Jest w tym filmie coś dziwne. Mianowicie główna bohaterka na początku filmu chce zabić swego ojczyma z powodu molestowania jej oraz siostry. Jak to się kończy to już wiemy, ale potem gdy dziewczyna ucieka w świat fantazji to trafia do jakiegoś pseudo domu publicznego gdzie dziewczynki opiekują się swoimi klientami, a nasza główna bohaterka erotycznie przed nimi tańczy. Jak pokręconą i chorą psychikę miała główna bohaterka albo scenarzysta, że przed ojcem zboczeńcem ucieka do burdelu? Dodatkowo reżyser ciekawie tym sposobem zabawił się z widzem. Na początku jesteśmy pełni sympatii dla głównej bohaterki, że wzięła sprawy w swoje ręce i zajęła się ojczymem, a kilkanaście minut później sami czerpiemy przyjemność z oglądania młodych panienek w seksownych ciuszkach. Czy po części też nie stajemy się tak samo obleśni jak ojczym?
niedziela, 19 czerwca 2011
#120 Sucker Punch reż i scen: Zack Snyder
sobota, 18 czerwca 2011
#119 Żywe trupy #9 - Tu pozostaniemy scen: R.Kirkman rys:Charlie Adlard
Od strony wizualne komiks nadal trzyma bardzo dobry poziom z poprzednich tomów. Czarno-biała realistyczna kreska świetnie oddająca przygnębiający klimat opowieści. Kiedy trzeba spokojna, a podczas scen walki dynamiczna, taka wręcz drapieżna mógłbym powiedzieć. Dobrze mi współgra z całością. Dodatkowo mam przed sobą swój pierwszy egzemplarz polskiego wydania Taurus Media i muszę jeszcze przyznać, bardzo podoba mi się okładka. W moim odczuciu taka kreskówkowa lekko, chyba poprzez ciepłe kolory i czcionkę.Dla mnie Żywe Trupyto komiks na który muszę mieć nastrój. Za każdym razem to dobra rozrywka, chodź to słowo nie do końca tutaj pasuje. Jest to seria ze świetną historią, która dodatkowo zmusza do zadumy nad nami samymi. To już dziewiąty tom, a opowieść dalej jest bardzo spójna. Dodatkowo mam takie dziwne wrażenie, że jeśli świat spotkałaby taka katastrofa jak z tej opowieści to wyglądałby dokładnie tak jak jest tu pokazany i nie nastraja to mnie optymizmem, ale całą historię robi bardziej realną.
piątek, 10 czerwca 2011
#118 Doctor Who sezon 1+special
Najbardziej podoba mi się w tym serialu, że dzięki umiejętności Doktora do podróżowania w czasie i przestrzeni, każdy odcinek może być w dowolnych klimatach, a scenarzyści mogą popuścić wodze fantazji, co też często robią. Świetna była dwuodcinkowa opowieść pt. The Empty Child oraz The Doctor Dances w klimatach horroru opowiadająca o tajemniczej zarazie opanowującej Londyn w latach 40 XX w. Autorem tej historii jest Steven Moffat, którego już zdążyłem poznać dzięki świetnej mini serii Sherlock, którą swoją drogą również polecam. Te dwa odcinki to świetny przykład jak przy skromnych środkach, ale z dobrym pomysłem można zrobić coś z klimatem, trzymającego w napięciu i z ciekawą fabułą. W tym serialu podoba mi się również jak jego twórcy czasem gorzko komentują nasz świat i dają powód do myślenia. Było tak np. w odcinku Bad Wolf, w którym został zawarty komentarz na temat telewizji jako rozrywki dla mas. Dobrym zagraniem była również sama konstrukcja serialu. Ponieważ w każdym odcinku Doktor z Rose podróżują w inne miejsce i czas, to fabuła jest w sumie luźno powiązana ze sobą. Co prawda natrafiają co jakiś czas na znane widzowi już postacie, ale dopiero w dwóch ostatnich odcinkach okazuje się, że cały sezon był mocno powiązany ze sobą i prowadził do wielkiego finału. Świetnym zagraniem było ze strony twórców umieszczanie wskazówek w wielu odcinkach sezonu.
Jeśli na początku denerwowała mnie gra aktorów, to później się przyzwyczaiłem i nawet polubiłem, w szczególności samego Doktora. Zachowuje się jak małe dziecko, zawsze zmierza w kierunku największego niebezpieczeństwa, rzuca tak od niechcenia świetne teksty i czasem potrafi być okrutny aż do bólu. Przez te trzynaście odcinków udało mu się zdobyć moją sympatię.
Podsumowując muszę się przyznać, dość mocno już zdążyłem polubić ten serial. To co mi przeszkadzało na początku, uważam teraz za zalety. Klimat serialu jest dobry, ciekawe odcinki, które sprawiają, że masz ochotę na więcej i chodź czasem rozwiązania scenarzystów są trochę tanie to i tak warto poświęcić czas i zapoznać się z tym serialem. Raz bawi, innym razem straszy, a czasem nawet daje do myślenia. To dobra rozrywka, a najlepsze jest w tym wszystkim, że zasiadając przed ekranem kompletnie nie wiadomo czego się spodziewać.
sobota, 4 czerwca 2011
# 117 The Walking Dead Compedium One scen: R. Kirkman, rys: T. Moore i Ch. Adlard
Nie wiem jak to się stało. Może sama wpadła na ten pomysł, albo zasugerowała się moimi pochlebnymi komentarzami podczas oglądania serialu, ale na urodziny od mojej lepszej połowy otrzymałem pierwsze czterdzieści osiem zeszytów tej serii. Sam jakoś miałem w planach zabrać się za ten tytuł, jednak gdy się zdecydowałem na polskim rynku było już kilka wydań zbiorczych i niestety budżet nie pozwalał na jednorazowy zakup wszystkich tomów. Dzięki prezentowi za jednym razem nabyłem osiem tomów i resztę było już łatwo dokupić.
Sama historia opowiada losy kilku osób które walczą o przetrwanie w świecie opanowanym przez zombie. Widzimy ich próby odnalezienia się w nowych warunkach, poszukiwanie jakiegoś schronienia, jedzenia oraz broni. Wielkim plusem całej tej serii są świetnie stworzone postacie. Dokładnie przemyślane, głębokie z wadami i zaletami. Ciekawie się obserwuje jak powstają zależności między nimi. Zostają zawarte pierwsze przyjaźnie, powstają kłótnie i różne spięcia. Zaczyna się walka o przywództwo w grupie i jak każda z postaci na swój sposób radzi sobie z przeciwnościami losu. Cała historia biednie jakby taką parabolą, od czystej akcji do spokojniejszych momentów chwilowego spokoju w życiu głównych bohaterów. Dzięki temu opowieść jest trochę przewidywalna, co nie znaczy że nudna. Równocześnie, Kirkman scenarzysta serii, udowadnia kilka razy, że nie istnieje w tej opowieści coś takiego jak status quo i nie jest dla niego problemem co jakiś czas zabić jednego z głównych bohaterów. Mi osobiście bardzo to odpowiada i równocześnie wprowadza wiele zaskakujących momentów w opowieści. Dodatkowo czytając tę historię widać ewidentnie jak scenarzysta lubi utrudniać życie głównym bohaterom. W tym momencie przyznać muszę, że jest to pierwszy komiks, przy którym miałem momentami dość z powodu okropieństwa jakie spotyka głównych bohaterów. Niestety jak to bywa w takich historiach głównym i największym zagrożeniem są sami ludzie.
Całość została wydana w miękkiej okładce. Trochę szkoda, ale dzięki temu pasuje do kolejnych tomów z polskiego wydania. Wnętrze, czyli ponad tysiąc stron w jednym tomie, zostało sklejone oraz zszyte dzięki czemu po jednym czytaniu wygląda dalej jak nowe. Ogólnie zostało to ładnie wydane w podobnym klimacie jak polskie wydanie od Taurus Media. Dwie rzeczy do których mógłbym się tylko przyczepić to brak okładek poszczególnych zeszytów, lub przynajmniej okładek wydań zbiorczych oraz waga, ale to zrozumiałe. W autobusie raczej nie da się tego czytać, a nawet w domu w niektórych pozycjach jest ciężko.
Od strony graficznej komiks prezentuje realistyczną kreskę, która świetnie się sprawdza jako ilustracja do zdewastowanego świata i scen pełnych akcji. Całość opowieści jest utrzymana w czerni i bieli co wspaniale podkreśla ciężki, depresyjny klimat całego komiksu.