niedziela, 23 czerwca 2013

#232 cotygodniowa zeszytówka #60

Swamp ThingSwamp Thing #21, DC Comics

scenariusz: Charles Soule rysunki: Jesus Saiz

Na bagnach zamieszkanych przez Swamp Thinga pojawia się tajemnicza Capucine i powołując się na pradawny pakt Sanctuarium Folium Viride zawarty pomiędzy awatarem zieleni, a ludźmi prosi o pomoc Aleca. Ten nie mając zielonego pojęcia o co chodzi udaje się do swoich przełożonych z prośbą o wyjaśnienie całej sytuacji. Podoba mi się wątek, który wprowadza aktualnie nowy bohater. Pomysł starego przymierza pomiędzy przedstawicielami przyrody, a uciskanymi ludźmi wydaje mi się ciekawy i może z niego powstać coś naprawdę interesującego. Widzę w nim potencjał, który mam nadzieję dobrze wykorzysta scenarzysta. Dodatkowo obraz awatara zieleni z przed 800 lat który chroni ludzi przed kościołem z czasów pełnych niewiedzy i zabobonów jest idealnie pasujący do klimatu grozy tej serii. W końcu czarownice i palenie na stosie to jedne z tych tematów, które idealnie pasują do klimatu grozy w jakim utrzymana jest ta opowieść. Dodatkowym plusem jest Capucine. Nowa postać na łamach tej serii pojawiająca się osnuta tajemnicą. W sumie nic o niej nie wiemy poza tym, że potrzebuje pomocy i jest świetnie wyszkoloną zabójczynią. Jednak z drugiej strony jeśli potrzebuje pomocy, to jakie zło z tego powodu przyprowadzi na tereny naszego bagiennego potwora?


Aq15Aquaman #15, DC Comics


scenarzysta: Geoff Johns, rysunki: Paul Pelletier

Po tym jak Metropolis, Gotham City oraz Boston zostały zalane wodą, superbohaterowie mają pełne ręce roboty przy ratowaniu ludzi. Po tym jak udało im się odrobinę opanować cały ten chaos Aquaman tłumaczy Batmanowi, że nie jest to zwyczajna powódź, a dokładnie zaplanowany atak przeprowadzony przez Atlantydów. Aquaman postanawia samotnie spotkać się z bratem i odwieść go od dalszej realizacji inwazji na ludzi.  Podoba mi się w jaki sposób jest realizowany atak z głębin oceanu. W pierwszej fazie olbrzymia fala, która załatwia większość wrogów. W między czasie specjalni agenci eliminują z góry ustalonych i najbardziej niewygodnych przeciwników. Już na samym początku dzieje się dużo i ciekawie, a najlepsze dopiero nadciąga.  Jest nawet clifhanger na sam koniec, który mnie mile zaskoczył. Jakoś od pewnego czasu coraz większą przyjemność czerpię z czytania tego serialu i chodź nadal jest to tylko czytadło to  sprawia, że przyjemnie spędzam przy nim czas i nawet coraz mniej się tego wstydzę.


Adventure Time 2013 Annual 01 (2013)Adventure Time 2013 Annual, kaboom!


scenarzysta: Roger Langridge, Alex Cox, Bryce Carlson, Josh Williamson, Derek Fridolfs, Kory Bing oraz Sfé Monster, rysunki: Roger Langridge, Alex Cox, Dustin Nguyen, Jason Ho, Derek Fridolfs, Kory Bing oraz Sfé Monster,


To roczne, jakby podsumowanie serii jest tak pełne przygody, że aż trudno to opisać. Zeszyt zawiera sześć krótkich historii, gdzie każda zaskakuje i bawi na inny sposób. Raz cała opowieść jest uzależniona od alfabetycznie ułożonych wypowiedzi bohaterów . Innym razem twórcy parodiują stare, papierowe gry RPG i Ice King z pingwinami grają w Dungeons & Desserts, gdzie Finn i Jake są złym magiem wraz ze swoim smokiem, a Ice King wraz z trzema pingwinami tworzy archetypiczną drużynę bohaterów. Jest również gra planszowa płynnie przechodząca w opowieść o najbardziej niesamowitym mieczu w dziejach historii tej krainy. Jakby tego było mało to w grę można też zagrać samemu! Czytając każdy kolejny numer tej serii zawsze jestem pełen podziwu jak wspaniale twórcy wykorzystują komiks jako medium. W pełni wykorzystują jego wszelkie możliwości choćby poprzez niestandardowe kadrowanie lub inteligentne wykorzystywanie odwołań do popkultury i dopasowywanie ich do świata Ooo.


sobota, 22 czerwca 2013

#231 Y: The Last Man vol.9 - Motherland, scen. Brian K. Vaughan, rys. Pia Guerra oraz Goran Sudzuka

955621-9Przed ostatni tom wydania zbiorczego z numerem 9 jest w sumie tym na który wszyscy czytelnicy tej serii czekali od samego początku. Po ostatnich wydarzeniach wszyscy nasi bohaterowie aktualnie znajdują się w Chinach, w jakiejś mało ważnej miejscowości. Jednak co niewątpliwie jest istotne, nareszcie zostaje wyjaśniona zagadka tajemniczej zagłady praktycznie całej populacji mężczyzn na Ziemi i w sumie można by poprzestać pisząc o tym tomie.


Osobiście jednak mam dość spory problem z wyjaśnieniem jakie zaprezentował Vaughan. Jego koncepcja średnio do mnie przemawia. Trudno co prawda jest napisać o nim coś więcej, nie psując nikomu przyjemności z lektur jednak nie tego się spodziewałem. W sumie wszystko pasuje do siebie i układa się w sensowną całość jednak pod warunkiem, że przyjmiemy za prawdziwą teorię na której wszystko się opiera. Niestety dla mnie, jest to jakaś bzdura z pogranicza SF starająca się uchodzić za pseudo naukową koncepcję i to mocno psuje mi odbiór całości. Może miałem za duże oczekiwania i spodziewałem się zbyt wiele? Nie wiem. Jednak przyznać trzeba, przynajmniej widać wysiłek jaki włożył we wszystko scenarzysta, aby całość ładnie po domykać i jako całość wygląda to w porządku. Przecież zawsze mógł pójść na łatwiznę i wmówić czytelnikom, że to wszystko był tylko sen którejś z postaci jak często się robi w popkulturze lub wykorzystać jakieś inne równie oklepane przez popkulturę wyjaśnienie.


Jednak jest w tym tomie coś, co sprawia, że warto po niego sięgnąć i mam tutaj na myśli ostatnią opowieść w nim zawartą. Skupia się ona na dwóch artystkach z wędrownej trupy teatralnej znane już czytelnikom z jednego z poprzednich tomów. Zarówno jak wtedy, tak i teraz głównym wątkiem jest  sztuka oraz jej rola w życiu każdego z nas. Wszystko zaczyna się od kłótni, a kończy na wydawaniu komiksu w którym dwie autorki przeinaczają całą opowieść o Yoricku i tym razem giną na Ziemi wszystkie kobiety. Wszystko to prowadzi do całkiem innych wydarzeń i krajobraz po zagładzie wygląda inaczej, niż znamy z przygód ostatniego mężczyzny. Lubię taką autoironię, dystans i zabawę własnym dziełem jak pokazał w tym przypadku sam autor. Dobra opowieść na sam koniec dość ciężkiego tomu.

niedziela, 16 czerwca 2013

#230 cotygodniowa zeszytówka #59

JL15Justice League #15, DC Comics

scenariusz: Geoff Johns, rysunki: Ivan Reis

Dziś z powodu decyzji wielkich włodarzy z DC aby podzielić najnowsze wydarzenie Throne of Atlantis z Aquamana pomiędzy dwa tytuły, Liga Sprawiedliwych gościnnie zagościła na moim blogu. Wszystko jak zwykle rozpoczyna się od efektownych scen z wielką powodzią Metropolis na czele oraz nieudanych testach wojskowych nowych pocisków, gdzieś na oceanie. Równocześnie Aquaman prosi o pomoc swoich kolegów z JL, ponieważ coś dziwnego dzieje się z rybami i zapowiada to nadchodzące nowe niebezpieczeństwo. Jak bardzo głupio nie brzmiałoby to co napisałem powyżej trzeba przyznać, czyta się całkiem przyjemnie i nawet tworzy pozory w miarę logicznej całość. Dodatkowo, jak to bywa zazwyczaj w takich opowieściach, numer kończy się w spektakularny sposób zapowiadając wiele akcji oraz interesujący wątek rodzinny podwodnych władców w kolejnych numerach. Jednak mi najbardziej w tym numerze przypadł do gustu wątek z Supermanem oraz Wonder Women, podczas którego udają się na wspólną kolację do restauracji. Ciekawe spojrzenie na problem podwójnej tożsamości i jak to jest możliwe, że fajtłapa Clark zdejmie okulary, zrobi loczka, przebierze się w kostium i nikt nie jest w stanie go rozpoznać.


Deadpool 004Deadpool #4, Marvel


scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunek: Tony Moore

Jak na razie seria ta średnio przypadła mi do gustu. Po pierwszym numerze przy którym śmiałem się dość często następne już nie dostarczały tak wiele rozrywki. Ten zeszyt to zlepek udanych scen zapewniających całkiem przyjemną rozrywkę. Rozpoczyna się zabawną sceną, w której Wade przebrany za Merlin Monroe śpiewa słynne Happy Birthday dla powstałego z grobu J.F.K. Niezłym pomysłem scenarzystów jest również naśmiewanie się ze sposobu w jaki nasz bohater wraca na pokład samolotu po każdej wykonanej misji. Jest to istny samograj, który niestety pewnie będą eksploatować stanowczo za długo. Jednak najlepsze co jest w tym komiksie to łamanie, wywodzącej się z teatru, zasady czwartej ściany. Wilson co chwilę zachowuje się jakby zapominał, że jest tylko postacią z komiksu i zwraca się bezpośrednio do czytelnika. Dzięki temu powstają najlepsze fragmenty tej opowieści jak np. w tym numerze, kiedy Deadpool zdaje sobie sprawę, że ma do zabicia dziesięciu prezydentów na sześciu stronach! Zaleca na ten czas puścić sobie kawałek Pantery - Five Minutes Alone, a jeśli go nie mamy to jakikolwiek inny z tych które posiadamy. Potem następuje cała masa latających głów, przepoławianych ciał i morze krwi, czyli to co tygryski lubią najbardziej.


TMP 008The Manhattan Projects #8, Image Comics


scenariusz: Jonathan Hickman, rysunki: Nick Pittara

To jest naprawdę godne pochwały jak twórcy tej serii cały czas trzymają opowieść na wysokim poziomie. Dzięki temu po każdy kolejny zeszyt sięgam ze spokojem i przyjemnym uczuciem obietnicy dobrej zabawy, która na mnie czeka. Nie inaczej było i tym razem. Cały numer, co prawda skupia się tym razem głównie na przewrocie władzy w Star City oraz Los Alamos, ale zostało to zaprezentowane bardzo ciekawie. Za samo wydarzenie natomiast odpowiada kilka postaci dotychczas zajmujących raczej drugi plan, co moim zdaniem jest dość zaskakujące i pozwala spojrzeć na te postacie z trochę innego punktu widzenia. Swoją drogą nie spodziewałem się, że jedna z najbardziej szalonych postaci tej serii będzie skłonna do spisku i działania na tak wielką skalę.  Całość jest utrzymana raczej w dużej ilości czerwonej farby, ale równocześnie pełna humoru. Bo jak inaczej, niż śmiechem, można zareagować na widok komunistycznego rosyjskiego robota walczącego przy użyciu młota i sierpa? Znów ubawiłem się przednio przy tej serii i już z niecierpliwością oczekuję kolejnego numeru. Szkoda, że żadne polskie wydawnictwo nie ma w planach wydać tej serii. Chętnie postawiłbym ją na półce w naszym pięknym języku.

środa, 12 czerwca 2013

#229 Za Imperium, t. 1: Honor, scen. oraz rys. Merwan Chaban i Bastien Vivès

zaimprerium1Gdy sięgałem po ten komiks to spodziewałem się opowieści w stylu Drużyny A tylko, że z akcją osadzoną w starożytnym Rzymie. Garstka najlepiej wyszkolonych żołnierzy zdolnych do wszystkiego podczas szalonej i niewykonalnej misji. Wywnioskowałem tak z opisu podawanego przez wydawcę, przykładowych ilustracji oraz samej okładki. Miałem ochotę na coś w takim klimacie, więc kupiłem od razu, gdy tylko ukazał się na rynku. Jednak podczas samej lektury okazało się, że otrzymałem coś dość mocno odbiegające od moich wyobrażeń i ku mojemu zaskoczeniu jeszcze lepsze.


 Sama opowieść rozpoczyna się widowiskową sceną bitwy  podczas, której wojska rzymskie podbijają ostatnie miasta i tym samym Rzym staje się władcą całego znanego im wtedy świata.  Wszystko to było możliwe tylko i wyłącznie dzięki podstępowi, za który odpowiada oddział głównych bohaterów. Gdy już kurz po bitwie zdążył opaść, a nasi dzielni mężowie zdołali trochę odsapnąć, zostali wezwani przed oblicze samego cesarza, gdzie otrzymali kolejne zadanie. Muszą się udać poza znane tereny imperium w celu odkrycia nowych krain do podbicia.


W tym momencie cała historia nie spodziewanie zmienia swój klimat. Gdy niewielki oddział rzymian wyrusza w nieznane, całość przekształca się w obyczajową opowieść drogi. Już nie wrogo nastawiona armia jest największym niebezpieczeństwem, a nuda i zmęczenie codziennością. Następstwem tego jest oczywiście zwątpienie w sens całej wyprawy oraz pierwsze oznaki defetyzmu. Co prawda w całym albumie nadal sporo się dzieje i nie można narzekać na brak akcji, ale to głównie opowieść o walce z samym sobą jest najciekawszą częścią tego komiksu.


 Od strony graficznej komiks prezentuję się chyba jeszcze lepiej niż sama historia. Całość raczej jest utrzymana w szaroburej kolorystyce z dodatkiem sporej ilości czerwonej barwy, która świetnie kontrastuje z całością. Tworzy to wspaniały klimat wizualnie przypominający rysunki znajdujące się na starożytnych wazach lub ścianach budowli pamiętających dawne czasy. Wszystko dodatkowo wygląda jakby było trochę brudne, co dobrze oddaje klimat tamtych czasów oraz służby w armii rzymskiej. Ciekawie wygląda również w jaki sposób twórca ilustracji potraktował tło. W początkowych scenach oblężenia cała akcja dzieje się w nocy więc niebo i tło za razem jest czarne jak smoła, tylko czasem rozjaśniane przez jakieś ogniste strzały. W drugiej części komiksu natomiast tła są bardzo oszczędne, można by wręcz powiedzieć, że nic się na nich nie dzieje co bardzo dobrze podkreśla nudę i monotonię, która towarzyszy członkom wyprawy.


za_imperium1_11za_imperium1_6


Seria „Za Imperium” jest zamkniętą historią zawartą w trzech tomach, które Centrala zamierza opublikować do końca tego roku. Moim zdaniem jest to świetne posunięcie, ponieważ nie ma nic gorszego jak czekać na kolejne tomy latami. Wracając jeszcze na chwilę do samego wydania, to Centrala po raz kolejny dobrze się spisała. Komiks został wydany w formacie A4 z utwardzaną okładką, na gładkim, przyjemnym w dotyku papierze, który pięknie oddaje kolory ilustracji. Miło również ze strony redakcji, że podają w stopce redakcyjnej ilość nakładu tej publikacji. Kiedyś było to standardem, jednak jakiś czas temu ten zwyczaj niestety został zaniechany. Na szczęście, tak mi się wydaje, znowu powraca do łask. Pierwszy tom to dobra rozrywka na po południową chwilę z herbatą po ciężkim dniu. Dodatkowo daje obietnicę ciekawych przygód, które zapewne czekają w następnych tomach, więc moim zdaniem warto zainteresować się bliżej tą serią.

niedziela, 9 czerwca 2013

#228 cotygodniowa zeszytówka #58

0127_4227SEX #3, Image Comics

scenarzysta: Joe Casey, rysunek: Piotr Kowalski

Z jednej strony numer ten pokazuje jak główny bohater miota się w swoim życiu, ponieważ nie ma zielonego pojęcia co z nim zrobić. Kiedyś był tajemniczym obrońcą swojego miasta biegającym po nocach niczym Batman, a teraz ma prowadzić życie milionera i właściciela olbrzymiej firmy. Kiedyś myślał,  że pilnowanie miasta czemuś służy lecz potem okazało się iż było to tylko bezcelowe działanie. Czasem zastanawia się czy postać milionera nie była przykrywką dla jego prawdziwego ja  w postaci zamaskowanego bohatera, a teraz ma żyć tylko rolą alter ego? Z drugiej strony natomiast czytelnik podczas swej lektury ma okazję zaobserwować jak powoli zmienia się ułożenie wszystkich figur na kryminalnej szachownicy Saturn City. Jednak najbardziej podobała mi się końcówka numeru podczas której w bardzo ciekawy i ładny sposób zostały zmieszane razem ze sobą dwie sceny na różny sposób pokazujące tęsknotę za dawnym, niebezpiecznym życiem w roli zamaskowanych bohaterów i rzezimieszków. Zarazem niezwykle podniecającym i intrygującym.


All-New X-Men 012-000All New X-Men #12, Marvel


scenariusz: Brian Michael Bendis, rysunki: Stuart Immonen

Nie trzeba być co prawda geniuszem, aby wywnioskować z okładki kto gościnnie zawitał odwiedzić X-Men jednak tym razem szczerze powiem, okładka jest dość myląca. Mianowicie, całe spotkanie przebywa w dość spokojnej, bym rzekł atmosferze skupiając się głównie na rozmowie pomiędzy członkami dwóch zespołów. Jednak dzięki Jean Grey i jej przypadkowemu spotkaniu ze Scarlet Witch czytelnik nie może narzekać na brak akcji. Od samego początku tej serii widać, że rudej piękności pisana jest po raz kolejny smutna przyszłość i przyznam szczerze nie mogę się jej doczekać. Bardzo podoba mi się ta postać jako istota, która nagle otrzymała cały potencjał swych mocy i teraz kompletnie nie może sobie z tym poradzić. Drugim ciekawym wydarzeniem numeru jest spotkanie dwóch braci, Scotta z przeszłości z Havoc'iem. Cała utrzymana jest w klimacie miłego spotkania rodzinnego po latach, a kończy się w jakiś taki trudny do opisania pełen niepokoju sposób. Coś mi się wydaje, że młody Cyclop jeszcze tego pożałuje.


Thief of Thieves 014 (2013)Thief of Thieves #14, Image Comics


scenariusz: Robert Kirkman, Andy Diggle oraz James Asmus, rysunki: Shawn Martinbrough

Podczas lektury #14 numeru przygód najlepszego złodzieja w dziejach, naszło mnie takie smutne spostrzeżenie o tym jak straszne i już trochę przewidywalne jest jego życie. Jakby tego było mało przyczyną tego wszystkiego jest jego własny syn, którego całe życie starał się uchronić przez złodziejskim fachem, a on uparcie, jako to dziecko dążył w tym kierunku. Augustus ma takiego pecha, że za każdym razem gdy idzie do "pracy" to popada w tarapaty. Niestety Redmond, jak każdy ojciec, stara mu się pomóc i za każdym razem oboje popadają w coraz większe tarapaty. Nie inaczej jest i tym razem, tylko teraz wdepnęli już porządnie. Nie łatwo będzie się wykaraska z tego wszystkiego. Martwi mnie trochę, że przygody wielkiego złodzieja mają konstrukcję typowo serialową i tak naprawdę Kirkman z kolegami mogą ją ciągnąć w nieskończoność. Tylko w odróżnieniu od Żywych Trupów albo mojego ulubionego Invincible, ta seria nie wytrzyma zbyt długo opierania się na wciąż tym samym schemacie. Dodatkowo martwi mnie również nazwisko nowego scenarzysty, które pojawiło się w stopce redaktorskiej. Kojarzę pana Andiego Diggle tylko z niedawno przeczytanej przeze mnie serii The Losers oraz Green Arrow: Year One i obie one  raczej nie zrobiły na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia. Ot takie dwa klasyczne średniaki co się je zapomina zaraz po przeczytaniu. Chociaż trzeba być dobrej myśli. Może akurat tym razem mile się zaskoczę.

wtorek, 4 czerwca 2013

#227 The Place Beyond The Pines, reż. Derek Cianfrance, scen. Derek Cianfrance, Ben Coccio oraz Darius Marder

The-Place-Beyond-The-Pines-posterPamiętam jak bardzo wymęczył mnie, poprzedni film reżysera Blue Valentine i szczerze przyznam nie wiem co mnie podkusiło aby zabrać się za jego kolejne dzieło. Zapewne zachęciła mnie całkiem dobra obsada lub z każdej strony pojawiające się pozytywne recenzje.


Opowieść rozpoczyna się w momencie kiedy kaskader cyrkowy (Ryan Gosling) spotyka swój zeszłoroczny romans (Eva Mendes) i dowiaduje się, że w wyniku chwili przyjemności został ojcem. Sam nie znał swego papy więc teraz targają nim sprzeczne uczucia. Czy ma się zająć synem i jego matką pomimo tego, że już świetnie sobie ułożyli życie bez niego czy wyjechać i nigdy się nie pojawić? Nie będzie tutaj wielkim zaskoczeniem, gdy napiszę iż wybrał najgorzej jak tylko mógł, a potem już wszystko układało się coraz gorzej. Nawet wtedy gdy zmienili się bohaterowie i widź śledzi całkiem inną historię. Dzieje się tak ponieważ mniej więcej w połowie filmu widza spotyka jedyny pozytywny i zaskakujący moment całego seansu, w efekcie czego zmienia się opowieść. Głównym bohaterem zostaje Bradley Cooper w roli miejscowego policjanta i bohatera zarazem, który odkrywa nieprawidłowości u siebie na komendzie i postanawia je usunąć. Efekty tego są niestety bardzo łatwe do przewidzenia. Prowadzą również do niezwykle przejmującego i dołującego zakończenia (w wyobraźni scenarzystów, bo każdy kto zobaczył już w życiu przynajmniej z dziesięć filmów będzie ziewał z nudów), które sprawnie łączy cały film w całość.


Cały film opowiada losy kilku bohaterów na przestrzeni kilkunastu lat. Obserwujemy jak podejmują ważne decyzje w swoim życiu aby potem zmagać się z ich konsekwencjami. Jednak życie samo w sobie nie jest łatwo, dlatego też postacie filmowe muszą mieć znacznie bardziej pod górkę. Z tego też powodu nad filmem unosi się olbrzymi smutek przeciw któremu nie miałbym nic. W końcu umiejętnie dawkowane przygnębienie daje często do myślenia i nie raz już potrafiło mieć oczyszczające właściwości. Jednak w tym przypadku cały nastrój sprawia, że fabuła robi się przewidywalna, a czasem wręcz oczywista, ponieważ wszystko musi zmierzać ku gorszemu. Jakby tego było mało większość postaci ma niezwykle irytujące osobowości, które dosłownie drażnią swoją obecnością na ekranie. Gosling gra kaskadera cyrkowego totalnie nieprzystosowanego do życia w społeczeństwie, który czegokolwiek się dotknie to spartaczy głównie przez swoją głupotę. Jego "miłość" grana przez Evę Mendes po tym jak ułożyła sobie życie, postanawia wszystko zniszczyć spotykając się z idiotą, zamiast pozbyć się go z życia własnego i dziecka. Jednak najgorszą postacią był syn Aj, który swoim zmanierowaniem doprowadza do szału. Jakaś dziwna wypadkowa dresa i włoskiego mafioza. Wiecznie spocony aktor dodatkowo odgrywa swoją postać w taki sposób jakby za bardzo zapatrzył się w Don Vito Corleone.


The-place-beyond-the-pines


Sam film przy pomocy przeplatających się wątków głównych bohaterów próbuje pokazać, że w życiu nie ma nic nowego i wszystko cały czas zatacza koło. Szkoda tylko, że scenarzyści układając pod tą oczywistość cały film sprawili, że stał się okropnie przewidywalny robiąc z ponad dwugodzinnej opowieści okropny twór na którym niezwykle trudno jest wysiedzieć do końca. Równocześnie mieszając wątki udało im się sprawić dość sporą niespodziankę dla widzów mniej więcej w połowie historii. Jednak zaliczę im to jako błąd statystyczny, ponieważ przy tak męczącym scenariuszu oraz stanowczo za długim, coś musiało im w końcu wyjść dobrze, choćby przypadkiem. Matematyki nie da się oszukać.


Wszystko co wymieniłem powyżej sprawia, że film jest nudny, przewidywalny i stanowczo za długi, którego szczerze nie polecam. Jest to jedna wielka strata czasu i za każdym razem gdy widzę plakaty go reklamujący to zastanawiam się kto jest autorem wszystkich bardzo pochwalnych tekstów umieszczonych na nim? Zapewne nikt kto go obejrzał, bo tylko dla osoby która dopiero rozpoczyna swoją przygodę z kinem ten obraz może być zaskakujący, poruszający i ciekawy.

niedziela, 2 czerwca 2013

#226 cotygodniowa zeszytówka #57

Adventure Time 016 (2013)Adventure Time #16, BOOM! Studios

scenariusz: Ryan North, Sina Grace, Reed, Grant & Jai Nitz, rysunki: Shelli Paroline, Braden Lamb, S. Steven Struble oraz Pranas Naujokaitis

Najnowszy numer rozpoczyna się wprost niesamowicie od walki Mechów pomiędzy Finem i Jakiem, a Ice Kingiem i to wszystko w asyście uwięzionej, jak zawsze narzekającej LSP. Następnie jednak twórcy robią coś jeszcze lepszego. Mianowicie para głównych bohaterów odnajduje przypadkiem sekretne wejście do podziemi, które jest przeznaczone tylko dla TRUE ULTIMATE HEROES ONLY co od razu  sugeruje, że nie będzie łatwo. Po krótkiej, ale bardzo emocjonalnej rozmowie chłopaki zgadzają się, aby Ice King mógł wyruszyć wraz z nimi na zwiedzanie tuneli w poszukiwaniu skarbów. Tutaj właśnie zaczyna się najlepsza zabawa. Nagle Ice King staje się jakby głównym bohaterem, który co rusz opowiada bardzo smutne i przejmujące historie dzięki czemu sama postać została pokazana od nowej strony. Przy okazji świetnie wytłumaczył swoje ciągłe porwania księżniczek robiąc  z siebie prawdziwego bohatera! Powinien pracować w jakimś public relations bo jest w tym mistrzem. Dodatkowo znowu twórcy mocno bawią się formą umieszczając np. na jednej stronie wielki obrazek przedstawiający lochy,  a potem nakładając na to dziewięć kadrów, które po kolei ilustrują jak bohaterowie poradzili sobie z tym odcinkiem.  Jako dodatki do numeru zostały dołączone dwie bardzo krótkie historie. W pierwszej Princess Bubblegum bardzo nieładnie drwi z Ice Kinga, przez co było mi go znowu żal. Sama historia jest jednak świetnie zilustrowana jakby w klimacie starych, pożółkłych  ilustracji z gazet. Natomiast druga opowieść dotyczy próby odzyskania Ninja Princess od sami wiecie kogo, której wielkim plusem jest zabawne i zaskakujące zakończenie.


The Manhattan Projects _007_v2013The Manhattan Projects #7, Image Comics


scenariusz: Jonathan Hickman, rysunki: Nick Pittara

Co jeśli dwa największe mocarstwa na świecie poświęcają swoje najlepsze osiągnięcia tylko po to aby zdradzić się nawzajem? Co jeśli gdzieś tam w kosmosie czai się większe zło, a na naszej planecie nikt nigdy nie pomyślał o współpracy wśród tych którzy mogą cokolwiek z tym zrobić? Wtedy niestety wszystko musi pójść źle i o tym w sumie jest ten numer. Czytelnik jest świadkiem tajnego spotkania pomiędzy rosyjskimi, a amerykańskimi naukowcami, gdzie postanawiają w tajemnicy przed własnymi rządami razem współpracować. Jednak nie to jest najciekawsze w tym numerze. Znacznie bardziej interesujące jest obserwowanie jak z wszelkich "wielkich umysłów" wychodzą ludzkie kompleksy oraz chęć zabawy w boga. To jest przerażające w jakim stopniu władza oraz możliwości ich skorumpowały i doprowadziły do miejsca, w którym nie zawahają się zrzucić bomby atomowej na własne miasto lub zniszczyć obcą cywilizację tylko po to aby wzbudzić większą panikę i tym samym otrzymać większą władzę.


Aquaman-Zone-000Aquaman #14, DC Comics


scenarzysta: Geoff Johns, rysunki: Pete Woods oraz Pere Perez

Jak to zawsze bywa w świecie wielkiej dwójki i ich flagowych serii, po zakończeniu jednego wydarzenia zaraz zaczyna się kolejne i nie inaczej jest tutaj. Aquaman w końcu spotyka się ze swym bratem gdzieś w odmętach oceanu i udając wzajemną szczerość i miłość pięknie się okłamują. Wszystko to jednak zmierza do wielkiego zagrożenia, które znowu zostało wypuszczone na wolność. Lektura tego numeru jest tak samo satysfakcjonująca jak większości poprzednich, ale ostatnia strona numeru mnie mocno zezłościła. Już pominę to,  że całe nadchodzące wydarzenie pt. Throne of Atlantis pod względem głównego wroga będzie powtórką z rozrywki z tego co już mieliśmy okazję przeczytać w tej serii. Co z kolei zastanawia mnie czy Johns ma tylko jedne potwory do wykorzystania w tym uniwersum? Jednak to nic w porównaniu z ostatnim zdaniem jakie pada w tym numerze, które brzmi:"Throne of Atlantis begin in Justice League #15". Najpierw sprawdziłem w internecie jak to jest z tym wydarzeniem, bo miałem nadzieję, że główny wątek jest w Aquamanie, a w JL jakieś poboczne, które spokojnie będę mógł ominąć. Jednak byłoby to zbyt proste i wielcy włodarze DC chcący wyciągnąć więcej pieniędzy od czytelników podzielili wątek na dwie serie i teraz trzeba się również zaopatrzyć w JL, które kompletnie mnie nie interesuje. Mocno mnie denerwują te co roczne i wiecznie się nie kończące mega super i wszystko zmieniające eventy, które sprawiają tylko tyle, że mocno się zastanawiam nad zaprzestaniem czytania DC oraz Marvela i w zamian za to przejść tylko na mniejsze wydawnictwa gdzie poszczególne serie praktycznie się nie łączą.