środa, 27 lutego 2013

#203 Y: The Last Man vol. 7: Paper Dolls, scen. Brian K. Vaughan, rys. Pia Guerra

paper dolsSiódmy tom przygód Yoricka i jego drużyny, którzy aktualnie znajdują się w Australii. Są zmuszeni pozostać na miejscu na najbliższe 24 godziny, ponieważ łódź podwodna, którą zmierzają do Japonii na ratunek Ampersandowi musi uzupełnić paliwo. Dla Yoricka jest to świetna okazja, aby w towarzystwie agentki 355 udać się na krótkie poszukiwania swej narzeczonej Beth. Pomimo tego, iż postój ich nie trwa zbyt długo to i tak zdążyli się wpakować w całkiem poważne tarapaty.


Tom ten skupia się głównie na dwóch tematach: przypadkowym konflikcie ostatniego mężczyzny z czwartą władzą, czyli prasą oraz historią agentki 355. Pierwszy z nich jest o tyle ciekawy, ponieważ z powodu przypadku i dziennikarki z poczuciem misji z jakiegoś pospolitego szmatławca, nasi bohaterowie mogą się stać zwierzyną łowną dla każdego ocalałego państwa na świecie oraz wszelkich szalonych i spragnionych kobiet. W świecie całkowicie opanowanym przez płeć piękną, praktycznie uniemożliwiłoby to dalszą egzystencję Yorica na w miarę normalnym poziomie, a dodatkowo mogłoby doprowadzić do powstania poważnego konfliktu zbrojnego. Bardzo mi się spodobało, jak główni bohaterowie opanowali całą sytuację i poradzili sobie z nią w  sumie tylko przy pomocy logiki i znajomości ludzkich zachowań.


Drugi wątek natomiast przedstawia życie agentki 355 od jej najmłodszych lat. Jej okres dojrzewania podczas, którego została zwerbowana do tajnej organizacji Culper Ring, gdzie odbyła szkolenie na zawodową zabójczynię. Nauczyła się jak przetrwać w najtrudniejszych warunkach, wyeliminować wroga w każdy możliwy sposób oraz poznała pierwszą miłość. Wszystko to zostało sprawnie i ciekawie opowiedziane za pomocą retrospekcji z jej szkolenia oraz misji. Jednak najważniejsze informacje podając jakby tak ukradkiem i przypadkiem.


Tom ten również posuwa do przodu wątek narzeczonej Yorica Beth, która pod wpływem snu postanowiła wyruszyć na druga półkulę, aby odnaleźć swego ukochanego. Jak to los potrafi skomplikować człowiekowi życie. Sporym cliffhangerem kończy się również historia matki głównego bohatera, którą odwiedza Izraelska koleżanka. Widać współpraca z obcymi państwami nie zawsze wychodzi na dobre. Ciekawie został również przedstawiony wątek kościoła katolickiego po wyginięciu męskiej populacji niebieskiej planety. Co prawda dość krótko, acz treściwie i interesująco. Pokazując bardzo pokrętną logikę tej organizacji, lekko zahaczająca o fanatyzm, która jakby się tak na spokojnie zastanowić mogłaby się nawet ziścić w tak ekstremalnej sytuacji. Jednak najbardziej przypadło mi do gustu dalsze rozwinięcie wątku Ampersanda, które zdradza jakiś większy spisek oraz pozwala wysnuć wniosek, że wszystko co się z nim oraz wokoło niego wydarzyło zostało z góry zaplanowane.


Jak można wywnioskować z akapitów powyżej, czytając kolejny tom nie można się było nudzić. Całość, jak zwykle, pozwala spędzić przyjemnie wolny czas i aż mi wstyd, gdy patrzę jak długo się zbierałem do jego przeczytania. Trzy ostatnie tomy leżą i czekają na swą kolej i mam mocne postanowienie, aby się zabrać za nie jak najszybciej. W końcu seria ta jest już ze mną piąty rok i uważam, że jest to najwyższy czas aby ją skończyć. Przecież tak wiele innych, dobrych tytułów czeka w kolejce.

niedziela, 24 lutego 2013

#202 cotygodniowa zeszytówka #43

Thief of Thieves 012Thief of Thieves #12, Image Comics

scenariusz: Robert Kirkman i James Asmus, rysunki: Shawn Martinbrough

Ojciec z synem przystępują do realizacji planu odbicia ukochanej młodszego z nich. Śledząc ich losy podczas przygotowań, ułożyłem sobie w głowie cały przebieg tego zajścia. Wszystko nawet szło tak jak to sobie wyobraziłem, aż do samego końca, w którym Kirkman stawia naszych bohaterów w całkiem zabawnej sytuacji. Jak zwykle scenarzysta wychodzi obronną ręką z całej sytuacji i pokazuje jak powinno się sprawnie i ciekawie pisać scenariusze. Dodatkowym plusem są ciekawie rozpisane relacje między ojcem, a synem. Starszy jest doświadczony życiem złodziej, który już pragnie wycofać się z interesu. Głównie motywowany chęcią uczynienia czegoś dobrego dla swej rodziny. Syn, z kolei, to narwaniec mający już niestety za sobą pierwsze skoki, które raczej można uznać za same porażki. Przez co wpakował siebie w kłopoty oraz zmusił ojca do powrotu w złodziejski fach. Cały czas sprawia mi przyjemność obserwowanie ich wzajemnych relacji. Próby pojednania się, nawiązania jakiegoś wspólnego języka oraz wyrobienia wzajemnego zrozumienia i zaufania. W końcu muszą razem pracować, a z powodu wszelkich różnic jakie ich dzielą nie jest to łatwe. Seria jak najbardziej warta, aby się z nią bliżej zaznajomić. Moim zdaniem jedna z lepszych jakie czytam.


Saga 010Saga #10, Image Comics


scenariusz: Brian K. Vaughan, rysunki: Fiona Staples

Nie wiem dokładnie jak to się dzieje, ale z każdym numerem ta seria podoba mi się coraz bardziej. Wszystko w niej tak pięknie współgra z sobą. Ciekawa fabuła, która w leniwy i spokojny sposób wszystko pcha do przodu. Jednak z drugiej strony ani na moment nie pozwala się nudzić. Dobrze i ciekawie rozpisane postacie, które są po prostu żywe, pełno wymiarowe. Z różnymi swoimi zaletami, wadami i własnym punktem widzenia na otaczający ich świat. Dodatkowo sam  świat wokół nich jest cudowny. Z ciekawą historią oraz rządzącymi nim zasadami. Ciągle dzieje się w nim coś, co mnie zaskakuje i pokazuje jak świetnie zostało to wszystko przemyślane zanim zostało przelane na papier. Całość została zilustrowana przez Fionę w bardzo interesujący sposób dający, w moim odczuciu, wypadkową pomiędzy cyfrowym malarstwem a szkicami, co idealnie pasuje do całej opowieści. Seria ta wyróżnia się też wspaniałym klimatem, który pomimo tego, że jest ubrany w S-F to również często sięga po stylistykę grozy. Pięknie jest również prezentowana wzajemna miłość pary głównych bohaterów, którzy jak Romeo i Julia, przedstawiciele zwaśnionych ras, kochają się pomimo dzielących ich różnic. W tym komiksie po prostu wszystko bardzo dobrze do siebie pasuje, dając czytelnikowi świetną rozrywkę.


The Manhattan Projects_003The Manhattan Projects #3, Image Comics


scenariusz: Jonathan Hickman, rysunki: Nick Pittara

Dość mocno mnie zaskoczył ten numer. Cała fabuła tej serii kręci się wokół Projektu Manhattan, jak zresztą wskazuje sam tytuł i powstania TEJ bomby. Myślałem, że to wątek rozpisany na najbliższe kilkanaście numerów podczas, których czytelnik będzie miał okazję poznać szczegółowo całą zawiłą historię tego projektu poszerzoną dodatkowo o elementy zaczerpnięte z fantastyki naukowej. Tymczasem gwóźdź programu, czyli pocisk, pojawia się już w tym numerze i jakby tego było mało, scenarzysta postanowił go zdetonować. Teraz jestem bardzo ciekaw, czym zaskoczy mnie Hickman w przyszłości. Pozostało mu sporo ciekawych postaci oraz cały przedstawiony świat. Wszystko to daje spore pole do popisu i mam nadzieję, że scenarzysta wykorzysta to w pełni, ponieważ potencjał jest spory. Poza tym ciekawią mnie dalsze losy Oppenheimera i jego kilku dość sprzecznych osobowości, oraz Einsteina i jego tajemniczego monolitu przed, którym wysiaduje niezliczone godziny.

niedziela, 17 lutego 2013

#201 cotygodniowa zeszytówka #42

Super Dinosaur 017Super Dinosaur #17, Image Comics

scenariusz: Robert Kirkman, rysunki: Jason Howard

Numer w którym Derek wraz z Super Dinosaurem rozwiązują, mam nadzieję definitywnie, wątek dwóch zwaśnionych ras z Inne - Moon. Całość poprowadzona tak ciekawie, że ucieszyłem się jak dotarłem do końca numeru. Ja rozumiem, jest to seria przeznaczona raczej dla młodszych czytelników, ale nie jest to chyba powód, aby było aż tak przewidywalne. W tej opowieści nie ma absolutnie nic ciekawego, a motyw z pożywieniem dla obcej rasy jest prostacki i chamski. Chodź zapewne miał być zabawny. Kirkman pierwszy raz mnie zawiódł. Jedynym plusem i jakąś zapowiedzią na ciekawsze następne numery, jest dalsza część wątku związanego z matką tytułowego bohatera. Mam nadzieję, że scenarzysta skupi się teraz więcej na tym i cała akcja nabierze tępa. Częściej będzie pojawiał się Max Maximus ze swą świtą i znowu będzie tak przyjemnie jak w początkowych numerach. Wtedy, gdy Kirkman pięknie pokazywał jak można świetnie i z pomysłem bawić się ogranymi do bólu tematami, przy okazji robiąc świetny pastisz opowieści o super bohaterach.


AT_12Adventure Time #12, BOOM! Studios


scenariusz: Ryan North, Alexis Frederic - Frost, rysunki: Shelli Paroline, Braden Lamb, Andrew Arnold


Po tym jak Finn, Jake i Marceline odkryli w poprzednim numerze, że ktoś zniszczył najbardziej przez nich pożądaną grę komputerową, postanowili go odnaleźć i ukarać. W aktualnym numerze poszukiwania nadal trwają i przebiegają w bardzo ciekawy sposób. Mianowicie nasi bohaterowie wywnioskowali, że tak niecnego czynu mógł się dopuścić tylko jakiś zły czarodziej, więc postanowili zwabić go do siebie, aby wymierzyć mu karę. W tym celu postanowili zorganizować walkę magów. Na plakacie umieścili wiadomość, że jest to impreza skierowana tylko dla najlepszych, dzięki czemu mają pewność, że przyjdą wszyscy. Każdy z naszych bohaterów miał przeprowadzić eliminacje z osobna, aby przyśpieszyć cały proces. Świetnie poradziła sobie z całą sytuacją Marceline, która przy okazji zemściła się na każdym magu, który kiedykolwiek jej w jakiś sposób zaszkodził. Cały plan oczywiście nie wypalił i BMO musiał uratować sytuację. Najlepszym jednak momentem całego numeru jest gościnny występ Lumpy Space Princess, która w zabawny sposób wytłumaczyła wszystkim dlaczego główni bohaterowie nie chcą się z nią spotykać. Za co chwilę później zostaje pięknie ukarana.  Druga za to historia pokazuje czytelnikom jak krok po kroku stworzyć swój własny komiks. Użyteczna wiedza podana w bardzo przyjemny i ciekawy sposób.


A8Aquaman #8, DC Comics


scenarzysta: Geoff Johns, rysunki: Ivan Reis

Numer, który pokazuje jakim twardzielem i zimnym draniem był kiedyś Arthur. Akcja cofa się o sześć lat i dzięki temu możemy poznać wydarzenia, gdy wraz ze swoim składem super bohaterów uganiał się po Syberii w pogoni za Black Mantą. Tym samym, który obecnie ich tropi i po kolei  eliminuje. Słaba jest ta seria i to bardzo. Scenariusz nawet jeszcze nie jest taki zły. Trochę mnie zaciekawił i nawet sprawdzę co będzie dalej. Dodatkowo z racji tego, że kompletnie nie znam postaci występujących w tej serii to bardzo trudno jest mi coś przewidzieć. Co oczywiście jest wielkim plusem. Jednak cały czas mnie zastanawia z kim sypia rysownik, że otrzymał angaż przy tej serii. Jest tak kiepski, że siedząc przez 15 min na jakiejś stronie zrzeszającej rysowników znalazłbym z 5 lepszych wcale jakoś specjalnie nie szukając. Dla przykładu, jest moment gdzie jeden z głównych bohaterów profesor Shin na dwóch kadrach następujących po sobie wygląda kompletnie inaczej. Gdyby nie to że jego skóra jest w tym samym odcieniu to trudno byłoby się zorientować, że to ta sama postać. Wszystkie kobiece postacie, które w zamyśle twórców miały być zapewne bardzo seksowne, są po prostu brzydkie. Naprawdę nie mogę zrozumieć, czym kierowali się ludzie w DC dając temu panu posadę.

sobota, 16 lutego 2013

#200

Z okazji dwusetnego wpisu, zacząłem się jakiś czas temu zastanawiać, co zrobić z tej okazji. Miałem pomysł na podsumowanie i wysunięcie jakichś postanowień na przyszłość. Jednak doszedłem do wniosku, że tak na prawdę to strasznie kiepski pomysł. Postanowienia to można  w sylwestra robić po pijaku, po to by następnego dnia już o nich nie pamiętać. Podsumowania też nie będzie. Do tego należałoby najpierw coś osiągnąć, a konkurs na blog roku uświadomił mi dosadnie i niezwykle boleśnie, że nic takiego nie nastąpiło. Jednak, pomimo tego cały czas moje myśli krążyły wokół bloga i tak jakoś dotarło do mnie jak bardzo komiksowy się zrobił w ostatnim czasie.


Zadziwiające jest to tym bardziej, jeśli weźmie się pod uwagę jak bardzo niszowa jest to dziedzina w naszym kraju. Średni nakład komiksu oscyluje w okolicach tysiąca egzemplarza, co w kraju z ilością mieszkańców w okolicach 38,5 miliona jest nakładem śmiesznym. Dodatkowo publikacje, które potrafią się wysprzedać w jakimś przyzwoitym czasie kilku miesięcy od dnia publikacji jest jak na lekarstwo. Jak się tak dłużej zastanawiam nad tym, to od razu rośnie mój podziw dla wydawców za cały ogrom poświęconej pracy. Problemem w naszym kraju jest sam sposób postrzegania komiksu jako części kultury. Powstało już wiele opracowań na ten temat, choćby całkiem niedawno wydana książka Sebastiana Frąckiewicza, zatytułowana „Wyjście z getta. Rozmowy o kulturze komiksowej w Polsce”. Nadal niestety istnieje pogląd, że komiksy są skierowane tylko do dzieci, albo zdziecinniałych dorosłych.


get-attachment-2aspx


Sam kilka razy padłem ofiarą takiego sposobu myślenia. Raz na przykład, gdy pierwszy tom Kaznodziei, pod moją nieobecność, dostał do pooglądania mój czteroletni wtedy siostrzeniec. Mniejsza o to, czy mógł on z tego coś zrozumieć. Poszedłem do jego matki i spytałem czemu pozwoliła mu go przeglądać, skoro na okładce jest informacja o przeznaczeniu tej pozycji tylko dla dorosłych. W odpowiedzi usłyszałem, że jest to przecież tylko komiks i wydawca go tak specjalnie oznaczył, aby wywołać skandal i tym sposobem napędzić sprzedaż. Kazałem jej wtedy poczytać Kaznodzieję, abyśmy potem mogli o nim porozmawiać. Nigdy nie zapomnę jej zdziwienia. Według niej komiks ten był obrzydliwy i była zaskoczona jak mogę go w ogóle czytać. Swoją drogą, zapewne tylko z braku świadomości na temat tego medium przez społeczeństwo, w naszym ultra katolickim kraju nie wybuchł skandal związany z tym komiksem. Tak samo wiele razy gdy poznawałem nowe osoby zdarzało się, że od razu nadawaliśmy na tych samych falach. Oglądaliśmy te same filmy, czytaliśmy te same książki i graliśmy w te same gry. Potrafiliśmy przegadać całą noc, dopóki nie przyznawałem się do czytania komiksów. Wtedy, jak za pomocą magicznej różdżki, w jednej sekundzie całe zainteresowanie rozmówcy moją osobą gdzieś znikało i następowała ucieczka. Kiedy znajdowałem się w takiej sytuacji, często pytałem z czego wynika taka reakcja i w odpowiedzi zawsze słyszałem: "bo ja nie czytam komiksów". Nigdy żadnego. Dla mnie jest to równoznaczne, z przyznaniem się, że nigdy nie czytałem książki, albo nie oglądałem filmu. Zawsze strasznie mnie dziwiło, jak to jest, że w ludziach nawet nie siedzi taka potrzeba lub chęć, aby spróbować czegoś nowego. Przecież każdy czasem sięga po nowy film, książkę. Idzie do teatru, galerii lub na koncert. Jednak komiks jest jakimś mitycznym tworem, o którym wielu słyszało, ale tak naprawdę mało kto miał z nim styczność oraz ma jakieś pojęcie co z tym zrobić. Przykładem tego jest powszechnie zadawane pytanie czy komiks się czyta, czy ogląda?


Te wszystkie rozważania doprowadziły do kolejnego i zarazem głównego pytania: czemu akurat komiks? Dlaczego akurat mam ochotę pisać o czymś, co interesuje może setkę osób i to w dodatku na tyle zdesperowaną, aby jeszcze szukać w internecie dodatkowych informacji na ten temat? Dla mnie komiks to część sztuki na równi z filmem i literaturą, gdzie każdy z nas jest w stanie znaleźć coś dla siebie. Są pozycje o koszmarnym poziomie, oraz te które zasługują na podziw. Przy odrobinie zachodu jesteśmy w stanie znaleźć dokładnie to co będzie odpowiadać naszemu aktualnemu nastrojowi. Dodatkowo dla mnie komiks to cudowne medium, które zaspokaja na raz dwie ważne dla mnie potrzeby. Z jednej strony daje mi chwilę relaksu i oderwania od rzeczywistości. Pozwala zanurzyć mi się w jakimś nowym świecie, poznać jego historię, bohaterów oraz niuanse panujących tam zwyczajów. Z drugiej strony pozwala mi obcować z formą sztuki wizualnej. Zawsze chciałem rysować, tylko niestety brak mi samozaparcia oraz dyscypliny, aby zrobić z tym coś konkretnego. Natomiast dzięki komiksom w pewien sposób wypełniam tą cząstkę siebie i mogę w spokoju i ciszy kontemplować stronę wizualną komiksów, gdzie za każdym razem znajduję coś, co jest w stanie mnie zainteresować.


Dla mnie komiks jest ważną częścią życia, otworzył mi oczy na kolejne dziedziny sztuki jak literatura i malarstwo. Wyrobił we mnie jakąś formę wrażliwości i zmysł estetyki w postrzeganiu strony wizualnej całego ogarniającego mnie świata. Już to jest dobry powodem, aby dalej prowadzić sobie niszowego bloga dla garstki czytelników. Dodatkowo czasem nachodzi mnie taka myśl. Jeśli chociaż jedna osoba w kraju, w którym wydatki na kulturę u przeciętnego obywatela są na szarym końcu, gdzie panuje takie smutne przyzwolenie na brak obcowania ze sztuką, ktoś sięgnie pod wpływem mojego tekstu po komiks, to będę mógł z dumą powiedzieć o sobie: Jestem popularyzatorem komiksu w Polsce!


niedziela, 10 lutego 2013

#199 cotygodniowa zeszytówka #41

Animal-Man-17Animal Man #17, DC Comics

scenariusz: Jeff Lemire i Scott Snyder,  rysunki: Steve Pugh, Tymothy Green II

No i nastał czas chyba największej bitwy w Rotworld. Animal Man wraz ze swą świtą dotarł w końcu do zamku Antona Arcana, by stoczyć ostateczną walkę. Nie jest łatwo, lecz nasi bohaterowie się nie poddają. Niektórzy odnoszą rany, inni giną, a potem rodzą się nowi. Gdy sytuacja zostaje odrobinę opanowana, okazuje się, że z drugiej strony zamku trwa równocześnie drugi atak. Lecz tym razem jej przywódcą jest Swamp Thing! Całość idzie całkiem dobrze, aż do ostatnich stron numeru, na których staje się coś oczywistego, ale pomimo tego i tak robi wrażenie. Ten komiks to w sumie jedna wielka rozpierducha i nic poza tym. Całkiem ładnie wszyscy się tną. Nadal najbardziej przypadły mi do gustu zgniłe wersje znanych super bohaterów. Superman mocno wypaczony, Catwoman i Wonder Woman, które utraciły cały swój seksapil, oraz moim zdaniem najlepszy Flash. Ciągle w ruchu i tylko przecina na pół wszystko co spotka na swej drodze. Najbardziej zabawnie jednak wychodzi śmierć jednej postaci i pojawienie się nowej na jej miejsce. Z jednej strony, to chyba nigdy bym nie wpadł, aby tak to rozegrać. Po prostu nie pasuje mi ta koncepcja w głowie, a o dziwo na papierze wygląda to całkiem dobrze. Całkiem miłe zaskoczenie i jestem ciekaw czy pociągną dalej ten motyw.


Swamp-Thing-17Swamp Thing #17, DC Comics


scenariusz: Scott Snyder i Jeff Lemire, rysunki: Andrew Belanger


Dobry numer kontynuujący bezpośrednio wątek z AM#17. Najpierw nasza para bohaterów musi jednak stawić czoło swoim największym lękom. Zostało to zaprezentowane w dość smutnym tonie, co moim zdaniem świetnie się tutaj sprawdziło. Następnie panowie wcielają w życie szalony plan Batmana. Całość wtedy dość przyśpiesza i niepostrzeżenie zamienia się w opowieść akcji świetnie trzymającą w napięciu aż do wielkiego finału, który swoją drogą jest bardzo ciekawy. Pojawia się The Parliament of Decay, który w ciekawy sposób tłumaczy AM i ST, że są odwieczną częścią świata wraz z pozostałymi parlamentami. Wszystko to dobrze trzyma się kupy, jest ciekawe i w dodatku całkiem zaskakujące. Jedynym, ale za to dość poważnym minusem tego komiksu, jest jego warstwa graficzna. Niestety kreska, jaką operuje Andrew Belanger, to taki cartoon, który świetnie pasowałby do serii humorystycznych lub dla najmłodszych. Kojarzy mi się z jakimś Witchem lub animacjami na podstawie komiksów z Cartoon Network. Osobiście nie mam nic do takiej kreski, jednak tutaj ona dość mocno nie pasuje. Seria opowiada o śmierci. Jest pełna przemocy, koszmarów i brzydoty. Utrzymana w klimacie horroru i niestety kreska tego numery zabija bardzo skutecznie cały klimat, który nie ukrywając jest podstawą w tym dość ważnym numerze dla całej serii.


All New X-Men 007All New X-Men #7, Marvel


scenariusz: Brian Michael Bendis, rysunki: David Marquez

Ten zeszyt zaczyna się komiczną, ale z pewnością nie zamierzoną sceną. Widzimy w niej aktualnie najbardziej poszukiwanego mutanta na świecie spacerującego sobie po mieście. Jednak nie jest on aż tak głupi, aby nie zdawać sobie sprawy z potencjalnego ryzyka wynikającego z takiej aktywności. Dlatego dla niepoznaki, założył sobie kurtkę i bejsbolówkę na kompletny, swój strój. Oczywiście oldschoolowe gogle postanowił sobie zostawić. Chociaż po dłuższej chwili dochodzę do wniosku, że miał rację. Jak patrzę na niego w tej kurtce i czapce to dokładnie widać jak zmienił się nie do poznania. Jasne! Tak poza tym to cały numer skupia się na postaci młodego Scotta Summersa, którego odwiedza Mystique. Urządza mu dość ciekawą gadkę moralizatorską, z której raczej wyniknie więcej złego niż dobrego, lecz nasz bohater tego jeszcze nie wie. Dodatkowo nasz chłopak uciął sobie krótką, acz treściwą rozmowę z Wolverinem, po której chyba obaj panowie zakopią na jakiś czas topór wojenny.

niedziela, 3 lutego 2013

#198 cotygodniowa zeszytówka #40

AT_11Adventure Time #11, BOOM! Studios

scenariusz: Ryan North, Zac Giallongo  rysunki: Shelli Paroline, Braden Lamb, Zac Giallongo

Adventure Time to seria, o której nie umiem powiedzieć nic złego. Historie są świetne, bohaterowie ciekawi i wzbudzający sympatię. Całość jest ślicznie narysowana i jakby tego było mało, to w każdym numerze znajduje się zawsze sporo odwołań do popkultury. Tym razem moja ulubiona para bohaterów w raz z wampirzycą Marceline udają się do wnętrza BMO, ich żywej konsoli do gier, aby przejść najtrudniejszą grę w dziejach elektronicznej rozrywki Super Guts Punch 3. Od tego momentu ilustracje w komiksie zmieniają się w przepiękną pikselową grafiką. Podczas, gdy bohaterowie opowieści przechodzą kolejne poziomy, twórcy oddają hołd takim klasykom gier 8-biotwych jak Donkey Kong, Q*bert, Super Mario Bros oraz jeszcze dwóch innych gier, w które zagrywałem się jako dzieciak, ale nie jestem w stanie już podać ich nazw. Takie zagrania wzbudzają we mnie olbrzymi podziw i sprawiają, że na każdy kolejny numer czekam z wielką niecierpliwością. Twórcy w ciekawy sposób pokazują, jak można się bawić z formułą komiksów i jak niezwykle kreatywne oraz pojemne może być ta dziedzina sztuki. Za każdym razem, gdy sięgam po kolejny numer to kompletnie nie wiem czego mogę się w nim spodziewać. Jednak zawsze jestem pewien, że autorzy po raz kolejnym mnie zaskoczą czymś nowym.


Avengers 003Avengers #3, Marvel


scenariusz: Jonathan Hickman, rysunki: Jerome Opeña

Numer w którym dochodzi do wielkiej konfrontacji z pomiędzy Avengers, a stworzycielem światów Ex Nihilo. Jednak nadal jedynym plusem tego komiksu są niesamowite rysunki Jerome Opeñy, na którego pracę nadal nie mogę się napatrzyć. Chętnie nabyłbym jakiś artbook z jego grafikami, albo jakiś plakat powiesił na ścianie. W większej skali musi prezentować się genialnie. Wracając jednak do samej fabuły. Ex Nihilo powołuje do życia swojego Adama, który niestety nie jest tak doskonały jak oczekiwał tego jego Twórca. Później pojawiają się mściciele w sporym składzie, dochodzi do walki i ratują świat. Ze smutkiem trzeba przyznać, seria jak na razie nie zachwyca od strony fabularnej. Jednak  na samym końcu numeru pada odpowiedź na odwieczne pytanie: dlaczego Ziemia jest taka wyjątkowa? Kapitan Ameryka, jak przystało na człowieka, odpowiedział niezwykle skromnie przez co otworzył chyba furtkę do kolejnych najazdów naszej planety przez wszystkich kosmicznych szaleńców. Może dzięki temu seria stanie się chodź trochę ciekawsza.


Avengers 004Avengers #4, Marvel


scenariusz: Jonathan Hickman, rysunki: Adam Kubert


Stało się najgorsze, co mogło się wydarzyć dla tej serii. Wydawcy zmienili rysownika i pozbawili serię jej największego atutu. Co prawda, teraz za oprawę graficzną odpowiada Adam Kubert, więc nadal jest dobrze. Jednak to już nie to samo, jak w poprzednich trzech numerach. Historia natomiast skupia się na dwóch wątkach. Z jednej strony poznajemy losy Hypierona. Jak dorastał, stawał się bohaterem oraz jego drugą mroczniejszą stronę, która na razie została tylko zasygnalizowana. Drugi wątek natomiast skupia się na kilku członkach Avengers, którzy udają się do Savega Land gdzie natrafiają na naukowców A.I.M. oraz szóstą jakby bombę, która została zrzucona na Ziemię przez Ex Nihilo . Oczywiście wynikły z tego jakieś perturbacje, trochę walki. Jednak patrząc na całokształt to wydaje mi się on monotonny i jakoś cały czas nie może się rozkręcić. Akcja jest nudna, momentami teksty są stanowczo za poważne i jakoś sztucznie nadęte. Postawa Hyperiona z jego "Truth without compromise" jest tak bohaterska i szlachetna, że aż śmieszna. Już chyba wolałbym, aby ta seria była czystą i przyjemną nawalanką jak chociażby niedawny Avengers vs X-Mem, które zapewniały przynajmniej dobrą rozrywkę. Tutaj nie ma zabawy, a tym bardziej jakiś poważniejszych treści.