliśmy prysznic, chwilkę poczytali i poszli spać, aby następnego dnia wstać wcześniej i biec na giełdę komiksów.

W sobotę od samego rana pośpieszałem Monikę, aby być jak najszybciej na giełdzie, gdyż Kultura Gniewu zapowiedziała na swym blogu pojawienie się z kilkoma kartonami ich lekko uszkodzonych komiksów w znacznie niższych cenach, więc chciałem uzupełnić zaległości. Niestety gdy dotarłem na miejsce moja szybko wypatrzona „Niczym Aksamitna Rękawica Odlana z Żelaza” była już odłożona przez kogoś innego. Nie zrażając się tym obeszliśmy z Moniką całą giełdę w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Kupiliśmy sporo nowości, moja połówka wypatrzyła dwa nieme komiksy Lewisa Trondheim’a, które nie omieszkała kupić. Można powiedzieć że już na samym początku wyjazdu pozbyliśmy się prawie całych pieniędzy. Następnym etapem wyprawy było poznanie Konrada z Motywu Drogi, którego jakoś przypadkiem wypatrzyłem przy wejściu. Ku mojemu zaskoczeniu okazał się w pełni normalnym gościem, który spędził z nami dużą część dnia, pokazał nam wiele osób z tzw. światka komiksowego i sprezentował nawet dwa piny z wzorem motywu drogi. Kolejnym punktem wyprawie było znalezienie Łukasza z tej same strony, gdyż z nim był związany mały konkurs ogłoszony przez stronę podaną powyżej. Mianowicie było trzeba się do niego zgłosić z egzemplarzem „karton” (komiksowe pisemko w klimacie cartoon) i dowolnym kartonem, aby wymienić swój egzemplarz pisma na jego z dodatkowymi gadżetami w postaci kilku kart przedstawiających postacie z pisemka. W tym celu uzyskałem od dwóch miłych panów portierów wielki typowy karton, który sprytnie ukryłem za stoiskiem Kultury Gniewu dzięki czemu nie musiałem z nim ciągle chodzić. Niestety Łukasza znalazłem za późno i nie udała się wymiana kartonami. Po tym wszystkim okazało się że w sumie nie ma co robić na festiwalu. Na prelekcje nie chciało nam się jeszcze iść, stoiska już wszystkie pooglądaliśmy, wszelkie nowości i takie tam. Na szczęście pojawił się Konrad z propozycją abyśmy poszli z nim na spotkanie z autorami Jeża Jerzego, które będzie prowadził w Manufakturze. Z chęcią poszliśmy, przy okazji zwiedzając troszkę Łódź. Manufaktura okazała się olbrzymim centrum handlowym w którym mieliśmy problem się odnaleźć. W końcu gdy udało się nam zlokalizować Empik i zmierzaliśmy w jego kierunku spotkaliśmy Tomka Leśniana (rysownika Jeża), poznaliśmy się i pogadali troszkę po drodze. W samym empiku było dość śmiesznie ponieważ najpierw wzięto mnie za osobę prowadzącą spotkanie, gdy przyszedłem na miejsce razem z Konradem, Tomkiem i Moniką. Następnie zorientowałem się że wszedłem do sklepu z torbą wypchaną komiksami, na które nie mam żadnego rachunku, ani nie zgłosiłem tego ochronie. Jednak z racji tego że zostałem wzięty za osobę prowadzącą to jeden z pracowników Empiku zszedł ze mną do ochrony wyjaśnić całą sprawę. Gdy zobaczyli ile tego jest doszli do wniosku że nie chce im się tego stemplować i odesłali mnie z tekstem:

„proszę cały czas trzymać torbę blisko siebie i wszystko będzie ok.”.

Odnosząc komiksy na zaplecze wpadłem akurat na moment omawiania jak ma przebiegać samo spotkanie i zostałem wzięty tym razem przez pracownika Empiku za drugiego twórcę komiksu! Więc znowu grzecznie wytłumaczyłem że jestem tylko do towarzystwa i tyle. Kilka chwil przed samym spotkanie okazało się że w całym sklepie nie ma ani jednego egzemplarza najnowszego numeru Jeża poza moim, więc Tomek poprosił mnie żebym go udostępnił na chwilkę, za co w zamian dostałem rysunek oraz autografy! Co do samego spotkania to muszę przyznać że było bardzo miło, acz kameralnie. Konrad był dobrze przygotowany, przez co zadawał ciekawe pytania. Jednakże pod względem frekwencji wyszło to strasznie. Przez chyba połowę spotkania goście opowiadali o swojej pracy mi i Monice! Było mi ich naprawdę żal, jednak na szczęście później się okazało, że podczas właściwego spotkania na terenie festiwalu było znacznie więcej ludzi. Popołudniu starałem się zdobyć autograf Rosińskiego dla mojego przyjaciela, lecz nie udało się, a ten gbur gdy szedł na swoje miejsce to potrącił mnie i słyszałem jak mówił:

„ah tyle ich jest? Nie będę dawał więcej autografów niż 30”

a że ja byłem troszkę daleko w kolejce to poszliśmy na obiad razem z Konradem. Później na chwilkę do pokoju odpocząć przed wieczorną imprezą oraz rozdaniem nagród. Co do samego rozdania to trzeba powiedzieć, że było kiepsko. Z racji tego że był to jubileuszowy 20 festiwal to każdy dziękował każdemu i wyglądało to jak głaskanie się towarzystwa wzajemnej adoracji. Zmieniło się to dopiero gdy wręczano nagrody za najlepsze komiksy i dla wydawnictwa. Najlepszym wydawnictwem została Kultura Gniewu, a gwiazdą wieczoru został Bartosz Sztybor, który odbierał aż trzy nagrody i to w wielkim stylu co można zobaczyć na tym skrócie, który gorąco polecam. Sama impreza okazała się standing party, z podziałem na strefę tych lepszych i gorszych. Jakoś nie mogliśmy się z Moniką odnaleźć więc postanowiliśmy się ulotnić. Jednak, jakby tak specjalnie, cały czas koło nas kręcił się Daniel Chmielewski autor „Zostawiając powidok wibrującej czerni” jak dla mnie jeden z najlepszych komiksów ostatniego czasu. Więc podchodzę do niego i proszę o autograf, a On odpowiada mi że z wielką przyjemnością, ale czy mógłby na chwilkę poczekać ponieważ właśnie teraz jego znajomy bierze udział w konkursie na miss festiwalu i chciałby w tym uczestniczyć. Odpowiedziałem że nie ma problemu i tak sobie czekam, aż kolega Daniela skończył rysować i ku memu wielkiemu zdziwieniu Daniel zamiast przyjść do mnie to poszedł sobie do znajomych plotkować. Zdenerwowałem się że czekam na niego jak buc i powiedziałem Monice że wychodzimy. Poszliśmy się jeszcze pożegnać z Konradem, a tam stoi KRL z przepiękną małżonką (cud kobieta!!!). Tak sobie pomyślałem, spróbuję poprosić ostatni raz autograf, jak się nie uda to obrażam się na każdego i już nigdy o żaden nie poproszę (tak wiem sposób myślenia jak u dziesięciolatka). Więc zagadałem, w odpowiedzi usłyszałem czy może będę w niedzielę, bo teraz impreza i takie tam, ale że niestety nie było mnie już następnego dnia to KRL się zgodził z wielkim uśmiechem! Poszliśmy troszkę na ubocze, KRL prowadzi ale wyglądało to jakby uciekał, albo strasznie się wstydził. W końcu zaczyna rysować, a tu pojawia się Daniel Chmielewski i stoi koło nas. W tym momencie KRL pyta:

KRL: co też chcesz autograf?
D. Ch.: Nie, ja przyszedłem do tego pana bo on chyba chciał autograf ode mnie (i wskazuje na mnie)
KRL: (z uśmiechem na twarzy i udawanym oburzeniem w głosie) To znaczy że nie chcesz ode mnie autografu?!

Ja w tym czasie wyjąłem Powidok i Daniel przystąpił do tworzenia! Chwilkę porozmawiałem z obydwoma panami, dostałem bardzo piękne dwa rysunki, cieszyłem się jak dziecko, a Daniel uratował moją wiarę w dobro ludzi. Po tym wszystkim udaliśmy się z Moniką do hostelu i oddaliśmy się czytaniu.

Niedzielne do południe spędziliśmy na spacerze po Łodzi, szukaniu jakiejś knajpy otwartej gdzie można by zjeść obiad. Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że w centrum miasta przed godziną 12 nie ma otwartego żadnego sklepu spożywczego ani knajpy w której można by coś przekąsić. Jak tu się potem dziwić, że wszyscy siedzą w tej głupiej Manufakturze (chodź muszę przyznać, że z zewnątrz wygląda naprawdę świetnie). Do Krakowa wracaliśmy pociągiem abym mógł czytać i udało mi się przeczytać większość nowości które kupiłem. Jak na razie „Łauma” KRL pozostaje najlepszym komiksem jaki kupiłem oraz jeden z najlepszych jaki czytałem przez ostatnich kilku miesięcy! Pewnie jeszcze coś o tym napiszę za kilka dni.

Tak mniej więcej wyglądał mój pierwszy wypad na imprezę komiksową. Wielkie podziękowania należą się Konradowi za zagospodarowanie czasu, Twórcom za ich komiksy,rysunki oraz autografy. Na części z grami w ogóle się nie pojawiłem, jakoś nie chciało nam się, nie dotarliśmy również na wystawy festiwalowe, czego żałuję, ale i tak było świetnie. Może za rok znowu się pojawimy.

ps. Teksty, które cytuję nie są dosłownymi cytatami, tak po prostu to wszystko pamiętam.