wtorek, 31 lipca 2007

#13 Kozure Okami tom 6: Święto zmarłych scen.: Kazuo Koike, rys.: Goseki Kojima

Muszę się przyznać do wielkiej miłości do anime, za to jakoś manga nigdy do mnie nie docierała poza kilkoma wyjątkami jak "Akira", "Eden", "Domu - a Child's Dream". Jednak jest jedna manga którą pokochałem i na każdy kolejny numer czekam z olbrzymią niecierpliwością i jest to właśnie "Kazure Okami" czyli po naszemu "Samotny wilk i szczenię"Jest to opowieść o Roninie i jego synu, którzy razem wkroczyli na drogę meifumado (droga śmierci, demonów i potępienia) po tym jak została zabita jego żona, a ich nazwisko zostało zhańbione. Razem kroczą drogą zemsty, ojciec został płatnym zabójcą, który podróżuje wraz ze swym małoletnim synem. W najnowszym tomie mamy pięć historii chwalących honor, poświęcenie oraz odwagę. Mi najbardziej przypadła do gustu historia "Most Ikkoku" w której nie więcej niż trzy letni syn opiekuje się rannym ojcem. Mały chodzi codziennie nad wodę i łowi ryby, aby ojciec mógł sie posilić. Z racji tego, że maluch nie potrafi nic innego to stara się robić cokolwiek, aby pomóc. Piękna jest scena, gdy do łowiącego malca przychodzi kilku starszych chłopaków i zaczynają go bić, tylko za to, że łowi na ich miejscu. Nasz malec tylko stoi i się nie broni, aż do czasu kiedy wrzucają mu już złowione ryby do wody. Nasz mały bohater wie, że od tego zależy życie jego Taty i wtedy zaczyna dopiero walczyć. Piękny i mądry przykład odwagi i poświęcenia.

Cała manga składa się z 28 tomów i u nas zostały wydane na razie 6 z nich więc polecam sie zainteresować bo naprawdę warto. Ta seria to taki Akiro Kurosawa w świecie komiksów. Jeśli ktoś lubi tak jak ja klimaty samurajskie to na pewno się nie zawiedzie. Jest tu honor, pojedynki, intrygi i spiski. Czasem pojawiają się ninja lub inni płatni mordercy. Dzięki tej historii bardzo dokładnie poznajemy zwyczaje i obyczaje z tamtych lat. Różnie święta i obrządki i wszystko to jest podane w bardzo przyjemny i niezwykle ciekawy sposób.

Od strony graficznej seria przedstawia się bardzo dobrze. Ciekawe kadrowanie, czasem jeden kadr na jednej stronie, innym razem trzy albo cztery kadry na dwie strony. Kreska przyjemna i czytelna i to co mi się podoba w niej najbardziej to, to że nie wygląda jak standardowa manga. Nie znajdziemy tutaj dużych oczu, długich nóg i innych temu podobnych rzeczy.

Jak już wspominałem jestem po przeczytaniu sześciu tomów i wszystkie były świetne. Bardzo ciekawe opowieści, interesujący bohaterowie i cały klimat historii sprawia, że jest to bardzo wartościowa seria, którą gorąco polecam. 5/6 i życzę miłego czytania.

ps. Chciałbym tutaj podziękować jednej wspaniałej młodej kobiecie za ten komiks. W sumie to dzięki niej możecie o nim przeczytać. Dziękuje.


poniedziałek, 30 lipca 2007

#12 Live Free or Die Hard reż.:Len Wiseman, scen.: Mark Bomback

"Szklana pułapka 4.0" to świetny film w swojej kategorii. Wszyscy Ci, którzy oglądali poprzednie części doskonale wiedzą czego się spodziewać. Wszystkich pozostałych informuję, że to po prostu dobre kino akcji i przyjemna rozrywka i nic ponad to.

Oczywiście mamy znowu szaleńca, tym razem speca od zabezpieczeń komputerowych, który w imię wyższych racji zsyła armagedon na USA. Jest dzielny policjant, w tej roli świetny po raz czwarty Bruce Willis, który musi uratować swój kraj. Jest dużo pościgów i wybuchów. W sumie to już od pierwszych minut filmu dzieje się naprawdę dużo, bardzo efektownie i tempo nie zwalnia tak do samego końca filmu. Jeśli ktoś lubi takie kino albo po prostu ma ochotę na dobrą rozrywkę to polecam.

Jeśli skupimy się troszkę bardziej podczas seansu to możemy zauważyć wszystkie modne obecnie trendy w Hollywoodzkim kinie. Mamy tu zagrożenie wynikające z komputerów i odpowiedniej wiedzy jak jej wykorzystać, a nie np jakiegoś zamachu bombowego. Mamy temat fanatyków religijnych, bo jak mówi sam szwarc charakter w pewnym momencie lepiej żebym to ja zrobił ten zamach (w domyśle Amerykanin) niż jakiś fanatyk religijny. Widać Amerykanom jeszcze nie przeszedł strach po WTC i pewnie długo jeszcze nie przejdzie. Wrogowie poruszają się jak Le Parkour, co też jest niezwykle popularne ostatnio w kinie tego typu. Pełno gadżetów w typu iPod, wszyscy grają w "Gears of Wars" i takie tam (zapewne sponsorami był Microsoft i Apple, swoją drogą wrogowie sponsorują jeden film, to ładnie z ich strony).

Mi się film bardzo podobał i w swojej kategorii to mistrzostwo. Już dawno nie oglądałem tak dobrego kina akcji i nie bawiłem się tak dobrze. Jak dla mnie to 5/6 i uprzedzam, że jestem fanem tej serii więc ocena może być troszeczkę nie obiektywna, ale na 4 to film zasługuje w pełni. Na koniec jeszcze jedna sprawa. Bardzo mile w filmie zaskoczył mnie występ Kevina Smitha. Sam z siebie się naśmiewał (rozmowa o Gwiezdnych Wojnach) i ogólnie jakiś taki dystans zaprezentował do własnej osoby, a ja to bardzo lubię.

niedziela, 29 lipca 2007

#11 GranatowyPrawieCzarny reż.: Daniel Sánchez Arévalo, scen.:Daniel Sánchez Arévalo

Jakoś nie dawno zobaczyłem "GranatowyPrawieCzarny" i jakoś dopiero teraz postanowiłem coś napisać. Film opowiada losy młodego chłopaka, który pracuje, opiekuje się ciężko chorym ojcem, kończy studia i po prostu żyje. Spotyka się z przyjacielem, odwiedza brata w więzieniu i stara się jakoś zmienić swe życie na lepsze. Szuka swego miejsca i ma z tym wielki problem. Robi chyba to co każdy z nas na co dzień.

Film jest bardzo spokojny, stonowany i bardzo ciekawie opowiedziany. Wątki są bardzo dobrze poprowadzone i nawzajem się przeplatają z czego powstają bardzo ciekawe, czasem smutne, czasem wesołe sytuacje. Główny bohater wzbudza od początku sympatię widza i miło się to ogląda.

Świetni jest dobrany tytuł filmu. Tak jak trudno w życiu czasem odróżnić granatowy od czarnego (czasem to wszystko zależy od światła) tak i w tym filmie głównym bohaterom trudno odróżnić dobre od złych zdarzeń i tak jak w życiu to co czasem na początku wygląda bardzo źle w ogólnym rozrachunku okazuje się błogosławieństwem.

Polecam film bo świetnie się ogląda i z czystym sumieniem mogę powiedzieć że to najlepsza rzecz jaką widziałem w ostatnim czasie. 5/6

wtorek, 17 lipca 2007

#10 Juan Solo scen. Alexandro Jodorowsky, rys. Georges Bess

Tytułowy bohater Juan Solo to wyrzutek. Zaraz po porodzie został porzucony na śmietnik, gdzie znalazł go karzeł transwestyta, który wychowywał go jak mógł najlepiej na tym plugawym świecie. Nasz pupilek jednak z przyczyn niezależnych od niego musiał się szybko uniezależnić i zacząć dbać o siebie, co poszło mu całkiem łatwo. Najpierw został szefem małego gangu, następnie przy pomocy morderstw i oszustw został szefem ochrony senatora, by w końcu po zaskarbieniu sobie jego zaufania został prywatną ochroną jego małżonki (z czasem również kochankiem) i syna. Na końcu jednak przy pomocy niesamowitych zbiegów okoliczności i zawirowań fabuły zostaje jeszcze świętym. Tak pokrótce można opisać fabułę tej krótkiej, bo czterotomowej serii.

Wszyscy Ci którzy mieli już w jakikolwiek sposób kontakt z Jodorowsky'm , czy to przez komiks, czy poprzez film to doskonale wie czego się można spodziewać po tej serii. Jest to opowieść tylko dla dorosłych w której spotkamy się z: morderstwami, wulgarnym językiem, seksem, kazirodztwem, mutacjami i jeszcze kilkoma rzeczami. Fabuła jest naprawdę wciągająca i ciekawa, czyta się to jednym tchem i zakończenie jest naprawdę zgrabnie pomyślane. Sam scenariusz dostał główną nagrodę za scenariusz na prestiżowym Alph'art w 1996 roku na festiwalu w Angulerne.

Co do rysunków to trzeba przyznać że Bess świetnie się wywiązał ze swojego zadania. wszystko pięknie ze sobą współgra, paleta kolorów oparta na chyba pastelach dobrze podkreśla klimat wszechogarniającego brudu i niegodziwości.

Podsumowując jest to komiks do cna zły i okropny, nie ma w nim chyba żadnych pozytywnych wartości, ale dzięki temu możemy się z niego wiele nauczyć i co najpiękniejsze na samym końcu jest dalej tak samo jak na początku. Dla mnie ta seria jest jak najbardziej na 5/6 i gorąco polecam pod warunkiem że jesteście pełnoletni.

sobota, 14 lipca 2007

#9 Marvel Zombies scen. Robert Kirkman, rys. Sean Phillips,

"Marvel Zombies" to mini seria (tylko 6 numerów), która przypadła mi bardzo do gustu, bo jak tu się nie bawić świetnie jak twórcy postanowili wszystkich najważniejszych herosów z uniwersum Marvela zamienić w zombie i się z nich mocno nabijać? Jednak zacznijmy od początku. Na Ziemię trafia z kosmosu straszna zaraza, która tylko z superbohaterów robi zombie. Rozprzestrzenia się w zastraszającym tempie i po szybkim czasie ogarnia całą planetę. Jednak pozostaje garstka (przynajmniej na początku opowieści), która podejmuje walkę i tak się przedstawia pokrótce ta historia.

Urzekł mnie w tej serii czarny humor, którego chyba największym generatorem jest Spiderman. W pierwszym zeszycie pożarł swoją żonę i ciotkę i przez resztę serii ma straszne wyrzuty sumienia i to zawsze jak się naje. Wygląda to świetnie i jest się naprawdę z czego pośmiać, pod warunkiem ze ktoś lubi taki humor. Mądrze jest jeszcze pokazany problem braku pożywienia po zjedzeniu całej populacji ziemskiej. Ciągłe podejrzenia czy ktoś czegoś nie zjadł, nie ukrywa, walki między sobą o każdy kawałek mięsa i takie tam, ale i z tym sobie poradzili nasi bohaterowie.

Co do oprawy graficznej to niestety nie trafia ona do mnie. Po prostu nie jestem fanem takiej kreski. Jest jakaś taka bez polotu i nieciekawa. Jednak z drugiej strony trzeba zauważyć, że świetnie jest dobrana paleta kolorów. Wszystko jest szare i takie jakieś przybrudzone co świetnie pasuje do klimatu komiksu. Należy jeszcze nadmienić, że o ile sam komiks jest średnio narysowany to okładki są prześliczne i bardzo przyjemnie się je ogląda.

Mini seria na mocne 4/6 i jeśli kiedyś wyjdzie w naszym pięknym kraju, co jeszcze długo nie nastąpi, to będzie trzeba kupić.

#8 The King reż. James Marsh, scen.:Milo Addica, James Marsh

Film opowiada losy Elvisa, młodego mężczyzny, który po 3 latach w marynarce usa wraca do miasteczka "rodzinnego" aby się spotkać pierwszy raz z własnym ojcem. Gdy przyjeżdża na miejsce okazuje się, że jego tatuś został pastorem, założył nową rodzinkę i nie bardzo chce się zajmować swoim zapomnianym synem. Nasz główny bohater nie poddaje się i wynikają z tego potem ciekawe komplikacje, które się miło ogląda.

Film jest bardzo spokojny, co nie oznacza że się w nim nic nie dzieje. Ma swoje wolne tępo, które niektórym na pewno będzie wyglądać na straszne nudziarstwo, co jednak jest tylko powierzchowne. Ciekawie się ogląda jak to wszystko się układa i jak ludzie zaślepieni wiarą mogą sobie wszystko wytłumaczyć tak, żeby im pasowało. Swoją drogą jak oglądałem jak wyglądały msze w kościele z filmu to zawsze myślałem sobie: kurde co za cyrk. Intrygujące jest jeszcze jak ludzie ślepo poddają się wierze i z tego powodu postępują czasem nieracjonalnie. Stają się bezsilni i wszelkie sprawy zostawiają bogu. No trudno niektórzy tak niestety mają.

Jak dla mnie to film tak 4/6, do czego doszedłem dzień po obejrzeniu jak zacząłem się zastanawiać nad nim. Z niektórymi filmami tak jest że trzeba się z nimi przespać i dopiero wtedy zaczyna się podobać.

środa, 11 lipca 2007

#7 Spider-man 3 reż.: Sam Raimi, scen.:Alvin Sargent, Ivan Raimi, Sam Raimi

Jako fan komiksów ogląda ich adaptacje i o ile czasem jest z tego coś dobrego jak było np z pierwszym i ostatnim Batmanem, to niestety w większości są to straszne gnioty. Film o człowieku pająku jest taki sobie.

"Spider-man 3" jak to standardowa opowieść o super bohaterze opowiada o jego konfrontacji z wrogami i tutaj mamy aż trzech: Venom, Sandman i Goblin. Co z tego wyniknie nie ma sensu pisać, bo skoro jest to amerykańska super produkcja chyba od 12 lat to wszyscy wiedzą że się to dobrze skończy.

Całą historię się nawet przyjemnie ogląda, świetnie zrealizowane są sceny walk, pościgów i wszystkiego takiego czego w takich widowiskach nie może zabraknąć. Jednak efekty momentami są jakieś sztuczne i widać strasznie, że to z komputera pochodzą. Jednak warto zobaczyć chwile gdy Peter Parker zakłada symbiot z kosmosu i zaczyna z niego wychodzić jego ciemna strona. Tobey Maguire jest w tym momencie świetny, ze słabeusza i kujona robi się pewny siebie arogancki podrywacz i ogląda się to świetnie.

Cały film to miłe dwie godzinki nie zobowiązującej rozrywki i nic poza to. Jeśli podejdziemy do tego w ten sposób to naprawdę fajnie się będziemy bawić, nawet pomimo końcówki filmu która jest wyciskaczem łez i tak strasznie hamerykaska. Wszyscy wszystkim wszystko tłumaczą i proszą o zrozumienie, godzą się i takie tam, straszne po prostu, ale w końcu to film od 12 lat. Jak dla mnie to takie 3/6 z powodu zakończenia, ale i tak polecam jeśli ktoś lubi takie kino.

Na deser mam dla was super stronkę którą znalazłem dziś: http://www.animwatch.com/ na stronie do obejrzenia wiele świetnych animacji a ja polecam "Batman: Help Me!!!"

niedziela, 8 lipca 2007

#6 Zodiac reż.: David Fincher, scen.:James Vanderbilt

Dawno mnie tu nie było trzeba przyznać ale jakoś tak wyszło. Wyjazd, przeprowadzka i takie tam, jak ten czas szybko ostatnio leci. Zaniedbałem pisanie, lecz teraz to chyba wszystko wróci do normy.

Wczoraj się wybrałem do kina na "Zodiac'a" i muszę przyznać ze oczekiwania miałem bardzo wysokie. Po pierwsze bo to nowy film jednego z moich ulubionych reżyserów i twórcy mojego ukochanego filmu "Fight Club". Po drugie pod wpływem bardzo pozytywnych recenzji, jakoś tak samo wyszło że spodziewałem się dobrego kina i takie dostałem ale chyba tylko dobrego.
Film opowiada historię mordercy który siał postrach w San Francisco i okolicach na przełomie lat 60 i 70 ubiegłego wieku. Jednak co mi się podobało bardzo całą tą historię oglądamy z punktu widzenia ludzi, którzy chcieli go złapać. Świetnie jest pokazane jak tragicznie to wpływa na ich życie, jak powiększa się ich obsesja i dotrzeć do celu, którym jest odkrycie prawdy.
Bardzo dobrze jest również pokazane San Francisco tamtego okresu. Twórcy zadbali naprawdę o wszystko i wygląda to jakby się cofnęli w czasie.
"Zodiac" to dobrze zrealizowane kino rozrywkowe i tak trzeba to rozpatrywać. Chodź film jest naprawdę długi to nie dłużył mi się nawet przez chwilkę i naprawdę świetnie się bawiłem. Mile spędzony czas i tyle, w takim celu polecam ten film, ale niestety do takich perełek jak "Fight Club" i "Sev7en" to mu daleko, co nie zmienia faktu, że ocena jest 4/6 i w pełni na nią zasługuje.