czwartek, 24 września 2009

#107 czemu już o mnie nie piszesz?

Dziś będzie krótko, bo spontanicznie. Wczoraj przyjechała do nas Moja Ulubiona Była (w skrócie MUB) zrobić pranie. Tak się nam to spodobało, że zaproponowaliśmy z moją połówką aby została na noc. Wypiliśmy wino, pośmialiśmy się i dużo rozmawialiśmy. Około pierwszej poszliśmy spać. Rano moja połówka poszła do pracy, ja wstałem, zrobiłem prasówkę i takie tam. Około dziesiątej zrobiłem picie w dzbanku, włożyłem do niego dwie słomki – jedną zieloną moją i różową dla MUB (chociaż i tak potem nie napiła się ani kropli) i napisałem jej sms: „jestem sam w łóżku, mam picie i zabieram się za oglądanie Przyjaciół, jeśli masz ochotę to zapraszam”. Przyszła chwilę później. Leżeliśmy razem pod kołdrą, bawiliśmy się jej magiczną różczką, która wydaje świetny dźwięk i świeci oraz obejrzeliśmy chyba z pięć odcinków. Znowu rozmawialiśmy, śmialiśmy się jaki to jest ciężki nasz los i takie tam. Fajnie było kogoś gościć tak od rana, przypomnieć sobie jak to było za czasów studenckich gdy było można spać długo i nic nie robić. Brakowało mi tego a nawet nie wiedziałem o tym.

środa, 23 września 2009

#106 fragment sacrum profanum

Pamiętam jak bardzo się cieszyłem, gdy zobaczyłem informację o występie Chrisa Cunninghama i Aphex Twina na sacrum profanum. Potem nastąpiło wielkie wyczekiwanie na dzień w którym pojawią się bilety w sprzedaży, a następnie jeszcze większe już na same występy. Od razu byłem bardziej nastawiony na pokaz Cunninghama z racji tego że bardzo lubię to co on tworzy i dla mnie w dziedzinie teledysków jest mistrzem. Na samego Aphexa miałem ochotę się wybrać z czystej ciekawości bo jednak fanem nie jestem choć twórczość jego znam.

W końcu nadszedł upragniony niedzielny wieczór w którym to wybraliśmy się na pokaz Chrisa. Miejscem całego zajścia była Łaźnia Nowa. Sala świetnie dobrana, spora i stwarzała wrażenie jakby była po jakimś warsztacie z zapachem smarów i klei (przynajmniej ja tak czułem, moja druga połowa już nie). Sam pokaz w sumie mnie zawiódł dość mocno. Miał być całkiem nowy, dotychczas pokazywany publicznie tylko raz w Paryżu, a wyszła w sumie kupa. Nowego materiału było z godzinnego pokazu może z 10 mim na co składała się brutalna walka nagiej kobiety i mężczyzny, walka Darth Vadera z Lukiem (ale czy to nowe jest skoro wycięte z filmu?) no i lot ptaka, który okazał się wielkim wytchnieniem w całym pokazie. Resztę uzupełniały znane rzeczy artysty czyli „Windowlicker”, „Rubber Johnny” oraz „Sheena is a Parasite”. Całość była bardzo monotonna i powtarzana do znudzenia co owocowało w sumie tym, że całość była męcząca. Jednego czego nie można odmówić Canninghamowi to jest perfekcjonistą i fachowcem na światowym poziomie. Wszystkie wizualizacje na trzech telebimach plus zielony laser miał genialnie zsynchronizowane z sobą nawzajem i muzyką. Dla przykładu gdy była walka kobiety z mężczyzną to każdemu uderzeniu odpowiadał inny dźwięk co poprzez miksowanie wszystkiego razem dawało wspaniały efekt. Wszystko byłoby super gdyby nie ta monotonność i mogło być więcej nowego materiału.

Natomiast na Aphexa nie nastawiałem się w ogóle i występ mnie zmiażdżył i to od samego początku. Chodź przyznam, że jak czytałem opinie po pierwszym dniu to miałem mocne obawy czy będzie dobrze. Już samo miejsce w którym zdecydowano się zorganizować koncert było niesamowite, olbrzymia hala ocynowni chemicznej kombinatu w dawnej hucie im. Sędzimira! Z przystanku wchodziło się na teren huty, aby wsiąść w kolejny autobus na terenie zakładu i znowu mała przejażdżka w klimatach industrialnych. Sama hala była wyłożona oświetleniem na całej długości, a nagłośnienie było rozmieszczone na scenie oraz tak z boku w połowie hali, co dawało ciekawy efekt, ponieważ w głośnikach z przodu i z boku grało co innego ale świetnie dopasowane do siebie. Organizatorzy kazali sobie przyjechać minimum godzinę przed rozpoczęciem koncertu, ale nigdzie nie napisali, że już wtedy będzie grał jakiś Dj. Osobiście myślałem że tak jest z powodów organizacyjnych tylko i na szczęście się myliłem. Sam koncert miazga! Rozpoczął się dość spokojnie monotonną wizualizacją ale czym dalej tym lepiej. Sam osobiście nie znam się na takiej muzyce, bo ja się tylko przy niej bawię, ale za stroną sacrum profanum podaję że grał „…suita w swobodny sposób połączyła ambient, noise, breakbeat, techno, dubstep, drill’n’bass i cytaty z rożnych nagrań…” całość dopełniał niesamowity pokaz laserowy, gdzie wszystkie lasery dodatkowo załamywały się np. na suficie pokrytym rurami. Wizualnie naprawdę mistrzostwo świata i był to chyba jeden z pierwszych koncertów podczas którego przez większość stałem tyłem do sceny! Na całej imprezie przyjemnie się wybawiłem, potańczyłem chodź o dziwo jako nie liczny, gdyż wszyscy głównie tylko stali. Ogólnie występ był miły, jednak Aphex nie byłby sobą gdyby nie przywalił i pod koniec zaprezentował wizualizację z zabijania zwierząt przechodzącą w sekcję zwłok, a kończącą się jakimś japońskim świntuchem z zabawami w odchodach. Naprawdę mocny hc przy którym było widać, że ludzie są mocno zniesmaczeni i bardziej ich boli krzywda zwierząt niż ludzi. Dodatkowo tak jak zauważyła moja ukochana, dobrze że nam tak przyjebał na koniec bo dzięki temu pierwszy raz wychodzimy z jakiegoś koncertu i mamy dość, a przedtem zawsze mieliśmy niedosyt i chcieliśmy więcej.

Całą imprezę uważam za udaną i dobrze się stało że było oznaczenie obydwóch występów kategorią wiekową 18+. Dzięki temu każdy miał mniej więcej świadomość na co się pisze. Dodatkowo co mnie zdziwiło to niektórzy ludzi na Aphlexie, którzy wyglądali jakby się zerwali z takiej klasycznej techno party w latach 90. Myślałem że to gatunek wyginięty już jest, albo co najmniej na wymarciu.

PS.
Gdy wracaliśmy z Cunninghama w niedzielę w nocy to parkując samochód na oś. Ruczaj w Krakowie zobaczyliśmy dzika grasującego na parkingu! Bydle było naprawdę srogich rozmiarów i trochę się wystraszyliśmy, bo w końcu nigdy nie wiadomo co takiemu strzeli do łba, więc szybko i w miarę spokojnie udaliśmy się do domu, co by nie prowokować zwierza.

niedziela, 13 września 2009

#105 Wakacje i zmiany

Nawet udały się te wakacje pomimo tego że większość ich czasu spędziłem w pracy i na walce z magisterką. W czerwcu byłem na Nova Rock o czym już pisałem. Potem udało się pojechać na jeden dzień do Mysłowic na Off Festiwal, który był jedną wielką niespodzianką. Najpierw wyglądał jak piknik rodzinny w parku. Ludzie z dziećmi siedzący na kocykach, ktoś gra w tle na scenie i jakaś taka wszech ogarniająca sielanka. My wędrujemy od sceny do sceny, 90% artystów kompletnie nie znając i tylko na podstawie ich opisów w przewodniku festiwalowym wybieraliśmy coś dla siebie. Niestety te opisy zazwyczaj były bardzo enigmatyczne, albo sprawiały wrażenie jakby opisywały całkiem innego artystę. Później pojawili się ludzie nie wiadomo skąd i impreza zaczęła wyglądać jak prawdziwy festiwal. Największym odkryciem imprezy dla nas jest Skini Patrini, którzy na żywo prezentują się fantastycznie i rozkręcają świetne imprezy. Gwiazdą imprezy byli The National dla których tam przyjechaliśmy. Świetny koncert, kawałki zagrane w troszkę innych aranżacjach, szybciej niż na płycie, a głos wokalisty wywoływał dreszcze.

Na początku lipca zaprzestałem na reszcie życia w mieszkaniu studenckim i zamieszkałem z moją ukochaną. Ku naszemu zdziwieniu obyło się to bez jakichkolwiek problemów, mieszka się nam dobrze. Jakaś taka naturalna kolej rzeczy i tyle. Cały lipiec to ciągłe przemeblowania, składanie szafy i takie tam, jednak zawsze to wspaniała zabawa i sprawia mi to wielką frajdę pracować na swoje. Życie w mieszkaniu o które się dba i sprząta to wspaniała rzecz bo pachnie w całym mieszkaniu, ze śmieci się nie wysypuje, nie ma problemu kto zajdzie po pocztę do skrzynki no i w łazience jest czysto! Takie podstawowe i normalne sprawy, a tak cieszą, gdzie muszę zaznaczyć że w jakiejś specjalnej melinie nie mieszkałem. Ot takie mieszkanie gdzie mieszka czterech facetów i jedna dziewczyna.

W sierpniu jakoś tak pracy było więcej i z tego powodu tylko na The Killers udało się pójść. Specjalnie na tą okazję przez cały sierpień się nie goliłem, aby na koncercie móc prezentować wspaniałego wąsa! Monika była zachwycona równie bardzo jak samym koncertem. Panowie odstawili show na światowym poziomie, wspaniale byli nagłośnieni, grali kawałki z całego repertuaru i był to świetny koncert.

Na koniec sprawa mojego mgra jeszcze. Miałem termin do końca czerwca na obronę i w tym czasie zdążyłem napisać pracę. Oddałem promotorowi, On naniósł poprawki, ja poprawiłem i tak w końcu oddałem pracę w dziekanacie ok. 20 lipca. W między czasie skreślili mnie z listy studentów (no bo termin do końca czerwca był) więc znowu dodatkowy stres, ale udało się wszystko załatwić, przedłużyć termin do końca lipca i czekam na ogłoszenie terminu obrony. Planowany 27 lub 28 lipca niestety nie wypalił i został przeniesiony na 4 września. Tak, moi drodzy już jestem po! Zdane, wszystko dobrze poszło, ale bałem się okrutnie i naprawdę nie pamiętam kiedy miałem taki stres. Nawet Monika zaraz przed obroną poprosiła żebym się uspokoił bo naprawdę tam zemdleje przed komisją. Już po nastąpiło całkowite rozluźnienie i spokój oraz z racji tego że przyjechał mój przyjaciel to mocno imprezowaliśmy przez cały weekend i było świetnie. Nawet na kacu graliśmy w Ski Jumping w który jeszcze kilka lat temu grała cała Polska.

Tyle tego było w małym telegraficznym skrócie, na pewno o czyś zapomniałem, co powinno się tu znaleźć jednak niestety tak zawsze jest. Teraz może teksty będą się pojawiać częściej z racji tego że teoretycznie mam trochę więcej czasu. Jednak pamiętając o tym że znowu gram w Puzzle Quest’a to pożyjemy i zobaczymy co z tego będzie.



ps. W wolnej chwili popełniłem sobie nawet małą publikację na łamach Motywu Drogi.