niedziela, 28 kwietnia 2013

#215 cotygodniowa zeszytówka #52

Na samym początku chciałbym coś ogłosić. Mianowicie jest to już #52 odsłona mojego cotygodniowego cyklu, więc z moich obliczeń wynika, że prowadzę go już cały rok! Nie opuściłem ani jednej niedzieli, a było ku temu kilka okazji. Sumiennie i co najważniejsze regularnie prowadziłem tą rubrykę i to z własnej nieprzymuszonej woli. Cieszę się, bo jeszcze nigdy nie wytrwałem w żadnym moim postanowieniu tak długo. O jakiejś regularności i systematyczności w moim życiu nie ma nawet co wspominać. Mam nadzieję, że nie braknie mi sił i ochoty do dalszego pisania, a wam czytelnikom, nadal będzie sprawiać przyjemność czytanie tego co stworzę w pocie czoła. Zapraszam do lektury.


Adventure Time 15 (2013) (4 covers)Adventure Time #15, BOOM! Studios

scenariusz: Ryan North, Steve Wands, rysunki: Shelli Paroline, Braden Lamb, Steve Wands

Wszystko zaczyna się niewinnie. Princess Bubblegum urządza swoją słynną herbatkę dla swoich koleżanek księżniczek. Było by to kolejne nudne i sztywne spotkanie, gdyby niespodziewanie nie pojawił się na nim nieproszony gość Magic Man. Ma on w planach zniszczyć to przyjęcie, w czym oczywiście przeszkadza mu para głównych bohaterów. Jednak tym razem wszystko nie kończy się dobrze, ponieważ Jake i Finn tracą głosy. Można by powiedzieć,  kolejna nieskomplikowana opowieść z krainy Ooo, gdyby nie to, że twórcy po raz kolejny postanowili zabawić się formą i przy okazji pokazać jak wiele ma jeszcze do zaoferowania medium komiksowe. Mianowicie, w momencie kiedy główni bohaterowie tracą głosy, to zaczynają się porozumiewać tylko przy pomocy piktogramów. Dzięki czemu miałem mnóstwo frajdy podczas prób rozszyfrowania ich wypowiedzi. Czułem się jak jakiś odkrywca, który znalazł zaginiony język i próbuje go teraz rozszyfrować.  Jestem pod wielkim wrażeniem, jak z każdym numerem twórcy wynajdują kolejne twórcze formy opowiadania historii w obrębie ciągle jednego i tego samego medium jakim jest komiks.


Uncanny Avengers 007-000Uncanny Avengers #7, Marvel


scenarzysta: Rick Remender, rysunek: Daniel Acuña

W poprzednim numerze Thor popełnił straszliwą pomyłkę przez którą w przyszłości ściągnie na Ziemie wielkie niebezpieczeństwo. Aktualny numer pokazuje nadciągający problem, a zapewne w przyszłym nasi bohaterowie jakoś z kłopotem się uporają. Choć zagrożenie jest niewyobrażalnej skali, to jakoś nie martwię się o wynik tej potyczki. Numer będący wprowadzenie do dalszych przygód, jednak dość ciekawy, przez co spędziłem przy nim mile czas. Jenak najlepszym fragmentem zeszytu jest rozmowa pomiędzy Wasp, a Havokiem. On dalej stara się uporać z problemem popularności swojej grupy wśród opinii publicznej. Ona zaproponowała wyjście, które może w tym pomóc. Swoją drogą nie tylko to mu proponowała. Mianowicie drogą w poprawie wizerunku medialnego ma być nowa, hipsterska marka ubrań dla młodych, wzorowana na strojach X-menów! Która w chwili zapowiedzi została już wysprzedana, bo jak sama to ujęła Wasp: "Ich rodzice mogą nienawidzić oraz bać się mutantów, ale ich dzieci będą ich idealizować i naśladować". Dobre zagranie które udanie puentuje nasze czasy. W końcu wszystko prędzej, czy później jest na sprzedaż. Samo użycie słowa hipster w komiksie już świadczy o tym jak to moda miesza się z życiem i odwrotnie.


Sex 001 (2013)SEX #1, Image Comics


scenarzysta: Joe Casey, rysunek: Piotr Kowalski


Nowa seria od Image Comics, po którą sięgnąłem z powodu swojsko brzmiącego imienia i nazwiska rysownika, a zaglądając na jego stronę deviantART upewniłem się, że pochodzi on z Polski. W naszym kraju niektórzy mogą go kojarzyć z wydawanej przez Egmont serii Gail. Co do samego komiksu, to wbrew tytułowi nie zawiera tak wiele seksu jak można by się tego spodziewać. Przez co teraz siedzę i rozmyślam dlaczego twórcy wybrali właśnie taki, a nie inny tytuł. Pierwszy numer opowiada o byłym superbohaterze wracającym po latach do swojego miasta, które dawno temu poprzysiągł strzec. Nie wiemy dlaczego je opuścił, ani co skłoniło go do powrotu. Całość prezentuje się  jako spokojna lektura głównie skupiająca się na postaciach oraz relacjach pomiędzy nimi. Fabuła wygląda na przemyślaną,  jakby każda z postaci miała w przyszłości jakąś ważną rolę do odegrania co sprawia, że mam ochotę sięgnąć po kolejny numer. Jedyne co mnie martwi to nazwisko scenarzysty.  Jak na razie przeczytałem tylko jeden jego tytuł The Milkman Murders, który okazał się czymś okropnym. Miałem wielki problem aby dotrzeć do końca serii składającej się z czterech odcinków. Mam tylko nadzieję, że od tego czasu nauczył się pisać scenariusze, co akurat ten numer na razie potwierdza.


Deadpool_1_TheGroup_01Deadpool #1, Marvel


scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunek: Tony Moore


W końcu postanowiłem zapoznać się z postacią o której słyszałem dużo dobrego, a jakoś nie było okazji bliżej poznać. Gdy dowiedziałem się, że i ta seria otrzymuje tak jakby nowy sezon vol. 3 po zeszłorocznym restarcie Marvela postanowiłem sięgnąć po Deadpoola. Ten komiks to niczym nieskrępowane szaleństwo. Jest w nim mag przywołujący do życia Harrego S. Trumana. Coś przypominającego Godzillę niszczącego Manhattan. Zombie, krew, główny bohater strzelający na lewo i prawo świetnymi one linerami. Ten komiks to dobra zabawa pełna naprawdę śmiesznych momentów. Wade Wilson jest postacią z tak wielkim dystansem do siebie i otaczającego go świata, że naprawdę trudno go nie lubić. Mnie kupił już po pierwszym numerze. Wisienką na torcie jest dla mnie okładka autorstwa Geofa Darrowa, którego uwielbiam za jego zamiłowanie do szczegółu. Za każdym razem kiedy oglądam znane mi już jego prace, to zawsze wypatrzę coś nowego. Jest niesamowity i wszystko na czym jest jego nazwisko potrafię kupić w ciemno.

wtorek, 23 kwietnia 2013

#214 Planet Hulk, scenariusz i rysunki: różni twórcy

Znalazłem ostatnio swój tekst, który pierwotnie znalazł się na Motywie Drogi jakieś cztery lata temu. Z wielkim zdziwieniem odkryłem, że nigdy się nie pojawił na tym blogu. Byłaby szkoda jakby miał się zmarnować, a ktoś może przeczyta z przyjemnością.


Głównie na łamach „Incredible Hulk” vol. 3 #92-105 oraz w kilku zeszytach „Fantastycznej Czwórki” rozegrała się historia zielonej sałaty Marvela, znana czytelnikom lepiej jako „Planet Hulk”. Do lektury zasiadłem nastawiony na czystą demolkę, bo przyznam, że tylko z tym kojarzy mi się ta postać i w sumie dostałem to, czego oczekiwałem, a do tego mały dodatek…


planet-hulk2


Hulk, gdy dostanie szału, staje się nieobliczalną istotą, która niszczy wszystko, co napotka na swej drodze. Niestety cierpi z tego powodu wielu: przypadkowi ludzie, miasta a nawet superbohaterowie, którzy dostaję lanie. Jak można się domyślić taka sytuacja nie mogła trwać długo i „wielcy tego świata” pod postacią Reeda Richardsa z Fantastycznej Czwórki, profesora Xaviera, Doktora Strange’a i króla Inhumans – Black Bolta postanawiają wysłać Hulka w kosmos. Nadarza się ku temu świetna okazja, ponieważ zielony olbrzym, na prośbę szefa organizacji S.H.I.E.L.D., udaje się na orbitę okołoziemską. Ma zniszczyć satelitę z niewyobrażalnie potężną bronią, którą zawładnęła sztuczna inteligencja – a z „Terminatora” wiemy czym to się kończy. Po wykonaniu zadania po naszego bohatera przylatuje kawaleria dzielnych amerykańskich żołnierzy, którzy zamiast sprowadzić go z powrotem na Ziemię, wysyłają go w kosmiczny portal prowadzący na specjalnie wybraną, niezamieszkaną nową ojczyznę Hulka. A on sam w międzyczasie zdążył już się mocno zdenerwować! Jak to zawsze bywa, coś idzie nie tak i zielony gigant trafia na planetę Sakaar.


W tym miejscu zaczyna się właściwa opowieść, która jest marvelowską wersją takich filmów jak „Spartakus” lub „Gladiator” oraz amerykańskiego snu: „Od pucybuta do milionera”. Hulk trafia na planetę zamieszkaną przez inteligentne rasy, tworzące cywilizację, o określonym ustroju i podziale na klasy społeczne. Na samym początku nasz bohater zostaje pojmany, uznany za niewolnika panującego władcy i z racji swoich zdolności zmuszony do walk na arenie jako gladiator. Hulkowi to nie w smak – staje się coraz bardziej wściekły, robi się coraz bardziej silny – w konsekwencji czego wygrywa wszystkie walki i zostaje bohaterem. Następnie dokonuje przewrotu, zakochuje się (!), zwycięża niezliczone ilości przeciwników i kilka innych rzeczy. Na swej drodze spotyka również Silver Surfera i to według mnie jest świetny wątek, który sam w sobie wart jest poznania. Tak przedstawia się historia, jednak to nie ona podobała mi się w niej najbardziej. Najciekawszy jest sposób przedstawienia głównego bohatera. Fakt, to dalej jest nieobliczalny potwór, który niszczy wszystko na swej drodze. Jednak na planecie gdzie wszyscy są potworami, gdzie za przyjaciół ma „równych” sobie zaczyna współpracować, pomagać innym, troszczyć się o współtowarzyszy, a nawet kochać.


planethulk2


Od strony graficznej komiks prezentuje się w porządku. Niech świadczy o tym, że nie zapadła mi w pamięć kreska ani jednego rysownika, który maczał palce w tworzeniu tej opowieści. Najciekawiej prezentują się same okładki, tworzone przez artystę ukrywającym się pod pseudonimem Ladronn – fragment możecie zobaczyć powyżej, na grafice pochodzącej z numeru 102 – moim zdaniem najlepszej.


Greg Pak stworzył historię która zmieniła mój sposób patrzenia na postać Hulka. Choć „Planet Hulk” jest czysto rozrywkową opowieścią, z przewidywalnym zakończeniem, to czyta się to naprawdę przyjemnie i wywołuje zaciekawienie – co będzie dalej. Interesująco również został przedstawiony sam Hulk, który w momencie otrzymania zaszczytów na nowej planecie bardzo długo ich odmawia, ponieważ czuje że jest potworem i nic dobrego z tego nie wyjdzie. Już nie jest przedstawiony jako bezmyślna maszyna do demolki, lecz jako prawdziwy bohater, do którego świetnie pasuje sławne komiksowe motto: „Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność”.

niedziela, 21 kwietnia 2013

#213 cotygodniowa zeszytówka #51

Aquaman-Zone12Aquaman #11, DC Comics

scenarzysta: Geoff Johns, rysunki: Ivan Reis

Jakiż ten Aquaman to prosty i nie skomplikowany serial jest. W poprzednim numerze nasz bohater odłączył się od swej grupy współtowarzyszy The Others. Dlatego też oni skontaktowali się z jego ukochaną Merą, wszystko pośpiesznie jej wytłumaczyli i udali się na pomoc przyjacielowi. Tymczasem Arthur odnalazł Black Mantę oraz profesora Shina w pewnej grocie, akurat w momencie kiedy BM odnajduje broń, która zniszczyła niegdyś Atlantydę. Jak łatwo się domyślić, doprowadziło to do wielkiej konfrontacji, z wybuchami, śmiercią wielu oraz dramatycznym finałem. Ten komiks jest bardzo przeciętną pozycją, ale jakoś nie mogę zrezygnować z jego lektury, co powoli zaczyna mnie fascynować. Każdy kolejny numer jest coraz bardziej przewidywalny, jednak dzięki temu mogę bez skrępowania wyłączyć sobie mózg na kilkanaście minut i się zrelaksować po ciężkim dniu. Taka głupkowata rozrywka, której od czasu do czasu chyba każdy z nas potrzebuje. Jedyne co mi się podoba w tym komiksie, to obraz głównego bohatera, który jest w nim prezentowany. To nie jest jakaś sierota z dna oceany, a bezlitosny, nieliczący się z nikim, opanowany rządzą zemsty superbohater.

The Manhattan Projects_005The Manhattan Projects #5, Image Comics

scenariusz: Jonathan Hickman, rysunki: Nick Pittara

W Nowym Meksyku reprezentanci Ziemscy mają tajne spotkanie z przedstawicielami obcej cywilizacji. Na spotkaniu tym znajdują się również nasi dobrzy starzy znajomi w postaci fizyka Oppenheimera oraz generała Grovesa. Powiedzieć, że to zgromadzenie zakończyło się źle to delikatne stwierdzenie. Jednak najciekawsze w nim to kolejna informacja na temat Oppenheimera jaką zdobywa czytelnik. Pomysł ciekawy i zaskakujący wiele mówiący o tej postaci. Krótko mówiąc, podoba mi się jeszcze bardziej. Lubię takich szaleńców. Jednak w wyniku tego spotkania, cała Ziemia znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie, z którym jakoś muszą sobie poradzić nasi bohaterowie. Numer ten zawiera wszystko to co powinno być w dobrym S-F. Są więc kosmici, wyprawa w gwiazdy, podróże portalami, trochę pseudo naukowych terminów. Dzięki temu wszystkiemu, jest to bardzo przyjemna i wciągająca lektura. Podczas lektury przyszły mi do głowy inne świetne serie z wydawnictwa Image Comics i zacząłem się zastanawiać, jak to jest możliwe, że w naszym kraju jeszcze nikt się nim nie zainteresował i nic od nich nie wydaje poza Żywymi Trupami z Taurus Media? Byłbym w niebo wzięty, gdyby ten stan rzeczy się zmienił.

Thief of Thieves 013Thief of Thieves #13, Image Comics

scenariusz: Robert Kirkman i James Asmus, rysunki: Shawn Martinbrough

Akcja mająca na celu uratowanie ukochanej Augustusa w sumie się udała, jednak nic nie poszło według planu. Emma znajduje się pod ochroną FBI i nie ma problemu z udzielaniem im odpowiedzi na ich wszelkie pytania. Co niewątpliwie sprowadzi również problemy na głównych bohaterów. Jakby tego było mało, w mieście pojawia się nowy gracz, który grożąc zabiciem Augustusa zmusza Redmonda do współpracy. Nic dobrego z tego nie wyjdzie, jednak jestem przekonany, czytać będzie się świetnie. Numer jak zwykle dobry, akcja pędzi szybko i ciekawie do przodu nie pozwalając oderwać się od niej nawet na chwilę. Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie jedna z końcowych stron, na której pewien psychopata zabija swoich trzech podwładnych. Świetnie narysowana scena utrzymana w czerni, czerwieni i zieleni, oparta głównie na umiejętnym wykorzystaniu kontrastów i cieni. Choć fragment ten jest brutalny, to został przedstawiony z wyczuciem i dobrym smakiem przez co nie zniesmacza, a wręcz może zachwycić. Jak stało się w moim przypadku. 

czwartek, 18 kwietnia 2013

#212 Y: The Last Man vol. 8:Kimono Dragons, scen. Brian K. Vaughan, rys. Pia Guerra

6140_400x600Kolejny tom przygód ostatniego mężczyzny na Ziemi rozpoczyna powolny etap zamykania wszystkich wątków przed zakończeniem serii. Co mnie cieszy, bo nareszcie poznam odpowiedzi na wszelkie nurtujące mnie pytanie oraz równocześnie wzbudza lekki niepokój, że scenarzysta nie podoła wysokiemu poziomowi serii i wymyśli na koniec jakieś banalne zakończenie.


Tymczasem nasi bohaterowie nareszcie docierają do Japonii, gdzie doprowadził ich trop porywacza Ampersanda, o którym już od dawna wiadomo, że może być wyjaśnieniem zagadki wyginięcia wszystkich mężczyzn. Fabuła zawarta w tym tomie została podzielone na dwa główne tematy. Jednym z nich jest historia Yoricka, który wraz z agentką 355 stara się odzyskać utraconą małpę. Co nie jest łatwym zadaniem, gdyż aktualnie jest ona pupilkiem szefowej Yakuzy. Wydawać by się mogło, że wątek ten będzie pełen akcji, a tym czasem skupia się na poważnej rozmowie pomiędzy dwójką głównych bohaterów, którzy w końcu zdecydowali się być szczerzy względem siebie. Przyznam, nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Pokazanie tych dwóch postaci od trochę innej strony wyszło autorowi świetnie. Dzięki temu postać agentki okazała się bardziej istotą ludzką, niż robotem do zabijania jakim była przez większość tej serii. Dobrym żartem, ze strony scenarzysty jest umieszczenie rozkapryszonej amerykańskiej gwiazdki muzyki pop w roli szefa Yakuzy, ubawiło mnie to przedni.


Drugi wątek skupia się na postaci dr Mann, która w towarzystwie swojej kochanki postanawia odnaleźć matkę. Pani doktor nie może uwierzyć, że ślad za porywaczem jedynie przez zbieg okoliczności zaprowadził ją do rodzinnego miasta. Czytelnik śledząc wydarzenia towarzyszące poszukiwaniu rodzica ma okazję poznać historię życia jednej z głównych bohaterek serii. Od czasów dzieciństwa aż do jej etycznie wątpliwych eksperymentów medycznych. Najciekawiej w tym wszystkim przedstawia się jej relacja z ojcem, która dość mocno odcisnęła swe piętno na jej całym późniejszym życiu.


Jak zwykle w przypadku tej serii, jest to kolejny dobry tom, który zapewnił mi przyzwoitą rozrywkę. Podoba mi się sposób w jaki Vaughan prowadzi fabułę całej opowieści. W tym tomie są główne dwa wątki, jednak cały czas przeplatają się z kilkoma innymi. Dzięki temu czytelnik się nie nudzić, a przy okazji otrzymuje coraz więcej podpowiedzi prowadzących do finału, który zbliża się wielkimi krokami. Ostatecznie do końca jeszcze tylko dwa tomy.


niedziela, 14 kwietnia 2013

#211 cotygodniowa zeszytówka #50

Saga 012-Saga #12, Image Comics

scenariusz: Brian K. Vaughan, rysunki: Fiona Staples

Dwunasty numer Sagi jest w całości poświęcony wyprawie Prince Robot IV na planetę Quietus, gdzie zamieszkuje bardzo znany pisarz tego uniwersum D. Oswald Heist. Jest on autorem czytadła Heist pod  wpływem którego była Alana, gdy postanowiła uwolnić Marko z niewoli, a następnie z nim uciec. Samo spotkanie natomiast jest niezwykle interesujące głównie poprzez jego umiejętną konstrukcję. Do pewnego momentu przebiega w miłej i przyjacielskiej atmosferze, jednak to tylko pozory i od samego początku czytelnikowi udziela się uczucie niepokoju. Następnie z powodu drobnego szczegółu cała sytuacja obraca się o 180 stopni i w takim tonie już upływa do interesującego zakończenia. Jedyne co mi przeszkadza w tym numerze to jego kilka początkowych stron. Ilustrują one wspomnienia Prince Robota IV z jakiejś bitwy podczas której odniósł poważną ranę w szyję. W tym też momencie na ekranie jego głowy wyświetla się jakieś porno. Ktoś, robi komuś loda, następnie odbywa się zbiorowy wytrysk trzech osobników na jedną osobę. Nie wiem którego z twórców to był pomysł, ale moim zdaniem jest to olbrzymia porażka. Nic nie wnosi to do fabuły, nie pogłębia psychologii postaci. Zapewne miało to szokować i pokazać jacy to jesteśmy odważni i dojrzali, a tymczasem wzbudziło tylko mój niesmak. Pierwszy mój spory zawód tą serią, bo nie lubię chamstwa i głupoty.


Super Dinosaur 018Super Dinosaur #18, Image Comics


scenariusz: Robert Kirkman, rysunki: Jason Howard

Niby tyle się wydarzyło ważnych spraw w tym numerze, a jakoś tak mam mieszane uczucia zaraz po jego lekturze. Nasi bohaterowi po części rozwiązali problem zaginionej rodzicielki. Max Maximus znowu jest więźniem rodziny Dynamo. Powstaje nowe potężne zagrożenie, co akurat może być zapowiedzią jakiś zmian na plus w tej serii. Jednak przeczytałem to wszystko jakoś bez większych emocji. W poprzednich numerach, chyba było jednak więcej zabawy formą, inteligentnego naśmiewania się z komiksów o superbohaterach i takiej nieskrępowanej fantazji. Jedynym pozytywnym akcentem tego komiksu jest zachowanie Dereka, który czuje się zagubiony ponieważ nie posiada żadnych wspomnień ze swoją matką. Z tego powodu rzuca się w wir pracy, uczestniczy w każdej możliwej akcji, a czas pomiędzy nimi przeznacza na wymyślanie nowego sprzętu dla siebie i SD. Idzie w ślady własnego ojca, który do niedawna również był pochłonięty pracą do tego stopnia, że nie utrzymywał kontaktów między ludzkich z prawie nikim z bliskich mu osób, o świecie zewnętrznym już nie wspominając.


Uncanny Avengers 006Uncanny Avengers #6, Marvel


scenarzysta: Rick Remender, rysunek: Daniel Acuña

Numer ten w całości skupia się na dość dobrej intrydze, w którą zostaje wplątany Thor. Wszystko rozpoczyna się w roku 1013 kiedy to nasz bohater stoczy swoją pierwszą walkę z Apocalypse. Nie zakończy się ona niestety po myśli naszego bohatera, co w połączeniu z jego urażoną dumą doprowadza do czegoś strasznego w naszych czasach. O czym będziemy mieli dopiero możliwość się przekonać. Całkiem ciekawie śledzi się losy całej tej intrygi na przestrzeni kilku wieków. Thor miota się pomiędzy urażoną dumą, a posłuszeństwem wobec ojca. Wtedy pojawia się największy intrygant z Asgardu i rozpoczyna swe knucie. Co na samym końcu i tak nie do końca okazuje się prawdą. Podoba mi się obraz głównego bohatera jaki się jawi czytelnikowi podczas lektury tego zeszytu. Thor jest samolubny, zadufanym w sobie młodym bogiem, który poszukuje dla siebie poklasku otaczających go ludzi, a przy okazji nie umie sobie poradzić z własną boskością i obowiązkami temu towarzyszącymi. Bardzo zaskoczył mnie również błąd jaki znalazłem. Mianowicie na stronie trzynastej jeden z jeźdźców apokalipsy w postaci Indianki dosiadającej martwego niedźwiedzia posiada strój prawie w całości zakrywający jej klatkę piersiową. Natomiast dwie strony dalej, gdy jest na zbliżeniu w kadrze posiada już strój ledwie zasłaniający jej biust.

niedziela, 7 kwietnia 2013

#210 cotygodniowa zeszytówka #49

All-New X-Men 010All New X-Men #10, Marvel

scenariusz: Brian Michael Bendis, rysunki: Stuart Immonen

Trzeba przyznać to szczerze, to dobry numer jest, który trochę namieszał w życiu mutantów ze szkoły imienia Jean Grey. Mystique zebrała swoją grupę o charakterze przestępczym. Wykorzystując bardzo umiejętnie zdolności każdego z członków zespołu realizuje swój przestępczy plan, przy okazji zwalając całą winę na kogo się tylko da, co niestety nie pomoże mutantom w poprawie swojego wizerunku w mediach. Jakby tego było mało teraźniejszy Scott Summer pojawia się w szkole i ogłasza wszystkim dość ciekawą nowinę, która pozostawia jego opozycję w trudnej sytuacji. Przyznam szczerze, spodziewałem się, że wzbudzi to większe emocje wśród wszystkich zgromadzonych mutantów w okolicy. Rosomak, był najbardziej naładowany testosteronem, ale wszystko jakoś spokojnie się rozeszło. Co nie zmienia fakt, że było przez moment groźnie. Ciekawie wygląda również Cyclop w swoim nowym stroju. Czarno-czerwony kostium z wielkim czerwonym X na twarzy, moim zdaniem wygląda świetnie, ale jest to zapewne spowodowane jego dość wielkim podobieństwem do Daredevila, do którego pałam dziwną i bezkrytyczną sympatią. Jedyne co mi zazgrzytało, to rysunek przedstawiający Magik na stronie 10. Narysowana uproszczoną kreską z olbrzymim mieczem w ręce. Wygląda jakby żywcem wyjęta z mangi. Bardzo to psuje całą kompozycję strony i kompletnie nie pasuje do szaty graficznej komiksu.


Animal Man (2011-) 019Animal Man #19, DC Comics


scenariusz: Jeff Lemire, rysunki: Steve Pugh

Przyszła pora na bardzo ciężką chwilę w życiu Budda Bakera. Musi udać się na pogrzeb niedawno zmarłego członka swej najbliższej rodziny. Nigdy nie jest to łatwe i uważam, że nikt z nas nie jest w stanie sobie wyobrazić i zrozumieć bólu, smutku jaki człowiek wtedy odczuwa, chyba, że sam znalazł się w takiej sytuacji. Pierwsza część miała być przygnębiająca, co moim zdaniem udało się dość średnio. Jednak nie zmienia to faktu, nadal jest to całkiem ciekawa lektura. Jednak, ku memu zdziwieniu, bardziej zaskoczyła mnie druga połowa w której Animal Man dostaje z każdej strony po głowie. Odwraca się od niego rodzina, dziennikarze nie dają mu spokoju, więc nasz bohater postanawia udać się do The Red, aby porozmawiać z The Totems, aby dali mu i jego rodzinie spokój. Odpowiedź jaką otrzymał nasz bohater oraz postawa jego "zwierzchników" zbiła mnie z nóg, ale i pozytywnie zaskoczyła. Moim zdaniem, jest to świetne zagranie scenarzysty, z którego może wyjść coś ciekawego i mam nadzieję, że tak będzie i Baker nie zostawi tego w takiej postaci. Mieliśmy już wiele przykładów w popkulturze, kiedy to osamotniony wojownik pozostawiony przez wszystkich, który nie ma już nic do stracenia potrafił bardzo wiele zdziałać.


Swamp Thing (2011-) 019Swamp Thing #19, DC Comics


scenariusz: Charles Soule rysunki: Kano

Scott Snyder odszedł z posady scenarzysty w serii o potworze  z wyglądem wielkiej sałaty i mam lekkie obawy co do przyszłości tej serii. Z jednej strony bardzo dobrze poprowadzony jest wątek głównego bohatera, który podróżuje po świecie, szuka miejsca dla siebie i przy okazji niszczy efekty tajemniczej postaci o przydomku Seeder. Zaskoczył mnie trochę stosunek przyrody do ludzi i działania Swamp Thinga wynikające z tego. Dość brutalne poglądy, które pokazują jak mało jesteśmy warci w porównaniu do wszechogarniającej nasz przyrody i przyznam, że po dłuższym zastanowieniu widzę w tym sens. Natomiast druga połowa mnie trochę martwi. Mianowicie Alec Holland dostaje się do Metropolis, gdzie w tamtejszym ogrodzie botanicznym wspomina czasy gdy był jeszcze człowiekiem. Udane jest jego porównanie do Supermana, śmieszne i z dystansem. Jednak chwilę później nasz bohater spotyka Scarecrowa, kiedy ten stara się ukraść bardzo rzadką roślinę dzięki której tworzy swój gaz strachu. Wywiązuje się z tego walka, która kończy się w dość ciekawy sposób. To wszystko jest sprawnie napisane i zakończenie nawet wzbudza we mnie ciekawość. Jednak martwi mnie miejsce akcji oraz bohaterowie, którzy się pojawiają w tym numerze. Do tych, których już wymieniłem dołącza również Człowiek ze stali. Jakoś nie wyobrażam sobie tej serii jako typowego komiksu o superbohaterze, który walczy co numer z innymi złoczyńcami, albo nie daj boże w zespole z jakimś pomagierem. Jak na razie, główną siłą tej serii był mroczny i brutalny klimat, z akcją w bliżej nieokreślonym miejscu i nie da się tego pogodzić z typową konwencją walki dobra ze złem w wykonaniu trykociarzy.

wtorek, 2 kwietnia 2013

#209 The Walking Dead - koniec sezonu trzeciego i dlaczego mnie to cieszy

The Walking Dead to serial dzięki, któremu z Roberta Kirkmana stała się gwiazda, a z jego opowieści o żywych trupach wielka rozpoznawalna marka szturmem wdzierająca się do każdej gałęzi popkultury. Wszystko rozpoczęło się jednak od komiksów, które pomimo swoich wad i przewidywalności, cały czas świetnie się czyta. Czasem epatują nadmierną przemocą, scenariuszowe zagrania scenarzysty nie robią już takiego wrażenia jak na początku, jednak nadal jest to warta pozycja, którą warto się zainteresować. Powstała również gra komputerowa wydana przez Telltale Games, opowiadająca na tej samej zasadzie co komiks, losy kilku rozbitków w czasie apokalipsy zombie. Jak dla mnie to najlepsza gra zeszłego roku, o czym w najbliższym czasie napiszę większy tekst. W międzyczasie tego wszystkiego powstał również serial telewizyjny, którego kilka dni temu zakończył się sezon trzeci. Mówiło się o tym wszędzie, wiele osób czekało na ten moment z niecierpliwość, a ja otrzymałem dokładnie to czego się spodziewałem i szczerze przyznam, odetchnąłem z ulgą.


604002_642412962451532_1190477272_n


Ten serial jest w sumie dość nudny i niestety jest tak od samego początku. Długo się zbierałem w sobie, aby przyznać to głównie przed samym sobą. Od dawna łamię się, czy oglądać kolejne odcinki i jak na razie finał trzeciego sezonu sprawił, że już nie mam ochoty na więcej. To, że wiało nudą, jeszcze jestem w stanie zrozumieć. Opowieść snuje się swoim leniwym tempem, całość jest mocno przegadana i jestem w stanie się z tym pogodzić. Swoją drogą od tej serii nie oczekuję szybkiej akcji. Jednak robienie z widza idioty, to coś czego nie mogę znieść i zawsze mnie mocno denerwuje. Pod tym względem ostatni odcinek jest chyba opus magnum całego serialu.


526930_640792555946906_2068699361_nPoniższy akapit będzie zawierał spoilery, więc jeśli ktoś nie oglądał jeszcze serialu, lub zakończenia trzeciego sezonu to powinien go opuścić. Pierwsze co mnie mocno zdenerwowało to postawa Carla. Chłopak ma może z 12 lat, który zdaję sobie sprawę, dorasta w bardzo ekstremalnych warunkach, jednak jego postawa mnie z jednej strony śmieszy, a z drugiej denerwuje. Pozuje na zimnokrwistego zabójcę gotowego zabić każdego, kogo jeszcze do tej pory nie wykończył jego słaby psychicznie ojciec z powodu swoich błędnych decyzji. Dziecko w takiej roli, moim zdaniem wygląda bardzo niewiarygodnie i patrzyłem na to z politowaniem. Następna kwestia i to chyba najbardziej niedorzeczna w tym odcinku to zachowanie Gubernatora. Po nieudanym ataku na drużynę Ricka przebywających w więzieniu, ludzie z Woodbury udają się w popłochu do ucieczki. Pędzą samochodami po jakiejś opuszczonej drodze, dopóki wszystkich nie zatrzymuje Gubernator. Uciekinierzy wychodzą z samochodów, nawołują do dalszej ucieczki, na co nasz zły charakter otwiera do nich ogień. Jak nigdy nic, strzela sobie do swych ludzi. Zabija na dzień dobry z 10 osób, a co w tym czasie robi reszta? Nic. Taka w pełni naturalna reakcja, gdy stoisz uzbrojony, a obok ciebie ktoś zabija Twoich towarzyszy. Ręce mi opadły i naprawdę nie wiedziałem jak mam zareagować na to. Z jednej strony chciało mi się śmiać, z drugiej byłem zły, że ktoś robi ze mnie idiotę. Sceny z uwięzioną Andreą w jednej celi z umierającym człowiekiem to kolejny przykład głupoty. Kobieta jest uwięziona z przyszłym zombie i zamiast starać się jak najszybciej uwolnić, to wdaje się z nim w pogaduchy. Wisienką na torcie było natomiast zakończenie odcinka, w którym Rick ze swoją drużyną postanawia przygarnąć i zameldować pozostałych ludzi z Woodbury u siebie w więzieniu. Zauważyłem, że były to głównie kobiety i dzieci, ale kilka odcinków temu Ci sami ludzie chętnie wydawali wyroki śmierci i domagali się jej podczas pseudo rozrywki z udziałem zombie w poprzednim miejscu zamieszkania. Nie ma to jak wprowadzić sobie do względnie bezpiecznego miejsca zamieszkania zwyrodniałych psychopatów.


Jakiś czas temu podczas oglądania The Following oraz The Arrow moja konkubina wymyśliła ciekawą zasadę 3 facepalmów w ciągu 5 min. Polega to na tym, że jeśli jakiś serial zaliczy 3 spore wpadki w ciągu 5 min, co do czego jesteśmy oboje zgodni, to przestajemy go oglądać. Zdaję sobie sprawę, że The Walking Dead nie łapie się do tej teorii, jednak zakończenie ostatniej serii powoduje, że przynajmniej na razie nie mam ochoty dalej oglądać tego nudnego i głupiego serialu. Ja już nie czekam na dalszą część i moim zdaniem ten serial robi więcej złego dla komiksowej serii niż dobrego. Mam nadzieję, że Kirkman nie przesadzi z eksploatacją swojej flagowej serii.