sobota, 29 września 2007

#24 Transformers reż.: Michael Bay, scn.:Roberto Orci i Alex Kurtzman

Tak jakoś z braku czasu na nic, nie pisałem, ale gdzieś tam udało mi się zobaczyć najnowszy film Michaela (czyli passa oglądania ambitnego kina trwa, sasasasa) i ubawiłem się świetnie. Oczekiwałem czystej rozrywki na dwie godzinki z mnóstwem akcji i efektów specjalnych i nie zawiodłem się.

Fabuła przedstawia się skomplikowanie jak koncepcja cepa, czyli: Była sobie kiedyś planeta na której mieszkały transformersy i przy pomocy "magicznego" sześcianu Allstark rodziły się nowe roboty i cywilizacja przeżywała rozkwit. Ale jak to zawsze bywa pojawiła się część robotów, zwanych Deceptikonami, którzy postanowili wykorzystać sześcian w niecnych celach i tak unicestwili całą planetę. Jednak przetrwała garstka dobrych Autobotów i ich celem stało się odnalezienie Allstark'a. Po wielu eonach sześcian pojawił się na Ziemi i tu zostanie stoczona ostateczna walka pomiędzy dobrem, a złem, której my będziemy obserwatorami. Zostają w to również wmieszani dzielni i niezwyciężeni amerykanie i dzieje się naprawdę dużo.

Cały film jest bardzo równy i wspaniale jest zachowana proporcja pomiędzy akcją, a fabułą. Momentami jest zabawnie, później troszkę poważniej, a całość jest zrealizowana wyśmienicie. Oczywiście nie wolno w tym miejscu zapomnieć o stronie wizualnej filmu. Efekty specjalne to naprawdę mistrzostwo świata, co swoją drogą nie dziwi bo robiła je słynna firma Industrial Light & Magic. Wszystko wygląda olśniewająco i niezwykle widowiskowo, aż przyjemnie się na to patrzy. Jednak dość już tego chwalenia. Podczas oglądania naszła mnie taka myśl, że dla amerykanów ten film to chyba ma być tak jak dla nas "Pan Tadeusz". Widać jaka kultura taki środek na pokrzepienie serc w trudnych chwilach. W "Transformersach" USA jest najwspanialsze na świecie, wojsko nie do pokonania, dobre Autoboty to wspaniała reklama amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego i tak dalej.

Jeśli ktoś poszukuje nie zobowiązującej rozrywki, gdzie 15 min po wyjściu z kina nie będzie już myślał o filmie i nie przeszkadza mu propaganda usa to gorąco polecam. Jednak jeśli szukacie czegoś do przemyśleń i oczekujecie wielkich emocji w kinie to idźcie na coś innego. To po prostu dobra rozrywka tym razem w wydaniu amerykańskim.

wtorek, 18 września 2007

#23 De Grønne slagtere reż. i scen.:Anders Thomas Jensen

Po naszemu tytuł brzmi "Zieloni rzeźnicy"i jest to duński film o dwóch przyjaciołach, którzy otwierają wspólnie sklep mięsny. Po kilku nie przewidywalnych zbiegach okoliczności zaczynają sprzedawać ludzkie mięso, co okazuje się prawdziwym hitem. Codziennie gigantyczne kolejki klientów przed sklepem, program w telewizji i zawiść konkurencji. Tak w skrócie przedstawia się fabuła.

Główna para bohaterów to świetnie dobrane dwie osobistości. Postać Svend'a grana przez Mads Mikkelsen to taki miły, spokojny i bardzo zagubiony psychopata mordujący ludzi. Jego partner Nikolaj Lie Kaas grający dwie role braci bliźniaków daje ciekawe show. Bjarne jest facetem po załamaniu nerwowym, który kolekcjonuje szkielety zwierząt które zabił będąc rzeźnikiem, natomiast jego brat Egil jest wegetarianinem i człowiekiem, który przebudził się po 7 latach śpiączki i zachowuje się jak przerośnięte dziecko w wieku 30 lat. Ogląda się to świetnie i momentami jest nawet śmiesznie, ale jest to raczej czarny humor i troszkę makabryczny.

Co do pana reżysera Anders Thomas Jensen to warto przyjrzeć mu się bliżej. Pisze scenariusze i kręci filmy, jest również członkiem Dogmy. Napisał scenariusze do takich filmów jak: "Jabłko Adama" "Król słońca" "Wilbur chce się zabić" i "Mifune". To tylko niektóre z jego zrealizowanych scenariuszy, a trzeba zaznaczyć, że w tej kwestii jest bardzo płodny.


Film ogląda się naprawdę przyjemnie, chodź to raczej jeden z tych filmów co snuje się do przodu leniwie i własnym specyficznym torem. Jeśli lubicie groteskę, czarny humor i troszkę makabry to polecam brać ten film w ciemno i się spodoba.

ps. Film jest z 2003 roku i jak na razie nie ma w naszym pięknym kraju dystrybutora. Więc kto ma ochotę zobaczyć musi się sam postarać, a nie jest naprawdę trudno go dostać.

czwartek, 13 września 2007

#22 Rewolucje - Parabola scen. i rys.: Mateusz Skutnik

„Rewolucje” to komiks inteligentny, śmieszny i dobrze napisany. Opowiada o ideach, marzeniach i wynalazkach. W albumie „Parabola” mamy przedstawionych kilka historii zgrabnie połączonych z sobą i tak możemy poznać np opowieść odkrywcy czarnego lądu, matki, która dość ciekawie zapatruje się na macierzyństwo, albo losy szalonego profesora Gunther’a Nett, która najbardziej przypadła mi do gustu.


Mateusz Skutnik wymyślił sobie bardzo ciekawy i oryginalny świat niby ludzi przypominający okres rewolucji przemysłowej. Pełen jest szalonych wynalazków i rewolucyjnych teorii. Czytając ten album czuję się, że autor tworząc go miał konkretną wizję tego, co chce przedstawić. Wszystko jest opowiedziane w taki przyjemny, spokojny i leniwy sposób.


Od strony wizualnej komiks prezentuje się ciekawie. Autor ma swoją już od jakiegoś czasu mocno rozpoznawalną kreskę. Jest ona troszkę dziwna, ale bardzo czytelna i ciekawa. Nie ma tutaj efektownego kadrowania, ani oszałamiających efektów graficznych. Jest za to naprawdę dobra opowieść. Całość jest utrzymana w pastelowych kolorach, co idealnie pasuje do klimatu komiksu.


Komiks Mateusza Skutnika jest naprawdę dobrą pozycją i warto w niego zainwestować te w miarę nie wielkie pieniądze. Jeśli lubisz inteligentną i zarazem dowcipną rozrywkę to nie będziesz żałował wydanych pieniędzy. Na koniec trzeba jednak powiedzieć, że „Rewolucje” niestety czyta się dość szybko i to jedyna wada. Zaraz po przeczytaniu mamy ochotę na więcej, ale na szczęście są już dostępne kolejne trzy tomy.



#21 300 scen.: i rys.: Frank Miller

W roku 480 p.n.e. armia tak olbrzymia, ze drżała pod nią Ziemia przybyła do Grecji aby zniszczyć ostatni przyczółek zdrowego rozsądku. Opór stawia garstka tytułowych 300 wojowników, lecz nie są to zwykli wojownicy to Spartiaci.


Tak w skrócie można opisać ten niesamowity komiks. Opowieść o męstwie, miłości dla swego kraju i gotowości poświęcenia życia za ukochaną ojczyznę. Opowieść skupia się na podróży króla Sparty Leonidasa i jego trzystu wojowników do Termopil – miejsca przeznaczenia i wielkiej bitwy z Persami pod dowództwem Kserksesa. Podczas tej podróży poznajemy głównych bohaterów, zaczynamy ich podziwiać i niestety wyczekiwać nieubłaganego zakończenia. Ciekawie się jawią dwaj główni antagoniści. Leonidas jako pochwała wszelkich najlepszych cech mężczyzny i króla. Twardy, pełen dumy i honoru, nieustępliwy i przepełniony taką charyzmą, że pod wpływem jednego jego słowa wszyscy mu podlegli wyruszają na pewną śmierć. Kserkses za to jawi się jako całkowite przeciwieństwo. Pełen pychy, cały obwieszony drogocennymi naszyjnikami jawi się czytelnikowi raczej jako pseudo mężczyzna nadmiernie dbający o swój wygląd, aniżeli prawdziwy wojownik.


Od strony wizualnej to prawdziwe cudo. Kto miał już do czynienia z komiksami rysowanymi przez Franka Millera wie czego się spodziewać. Wspaniały i rozpoznawalny styl autora idealnie odzwierciedla chaos panujący na polu walki. Bardzo widowiskowo jest przedstawiona cała potyczka u Gorących Wrót. Cało stronnicowe kadry przedstawiające walkę, świetne kadrowanie i niesamowite, wspaniale pasujące do całości kolory nałożone przez Lynn Varley pokazują w pełni, że mamy do czynienia z prawdziwym artyzmem.
Równocześnie chciałbym w tym miejscu wyrazić pełen podziw dla Taurus Media za wspaniałe wydanie tego komiksu w Polsce. Jest to naprawdę kawał dobrej roboty.


Podsumowując „300” jest wspaniałym komiksem z pełną patosu i honoru wciągającą historią, z mistrzowskimi rysunkami. Komiks który trzeba znać i warto mieć we własnej kolekcji.



poniedziałek, 10 września 2007

#20 Nigdziebądź, autor: Neil Gaiman

Książka opowiada losy Richarda Mayhew, któremu wydawało się ze ma wszystko. Ukochaną kobietę, fajną pracę i spokojne unormowane życie, do czasu gdy na swej drodze nie spotkał zakrwawionej kobiety o imieniu Drzwi. Nie wiedzieć czemu postanowił rzucić wszystko i pomóc dziewczynie, od tego zaczęły się jego wszelkie problemy i wielka przygoda, która odmieniła jego życie na zawsze.

Akcja książki dzieje się w "Londynie pod" jest to alternatywna, fantastyczna wersja wersji "Londynu nad" troszkę na wzór średniowiecza. Zagłębiając się w lekturze poznajemy zasady działające tym światem, fantastycznych bohaterów i wspaniałe miejsca. Jak zwykle u Gaimana czyta się to świetnie i bardzo przyjemnie. Jest to takie fantasy ale nie do końca, bo niby mamy do czynienia z fantastycznymi postaciami i miejscami, ale z drugiej strony główny bohater ciągle porównuje to do normalnego życia i pragnie za wszelką cenę tam wrócić.

Z "Niegdziebądziem" to w ogóle jest ciekawa sprawa. Gaiman jeszcze za czasów kiedy nie był taką gwiazdą jak dziś został poproszony o napisanie, chyba dla NBC, scenariusza dla serialu fantasy i napisał właśnie "Niegdziebądź" z czego powstał chyba ośmio odcinkowy serial fantasy. Po jego umiarkowanym sukcesie Neil troszkę przerobił scenariusz i powstała książka. Następnie kilka lat później powstał jeszcze komiks na podstawie tej samej historii ale już bez udziału Gaimana bo jak sam powiedział albo wszystko zmienię albo nic i pozostawił wolną rękę twórcom. Więc "Nigdziebądź" można uznać w pełni za multimedialną formę sztuki.

Książkę czyta się naprawdę przyjemnie i zaskakuje w kilku miejscach. Jeśli ktoś z was miał już do czynienia z tym autorem to wie czego się spodziewać, całej reszcie polecam z czystym sercem tą miła i niezobowiązującą rozrywkę.

#19 The Ultimate Gift reż.:Michael O. Sajbel, scen.:Cheryl McKay

Opowieść stara jak świat, o rozpuszczonym, obrzydliwie bogatym młodym mężczyźnie, który pod wpływem życiowych doświadczeń przechodzi wewnętrzną przemianę i wychodzi na ludzi. Kurcze nawet się nie spodziewałem jaki świetny film zobaczę.

Cała historia zaczyna się od śmierci jednego miliardera i spotkania jego rodziny przy dzieleniu spadku. Zasada jest prosta: dowiadujesz się co dostałeś i wychodzisz i ku naszej uciesze na sam koniec zostaje nasz główny bohater, lecz on zamiast pieniędzy lub innych dóbr dostaje kilka prezentów. Prezentów w postaci dwunastu zadań podczas wykonywania których pozna co naprawdę jest ważne w życiu. Będzie musiał min. sam zarabiać na siebie, poznać co to znaczy "prawdziwy przyjaciel" i nauczy się pomagać innym.

Jak dla mnie jest to taka bardzo przyjemna współczesna bajka, kończąca się morałem i słodko gorzkim happy endem. Przez cały film obserwujemy wewnętrzną przemianę naszego głównego bohatera. Od wiecznego imprezowicza, rozpuszczonego bogacza i samoluba do odpowiedzialnego, kochającego i wartościowego człowieka.

Nie wiem czy akurat miałem nastrój na coś takiego, chociaż ja naprawdę lubię takie troszkę naiwne kino, które odbudowy wuje mój pozytywny obraz świata, ale film spodobał mi się wybitnie. Naprawdę świetnie się ogląda, nie można się nudzić nawet przez chwilkę i polecam gorąco każdemu. Dobry film na wspólny wieczór z ukochaną osobą.

wtorek, 4 września 2007

#18 Superman - Peace on Earth scen.:Paul Dini, rys.: Alex Ross

"Tylko jeden chłopiec przemówił. Spojrzał na to, co mu dałem, potem na mnie i spytał,
"A przyjdziesz jutro?"
Odwróciłem wzrok."


Ten cytat idealnie oddaje klimat całego komiksu. Zaczynając go czytać totalnie nie wiedziałem czego się spodziewać. W sumie nie lubię Supermena jako postaci, dla mnie jest po prostu nudny i raczej nie czytam jego sztampowych przygód. Sięgając po ten tom spodziewałem się kolejnej walki z jednym z super łotrów, który znalazł troszkę kryptonu i postanowił zrobić z niego użytek. Jednak zaskoczyłem się mile, chodź opowieść jest raczej przygnębiająca. Człowiek ze stali walczy tym razem ze światowym głodem i niestety z góry jest spisany na niepowodzenie. Tak jakoś od pierwszych stron czuć przedsmak jego klęski. Jego oponentami tym razem są światowi dyktatorzy, albo ustroje państwowe, które postrzegają go jako wroga narodu i nie wydają zgody na pomoc, ponieważ albo się im to nie opłaca, lub zastraszonym i głodnym ludem łatwiej rządzić. Chodź opowieść raczej smutna jest i prawdziwa, bo w końcu mówi o tym co każdy z nas wie, to czyta się to naprawdę dobrze, a po lekturze daje do myślenia.

Od strony graficznej komiks prezentuje się bardzo dobrze. Kto już miał do czynienia z rysunkami ALex'a Ross'a (np. poprzez "Kingdom Come" wydane u nas przez Egmonta) ten wie czego się spodziewać. Bardzo dobry rysunek realistyczny, raczej przypominający obrazy, niż ilustracje w opowieści obrazkowej. Świetne kolory i kadrowanie takie nietypowe, kilka dużych ilustracji na dwóch stronach i tak prawie przez cały tom.

Ciekawy jest również sposób narracji tej opowieści. Nie ma tu standardowych dymków w poszczególnych kadrach, lecz wszystko jest wypowiedziane w formie myśli Supermana. Taki komentarz jakby z poza kadru. Tak jakbyśmy oglądali film i cały czas narrator nam opowiadał co się dzieje. Komiks naprawdę wart przeczytania, polecam. Na końcu daje jeszcze troszkę nadziei na poprawę, tylko ze my nie mamy Supermana.