niedziela, 31 sierpnia 2014

#344 cotygodniowa zeszytówka #122

Samurai Jack 011Samurai Jack #11, IDW Publishing

scenariusz: Jim Zub,  rysunki: Andy Suriano


Niezłomny samuraj po wielu trudach znów powrócił w skromne progi jaskini zamieszkanej przez wielkiego Soule The Seer. Tam dowiaduje się od małego i pomarszczonego starca o tajemniczym rytuale, który jeśli się powiedzie to może umożliwi Jack'owi powrót do jego czasów. Z tego też powodu dwójka naszych bohaterów wyrusza do odpowiedniego miejsca, aby o właściwym czasie odprawić tajemniczy rytuał, którego głównym elementem jest pewien magiczny... Podoba mi się jak został skonstruowany ten numer. Rozpoczyna się interesującą opowieścią o poświęceniu dla realizacji zamierzonego celu, która jednak i tak jest tylko pretekstem do wyruszenia w wielką wyprawę. Podróż ta z kolei to czysta opowieść drogi z pełnym opisem całego trudu wędrówki. No może nie w przypadku starca, bo jemu cały ten spacer mija całkiem przyjemnie. Natomiast wszystko zakończone zostało efektowną sceną walki wręcz z ogarami z piekła rodem w połączeniu z tajemniczym rytuałem w tle. Jednak to i tak nic w porównaniu z ostatnią stroną tego numeru. Znając cały serial pamiętam jak wiele szalonych przygód miał główny bohater i wiele razy trafiał w przeróżne, czasem dość poważne tarapaty. Jednak to co spotkało go tym razem mnie bardzo zaskoczyło. Jakoś podświadomie miałem wrażenie, że coś takiego nigdy się nie stanie i było w tej samej kategorii co zabicie którejś z postaci. Zdaję sobie sprawę, że zapewne w następnym numerze wszystko zostanie odkręcone, ale naprawdę jestem ciekaw w jaki sposób się to stanie.


Rachel-Rising-16Rachel Rising #16, Abstract Studio


scenariusz i rysunki: Terry Moore

Numer ten został w bardzo przystępny sposób podzielony na trzy konkretne sceny. W pierwszej Rachel wraz z Jet i swoją ciotką próbują jakoś poukładać to wszystko co się dzieje w okół nich w jakąś sensowną całość. Co ciekawe jedna z nich odkrywa, że słowo "ksiądz" bardzo dziwnie na nią wpływa. Druga scena skupia się na Lilith i jej dwóch towarzyszkach, które gdzieś na odludziu są w trakcie magicznego rytuału. Dla pierwszej kobiety okazał się on z pewnością bardzo bolesny, a przy okazji pokazał czytelnikom jej motywacje działania. Myślę że w naszym kraju nie byłyby to dość popularne poglądy. Jednak najciekawsza okazała się ostatnia scena z udziałem Zoe i opętanego przez Malusa księdza. W taki delikatny i powściągliwy sposób pokazuje w jaki sposób demon kieruje opętaną nastolatkę do zła. Chociaż jak się trochę bardziej nad tym zastanawiam to nie jestem już taki pewien, czy przypadkiem nie jest odwrotnie. Cały ten numer pięknie wpisuje się w klimat tej serii i na przykładzie jednego tylko zeszytu można pokazać jak wszystko spokojnie narasta aż do wielkiego finału. Nie wiem kiedy on nastąpi, ale jestem pewien że chce go poznać.


Outcast 003 (2014)Outcast By Kirkman & Azaceta #3, Image Comics


scenariusz: Robert Kirkman, rysunki: Paul Azaceta

Odkąd pojawiła się pierwsza zapowiedz tej serii cały czas była ona reklamowana jako naprawdę przerażający horror. Tym czasem po lekturze trzech numerów dochodzę do wniosku, że jest to raczej opowieść obyczajowa pokazująca zepsucie otaczającego nas świata i zwątpienie ludzi w poprawę czegokolwiek, którzy zdają sobie z tego sprawę.  Akcja płynie tutaj spokojnie swoim tempem, powoli rozbudowując wątki poszczególnych postaci. Bardzo mi się to podoba w połączeniu ze sposobem kadrowania jaki tutaj występuje. Jeden duży kadr w tle, a na nim kilka mniejszych. Idealnie sprawdza się to w roli budowania klimatu małego miasteczka, w którym każdy z obywateli ma jakiś mroczny sekret skrzętnie skrywany przed innymi. Numer ten głównie skupia się na opowieści o pewnej miłości, która w dość smutny sposób rozwija i tak już dość ponurego głównego bohatera. To z kolei prowadzi do chyba najlepszej rzeczy w tej serii i jest to jej klimat. Brak nadziei i ogólne zdołowania wprost wylewa się z każdej strony, ale na szczęście nie w taki sposób, że po lekturze czytelnik ma ochotę na jakieś mocne antydepresanty. Wszystko tutaj zostało tak idealnie zbalansowane, aby dobrze było się wczuć w opowieść. Jednak nic ponad to i tak właśnie chyba powinno być. W końcu nie okłamujmy się, chodzi tu przecież tylko o dobrą rozrywkę.


 

czwartek, 28 sierpnia 2014

#343 Lost Souls Alley - czyli jak cykor przeżył koszmar

Jestem osobą, która raczej nie ogląda horrorów, bo najnormalniej na świecie się na nich po prostu boję. Jako nastolatek mogłem oglądać wiele, jednak z czasem to wszystko zaczęło do mnie wracać - zazwyczaj, gdy jestem sam w nocy na ulicy lub w ciemnej piwnicy i nie są to raczej przyjemne chwile. Teraz boję się nawet grając w Skyrim biegając po jaskiniach, nerwowo wyczekując na coś wyskakującego z za rogu. Macie więc pełen obraz tego jak wielkim cykorem jestem. Jednak mając na uwadze odwiedziny mojego nastoletniego siostrzeńca poszukiwałem dla niego jakiś rozrywek w Krakowie. Przyznam średnio mi z tym szło. Znacznie lepsza okazała się moja konkubina, która natrafiła na Lost Souls Alley umiejscowione na ul. Floriańskiej 6, czyli w samym centrum miasta nieopodal rynku.

Jeśli kiedykolwiek ktoś z was zastanawiał się podczas seansu jakiegoś strasznego filmu dlaczego te durne nastolatki podczas ucieczki przed mordercą zawsze biegną na piętro, zamiast  przez najbliższe drzwi na zewnątrz budynku to tam może poznać odpowiedź. Jeśli ktoś cię goni, to biegniesz jak najdalej od niego, nie ważne gdzie. Ważne aby biec jak najszybciej i to świetnie czuć w tym domu strachu. Niby wchodząc tam miałem świadomość, że nic złego nie może mi się stać, a i tak byłem przerażony i po całej imprezie trzęsły mi się dłonie jak staremu alkoholikowi o poranku. Wchodząc lub wbiegając w popłochu do każdego kolejnego pomieszczenia analizowaliśmy sobie z moim siostrzeńcem co może nas zaraz spotkać. Każdy z pokoi jest tematyczny i nawiązuje do jakiegoś filmu lub innej klasyki strachu, więc dość łatwo jest przewidzieć co nas czeka, a i tak jak coś się pojawiało to krzyczeliśmy ze strachu. Film poniżej wspaniale obrazuje reakcje ludzi na to co ich spotkało i ja zachowywałem się mniej więcej tak samo.


Jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem jak przy pomocy dość skromnych środków, ale dzięki świetnym pomysłom można w kontrolowanych warunkach urządzić komuś piekło z życia i doprowadzić do zawału serca. Cała zabawa opiera się na naszych najbardziej podstawowych lękach oraz tym co już dobrze znamy z popkultury. Z jednej strony uczestnik, albo lepiej - ochotnik, boi się tak oklepanych elementów jak sztuczna głowa leżąca gdzieś w rogu, albo nagle spadająca kukła z sufitu. Z drugiej jednak strony jest mnóstwo nawiązań do popkultury z biegnącym za tobą szalonym mordercą włącznie. Jednak najlepszym zagraniem ze strony twórców jest dawanie uczestnikom tylko jednej latarki na całą grupę. To świetnie buduje klimat, zapewne tuszuje wszelkie niedociągnięcia i sprawia, że cała zabawa jest tak dobra. A w większych grupach bardzo współczuję osobie która idzie ostatnia, chyba umarłbym ze strachu na jej miejscu.

Całość można śmiało podsumować jako ciekawą alternatywę na spędzenie wolnego czasu i świetną zabawę dla wszystkich twardzieli, którzy lubią się bać. Wszystko w tym miejscu bardzo dobrze ze sobą współgra i nawet kiczowate zagrania na samym początku mają swój klimat. Potem niestety jest już tylko straszniej, uwierzcie mi na słowo będziecie się bać. Nawet jeśli myślisz, że wiesz czego się spodziewać to i tak nic to nie da. Kiedy staniesz twarzą w twarz ze źródłem strachu nagle jakimś dziwnym trafem człowiek zapomina, że to przecież tylko zabawa i myśli tylko o ucieczce.

PS. Wszystkie materiały pochodzą ze strony Lost Souls Alley oraz ich funpage na FB. Tekst w żaden sposób nie jest sponsorowany. Po prostu uważam, że o dobrych rzeczach należy pisać i polecać dalej.

niedziela, 24 sierpnia 2014

#342 cotygodniowa zeszytówka #121

Deadpool-028-(2014)Deadpool #28, Marvel

scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunki: Scott Koblish


Po w sumie  słabym poprzednim numerze tej serii, ten w pełni mi to zrekompensował. Jest on kwintesencją tego co najbardziej lubię w tym tytule. Niczym nie skrępowana szalona akcja pełna żartów z wszystkiego co się nawinie. Tym razem obrywa się Japonii, bo to właśnie do niej wybrał się główny bohater wraz ze swą urodziwą małżonką na miesiąc miodowy. Wszystko rozpoczyna się dość banalnie. Deadpool'owi jakiś dzieciak kradnie walizkę pełną pieniędzy, więc ten udaje się za nim w pościg. To co następuje później trudno opisać. Dochodzi do zamieszek na ulicach. Pojawia się Yakuza i The Hand, smoki, Sunfire i przedziwny gang nastolatków walczących jakby przy użyciu olbrzymich pokemonów. Trup ściele się gęsto, akcja prze do przodu w zawrotnym tempie, a gdzieś między tym kilka całkiem dobrych dowcipów. Nawet pojawia się gdzieś, na moment panna młoda z Kill Bill'a, która w dość efektowny sposób spędza czas w tym kraju. Jednak najbardziej zaskoczył mnie sam koniec, kiedy to Wide robi coś niesamowitego i chyba nigdy bym go o to nie posądził. Często jest okropnym dupkiem, a tutaj pokazał klasę i to że przyjaciel jest najważniejszy.


The Witcher 004The Witcher #4, Dark Horse


scenariusz: Paul Tobin, rysunki: Joe Querio

Gdy Wiedźmin i Vara spacerowali po pobliskim lesie w około nawiedzonego domu, zaczęło robić się nieciekawie. Jakby tego było mało, całe napięcie było potęgowane za pomocą tajemniczego bicia dzwony z kierunku pobliskiego domostwa. Wszystko to skłoniło naszą parę do szybkiego powrotu, a tam wszystko było jeszcze dziwniejsze. Mianowicie trafili w jednym pomieszczeniu na siedzącego przy jednym stole Jakoba i jego ukochaną Martę. Tylko z nią coś mocno było nie tak. Nie odzywała się, nie pozwalała się nikomu do siebie zbliżyć, a gdy ktoś starał się nawiązać z nią kontakt to groźnie warczała. Wszystko to dość mocno wpisuje się w dotychczasowy klimat tej serii, ale mnie on już lekko zaczyna męczyć. To co na początku mi się tu podobało, teraz powoli staje się nudne i tak na prawdę nie posuwa wcale do przodu akcji, która wlecze się okropnie. Geralt w towarzystwie swoich dwóch towarzyszy snuje się po kolejnych pokojach nawiedzonej rezydencji. Co rusz natrafiają na kolejne, dziwne witraże, które w piękny sposób komentują i opisują ich rzeczywistość, jednak nadal za bardzo nic z tego nie wynika. Mam nadzieję, że ostatni numer zamknie w jakiś ciekawy i sensowny sposób opowieść nadając całej serii jakiejś większej wymowy. Może chociaż zmieni ją w dobrą rozrywkę?


Manifest Destiny 09Manifest Destiny #9, Image Comics


scenariusz: Chris Dingess, rysunki: Matthew Roberts


Uczciwie się przyznam, mam wielki problem z tą serią. Gdy na początku natrafiłem na jej zapowiedzi, jawiła mi się jako coś ciekawego i świeżego. Miałem nadzieję na przyjemną opowieść przygodową z elementami nadprzyrodzonymi. Po przeczytaniu już dziewięciu numerów szczerze przyznam, że nawet to otrzymałem. Tylko dlaczego jest to takie nudne? Akcja wlecze się niemiłosiernie do przodu. Aktualnie jesteśmy w trakcie jakby drugiego rozdziału i jest w sumie prawie taki sam jak pierwszy tylko zmieniła się sceneria. I tu i tam nasza dzielna załoga została uwięziona w jakimś miejscu i teraz rozmyślają jak wydostać się z tej patowej sytuacji. Oczywiście w około niebezpieczeństw przybywa. Jednak nie myślcie, że ta seria to nic niewarta pozycja. Miewa czasem ciekawe przebłyski i w sumie tylko one trzymały mnie przy tej serii. Zawsze jak już miałem absolutnie dość, to dzieje się coś na tyle ciekawego, że mam ochotę sięgnąć po następny. Tym razem była to scena, w której Kapitan Clark podczas swego wybuchu gniewu zorientował się, że jego podwładny próbował się dobierać do jednej z uczestniczek wyprawy. To co następuje później jest naprawdę dobre i wciągające, ale ja już chyba podaruję sobie kolejny numer.

niedziela, 17 sierpnia 2014

#341 cotygodniowa zeszytówka #120

Ghosted-012-(2014)Ghosted #12, Image Comics

scenariusz: Joshua Williamson, rysunki: Goran Sudzuka


Numer ten dość mocno mnie zaskoczył. Po poprzednim spodziewałem się wielkiej wiedzmy i jeszcze większej ilości duchów, a tym razem scenarzysta postawił na ciekawe rozbudowanie całej fabuły. Mianowicie zostało zasygnalizowane, że na świecie pojawia się coraz więcej zjawisk nadprzyrodzonych i w związku z tym coś większego pewnie nadchodzi. Dlatego też Jacksona Winters został poproszony o współpracę z rządową agencją aby wyjaśnić całą zagadkę. Co więcej na arenie wydarzeń pojawia się nowy gracz, który jest spokrewniony z jednym z byłych bohaterów tej serii. Co ciekawe trudni się on bardzo ciekawym biznesem. Za odpowiednią opłatą uprawia stalking na kompletnie nowym poziomie. Nie chcę spoilerować, ale naprawdę warto samemu to zobaczyć. Pomysł nowatorski i z pewnością wart rozwinięcia. Z jednej strony mam lekkie wrażenie niedosytu, bo poprzednia historia nie została do końca zamknięta, a tutaj rozpoczyna się już nowa. Jednak z racji tego, że nowy wątek pokazuje jakby cały problem duchów w globalnym ujęciu, to mam jakieś dziwne wrażenie, że wszystko zostanie jeszcze dokładnie wyjaśnione w swoim czasie. Dlatego też spokojnie czekam na kolejne numery, które z pewnością przyniosą nową porcję świetnej rozrywki.


Thief of Thieves 023 (2014)Thief of Thieves #23,  Image Comics


scenariusz: Andy Diggle, rysunki: Shawn Martinbrough


Redmond po bardzo widowiskowej akcji z początku tego zeszytu i rozprawieniu się z Don Parrino. Swoją drogą zrobił to w dość brutalny sposób, moim zdaniem kompletnie nie pasującym do tej postaci. Orientuje się kto tak naprawdę odpowiada za śmierć jego rodziny. Samo wyjaśnienie tego jest nawet całkiem spójne i logiczne. Jednak zakończenie jakie następuje po nim jest tak bardzo przewidywalne, że chyba nikt nie będzie nim zaskoczony i to jest najsmutniejsze. Fascynuje mnie jak można pisać tak dobre serie jak ta, a potem to kompletnie zawalić jedną stroną. Numer rozpoczynać świetną sceną akcji jakiej nie powstydziłby się John Woo, potem dalej umiejętnie budować napięcie za pomocą rozmowy pomiędzy dwoma mężczyznami i wszystko to spartolić finałem. To trzeba mieć naprawdę talent, bo tak samo z siebie to chyba trudno by wyszło. Może dla jakiś kilkunastolatków będzie to wielkie zaskoczenie, ale ja już chyba za dużo widziałem i przeczytałem w swoim życiu i takie niespodzianki przewiduje kilka numerów wstecz. Jednak co ciekawe, to pomimo mojego marudzenia to przy lekturze prawie całego komiksu dobrze się bawiłem i chyba właśnie o to w tym wszystkim chodzi.


Starlight 005Starlight #5, Image Comics


scenariusz: Mark Millar, rysunki: Goran Parlov


Seria ta kojarzy mi się z kinem nowej przygody w stylu przygód Indiany Jones'a. Tak samo jak tam, tak i tutaj główny bohater ciągle wpada w jakieś tarapaty. Szybko sobie z nimi radzi, ale tylko po to, aby od razu w paść w kolejne. Wszystko to razem oczywiście zostaje podane w najbardziej widowiskowy sposób z możliwie dostępnych. Dzięki czemu czytelnik lub widz otrzymuje kawał świetnej rozrywki. Numer ten to moment w którym główny bohater staje, jak zwykle samotnie, na przeciw niezliczonej ilości wroga atakującego tajną bazę rebeliantów. Akcja pędzi jak szalona, są eksplozje i efektowna ucieczka, która prowadzi naszego bohatera prosto w kolejne problemy. Jedna dla zrównoważenia całego komiksu jest tutaj również miejsce dla smutnej i spokojnej opowieści z przeszłości Space-Boy'a dzięki, której dowiadujemy się dlaczego poleciał na Ziemie i poprosił o pomoc Duke'a. Swoją drogą bardzo podobają mi się ich relacje. Coś na zasadzie ojciec i syn, gdzie jeden jest mądrym człowiekiem godnym naśladowania, a drugi z przyjemnością się temu poddaje. Mądre to i po prostu piękne w taki prosty sposób. Wszystko to składa się na kolejny, bardzo spójny odcinek tej fantastycznej serii.



niedziela, 10 sierpnia 2014

#340 cotygodniowa zeszytówka #119

The Manhattan ProjectsThe Manhattan Projects #22, Image Comics

scenariusz: Jonathan Hickman, rysunki: Nick Pitarra


Numer ten to takie ciekawe podsumowanie tego co stało się dotychczas i w jaki sposób odbiło to piętno na wszelkich uczestnikach projektu Manhattan. Wszystko spisuje Dr Faynman i całość z lekka brzmi jakby próbował wyznać wszelkie swoje przewinienia, aby uspokoić swe niespokojne sumienie. Jednak nie skupia się tylko na sobie. Dzięki czemu czytelnik ma okazję dowiedzieć się co stało się z projektem Star City. Jak upadek meteoryty wpłynął na Tunguzkę i dlaczego dwóch głównych bohaterów postanowiło polecieć w nieznany kosmos zostawiając Ziemię daleko za sobą. Inni z kolei postanowili współpracować z rządem lub udać się do innego wymiaru na wyprawę w nieznane. Wszyscy bohaterowie lub wariaci, zależy z jakiej pozycji na nich się patrzy, porozchodzili się w swoje strony przez co podczas lektury miałem wrażenie jakbym czytał ostatni numer tej serii. Całość spokojnie mogłaby się tutaj zakończyć i nie miałbym nic przeciwko, chociaż byłby to dość otwarty finisz dający łatwą drogę do kontynuacji. Jednak nigdzie nie natrafiłem na taką informację, więc czuję się troszkę spokojniejszy. W końcu seria ta to kawał dobrej lektury i z wielką ochotą czekam na kolejne jej numery.


Deadpool-027Deadpool #27, Marvel


scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunki: Mike Hawthorne


W końcu sięgnąłem po najważniejszy #27 numer komiksu w dziejach historii. Po dość wysokich oczekiwaniach spowodowanych reklamami tu i tam niestety muszę przyznać, numer mnie zawiódł. Jak można wywnioskować z okładki, Deadpool bierze ślub! Partnerkę wybrał sobie idealną i razem tworzą wspaniałą parę. Weselisko było piękne, pojawiło się sporo gości i nawet obyło się bez trupów. W ramach dodatku w tym liczącym prawie dziewięćdziesiąt stron numerze różni twórcy pokazali wieczór kawalerski Wade Wilsona podczas którego opowiedział nam o wszystkich swoich byłych żonach. Tak macie rację, numer ten jest pełen niespodzianek. Ja zaskoczyłem się informacją o jednym ślubie, a tak naprawdę było ich wiele. Chociaż niektóre bardzo w stylu Deadpoola więc nie jestem pewien czy powinno się je liczyć za rzeczywiście zawarte. Zdaję sobie sprawę, że cały ten numer to jeden wielki dowcip i momentami nawet się to udaje jak chociażby w opowieści With This Hand, I Thee Wed. Jednak ogólnie jest to słaby odcinek niepotrzebnie rozciągnięty na aż tak wiele stron. Dodatkowo towarzyszyła mu dość głośna reklama, nadmiernie pompująca oczekiwania do chorych rozmiarów, którym potem sam komiks potem nie sprostał. Może kolejny numer opowiadający o miesiącu miodowym okaże się lepszy.


Swamp Thing (2011-) 034Swamp Thing #34, DC Comics


scenariusz: Charles Soule rysunki: Javier Pina

Nastał w końcu ten czas kiedy The Lady Weeds oraz The Wolf swoimi czynami przesadzili do tego stopnia, że musiała spotkać ich kara. Planowali swoje wystąpienie przeciwko awatarowi zieleni już od dawna i bardzo dokładnie zaplanowali każdy jego etap. Dzięki temu, dość dramatyczny przebieg wydarzeń, śledzi się z wielką przyjemnością. Cała intryga wciąga od pierwszej strony i z każdą kolejną jest coraz lepiej. Akcja w szpitalu i nowe oblicze The Wolf'a jest dość zaskakujące i drastyczne. Może nie każdemu się to spodoba, ale dobitnie pokazuje jego prawdziwe oblicze. Jednak najbardziej spodobało mi się to, co spotkało The Lady Weeds. Kara jaką otrzymała dość mocno mnie zaskoczyła i chyba nic lepszego nie mógł wymyślić scenarzysta. Z kolei sama końcówka numeru jest w moim odczuciu jednym wielkim rozczarowaniem. Rozumiem, że z racji uczestnictwa tej serii w The New 52! musi się dopasowywać do wszystkich najważniejszych wydarzeń w tym uniwersum. Jednak nie zmienia to faktu, że wpłynęło to negatywnie na całość tego numeru i chyba pierwszy raz od dawna nie czekam na kolejny numer.


 

niedziela, 3 sierpnia 2014

#339 cotygodniowa zeszytówka #118

Outcast 002 (2014)Outcast By Kirkman & Azaceta #2, Image Comics

scenariusz: Robert Kirkman, rysunki: Paul Azaceta

Po lekturze drugiego numeru powoli zaczynam rozumieć w jaki sposób ta seria ma przerażać. Jest  to opowieść o ludziach zamieszkałych w jakiejś amerykańskiej dziurze zabitej deskami. Tylko, że właśnie w takich miejscach najczęściej gnieździ się najwięcej problemów. Alkoholizm, przemoc w rodzinie i podobne temu patologie. Opętanie przez siły nieczyste to tylko dodatek, bo najstraszniejsi tutaj są ludzie i krzywdy jakie sobie wyrządzają. Nad całą opowieścią wisi taki przejmujący smutek utknięcia w koszmarnej sytuacji bez wyjścia i trwania w niej, nawet wtedy kiedy już minie. Tak jak to zrobił główny bohater  Kyle Barnes, który nawet po tym jak pozbył się katującej go opętanej matki i tak wiecznie przesiadywał w domu gdzie doznał najwięcej cierpienia. Nadal leżąc w swoim strasznym łóżku i już samemu dalej się zadręczając. Trudno powiedzieć coś więcej o jakiejkolwiek serii po dwóch numerach, ale ta ma zadatki na coś naprawdę dobrego. Nie wiem jakim cudem, ale Kirkman'owi znowu udało się stworzyć coś kompletnego, z ciekawymi bohaterami i w swej konwencji bardzo wiarygodnego. To wszystko mogłoby się wydarzyć ulicę obok każdego z nas, a wszyscy sąsiedzi udawaliby, że o niczym nie wiedzą i chyba to jest w tym wszystkim najstraszniejsze. Dodatkowy plus za ostatnią stronę, na której działania jednej z głównych postaci nagle nabrały innego wydźwięku, a czytelnicy już nerwowo odliczają dni do premiery kolejnego zeszytu.


Starlight 004Starlight #4, Image Comics


scenariusz: Mark Millar, rysunki: Goran Parlov


No i kolejna porcja świetnej rozrywki już niestety za mną. Były eksplozje,  jetpacki, teleporty, szpiedzy i olbrzymi. Po pierwszych trzech numerach, które w dość smutny sposób mówiły o przemijaniu i starości, aktualnie ta seria zmienia się w świetną opowieść utrzymaną w awanturniczym klimacie wielkiej przygody. Duke McQueen ucieka z więzienia, co było do przewidzenia i dzięki temu kompletnie zmienia się sceneria wszystkich wydarzeń. Na szczęście cała konwencja jest tak pojemna, że może ona przyjąć chyba wszystko. Taka niczym nieskrępowana wyobraźnia sprawia mnóstwo frajdy podczas lektury. Świetnie to widać, kiedy główny bohater dostaje nową szpadę od ruchu oporu. Dokładnie taką samą jaką władał 40 lat temu. W tym momencie wracają mu wspomnienia wszelkich niesamowitych wydarzeń jakie przeżył. Jest tam i walka z lodowymi małpami, roślinami-potworami, podwodne królestwa i walka z olbrzymim robotem i o dziwo to wszystko do siebie świetnie pasuje. Jest tutaj nawet miejsce dla odwołań z popkultury i na jednym z kadrów można znaleźć Bendera, Stalowego giganta oraz Atomic Robo. Takie zabawy są zawsze na plus. Powoli seria ta staje się moją ulubioną w kategorii czysta rozrywka.


Samurai Jack 010Samurai Jack #10, IDW Publishing


scenariusz: Jim Zub,  rysunki: Andy Guzman


Aku po kolejnej klęsce swojego genialnego planu zabicia samuraja przechodzi od razu do działania i obmyśla kolejną wspaniałą zasadzkę. Jednak tym razem dogłębnie przeanalizował swoje liczne porażki i odkrył coś ciekawego. Mianowicie zawsze skupiał się tylko na fizyczności swojego przeciwnika, które są niebywałe i niepokonane. Na podstawie tego postanowił zmienić taktykę i zaatakować tym razem umysł swego oponenta. Skurczył się i podczas snu Jacka wszedł przez jego ucho do mózgu. Tam zaczął zmieniać wspomnienia swej ofiary w nadziei, że coś to zmieni. Nie da się ukryć, główną gwiazdą tego numeru jest czarny charakter i  robi to w sposób iście wspaniały. Jest jak zawsze zabawny poprzez swoje samouwielbienie i wszelkie formy jakie przyjmuje. Jednak poza dobrą zabawą znalazło się również miejsce na mądre zakończenie dające odpowiednie wzorce do naśladowania naszym pociechą. Co dodatkowo czyni tą serię idealnym kandydatem dla młodszych czytelników w sam raz do nauki języka angielskiego, który w tym tytule nie jest jakiś szczególnie wyszukany.