Dziwny był dziś dzień, a zaczął się już nad ranem. To właśnie wtedy przyśniło mi się zakończenie Lostów! Znajdą ogromny teleskop na wzgórzu wyspy i dzięki niemu odkryją że ich wyspa jest u wybrzeży Hiszpanii. Nie pytajcie mnie o szczegóły bo sam nie wiem o co chodzi i skąd mi się to wzięło. Potem wstałem standardowo ok 11 i się zaczęło. Najpierw mój współlokator też się przyznał że śniły mu się wariactwa i min. "gliny, pościgi i nowa płyta Anny Marii Jopek" z czego śmialiśmy się dość długo. Potem długo, długo nic, aż wpadliśmy na cudowny pomysł żeby wybrać się na przejażdżkę rowerową. Jak dwaj wariaci nie mogliśmy uwierzyć że to robimy i ciągle się pytaliśmy nawzajem czy to prawda. Postanowiliśmy się wybrać na kopiec Kraka i jakoś tak pobłądziliśmy w jego rejonach (ale specjalnie) i tak wydziwialiśmy z drogą, że mój Towarzysz drogi urwał łańcuch w rowerze. Więc postanowiliśmy wrócić do domu autobusem. Tutaj jednak nastąpiła nie miła niespodzianka, a mianowicie pan kierowca postanowił nam nie otworzyć drzwi i sobie pojechał. Jak powiedział mój Towarzysz "niech mu żona przez trzy miesiące nie da!!!" i ruszyliśmy na piechotę do domu. Jakoś na błoniach spotkaliśmy dziadka nieprzytomnego leżącego w kałuży krwi wokoło głowy i postanowiliśmy mu pomóc. Jakiś pan zadzwonił po karetkę, a my czekaliśmy na nią. Gdy już przyjechała to postanowiliśmy udać się w końcu do domu. Tyle tego było na dziś i coś mi się wydaje że mój Współspacz znowu prędko się ze mną nigdzie nie wybierze.
ps. coś mi się wydaje że tym wpisem rozpocząłem nowy dział na blogu.
Bardzo interesujący rozdział pt "Moja codzienność" :)
OdpowiedzUsuń