niedziela, 28 grudnia 2014

#369 cotygodniowa zeszytówka #139

Rat-Queens-008-(2014)Rat Queens #8, Image Comics


scenariusz: Kurtis J. Wiebe, rysunki: Roc Upchurch


Jeśli można powiedzieć o poprzednim numerze, że był głównie o Dee, to ten jest w całości poświęcony Violet. Dzięki temu czytelnik poznaje ją jako dość zbuntowaną córkę władcy pewnego klanu krasnoludów. Obserwujemy ją podczas przygotowań do turnieju najdzielniejszych wojowników, do którego oczywiście nie została dopuszczona. Jako reprezentant klanu został wybrany jej brat. Później, jakby mało miała już wściekłości w sobie, przypadła jej rola modelki w pokazie najnowszych modeli zbroi. W końcu jesteśmy w mieście krasnoludów, a nie tych zniewieściałych elfów. Sama prezentacja niestety nie wypadła najlepiej z powodu niewybrednych komentarzy od publiczności i jedyną właściwą reakcją na nie naszej bohaterki. Numer ten to przyjemny przerywnik od głównego wątku, który mocno mnie zaskoczył. Zazwyczaj takie wstawki to zwykle nudne zapychacze, a ten w ciekawy sposób poszerza naszą wiedzę o głównej bohaterce. Poza tym jest dowcipny i posiada lekką fabułę przy, której naprawdę spędziłem przyjemnie te kilkanaście minut. Nawet po zakończeniu lektury odczułem lekki niedosyt, ale w przypadku tego tytułu to zaczyna robić się normą. Zazdroszczę trochę ludziom, którzy czytają ten komiks w wydaniach zbiorczych, bo za jednym zamachem otrzymują dość sporą dawkę dobrej zabawy. Ja od jakiegoś czasu mam wrażenie, że coś mnie omija czytając wydania zeszytowe i zbiera się we mnie uczucie, aby powrócić tylko do grubszych tomów.


Drumhellar 001 (2013)Drumhellar #1, Image Comics


scenariusz: Riley Rossmo, rysunki: Alex Link


Drumhellar to bez wątpienia bardzo dziwny komiks. Opowiada on o Drum’e. Mężczyźnie, który po tym jak został uderzony przez piorun, widzi i czuje znacznie więcej od przeciętnego człowieka. Moc ta sprawiła, że został detektywem zjawisk paranormalnych. Jest nietypowo, a potem wszystko staje się jeszcze bardziej szalone. Chociażby za sprawą jego byłej dziewczyny Padmy, która zostawiła go dla innej kobiety i wilkołaka w jednym. Wszystkie te elementy układają się w całość z powodu wizji, którą zobaczył główny bohater, a była w niej posiadłość jego eks. Dla wzmocnienia całej niezwykłości tego komiksu, wspomnę tylko, że pojawia się jeszcze pewien gadający topielec z niedokończonymi sprawami na tym świecie. Pierwszy numer to bez wątpienia szalona jazda bez trzymanki, ale nie do końca w takim stylu jak lubię. Ani to lekka i zabawna opowieść w klimatach pulpowych jak np. Hellboy. Z drugiej strony daleko mu do jakiś cięższych klimatów horroru lub poruszenia jakiś poważniejszych problemów. Tak naprawdę to nie wiem dla kogo jest ten komiks skierowany. Przez to moim zdaniem jest po prostu nijaki. Sprawdzę jeszcze kolejny numer, ale jak na razie to jestem mało zachęcony. Co prawda wątki związane z Padme i topielcem wydają się całkiem interesujące, ale nie jestem pewien czy aż tak, aby przykuły moją uwagę na dłużej przy tym tytule.


Deadpool (2012-) 038Deadpool #38, Marvel

scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunki: Mike Hawthorne,

Wide Wilson zawsze był pechowcem. Jednak odkąd przeszedł przemianę swojej osobowości problemów ma chyba jeszcze więcej. Trudności przysparzają jego koreańscy znajomi których musi wyratować z rąk wściekłych i opętanych X-Men. Co samo w sobie jest nawet całkiem ciekawe. Walka tych dwóch grup bardzo mocno przypomina mi pierwsze komiksy o mutantach jakie czytałem dzięki TM-Semic jakoś na początku lat 90 ubiegłego wieku. Zresztą jak sama okładka tego numeru, która jest po prostu wspaniała. Jednak później Wide musi stawić czoło znaczne większemu problemowi. Z powodu jego nowej i mocno pacyfistycznej postawie rozpada się jego małżeństwo z Shiklah, królową metropolii potworów. W końcu pokochała ona tego nieokrzesanego brutala jakim był Deadpool jeszcze niedawno, a nie tego wiecznie wymądrzającego się pacyfistę jakim jest teraz. Lektura tego numeru zapewniła mi całkiem przyjemne kilkanaście minut rozrywki i już to samo w sobie jest wielkim plusem. Dodatkowo skrywa on kilka niespodzianek w sobie, a spostrzegawczy czytelnicy odnajdą nawet gościnny występ dwójki bohaterów z ulicy sezamkowej. Zostali lekko zmienieni, ale to nadal te dobrze znane postacie. Jedyne co mnie martwi to zakończenie, które sugeruje mi, że muszę przeczytać jakiś tam numer Axis, co nie mam zamiaru uczynić, więc pewnie podczas lektury następnego Deadpoola będę się czuł lekko zagubiony. Ach ten Marvel i jego ciągłe wspaniałe i wszystko zmieniające wydarzenia.


sobota, 20 grudnia 2014

#368 cotygodniowa zeszytówka #138

Z racji tego, że już za kilka godzin będę w miejscu gdzie nie ma dostępu do internetu, albo jest on mocno utrudniony jutrzejsza zeszytówka pojawia się dziś! Możecie to uznać za taki mały prezent na święta. Wszystkiego najlepszego!


Rat-Queens-007-(2014)Rat Queens #7, Image Comics

scenariusz: Kurtis J. Wiebe, rysunki: Roc Upchurch

Do Palisady przybywa niewyobrażalne zło. Od razu poznajemy również jego źródło i tutaj ciekawostka. Wszystkiemu winien jest człowiek, który dzięki zardzewiałemu mieczu i własnemu uporowi pomagał budować to miasto, a potem go strzec. Dzięki niemu zaczęło on żyć i prosperować. Jednak jak to zawsze bywa w takich sytuacjach, sielanka nie mogła trwać wiecznie i zdarzył się pewien wypadek, który zmienił wszystko. Z tego powodu teraz nie liczy się nic dla niego poza zemstą na swoim dawnym mieście. Równocześnie z obozu głównych bohaterek czytelnik dostaje jeszcze pełniejszy obraz wszystkich wydarzeń. Dzieje się to za sprawą pewnego niespodziewanego gościa i bliskiego krewnego Dee. Wnosi on dość spore nowości o tej bohaterce oraz pochodzeniu całego niebezpieczeństwa, z którym nasze bohaterki będą musiały się zmierzyć w następnych numerach. Wszystko to razem składa się na kolejny dobry i ciekawy zeszyt tej serii. Warto jeszcze wspomnieć o bardzo widowiskowej scenie walki, jaka się tutaj znajduje, pomiędzy Lolą i siedmioma opryszkami. Na pięciu stronach została zilustrowana tak dynamiczna, zaskakująca i dobra scena pojedynku jakiej już dawno nie widziałem nawet w kinie. Jest w niej naprawdę wszystko. Mnóstwo pomysłowych uników z natychmiastowym wyprowadzeniem ataku, przeróżne złamania, walka na żelastwo. Rozmach jaki prezentuje to jakby połączyć scenę z młotkiem z "Oldboy" i piruety z chińskich filmów akcji i kung fu. Już dla samej tej sceny warto sięgnąć po ten numer, a cała reszta jest co najmniej równie dobra, jak nie i lepsza.


The Manhattan Projects 025The Manhattan Projects #25, Image Comics

scenariusz: Jonathan Hickman, rysunki: Nick Pitarra

Seria ta dotarła do takiego miejsca swej opowieści, gdzie większość uczestników programu Manhattan podzieliło się w pomniejsze grupy i w takiej formie kontynuują swoje przygody. Kilku z nich związało się jeszcze bliżej z właśnie zaprzysiężonym prezydentem USA i dzięki temu nadal będą posiadać finanse na swoje szalone badania. Inni z kolei całkowicie opuścili Ziemię, aby móc podróżować i poznawać inne planety. Co ciekawe, najnowsze odkrycia  utwierdziły ich w przekonaniu dobrze im znanym, że nigdy nie można być niczego pewnym do końca. Kolejni zagubili się gdzieś w kosmosie podczas poszukiwania przyjaciela u obcych cywilizacji. Wszystko to razem wzięte mogłoby śmiało być ostatnim numerem tej serii i nawet przez długi czas tak to wyglądało. Brak jakichkolwiek zapowiedzi nowych numerów jakby to tylko potwierdzał. Aż do ostatniej strony tego zeszytu, która wyjaśnia wszystko. Twórcy robią sobie krótki urlop do marca przyszłego roku, kiedy to powrócą z lekko zmienioną formułą. Opowieści mają być krótsze i skupiające się na poszczególnych bohaterach lub ich małych grupach. Pomysł może okazać się dobry, zobaczymy. Jednak ja sam chyba mam dość chwilowo i akurat ten czas przerwy wykorzystam, aby się zastanowić czy nie skończyć całej przygody właśnie w tym momencie.


Deadpool-037-(2015)Deadpool #37, Marvel

scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunki: Mike Hawthorne,

Kiedy Red Skull wykorzystał mózg profesora Xaviera i jego niesamowitą moc zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Wszędzie zapanowała jedna wielka nienawiść. Obrońcy uciśnionych stali się bandytami, a czarne charaktery tymi dobrymi. Ogólnie wszystko obróciło się o 180 stopni i nie inaczej jest z głównym bohaterem. Stał on się ucieleśnieniem spokoju i zaprzestał używać przemocy co daje dość zabawny efekt. W szczególności kiedy odzywa się jego prawdziwa natura ukryta aktualnie gdzieś głęboko w jego podświadomości. Niczym kreskówkowy diabeł podpowiada mu same złe rzeczy. Równocześnie w posiadłości X-Men narasta konflikt pomiędzy jej mieszkańcami, a przyjaciółmi Deadpoola z Korei. Mutanci chcą się ich za wszelką cenę pozbyć i zamierzają to osiągnąć w dość ciekawy sposób. Umieścili swoje nieudane podróbki w sali szkoleń i równocześnie usunęli z programu wszelkie zabezpieczenia. Sami możecie się domyślić do czego łatwo może to doprowadzić. Na szczęście zjawia się u nich z pomocą Wade Wilson. Numer ten jest w sumie nawet całkiem przyjemną rozrywką, w której mi najbardziej spodobało się obserwowanie w jaki sposób wszyscy się pozmieniali. Niby nic wielkiego, bo każdy zmienił się w swoją przeciwność, a tak naprawdę zostało to zrealizowane bardzo ciekawie. Dzięki temu postacie te otrzymały jakiś nowy wymiar, dzięki czemu dość kreatywnie wykorzystują swoje umiejętności.

niedziela, 14 grudnia 2014

#367 cotygodniowa zeszytówka #137

Deadpool-036-(2014)Deadpool #36, Marvel

scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunki: Mike Hawthorne,

Pierwsza strona tego numeru to bez wątpienia jego najlepsza część. Deadpool w świątecznym swetrze dzielący posiłek dla swojej rodziny i gości jest po prostu mistrzem, a ostatni kadr zwala z nóg. Tylko czemu jego córka jest tak koszmarnie narysowana? Zdałem sobie dopiero teraz z tego sprawę, ale ten komiks w większości jest po prostu brzydki. Przecież jego podopieczna wygląda jakby miała spłaszczoną głowę od góry i dołu przez co robi się lekko podłużna, a jej uzębienie woła o pomstę do nieba. Jednak odłóżmy to na bok i skupmy się na bardziej przyjemnych rzeczach takich jak fabuła. Główny bohater będąc w posiadłości mutantów dowiaduje się o prowadzonych walkach na terenie Genosha'y. W skutek czego wszyscy w około zaczynają się dziwnie zachowywać. Mutanci robią się agresywni w stosunku do głównego bohatera, ludzie atakują mutantów. Z czego najdziwniej zachowuje się sam Wade przy okazji dostarczając kilku całkiem niezłych dowcipów. Czytając ten komiks miałem wrażenie jakby nagle zmienił się cały porządek do jakiego są przyzwyczajeni czytelnicy komiksów Marvela. Pewnie dzieje się to właśnie na łamach Axis. Z racji tego że nie mam zamiaru sięgać po tą serię to coś mnie omija i nie jestem w stanie potwierdzić moich przypuszczeń. Jednak pomijając ten drobny szczegół to bawiłem się dobrze przy tym numerze i tego samego życzę wam.


Rat-Queens-006-(2014)Rat Queens #6, Image Comics

scenariusz: Kurtis J. Wiebe, rysunki: Roc Upchurch

Po lekturze tego komiksu miałem przedziwne uczucie jakbym właśnie skończył lekturę co najmniej jakiegoś wydania zbiorczego. Spowodowane to było tym, że w tym jednym cienkim zeszycie naprawdę wiele się dzieje. Wszystko co prawda głownie krąży w około miłości i wszystkiego co z nią związane. Jednak nie zmienia to faktu, że całość czyta się bardzo przyjemnie. Po wielkiej imprezie na cześć uratowania Palisady prawie każda z głównych bohaterek budzi się u boku kogoś bliskiego dzięki czemu czytelnik dowiaduje się kilku ciekawych faktów o nich. Ktoś jest niepewien swoich uczuć i z tego powodu je ukrywa. Inna kocha swoją koleżankę, a trzecia jest mężatką i ukrywa to przed wszystkimi. Wszystko to razem buduje interesujący i złożony obraz całej drużyny, która musi sobie poradzić nie tylko z wszelkimi trudami jakie ich spotykają z racji wykonywanego fachu, ale również i z samymi sobą. Po mimo tego, że wątek ten jest nad wyraz ciekawy, to na szczęście nie tylko uczuciami stoi ta seria. Gdzieś tam za górami, strumykiem i trzema drzewami czai się jeszcze wróg. Para się on magią w skutek czego pojawiają się macki i pragnie zemsty na jednej z bliskich postaci dla Rat Queens. Jak na razie napięcie i cały nowy wątek budowane są w bardzo umiejętny sposób dzięki czemu ja mam już spory apetyt na kolejny numer.


Samurai Jack 015Samurai Jack #15, IDW Publishing

scenariusz: Jim Zub,  rysunki: Andy Suriano

Zgodnie z zapowiedzią poprzedniego numeru Jack wpadł w poważne tarapaty. Z tego powodu musi stanąć do nierównej walki ze swoim największym wrogiem Aku. Tylko od czasu kiedy samuraj utracił jedyny przedmiot, którego bał się jego nieprzyjaciel, ten stał się bardziej zuchwały i odważny w swoich atakach. Cały numer to w sumie jedna wielka potyczka pomiędzy dwoma odwiecznymi i potężnymi przeciwnika. Z czego jeden z nich wydaje się bez szans na wygraną. Jednak po mimo tego nie poddaje się i po każdym upadku powstaje ponownie gotów do walki. Pamiętam jak podczas pisania o poprzednim numerze marudziłem, że trochę głupio jak trzej wielcy bogowie nie widzą w Jacku godnej postaci, aby mogła nosić swój oręż. Teraz, gdy poznałem do czego to wszystko prowadziło jestem w pełni usatysfakcjonowany. Bardzo umiejętnie i inteligentnie poprowadził to scenarzysta. Dzięki czemu czytelnik dostaje bardzo wiarygodną i pouczającą historię z której w szczególności młodzi czytelnicy mogą wynieść ciekawą lekcję. Lubię patrzeć jak wszystko dzięki czemu zasłyną ten serial z wielkim powodzeniem zostało przeniesione na łamy komiksu. Dzięki czemu otrzymaliśmy mądrą i bardzo przyjemną lekturę, która w świetny sposób poszerza uniwersum znany nam świetnie z serialu animowanego.


niedziela, 7 grudnia 2014

#366 cotygodniowa zeszytówka #136

The Manhattan Projects 024The Manhattan Projects #24, Image Comics

scenariusz: Jonathan Hickman, rysunki: Nick Pitarra

Numer ten rozpoczyna się dość mocną sceną lobotomii mózgu pewnego dobrze znanego delikwenta z kart historii USA. Cała ta scena spowodowała, że szybko się rozbudziłem po tym co dopiero wyszedłem z łóżka. Jednak to co najciekawsze dzieje się na następnych stronach tego komiksu. Wszystko to zawdzięczamy generałowi Groves oraz Oppenheimer'owi, którzy udają się wspólnie na wycieczkę do Dallas. Będąc już na miejscu ujawniają przed czytelnikiem tajemnicę jednej z największych teorii spiskowych ubiegłego wieku. Trzeba przyznać, robią to ze swoim typowym urokiem geniuszu połączonego z szaleństwem i specyficznym, raczej mrocznym poczuciem humoru. Tak to niestety wygląda, kiedy trzeba wybrać pomiędzy ukochanym krajem, a sobą. Druga część numeru skupia się na dalszych losach misji ratunkowej Łajki. Prowadzący ją Gagarin i Wernher von Braun przemierzają cały kosmos w poszukiwaniu ukochanego towarzysza i ważnego członka zespołu. W końcu docierają do miejsca, z którego ostatni raz został nadany sygnał S.O.S. Jednak to co zastają na miejscu jest dalekie od tego czego szukali, a zamiast cieszyć, raczej napawa grozą. Następny odcinek to zakończenie aktualnego rozdziału i muszę się przyznać, że moje oczekiwania są już naprawdę spore. Mam nadzieję na odpowiednio dobry finał.


Swamp Thing 037 (2015)Swamp Thing #37, DC Comics

scenariusz: Charles Soule rysunki: Jesus Saiz

Świat maszyn uważa pozostałe krainy za nieefektywne w tym całym swoim chaosie istnienia i twierdzi, że potrafiłby nimi zarządzać znacznie lepiej. Jednak dowodząc swoją domeną jedynie za pomocą suchych liczb i kalkulacji nie jest w stanie podbić żadnej z nich.  Co dobitnie pokazało jego ostatnie spotkanie ze Swamp Thingiem. Na skutek czego sztuczna inteligencja postanowiła stworzyć sobie nowego awatara na podstawie człowieka. Ponieważ nieskończone pokłady danych w połączeniu z nieprzewidywalnością ludzi powinno dać zamierzony efekt w postaci zwycięstwa. Któż mógłby się nadać na to stanowisko lepiej, jak nie stary znajomy Hollanda, a aktualnie zaprzysiężony jego wróg, który plan zemsty opracował już na wiele sposobów? Dzięki temu sam początek tego numeru serwuje czytelnikom proces transformacji człowieka w maszynę. Odwieczny problem współczesnej fantastyki został zobrazowany dość brutalnie. Przypominając mi dość dobitnie pewien japoński film pt. Tetsuo, który okazał się moim objawieniem kilkanaście już lat temu. Nowy awatar szybko zaczyna działaś i w dość szybkim czasie zyskuje sojusznika w postaci opiekuna The Grey. Tymczasem, gdzieś na drugim końcu świata Alec Holland świadom nadciągającego zagrożenia poddaje się morderczemu treningowi. Zapewne dla wyrównania szans, otrzymał on również od scenarzysty pomocnika w postaci pewnego pogromcy demonów, amatora czarnej magii i nałogowego palacza do nie dawna. Jednak on zamiast nieść pomoc, woli raczej ukryć się w najgłębszej norze i przeczekać całe to zamieszanie.


Birthright 003Birthright #3, Image Comics

scenariusz: Joshua Williamson, rysunki: Andrei Bressan

Seria ta to bez wątpienia taka przyjemna i nie zobowiązująca lektura. W dużej mierze czerpiąca z klasycznych założeń gatunku fantasy. Dlatego mamy tutaj z jednej strony świat stylizowany na nasze średniowiecze z magią, potworami i jego mieszkańcami będącymi przedstawicielami różnych ras. W takim miejscu wychował się Michael Rhodes, główny bohater i tutaj poznajemy jego historię. Z drugiej strony mamy świat dobrze nam znany, gdzie  Michael właśnie połączył się ze swoim młodszym bratem Brennan'em i ojcem Aaron'em tworząc jakby drużynę dzielnych bohaterów. Jest to kolejny nieodzowny element tego gatunku. Łączą oni swe siły, aby odnaleźć pięciu magów, którzy uciekli z krainy Terrenos. Oczywiście czym dłużej są w naszym świecie tym bardziej potężni się robią. Wszystko to jest tak bardzo przesiąknięte klimatem fantasy, że brakuje mi jeszcze tylko słynnego zdania:"no to jesteście w karczmie", które pada na większości sesji RPG. W tym wszystkim jednak najbardziej spodobał mi się podział ról w ekipie. Jeden z nich to chodząca machina wojenna, a reszta jest obeznana w naszym świecie co z pewnością ułatwi poszukiwania. Kiedy zobaczyłem pierwsze zapowiedzi tej serii jakoś kompletnie mnie nie zainteresowała. Teraz już nawet nie pamiętam dlaczego w ogóle sięgnąłem po pierwszy numer. Jednak po jego lekturze z przyjemnością sięgam po każdy następny bo to kawał dobrej rozrywki.


niedziela, 30 listopada 2014

#365 cotygodniowa zeszytówka #135

Deadpool-035-(2014)Deadpool #35, Marvel

scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunki: Mike Hawthorne,

W moim odczuciu jest to trochę dziwny numer jak na tą serię. Taki spokojny i równocześnie jakby lekko rozrachunkowy. Deadpool spotyka się ze swoją córką i stara się powoli tworzyć z nią jakąś namiastkę rodziny. Później udaje się do posiadłości X-Men gdzie zjawiają się jego ciężko chorzy znajomi z Korei, którym główny bohater pomaga wyjść z ich trudnej sytuacji. Następnie spotyka się jeszcze z panią Camacho, babcią swojej córki informując ją, że małej nic nie grozi i ma się dobrze. Wszystko to pokazuje głównego bohatera z perspektywy prawie normalnego człowieka z jego przyziemnymi problemami. Mało w tym wszystkich głupkowatych żartów. W zamian za to otrzymujemy kawał porządnej opowieści obyczajowej osadzonej w klimatach super hero. Nawet jedyna scena akcji na łamach tego komiksu, czyli pojedynek Deadpoola z Draculą, który przywdział przedziwną zbroję robota jest jakiś taki normalny. Podoba mi się kierunek w jakim zmierza teraz ta seria. Z lekka stałą się odrobinę poważniejsza i zaczyna obracać się w okolicy naprawdę ważnych i cięższych tematów takich jak: rodzina, eksperymenty na ludziach, poczucie winy i odkupienie swoich win. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że bardzo dobrze wpływa to na całokształt tej serii i oby tak dalej.


Samurai Jack 014Samurai Jack #14, IDW Publishing

scenariusz: Jim Zub,  rysunki: Andy Suriano

Samurai Jack staje w końcu przed obliczem trzech pradawnych bogów. Dzięki temu może w końcu będzie w stanie odzyskać najcenniejszy przedmiot jaki kiedykolwiek posiadał. Jednak zanim to nastąpi będzie musiał wyjść zwycięsko z kilku prób, które mają na celu udowodnić iż jest godzien dzierżyć w swej dłoni coś co jest w stanie ciąć samą ciemność. Wszystko to dlatego, że trzech bogów ma go za nic więcej niż spadkobiercę swego ojca w walce ze złem. I tutaj jestem lekko zmieszany. Przecież Jack udowodnił już nie jeden raz jak dzielny jest i oddany w swej walce z Aku, więc jakim cudem nie widzi tego ta trójka? Jak to się stało, że przemierzając cały wszechświat i trwając od nie wiem jak dawna bogowie nie zauważyli jedynego sprawiedliwego? Ten jeden zgrzyt lekko mi popsuł cały ten numer, jednak poza tym jest to jak zawsze bardzo dobra porcja rozrywki. Szczególnie spodobał mi się sposób w jaki zostały zobrazowane same próby Jacka, a w szczególności jego pojedynek z wikingami. Cały utrzymany w szarości z dodatkiem czerwieni. Taki brudny i pełen akcji, coś pięknego. No i oczywiście zakończenie, które z jednej strony może okazać się kolejną próbą, a z drugiej wielkim niebezpieczeństwem dla głównego bohatera. Jednak cokolwiek okaże się prawdą, z pewnością będzie to spore wyzwanie dla samuraja.


Aquaman (2011-) 036Aquaman #36, DC comics,

scenariusz: Jeff Parker, rysunki: Paul Palletier

Aquaman po tym jak poznał mroczny sekret z przeszłości swojej rodziny, wściekły i pełen złości udał się do jedynego miejsca, w który mógł otrzymać jakieś wyjaśnienia. Popędził do więzienia, gdzie aktualnie przebywa Vulko, jego były doradca. Udał się właśnie do niego, ponieważ był on świadkiem pewnego ważnego wydarzenia, które teraz dość mocno zmieniło życie Arthura. Numer ten to w sumie jedno wielkie odtworzenie minionych wydarzeń, dzięki czemu czytelnik zostaje wzbogacony o kolejną porcję informacji z przeszłości podwodnego miasta. Dla urozmaicenia całego dochodzenia scenarzyści posiłkują się gościnnym występem Martiana Manhuntera, który przy pomocy swoich telepatycznych zdolności sprawdza prawdziwość przytaczanych wydarzeń. Zabieg to nawet dość ciekawy. Spodobało mi się również wyjaśnienie jego wizyty w podwodnym mieście, która spotkała się z niechęcią jej mieszkańców. Mianowicie Arthur wyjaśnił mu, że i tak wszyscy obywatele muszą się przyzwyczajać do odwiedzin z powierzchni, bo teraz będzie to coraz częstsze. W końcu polityka podwodnego miasta się zmienia na bardziej otwartą. Szkoda tylko, że cały numer nie jest tak przyjemny jak jego początek. Gdzieś tak od połowy robi się dość przewidywalnie. Jeden z bohaterów zaczyna wariować i siać zniszczenie. Jednak najgorsze z tego wszystkiego za pewne będzie zakończenie, gdzie dowiemy się, że sekret z przeszłości chce uśmiercić Aquamana.


czwartek, 27 listopada 2014

#364 B.P.R.D. - Plague of Frogs Vol. 1,

IMG_20141120_210511Jak możemy przeczytać we wstępie do pierwszego tomu B.P.R.D. – Plague of Frogs kiedy Mike Mignola w 1994 roku tworzył pierwszy numer swojej autorskiej serii Hellboy, sam w najśmielszych snach nie spodziewał się, jak wielki sukces ona odniesie. Stworzył wtedy nie tylko wspaniałą postać piekielnego chłopca, ale również bardzo bogaty i kompletny świat w okół niego. Przez kilka kolejnych lat postanowił skupić się na głównej serii mającej opowiadać o próbie poradzenia sobie przez Hellboy’a z nadchodzącą przyszłością. Równocześnie wraz z wydawcą zdecydował się również uruchomić poboczną serię o przygodach Bureau for Paranormal Reasearch and Defense. Biura mającego zajmować się wszelkimi niewyjaśnionymi i groźnymi przypadkami pojawiającymi się na Ziemi.


Na samym początku miała to być seria złożona z luźnych opowieści powiązanych ze sobą samym biurem i jej głównymi pracownikami: Abe Sapien – człowiek ryba, Roger – homunkulus, istota sztucznie stworzona z ludzkiego ciała i ziół, Liz Sherman – posiadająca zdolność władania ogniem, Johann Krause – człowiek medium w postaci ektoplazmy utrzymywanej w specjalnym skafandrze oraz Dr. Kate Corrigan – profesor uniwersytetu w New York, specjalistka od folkloru i historii okultyzmu. Na pierwszy rzut oka bardzo przypadkowa drużyna jak i same początkowe historie są bardzo różne i niezbyt mocno z sobą powiązane. Oczywiście wszystkie z nich zawierają te elementy za które pokochałem Hellboy’a. Dlatego też można tutaj spotkać sporą dawkę wampirów, wiedźm, dawnych, zakazanych kultów, szalonych eksperymentów, nazistów oraz dużą porcję niczym nieskrępowanej przygody. Jednak cały czas czegoś mi brakowało. Nie żeby te opowieści nie były dobre same w sobie, tylko nie wybijają się w sumie niczym ponad przeciętność. Trwało to aż dotarłem do ostatniej opowieści zawartej w tym tomie pt. Plague of Frogs.


IMG_20141120_210954W okolicach 2004 roku Mignola widząc co już powstało z jego pobocznej serii postanowił napisać mini serię, która miałaby na celu jakby bardziej powiązać i podsumować to co ukazało się dotychczas. Tak też przyszło B.P.R.D. zmierzyć się z pradawnym kultem chcącym zmienić ludzkość w człekokształtne żaby. Zdaję sobie sprawę z tego jak to brzmi, ale dla ludzi znających przygody Hellboy’a nie powinno to być nic nowego. Dla wszystkich pozostałych powiem, że jest to jedna z lepszych rozrywkowych historii utrzymanych w klimatach horroru jaką czytałem. Tak jak u Hitchcock’a wszystko rozpoczyna się od małego trzęsienia ziemi, a potem napięcie wzrasta do ostatniej strony z wielkim finałem w postaci origin'u Abe Sapiena. Historia ta skupia się na losach piątki głównych bohaterów, którzy starając się wyjaśnić pewne morderstwo, trafiają do małego i zapomnianego przez cały świat miasteczka, gdzieś w USA. To co ich tam spotyka wystawi na próbę wszelkie ich umiejętności i wzajemną przyjaźń. Jednak to co jest najlepsze w tej opowieści to zbudowanie podwalin pod niezwykle złożoną historię wielkiej wojny jaką prowadzić będzie biuro i jej pracownicy z plagą żab i wyznawcami pradawnego kultu.


Osobny akapit należy się formie wydania komiksu. Całość tego ponad 400 stronicowego tomu została wydana w pięknej, twardej, czarnej okładce z tłoczonym srebrnym tytułem. Dodatkowo całość została przyodziana w obwolutę. Sam komiks został wydrukowany na kredowym papierze, który bardzo dobrze oddaje kolory, co w przypadku tego tytułu jest bardzo ważne. W środku natomiast znajdziemy zawartość oryginalnie wydanych trzech trade paperback’ów oraz prawie 40 stron dodatków. W skład tego ostatniego wchodzą szkice i studium postaci tworzone przez różnych rysowników. Projekty niektórych stron wraz z komentarzem twórców.


Odkąd pierwszy raz przeczytałem jakąś informację odnośnie komiksu o piekielnym chłopcu wiedziałem, że chcę ją poznać. Kiedy już pierwszy tom miałem za sobą stałem się jej fanem. Po tym jak w tym roku ukazały się wszystkie dotychczasowe historie z tą postacią w naszym kraju zaczęło mi czegoś brakować. Zanim sięgnąłem po B.P.R.D. Plague of Frogs 1, naczytałem się o nim i słyszałem wiele dobrego. Nawet to, że jest lepszy od swojej macierzystej serii. Jakoś nie bardzo chciało mi się w to wierzyć, jednak pierwszy tom pokazał mi iż ma na to bardzo duże zadatki. Teraz z wielką nadzieją patrzę na pozostałe trzy, które leżą na szafce i czekają cierpliwie na swoją kolej. Szkoda tylko, że pomimo prób Egmontu wydania tej serii na naszym rynku nie przyjęła się. Co ciekawe, ostatni tom, który ukazał się u nas to zarazem pierwszy, w którym zaczyna się dziać naprawdę ciekawie. Chociaż z drugiej strony, dzięki temu sięgnąłem po piękne oryginalne wydanie, gdzie w czterech tomach mam wszystkie opowieści wchodzące w skład wojny z żabami.


[gallery link="file" ids="3570,3571,3572,3573,3574,3575,3576,3577,3578"]

środa, 26 listopada 2014

#363 Adventure Time Batman

Nie mam w zwyczaju robienia postów złożonych tylko ze zdjęć, ale dziś zrobię wyjątek. Przypadkiem serfując po odmętach internetu i udając się o jedną stronę za daleko natrafiłem na prace Valatile Vertex. Ten brytyjski grafik 3d, stworzył genialne połączenie Batmana z Adventure Time. Dla mnie jest to tak wspaniałe, że nie mogłem się powstrzymać, aby nie pokazać tego i tutaj. Niestety są to na razie tylko projekty, ale kto wie, może kiedyś...
















































#362 cotygodniowa zeszytówka #134

rat-queens-05Rat Queens #5, Image Comics


scenariusz: Kurtis J. Wiebe, rysunki: Roc Upchurch


Po dość szybkim, ale niezwykle dramatycznym, zakończeniu oblężenia Palisady przez grupę naszych bohaterek nastał czas radości i ogólnie panującej sielanki. Najbardziej ranna w starciu Violet po dojściu do siebie zarządza porządną imprezę i seks ze swoim wybawcą. Wszyscy dobrze się bawią jednak, czy na pewno jest tak wspaniale jak się wydaje na pierwszy rzut oka? Zagubiona i trochę osamotniona na zabawie Dee Dee odkrywa w torbie jednego z gości straszną prawdę o czającym się gdzieś w miasteczku strasznym kulcie. Daje mi to nadzieję, że kolejne numery pójdą w klimaty które bardzo lubię. Macki! Cały numer poza dobrą zabawą daje również kilka ciekawych informacji o niektórych z głównych postaci. Czytelnik ma okazję zobaczyć co się dzieje, gdy Hannah wpada w tryb berserk na polu walki. Jej przemiana jest tak samo zabójcza jak przerażająca. Jednak mi najbardziej spodobało się lekkie rozbudowanie informacji jakie mamy na temat Dee Dee. Co prawda nie ma tego dużo i po zapoznaniu się z nimi mamy więcej pytań niż odpowiedzi. Jednak zawsze to coś. Tym bardziej, że to moja ulubiona postać jak na razie.


Outcast-005Outcast By Kirkman & Azaceta #5, Image Comics

scenariusz: Robert Kirkman, rysunki: Paul Azaceta


Lubię sposób w jaki zbudowana jest ta opowieść. Cięgle i sukcesywnie opowiada ona w sumie jedną historię, a każdy kolejny numer to jej następny rozdział. Nie ma tutaj za bardzo wątków pobocznych. Oczywiście coś się kryje za rogiem lub w mroku, ale na razie to tylko tło. Tło które z czasem zapewne wypłynie na powierzchnię i przejmie główny wątek. Jednak na razie jest to tylko opowieść o Kyle’u i wielebnym  Andersonie, którzy starają się jakoś odnaleźć w sytuacji kiedy zdali sobie sprawę, że opętania tak naprawdę istnieją. Dodatkowo nie gdzieś tam na drugim końcu świata, ale bardzo blisko nich wszędzie w około. Jeden z nich musi z tym walczyć, bo innego wyjścia nie widzi. Drugi natomiast robi to aby lepiej zrozumieć siebie i swoją przeszłość. Dotychczas wszystko nawet jakoś się układało. Duchowny odprawiał egzorcyzmy, Kyle był jego pomocnikiem i tak to jakoś się hulało. Aż do wypadku podczas odwiedzin pewnego więźnia w pobliskim więzieniu, który dziwnie reagował na dotyk jednego z głównych bohaterów. Wszystko to trochę komplikuje całą sytuację przez co znowu czekam z niecierpliwością na kolejny numer i rozwinięcie tego wątku. Jednak najbardziej spodobała mi się scena z samego końca kiedy Kyle pyta swojego kolegę wielebnego co się stanie jeśli jednak boga nie ma. Co wtedy z nami wszystkimi w obliczu, gdy jednak mroczne moce istnieją? Cała ta scena to takie małe mistrzostwo dla mnie tylko podnoszące wartość tej serii jeszcze trochę do góry.


Ghosted-015Ghosted #15, Image Comics

scenariusz: Joshua Williamson, rysunki: Davide Gianfelice

Jak łatwo zauważyć Ghosted jest drugą serią o duchach, którą regularnie czytam. Jednak w odróżnieniu od tej powyżej jest ona bardziej nastawiona na akcję i muszę przyznać dzieje się w niej sporo i raczej dość efektownie. Aktualny numer zamyka wątek, który był z czytelnikami przez ostatnich kilka numerów i dotyczył Dannego Trick’a. Syna byłego współpracownika Jacksona. Cały ten motyw był dość pomysłowy, a jego wielki finał na deskach jakiegoś starego i poniszczonego teatru okazał się widowiskowy, zaskakujący w pewnych momentach i oczywiście dość krwawy. Jednak to i tak nic w obliczu kolejnych wydarzeń z ostatniej strony tego numeru, które czekają głównego bohatera. Zapowiada się ostra i brutalna rozgrywka napędzana żądzą zemsty. Chociaż ta seria nie jest jakaś wybitna, to bardzo lubię ją za jej udane połączenie dość ciężkich klimatów duchów i czasem dość brutalnych scen z taką czysto rozrywkową fabułą pełną akcji. Dzięki temu powstaje dobra porcja rozrywki dla trochę starszych czytelników. Z ciekawostek, w tym numerze również towarzyszka głównego bohatera, Nina posiada znikającą część garderoby na poszczególnych kadrach. O czym już pisałem przy okazji poprzedniego numeru oraz na jednym z kadrów można wypatrzyć reklamę innej serii z Image - Birthright.

niedziela, 23 listopada 2014

#361 cotygodniowa zeszytówka #133

Deadpool-034-(2014)Deadpool #34, Marvel

scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunki: Scott Koblish,

Już stało się małą tradycją na łamach tej serii, aby co pewien czas opublikować jakiś "zaginiony" numer szczęśliwie odnaleziony gdzieś w magazynach, tajnych aktach lub po prostu w szufladzie. Byliśmy już w szalonych latach 70 i 80 ubiegłego wieku (oczywiście jeśli mnie pamięć nie myli), a teraz przyszła pora na lata 90 XX w. Dzięki temu mamy możliwość znowu powrócić do czasów nienaturalnie wielkich ud, mnóstwa seksownych i odpowiednio skadrowanych pań, szalonych fryzur, przedziwnych prostokątnych giwer. Stylu rysowania, który przypomina mi początkowe Spawny ukazujące się w naszym kraju i styl Rob'a Liefield'a. Ogólnie trzeba przyznać jest brzydko, ale aż łezka się w oku kręci, ponieważ to właśnie na takich komiksach rozpoczynałem swoją wielką młodzieńczą fascynację komiksem już ponad 20 lat temu. Jednak ku mojemu zaskoczeniu numer ten nie jest jakimś zwykłym zapychaczem, tylko przybliża nam współpracę Deadpool'a z Dr. Butler'em i Sabretoth'em. Kiedy to nasz bohater miał całkowicie wyprany mózg i nie zdawał sobie kompletnie sprawy ze swoich poczynań. Dzięki temu wykonał pewną misję, bardzo mocno powiązaną z informacjami jakie otrzymaliśmy z wydarzenia Original Sin. Na szczęście całego zdarzenia nie pamięta, co pozwala mu chociaż na podjęcie próby bycia dobrym ojcem. Chociaż z drugiej strony chciałbym, aby wróciły do niego wspomnienia i wyrównał rachunek z Dr. Butlerem.


Thief of Thieves 025 (2014)Thief of Thieves #25,  Image Comics

scenariusz: Andy Diggle, rysunki: Shawn Martinbrough

Najnowszy numer tej serii i zarazem finał The HIT List jest szybkim rozliczeniem Redmonda z gangsterem Lolą. Pomiędzy nimi dwoma iskrzyło już od dawna pomimo udawania wzajemnej współpracy. Jednak każdy z nich robił to z całkiem innych pobudek, które teraz wychodzą na jaw. Całość czyta się niezwykle szybko jak na tą serię, co mnie lekko zdziwiło. Jednak nie ma się temu co dziwić, ponieważ numer ten jest wprost przepełniony akcją. Poza tym bardzo spodobał mi się wygląd bazy sławnego bandyty. Usytuowana gdzieś na uboczu twierdza otoczona olbrzymim murem. Pozbawiona wszelkiej zieleni, aby nie było się gdzie ukryć i pilnowana przez niezliczone ilości członków gangu. Wygląda trochę jakby była wyjęta w prost z jakiegoś post apokaliptycznego krajobrazu dzięki czemu posiada klimat i w pewnym sensie specyficzny urok. Jednak najbardziej spodobał mi się sam Lola, który stwarza wrażenie jakby był wzorowany lekko na Jokerze. Ubiera się w fioletowy garnitur z zieloną koszulą. Jego obstawa nosi na twarzach coś pomiędzy maską klauna, a meksykańskimi maskami śmierci. Wszytko to razem tworzy taki specyficzny klimat zastraszenia i ciągłego lęku, co idealnie wpisuje się w całą sytuację jaka panuje w tym komiksie. Kolejny dobry numer serii, którą warto śledzić.


Velvet 008 (2014)Velvet #8, Image Comics

scenariusz: Ed Brubaker, rysunki: Steve Epting

Numer ten to szczegółowy zapis jednego wielkiego włamania do siedziby centrum wywiadowczego ARC-7. Wszystko zostało zaplanowane i przeprowadzone przez jej byłą pracownicę, a aktualnie najbardziej przez nich poszukiwaną kobietę, czyli główną bohaterkę Velvet. Całość czyta się z zapartym tchem, jak przystało na dobrą opowieść szpiegowską. W końcu nie ma się temu co dziwić skoro przy okazji samego włamania mamy jeszcze porwanie, małą próbę zamachu bombowego, skok z jednego wieżowca na drugi oraz pojedynek dwóch agentów. Jednak to wszystko blednie w porównaniu z motywami działania samej Velvet. Po poznaniu których niestety czytelnik pozostaje z jeszcze większą ilością nowych pytać i nerwowym odliczaniem czasu do premiery następnego numeru. Jedyne co nie spodobało mi się w tym komiksie to fragment kiedy okazuje się, że główna bohaterka posiada kuloodporny kostium. Niby mogło tak być i w sumie nic dziwnego w tym nie ma, ale czytelnik poznaje ten fakt w takim momencie, że sprawia to wrażenie jakby było pójściem na łatwiznę przez scenarzystę. Moim zdaniem już lepiej by było gdyby po prostu nikt nie trafił w Velvet.

środa, 19 listopada 2014

#360 - czy Skyrim może prowadzić go głębszych refleksji?

Od jakiegoś czasu znowu naszła mnie ochota, aby grać w Skyrim i tak jakoś po kilka godzin w tygodniu spędzam na zwiedzaniu mroźnej krainy. Z racji osiągnięcia przez moją postać już 57 poziomu rozwoju to jestem w momencie gry kiedy żadne z zadań nie jest dla mnie wyzwaniem. Po prostu zaznaczam najbliższego questa na mapie,  realizuje je i tak oto mozolnie zmniejsza się lista misji do wykonania. Z racji tego wdarło się trochę nudy w te moje posiedzenia. Jednak z drugiej strony mogę się spokojnie poświęcić tylko poznawaniu wszelkich historii jakie kryje ta gra w sobie. Co samo w sobie w pełni mi wystarcza.


Właśnie w trakcie takiego jednego zadania - Chwała Sithisowi! realizowanego dla Mrocznego Bractwa przytrafiło mi się coś ciekawego. Sama misja polegała na zabiciu cesarza imperium Titusa Mede II. Trzeba najpierw dotrzeć na statek na którym on przebywa, a następnie przy pomocy wszelkiego typu oręża utorować sobie drogę po trupach do celu. I tutaj spotkało mnie spore zaskoczenie. Mianowicie w chwili kiedy moja postać stanęła przed cesarzem, ten spokojnie mnie przywitał i oznajmił że mnie oczekiwał. Spytałem jak to możliwe i w odpowiedzi usłyszałem coś w stylu: to normalne w życiu każdego władcy, że prędzej czy później zjawia się ktoś twego pokroju i robi swoje. Śmierć z ręki zabójcy jest jakby wpisana w bycie władcą. Potem poprosił mnie o ostatnią rzecz przed śmiercią, abym zabił osobę która zleciła jego zabójstwo i spokojnie czekał na swój koniec.


2014-11-19_00003Niby quest jak każdy inny, a ja nie mogę o nim przestać myśleć od kilku dni. Grałem w przeróżne gry w swoim życiu. Przy pierwszym Postal'u  spędziłem mnóstwo godzin. Zabiłem miliony wirtualnych istnień, a czasem nawet niszczyłem całe światy. Jednak to dopiero śmierć Titusa Mede II wzbudziła we mnie smutek i autentycznie było mi go żal. Nawet mam takie dziwne przeświadczenie, że jeśli tylko dłużej mielibyśmy możliwość porozmawiać, to zostalibyśmy kumplami. Niby Skyrim to RPG, które ma wiele możliwych dróg aby osiągnąć cel, a w tym przypadku wyjście było tylko jedno. Co prawda mogłem odejść, ale wtedy nie miałbym zaliczonej misji, a z racji tego, że marzy mi się 100% w tej grze to taka opcja nie wchodziła w rachubę.


Zdarzenie to, w mojej ocenie jest było mistrzowsko zaplanowane i wykonane. Dzięki takim momentom gry mogą zapewniać takie same odczucia jak film lub książka i prowadzić do jakiejś głębszej refleksji. Ja zacząłem się zastanawiać nad swoim postępowaniem w wirtualnym świecie i w ciągu tych kilku chwil na tyle mocno zżyć się z wirtualną postać, aby potem jej żałować. Jednak z drugiej strony odkryłem, że wirtualne osiągnięcia są dla mnie ważniejsze niż życie jakiegoś NPC'a co chyba niezbyt dobrze o mnie świadczy i dobitnie pokazuje na czym świat graczy stoi tak naprawdę. Cieszy mnie jednak to w jak prosty sposób rzecz przeznaczona wyłącznie do rozrywki zmusiła mnie do głębszych odczuć i refleksji. Do takiej rozrywki zawsze dążyłem.

niedziela, 9 listopada 2014

#359 cotygodniowa zeszytówka #132

Deadpool-033-(2014)Deadpool #33, Marvel

scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunki: John Lucas

Myśląc o Deadpoolu automatycznie przychodzi mi na myśl wiele określeń na jego osobę i to nie do końca pozytywnych. Jakoś nigdy w tym gąszczu wyrazów nie pojawiło się słowo ojciec. Teraz nawet jak o tym myślę, wydaje mi się to sprzeczne z jego naturą. Jednak tym numerem scenarzyści pokazali mi, że to może się nawet udać. Oczywiście na swój szalony sposób, jak wszystko w tej serii. Wide Wilson jest rodzicem maksymalnie przegiętym i nie ugnie się przed niczym, aby ochronić swoją córkę. Zabije każdego kto może jej zagrozić. Poświęcił swoje szczęście z dopiero co poślubioną małżonką. Kupi mieszkanie naprzeciwko aktualnego miejsca zamieszkania swojej krewniaczki, aby przez cały czas mieć ją na oku. On ją nawet zabije, by była bezpieczna. Wszystko to zostało dość pomysłowo napisane przez co całość czyta się naprawdę dobrze i przyjemnie. Jednak mi najbardziej spodobał się sposób w jaki Deadpool uporał się z Flagsmasher'em. To taki pseudo super bohater od organizacji U.L.T.I.M.A.T.U.M., a mówię że pseudo bo za każdym razem jak ginie to ktoś inny przywdziewa jego strój. Po tym jak rozprawił się z nim główny bohater naprawdę nie chciałbym być w jego skórze. Człowiek ma całkowicie zniszczone życie i jeszcze musi się troszczyć o innych. Co ciekawe Wide osiągnął to ponieważ postanowił spróbować czegoś innego niż zabijanie.


Birthright 002Birthright #2, Image Comics

scenariusz: Joshua Williamson, rysunki: Andrei Bressan

Jak na razie seria ta ma jednego ciekawego bohatera, interesujący, całkiem dobrze przemyślany świat fantasy oraz tajemniczego i złego przeciwnika czającego się gdzieś w mroku. Jednak to co mi najbardziej spodobało się w tej serii to jej dwutorowy sposób opowiadania całej historii. Z jednej strony mamy typową przygodę w świecie fantasy, gdzie mały chłopiec przechodzi drogę od zera do bohatera. Równocześnie druga fabuła skupia się na tym samy młodzieńcu kiedy został już prawdziwym, dzielnym wojownikiem i pojawił się z powrotem w naszym świecie. Takim normalnym z pracą, domem, samochodami i rodziną. Jednak to co najlepsze pojawia się dopiero teraz. Mianowicie ta sama osoba Michael Rhodes, główny bohater który jako chłopiec zaginął w dniu swoich urodzin w pobliskim lesie, a teraz pojawił się jako dorosły pogromca smoków i goblinów, w obu światach jest postrzegany kompletnie inaczej. W jednym jest bohaterem ratujących uciśnionych przed tyrane. W drugim jest postrzegany jako szaleniec chodzący po okolicy z niesamowitą ilością białej broni. Kontrast jaki dzięki temu otrzymujemy sprawia, że ja mam coraz większą przyjemność z przewracania każdej kolejnej strony i wam życzę tego samego.


Swamp Thing 036 (2014)Swamp Thing #36, DC Comics

scenariusz: Charles Soule rysunki: Jesus Saiz

Konflikt pomiędzy światem zieleni, a maszyn nasilił się do tego stopnia, że w końcu doszło do pierwszego starcia. Walka była dość szybka, z kilkoma zwrotami akcji i niezwykle finezyjna. Wynikało to z tego iż jedna ze stron wykazała się bardzo dużą pomysłowością podczas walki i formowania swoich ataków. Jednak najciekawsza okazała się postawa przegranej strony, która po przeanalizowaniu swojej porażki doszła do ciekawych wniosków. Co z kolei doprowadzi zapewne do powstania nowego awatara i to nie byle kogo, a kogoś dość dobrze znanego czytelnikom tej serii. Mi osobiście ta postać bardzo się podobała i nie mogę się doczekać, aby zobaczyć jej moce i to co będzie wyczyniać jako przedstawiciel jednego ze światów. Poza tym Swamp Thing spotyka się ze swoją ukochaną Abby co zdradza już okładka i tutaj kolejne zaskoczenie. Mianowicie zasugerowany okładką myślałem, że to będzie temat przewodni całego numeru, a tak naprawdę nic wielkiego on do fabuły nie wnosi. Ot kolejny krok ich znajomości po tym jak dowiedzieli się, że już nigdy razem nie będą. No i jeszcze informacja o zbiegłym Antonie z więzienia The Red, więc za nie długo pewnie możemy spodziewać się jego wielkiego powrotu. Jak dla mnie to druga świetna wiadomość wyniesiona z lektury tego numeru.


 

niedziela, 2 listopada 2014

#358 cotygodniowa zeszytówka #131

Swamp Thing Annual 03 (2014)Swamp Thing Annual #3, DC Comics

scenariusz: Charles Soule rysunki: Javier Pina, Carmen Carnero, Ryan Browne, Dave Bullock, Yanick Paquette,


Dobiega końca tysiąc letni żywot Capucine. Ciało szybko i nie naturalnie się starzeje. Kobieta z każdą chwilą robi się coraz słabsza, jednak nie sama śmierć przeraża ją najbardziej. Lęk budzi w niej perspektywa spotkania z pewnym rymującym demonem, który w zamian za jej zdolności i długie życie ma obiecane jej ciało, gdy ona już odejdzie. Dość mocno komplikuje to całą sytuację w co dość ciekawie zostaje wplątany również Swamp Thing. Całość została ukazana w zamkniętej opowieści z ciekawie i stopniowo rozbudowywaną fabułą. Jeden przekręt zastępuje kolejny. W końcu nie tylko za pomocą przemocy Capucine stara się wygrać tą nierówną walkę, ale również dzięki ciekawemu fortelowi i nie małej pomocy awatara zieleni. Jednak najbardziej spodobały mi się takie małe opowieści przeplatające główny wątek, a wynikające z fabuły. Raz była to historia Hollanda, który pod swoją nową postacią starał się zobaczyć film w kinie. Innym razem poznajemy kilka faktów z życia Capucine lub złego demona. Takie małe formy dają chwilę wytchnienia od głównego wątku równocześnie dając czytelnikowi kolejne informację o całej trójce uwikłanej w pojedynku o ciało. Dzięki temu numer ten to dobra pozycja pełna urokliwego klimatu.


The Witcher 005The Witcher #5, Dark Horse

scenariusz: Paul Tobin, rysunki: Joe Querio

Ostatni numer, jak to zazwyczaj bywa w takich seriach, pokazuje całą prawdę czytelnikom. Lekko przewidywalnie co prawda, ale nie zmienia to faktu, że i tak jest to najlepszy numer całej tej serii. Dowiadujemy się kto tak naprawdę sprowadził klątwę na biednego Jakoba i jego ukochaną. Dlaczego cała akcja dzieje się w nawiedzonym domu i co tak naprawdę próbował on przekazać za pomocą witraży. Dodatkowo wyjaśnia się historia miłości dwójki głównych bohaterów i co prawda jest ona po części piękna i pełna pasji, to z pewnością nie w ten sposób w jaki każdy z nas sobie to wyobrażał. Szkoda tylko, że cała seria nie jest tak dobra jak ten numer. Zamiast tego dostaliśmy dość mocno i niepotrzebnie rozciągnięta historię, która gdzieś tak w okolicy środka po prostu nudzi. Mocną stroną są tutaj rysunki, lekko schematyczne, trochę podobne do kreski Mignoli z dobrze dobranymi kolorami. Jednak patrząc na całość, która niebawem zostanie wydana w naszym pięknym kraju w postaci wydania zbiorczego, to jest to nic więcej jak dość przeciętna i czysto rozrywkowa seria. Można nabyć, jednak z zakupem nie trzeba się śpieszyć. Spokojnie można poczekać na jakieś promocje lub wyprzedaże.


RatQueens_04Rat Queens #4, Image Comics

scenariusz: Kurtis J. Wiebie, rysunki: Roc Upchurch

No i  wyjaśniło się kto stoi za zleceniami na głowy naszej dzielnej drużyny bohaterek. Tak szybko jak pojawił się ten wątek, tak też i został rozwiązany za pomocą jednego olbrzymiego głazu spadającego z nieba! Sami pewnie wiecie jak to jest. Drużyna idzie na jakąś misję i podczas jej zabija przypadkowego olbrzymiego ogra. Kilka dni później pod murami miasta zjawia się jego dziewczyna, równie spora wraz z armią swoich pobratymców i domaga się zemsty. W taki sposób pojawiają się latające głazy w okolicy. To co dzieje się potem to prawdziwa orgia lejącej się strumieniami krwi, latających kończyn oraz nawet całkiem dobrych one linerów. Zresztą cały numer jest dość zabawny, akcja gna do przodu jak na dobrze skonstruowanej sesji RPG, kiedy gra się ze zgraną grupą znajomych. Dzięki temu dostajemy świetną porcję czystej rozrywki. Każda kolejna strona zaspakaja różne potrzeby czytelnika. Od dobrej fabuły, po ciekawą kreskę, a kończąc na momentami naprawdę śmiesznych żartach. Bardzo mnie cieszy, gdy widzę jak każdy kolejny numer tej serii to coraz lepszy komiks po który zdecydowanie warto sięgnąć.


 

czwartek, 30 października 2014

#357 Daredevil Ultimate Collection Vol.3, scen. Brian Michael Bendis, rys. Alex Maleev

IMG_20141027_192443Wreszcie udało mi się przeczytać ostatni z tomów z przygodami Daredevila tworzony przez zasłużony duet dla tej postaci, czyli Bendisa i Maleev'a. Ku mojemu zdziwieniu zajęło mi to znacznie mniej czasu niż przy poprzednich dwóch tomach, co dobrze zwiastuje kolejnym częściom. Oby tak było.


Wracając jednak do samego wydania zbiorczego. Zawiera ono trzy większe opowieści, których przewodnim tematem jest ujawnienie prawdziwej tożsamości Śmiałka i przez to doprowadzenie do jego upadku. Zostało to zawarte w oryginalnie wydanych zeszytach Daredevil #66-81. Ponadto dostajemy opowieść What If Karen Page Had Lived? oraz Ultimate Marvel Team Up #6-8, które dla mnie są totalną porażką. Jednak o tym trochę później.


Jak widać, jest co czytać i w sumie każda kolejna opowieść jest coraz lepsza. Najpierw poznajemy losy Alexandra Bont'a, miejscowego bosa świata przestępczego za czasów początków działalności głównego bohatera. Oczywiście Matt nie mógł pozwolić mu na zbyt długie rządy i wysłał go za kratki, dzięki czemu zyskał kolejnego potężnego wroga. Gdy ten wychodzi na wolność po wielu latach odsiadki, jako stary człowiek, przystępuje do planu mającego na celu zdemaskowanie prawdziwej tożsamości Daredevila. Najbardziej urzekła mnie w tej historii jej forma. Całość została opowiedziana dwutorowo. Z jednej strony jest teraźniejszość, w której Bont wraz z Gladiatorem pastwią się nad głównym bohaterem. Z drugiej strony są wspomnienia Alexandra i jego dni chwały kiedy piął się po szczeblach kariery przestępczej i kolejne IMG_20141027_192633spotkania z Murdock'iem. Przeszłość, od strony graficznej została wystylizowana na odpowiednie czasy. Zaczynając od czarno białych rysunków, przechodząc przez pierwsze kolory z żółtym strojem Daredevila, a kończąc na mroku i dusznym klimacie jaki serwuje czytelnikom Maleev od samego początku tego runu.


Następnie scenarzysta zaprezentował czytelnikom dekalog Śmiałka w pięciu odsłonach. Czyli odwiedziny na spotkaniu terapeutycznym dla ludzi dotkniętymi poniekąd działaniami Daredevila prowadzonym w pobliskim kościele. Opowieść poprzedzona wspaniałymi okładkami i niestety z trochę słabszym zakończeniem. Jednak cała fabuła przybliża nam przeplatające się wzajemnie losy kilku postaci. Młodej kobiety spędzającej swe życie jako ozdoba ramienia miejskiego mafiosa, a następnie będąc świadkiem sytuacji kiedy to Matt ogłosił się Kingpinem Hell's Kitchen. Młodego mężczyzny, który stara się pomóc swojemu odsiadującemu wyrok ojcu. Kobiety, która nie zdawała sobie sprawy, iż jej małżonek jest masowym mordercą i dodatkowo skrywał pewien sekret. Samotnej matki, której ukochana córka popełnia samobójstwo po tym, jak została zakładniczką w napadzie na bank. Z pewnością warto zwrócić w tych kilku numerach uwagę jak ciekawie została zaprezentowana postać Daredevila. Każda z osób dzieląca się swoimi odczuciami skupia się na innym aspekcie tej postaci budując coraz bardziej jego legendę. Dodatkowo opowieści te w ciekawy sposób łączą się wzajemnie tworząc dość spory konflikt między uczestnikami terapii i tym samym doprowadzając do wielkiego finału. Tutaj niestety następuje moment kiedy cała ta opowieść traci swój urok. Nie kupuję rozwiązania jakie pojawia się na końcu i pomimo tego, że jest to opowieść o superbohaterach to postać małego demona po prostu tutaj nie pasuje. Niszcząc cały misternie zbudowany klimat.


IMG_20141027_192839Trzecią i zarazem najlepszą częścią tego tomu jest opowieść wielkiego przekrętu Wilsona Fiska. Dzięki szwindlowi chce uniknąć wieloletniej odsiadki. Plan polega na sprzedaniu wymiarowi sprawiedliwości prawdziwej tożsamości Daredevila w postaci tajemniczych akt zawierających całą wiedzę jaką posiada on na temat swego największego wroga. To co dzieje się potem to misternie uknuty plan w sześciu aktach, który z każdą kolejną stroną trzyma coraz bardziej w napięciu. Wszyscy starają się jak najszybciej dotrzeć i zachować dla własnych celów tajemnicze akta. Pojawia się Bullseye, Elektra, White Tiger w nowej odsłonie, Iron Fist, Luke Cage, czy organizacja The Hend. Całość komplikuje się w bardzo szybkim tempie, a kończy na sali sądowej. Gdzieś po drodze zahaczając o Night Nurse i jej oddział szpitalny dla trykociarzy. Całość została misternie uknuta i poprowadzona w niezwykle wciągający sposób. Do samego końca nie można być niczego pewnym, kilka razy następuje wiele zmieniających zwrotów akcji. Opowieść jest na tyle barwna aby pomieści zarówno kilka bardzo widowiskowych scen akcji jak również żmudne, powolne, ale niezwykle pasjonujące śledztwo prowadzące do wielkiego finału. Warto zwrócić uwagę na to, jak cała ta sytuacja wpływa na Matta i jego życie prywatne. Wszystko spotyka go w momencie kiedy wychodzi na prostą, wraca do żony i postanawia wieść spokojne życie. Oczywiście tak szybko jak pojawił się ten plan, tak samo szybko upadł, z pomocą przychodzi kilku przyjaciół, którzy są w stanie zrobić naprawdę wiele. Cieszy mnie również moment w którym Bendis zwraca uwagę na amerykańskie sądownictwo, które jest totalnie nieprzystosowane do sytuacji w której ma osądzić bohatera bezsprzecznie winnego. W momencie kiedy ręczą za niego inni super bohaterowie i składają zeznania potwierdzające jego wielkie zasługi dla społeczeństwa i kraju. Dobrze jak w takiej opowieści o ludziach chodzących w głupich przebraniach i walących się po pyskach z sobie podobnymi, twórcy starają się spojrzeć jakość szerzej na cały temat z różnych punktów widzenia.


Jak dla mnie cały tom mógłby się spokojnie zakończyć w tym miejscu odchodząc w blasku chwały. Jednak wydawnictwo postanowiło nabić jeszcze kilka stron. O ile alternatywna opowieść w której Karen Page żyje i wszystko zależało od kilku centymetrów w lewo lub w prawo jest nawet ok. Chociaż mam wrażenie jakbym czytał po raz kolejny to samo, to w interesujący sposób podchodzi do tematu. Niestety trzy numery Ultimate Marvel Team Up #6-8 moim zdaniem są kompletnie zbędne i dodane na siłę. Dzięki nim po raz kolejny czytelnik poznaje origin Punishera, w który na siłę został wpleciony niewidomy adwokat i głupkowaty Spider-Man. Jeden jak zawsze zabija przestępców, drugi stara mu się przemówić do rozsądku i powstrzymać, a trzeci pojawia się w tle z durnymi żartami. Dodatkowo całość została koszmarnie i w wielu miejscach nieczytelnie narysowana, co tylko uwypukla jak bardzo marny jest to twór.


Wiele dobrego słyszałem o efekcie wspólnej pracy panów Bendisa i Maleeva. Równocześnie zawsze miałem jakąś dziwną sympatię do głównego bohatera pomimo tego, że praktycznie nie znałem jego przygód. Jakiś czas temu postanowiłem to zmienić i zacząłem swoją przygodę właśnie od tomów zbierających historie tego duetu. Po lekturze mogę bez wątpienia potwierdzić, że jest to świetna pozycja. Ma oczywiście swoje słabsze momenty, ale jako całość w pełni zasługuje na wszelkie dobre słowa jakie można przeczytać w wielu miejscach w sieci. Bardzo dobra, przemyślana i ciekawa fabuła. Mroczny, gęsty i idealnie pasujący klimat. Złożone, wielobarwne postacie przedstawione z szerszego punktu widzenia. To wszystko sprawia, że od samego komiksu naprawdę trudno jest się oderwać. Teraz w kolejce przede mną czekają kolejne tomy w wykonaniu Brubarkera i Larka na które patrzę z wielkim optymizmem.


[gallery link="file" ids="3500,3501,3502,3503,3504,3505"]

niedziela, 26 października 2014

#356 cotygodniowa zeszytówka #130

Aquaman (2011-) 035Aquaman #35, DC comics,

scenariusz: Jeff Parker, rysunki: Paul Palletier


Po raz kolej na łamach tej serii rozpoczyna się większa opowieść i ku mojemu zdziwieniu dzieje się to w dość interesujący sposób. Arthur robi przyjacielski gest w kierunku doktora Shina zapraszając go do podwodnego miasta i daje mu dostęp do całej wiedzy zgromadzonej przez jego mieszkańców. Dodatkowo w dość zaskakujący sposób radzi sobie z buntownikami próbującymi obalić jego rządy, a aktualnie przebywający w więzieniu. Nie skazuje ich na śmierć, czego domagała się rada starszych. W zamian za to wygnał ich ze swego królestwa i ukierunkował ich ku nowej drodze postępowania. Dzięki temu Aquaman ukazał się jako mądry król, który co prawda słucha rad swoich doradców, ale decyzje podejmuje sam. Takie jakie uważa za słuszne. Jednak najciekawsze zdarza się oczywiście na końcu tego numeru. Takie prawo rynku. Dzięki odkryciu profesora Shina i Evansa wychodzi na jaw interesujący fakt z dość niedawnej przeszłości głównego bohatera. Jednak już teraz można z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że będzie on miał duży wpływ na całą jego przyszłość. Całość zapowiada się naprawdę dobrze, ale znając cały ten run mam obawy, że wyjdzie jak zawsze i na końcu twórcy dają ciała.


Starlight 006Starlight #6, Image Comics

scenariusz: Mark Millar, rysunki: Goran Parlov

Mark Millar właśnie zakończył najlepszą przygodowo rozrywkową serię tego roku. Jakby tego było mało, uczynił to w doskonały sposób sprawiając tym samym, że jej brak będzie jeszcze bardziej odczuwalny. Po pierwsze świadczy o tym fabuła. Z początku mówiąca o starości, samotności i przemijaniu z lekka w poważny, prawdziwy i mądry sposób. Następnie, za pomocą wyprawy w kosmos głównego bohatera, cała opowieść zmienia się w cudowną awanturniczą przygodę z szybką, pełną akcji fabułą w duchu starych pulpowych filmów SF w rodzaju Flash Gordona lub Forbiden Planet. Dodatkowo historia ta jest bardzo dobrze przemyślana od samego początku i tak naprawdę ani jeden jej fragment nie jest zbyteczny. Co świetnie widać w końcowej walce pomiędzy Duke'iem a złym Kingfisherem, gdzie zostają wykorzystane elementy otoczenia poznane przez czytelnika kilka numerów przedtem. Po drugie - strona wizualna komiksu. Oddająca w każdym kadrze hołd starym książką i filmom z gatunku SF. Design statków kosmicznych, obcisłych strojów bohaterów z ich wysokimi kozakami u mężczyzn i pół nagich kobiet w zwiewnych sukienkach. Wygląd obcych planet z całą ich fauną i florą. Broni wyglądających jak kwadratowe fazery ze Star Treka, magnetyczne rękawice Kingfishera i wszelkiego żelastwa służącego do walki w zwarciu. Wszystko to przypomina nasze wyobrażenia sprzed jakiś pięćdziesięciu lat kiedy jeszcze myśleliśmy, że w 2014 roku będziemy już zamieszkiwać obce planety i latać po kosmosie w sposób przypominające dzisiejsze podróże samochodem.  Jednak najwspanialsza w tym wszystkim jest czysta frajda towarzysząca nam podczas lektury. Główny bohater, którego nie da się nie lubić od samego początku rzucający co rusz jakimś świetnym one linerem. Jego niesamowite przygody pełne zaskakujących zwrotów akcji i mądre zakończenie dające trochę do myślenia. Nie wiem jeszcze kiedy ukarze się wydanie zbiorcze tej serii, ale z pewnością trafi na moją półkę bo z pewnością jeszcze nie jeden raz powrócę na planetę Tantalus i jej mieszkańców.


Samurai Jack 013Samurai Jack #13, IDW Publishing

scenariusz: Jim Zub,  rysunki: Andy Suriano

Samurai Jack zawsze pewnie czuł się samotny w nie swojej linii czasowej do której został wrzucony przez złego Aku. Teraz jednak gdy utracił najcenniejszą rzecz jaką posiadał i dodatkowo stał się najbardziej poszukiwanym człowiekiem, to uczucie musiało się mocno nasilić. Główny bohater z długą zaniedbaną brodą, łachmanach i prawie bezbronny musi się ukrywać przed każdym obcym. Co z pewnością nie jest łatwe zważając na fakt, że na każdej ścianie wisi jego list gończy, a z telebimów nadawany jest komunikat o jego poszukiwaniach. Dlatego nigdy nie wiadomo, która z napotkanych osób w mig nie okaże się łowcą głów szukającym szybkiego zarobku. Jednak pomimo tak ciężkich czasów dla Jacka, gdzieś jest nadzieja na odwrócenie losu. Trzynasty numer tej serii to kolejny dobry komiks z ciekawą fabułą. Mi najbardziej spodobał się moment kiedy, samurai wspomina historię swego ojca i tego jak posiadł w swe władanie magiczny miecz. Najpierw retrospekcja, a potem prawie to samo spotyka głównego bohatera. Ciekawie te dwie opowieści współgrają graficznie ze sobą i płynnie przechodzą jedna w drugą. Taką wisienką na torcie jest dla mnie żart w postaci nagrody za głowę samuraja ufundowana przez Aku. Tak bardzo w klimacie tego szalonego i przezabawnego czarnoksiężnika. Znowu rozbawił mnie po raz kolejny.


Deadpool-032-(2014)Deadpool #32, Marvel

scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunki: John Lucas

Po lekturze tego numeru mam wrażenie jakby twórcy na chwilę odpuścili sobie humor oraz ciągłe robienie sobie jaj z wszystkiego w około i chcieli stworzyć bardziej poważną historię. Deadpool dociera w końcu do swojego krewniaka, jeszcze do niedawna przednim skrzętnie ukrywanego. Widać ile sprawia mu to trudności. Nie potrafi się przyznać kim tak naprawdę jest i zamiast tego woli odgrywać rolę bohatera ratującego osobę w potrzebie. Cieszy mnie taka zmiana zaserwowana przez scenarzystów. Wade wypada w tej roli nawet całkiem wiarygodnie. Cała sytuacja mocno go przerasta i jak zawsze posiłkuje się żartami, zamiast być po prostu szczerym. Jednak z drugiej strony od razu włącza się u niego lojalność i troska o krewnego. Zrobi absolutnie wszystko, aby mu pomóc i go uratować. Poza tym jak zawsze w tej serii. Sporo akcji, kilka żartów takich sobie. Dazzler połączyła siły wraz z żoną Deadpoola Shiklah w walce przeciwko wampirom. Co oczywiście znacząco zwiększyło ilość czerwonego koloru na stronach. Ogólnie całkiem przyjemna rozrywka po którą śmiało można sięgnąć.


 

piątek, 24 października 2014

#355 Adventure Time po polsku!

AdventureTime_v1_TPB_2Musiałem o tym napisać, bo tak naprawdę i tak nic lepszego już dziś nie usłyszycie. Dzięki wydawnictwu Studio JG 30 października ukarze się pierwszy tom Adventure Time po polsku! Sam wiele razy pisałem o tym, że to świetna seria i któreś z naszych rodzimych wydawnictw mogłoby się nią zainteresować. Jak można przeczytać na stronie wydawnictwa:


W ramach cyklu wydawniczego Adventure Time, nakładem wydawnictwa Studio JG ukazywać się będą następujące publikacje:


➤ Adventure Time w wydaniach albumowych
➤ Adventure Time - Powieść Graficzna
➤ Adventure Time - Sugary Shorts

Koszt jednego albumu to 29,99 zł, publikacje będą ukazywać się w trybie dwumiesięcznym, dostępne będą w sieciach sklepów Empik, Yatta.pl oraz w wybranych księgarniach na terenie całego kraju.

Już teraz na Yatta.pl można zamawiać prenumeratę na całość serii lub wybrane tomy.

Cykl wydawniczy zakłada wydania w następującej kolejności:
➤ Adventure Time - album #1
➤ Adventure Time - album #2
➤ Adventure Time - Powieść Graficzna #1
➤ Adventure Time - Powieść Sugary Shorts #1
➤ Adventure Time - album #3
➤ Adventure Time - Powieść Graficzna #2
➤ Adventure Time - album #4
➤ Adventure Time - Powieść Graficzna #3

Warto zwrócić uwagę na bardzo dobrą cenę poszczególnych tomów biorąc pod uwagę, że każde wydanie zbiorcze to ponad setka stron przygód dwójki przyjaciół. Dodatkowo każda z historii zawartych w tych tomach to naprawdę świetna zabawa za każdym razem propagująca takie wartości jak: przyjaźń, niesienie pomocy potrzebującym, dobra zabawa, co czyni z niej idealną pozycję dla młodszych czytelników. Każdy starszy fan komiksów sam również znajdzie wiele treści skierowanych specjalnie dla niego, dzięki czemu mile spędzi czas podczas lektury. Równocześnie będzie posiadał dobrą pozycję do edukacji przyszłego pokolenia czytelników opowieści obrazkowych. Gorąco poleca.



wtorek, 21 października 2014

#354 Cliker Heroes. W poszukiwaniu sensu.

Kładąc się wieczorem do łóżka miałem mocne postanowienie, aby nadchodzący dzień spędzić jakoś bardziej produktywnie. Co prawda zdawałem sobie sprawę z tego, że to sobota więc jakoś pracować nie miałem zamiaru. Jednak nie chciałem go też całego spędzić durnie klikając w kolejne zakładki w przeglądarce. Jednak ten mój misterny plan po części spalił na panewce z powodu jednej, bezsensownej gry Clicker Heroes.


Cała zabawa polega na absurdalnym klikaniu w potwory, które umierając dają monety za, które odblokowujemy kolejne bonusy do naszego herosa. Jednak, co ciekawe, po wykupieniu sobie towarzysza podróży, klikanie staje się zbędne, bo robią to za nas nasi kamraci. Wszystko odbywa się automatycznie, dzięki czemu wystarczy zajrzeć np. co godzinkę do gry, aby rozdysponować nagromadzoną walutę na kolejne wspaniałe ulepszenia i przejść na kilka poziomów dalej co skutkuje większymi wypłatami.


Nie mam pretensji do siebie, bo w ramach eksperymentu, świadomie marnowałem czas na tą pozycję. Byłem po prostu ciekaw czy dalej coś się zmienia? Może pojawia się jakieś wyzwanie? Po prawie 14 godzinach wszelkie moje wątpliwości zostały rozwiane. Mianowicie nie zmienia się nic. Nie da się zginąć, więc kompletnie nie trzeba się przejmować tym, że gra leci sobie w tle i w sumie sama się przechodzi. My w tym czasie możemy obejrzeć film, pójść na spacer lub zrobić na cokolwiek mamy ochotę. Są jakieś osiągnięcia, ale one co prawda, prędzej czy później nabijają się same. Jedynym, niby wyzwaniem jest co pięć poziomów walka z bossem. Mamy na jego pokonanie tylko 30 sekund. Jednak w rzeczywistości nic to nie zmienia. Jak już wspomniałem i tak nie da się tutaj zginąć. Więc jeśli nie uda się nam go pokonać, po prostu zaczynamy walkę z nim od nowa i tak aż do znudzenia.


Wszystko to skłoniło mnie do chwili zadumy i zacząłem się zastanawiać, po co w ogóle coś takiego powstaje. Przecież ktoś musiał poświęcić na to swój czas, który z pewnością mógł wykorzystać znacznie lepiej. Po co komu gra która przechodzi się sama? Zdaję sobie sprawę, ze wiele wychodzących gier aktualnie również ma ten sam problem, ale tam jest przynajmniej jakaś fabuła. Wtedy można taki produkt potraktować jako pewną formę interaktywnego filmu. Tutaj z kolei nie ma nic poza wyskakującymi cyferkami. W pewnym momencie pomyślałem, że może ta strona ma w jakiś sposób zarabiać na siebie. Więc wyłączyłem na niej blokowanie reklam. Lecz ku mojemu zdziwieniu żadnej nie znalazłem po za linkiem do sklepu z gadżetami związanymi z tym tytułem. Który swoją drogą widoczny jest zawsze na stronie. Tylko nie mieści mi się w głowie, aby ktokolwiek chciał mieć koszulkę lub kubek związany z tym tytułem. W związku z tym wszystkim co napisałem powyżej nie przychodzi mi już żaden sensowny powód dla którego mogła powstać ta niby gra. Dla mnie jest to bezsensowne i głupie marnowanie czasu przez każdego kto miał styczność z tym tytułem.