niedziela, 29 grudnia 2013

#275 cotygodniowa zeszytówka #87

Deadpool v4 012Deadpool #12, Marvel

scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunki: Mike Hawthorn

Po tym jak Deadpool stanął o jeden raz za dużo na drodze demonowi Vetisowi, ten w końcu nie wytrzymał i postanowił z tym zrobić porządek. Dlatego numer ten wita czytelnika bardzo ciekawą sceną pojedynku pomiędzy tymi dwoma panami. Jednak, aby nie było to zwyczajne lanie się po pyskach, demon posiadł moc przyjmowania postaci innych osób. Chłopak wie jak prawidłowo wykorzystać taką moc i zmienia się między innymi w Hulka, Magneto, Cyclopa i paru innych znanych ze świata Marvela, co Wade dość komicznie komentuje. Akcja prze do przodu całkiem żwawo i dzięki temu mamy jakieś 1/3 numeru za sobą. Potem jednak wcale nie robi się mniej ciekawie. Wszystko to za sprawą Mephista, który zjawia się, aby zrobić porządek ze swym pomagierem. Następnie proponuje Deadpoolowi transakcję wiązaną, dzięki której nasz bohater pozbędzie się agentki Preston z własnej głowy. Fragment ten sprowadza odrobinę zadumy i trudnych decyzji do opowieści, a wszystko kończy się ciekawym posunięciem ze strony głównego bohatera. Pomimo tego, że nie bawi mnie już ten komiks tak jak na początku, to znowu sprawia mi przyjemność jego lektura. Więc spokojnie i z przyjemnością sięgnę po kolejny numer.


Saga 017Saga #17, Image Comics


scenariusz: Brian K. Vaughan, rysunki: Fiona Staples

Gdzieś w odległej galaktyce znajduje się latarnia morska, która jest miejscem zamieszkania wielkiego pisarza D. Oswalda Heista. W tym z pozoru zwyczajnym miejscu ukrywa się najbardziej poszukiwana rodzina w całym wszechświecie. Spędzili tutaj w sielankowej atmosferze ostatnich kilka dni lecz teraz się to gwałtownie zmieni. Wszystko to za sprawą Prince Robot IV, któremu przyświeca tylko jeden cel, aby złapać uciekinierów. Scena w której Alana wraz z mężem zastanawiają się jak wybrnąć z trudnej sytuacji jest naprawdę przejmująca. Ciekawie zostały pokazane dylematy jakie mogą targać rodzicami w obliczu realnego zagrożenia dla ich dziecka. Same pomysły na zaradzenie sytuacji są za to lekko przerażające. Jakby tego było mało, na miejscu zjawia się jeszcze Gwendolyn wraz z Lying Catem, którzy mają również pewien interes w odnalezieniu Marka. Im z kolei jesteśmy wdzięczni za dość efektowne zakończenie i coś czuję, że Marko będzie miał spory dylemat do rozwiązania w następnym numerze. Oby nie było na niego trzeba czekać za długo.


Samurai Jack 003Samurai Jack #3, IDW Publishing

scenariusz: Jim Zub, rysunki: Andy Suriano

Jeśli poprzedni numer był w klimacie dzikiego zachodu, gdzie nie obyło się bez pojedynku na środku jedynej ulicy w miasteczku, to tym razem twórcy postanowili osadzić akcję w starożytnej Grecji. Jack trafia do typowego miasta z tamtego okresu, w którym niestety nikt nie zwraca na niego uwagi po mimo jego wielu usilnych prób. Na szczęście pojawia się Gloer Wspaniały, który wita naszego samuraja wyjątkową gościnnością. Historia zawarta w tym numerze jest moim zdaniem najlepsza z dotychczasowych i cieszy tendencja zwyżkowa serii. Najpierw zastanawiałem się jak to się stało, że fabuła dotarła do starożytnej Grecji, ale scenariusz bardzo umiejętnie to wyjaśnia. Spodobał mi się również finał nierównej potyczki pomiędzy Jakiem, a robotami Aku. Byłem przez moment nim zakłopotany. Dodatkowo w końcu odpowiada mi strona wizualna komiksu. Andy Suriano zrezygnował z krzykliwych kolorów, zastępując je stonowaną paletą barw, a w kilku miejscach stworzył  naprawdę ładne, całostronicowe plansze na które patrzyłem z przyjemnością. Seria godna polecenia dla małych i dużych fanów komiksów samuraja Jacka.


The Manhattan Projects 016The Manhattan Projects #16, Image Comics


scenariusz: Jonathan Hickman, rysunki: Nick Pitarra

Joseph Oppenhaimer kontynuuje swoją krucjatę przeciw wszelkim tajnym projektom swoich byłych towarzyszy, którzy aktualnie przebywają w celi. Joseph przesłuchując ich stara się dowiedzieć jak najwięcej o każdym z projektów, aby móc jak najskuteczniej je uszkodzić. Po woli, dzięki uzyskanym informacją udaje mu się zlokalizować osobę, która wie najwięcej o każdym z projektów i łatwo jest przewidzieć jaki los, prawdopodobnie w następnym numerze, spotka tą postać. Jednak pozostali naukowcy mają dla swojego byłego kolegi jeszcze pewną niespodziankę, której autorami są Einstein oraz Feynman. Bardzo podoba mi się sposób w jaki Hickman wykorzystuje te wszelkie szalone eksperymenty będące nadinterpretacją tych znanych nam z życia. Dzięki temu w sytuacji, która mogłaby się wydawać bez wyjścia i nudną za razem, ciągle jest miejsce na niespodzianki i ciekawe rozwiązania fabularne.


 

sobota, 28 grudnia 2013

#274 Hearthstone: Heroes of Warcraft i moja krótka z nim przygoda.

Hearthstone: Heroes of Warcraft to nowa gra od Blizzarda, który próbuje za jej pośrednictwem zawojować rynek  gier z miktopłatnościami. O zasadach oraz mechanice nie mam zamiaru się rozpisywać, ponieważ w prosty i klarowny sposób zostały one opisane na oficjalnej stronie. Ja natomiast chciałem się skupić na mojej przygodzie z tą grą.


ss1-full Najpierw zapisałem się do beta testów i spokojnie czekałem na zaproszenie. Uczestniczyłem w jakiś trzech konkursach, gdzie można było otrzymać klucz. W między czasie sporo czytałem o tej grze, oglądałem filmy na YouTube. W końcu, jakiś tydzień temu, może troszkę dłużej, sprawdzając maila zorientowałem się, że w końcu otrzymałem zaproszenie do gry. Nie zastanawiając się wiele, wszedłem na stronę Blizzarda, pobrałem klienta i rozpocząłem instalację. Następnie miałem zalogować się na swoim koncie i jak zwykle nie pamiętałem swoich danych do logowania. Więc nie zastanawiając się długo stworzyłem nowe konto, aktywowałem na nim klucz do gry i ucieszony odpaliłem program.


Całość rozpoczyna się banalnym samouczkiem składającym się z pięciu walk. Po ukończeniu jego rozpoczynamy kolekcjonować bohaterów, karty i całą zabawę w tworzenie coraz to potężniejszych talii. W samej rozgrywce sporo zależy od szczęścia, a moim zdaniem powinno od strategii jednak i tak jest to całkiem przyjemna rozrywka. Dodatkowo każda z partii nie trwa dłużej niż 20 min co czyni tą grę idealną pozycją na szybki relaks.


ss2-fullKilka dni przyjemnie spędzałem czas, grając partię za partią, aż naszła mnie ochota, aby uruchomić Hearthstone na innym komputerze. Okazało się, że podczas logowania na stronie zablokowałem sobie konto. Otrzymałem w tej sprawie maila, co i jak mam zrobić, aby je odblokować i odpadłem. To jest jakaś paranoja. Mianowicie poinstruowano mnie by wejść na stronę zmiany hasła, gdzie podaje się swój e-mail, imię i nazwisko oraz zaznacza się checkbox odnośnie tego czy użytkownik ma przypięte swoje nazwisko do konta. Tym ostatnim zabili mi ćwieka i za każdym razem musiałem strzelać. Podałem kilka możliwych wariantów i nic nie zadziałało. Odpuściłem i po kilku dniach postanowiłem spróbować ponownie. Tym razem znowu wpisywałem to samo co poprzednim razem i jakimś cudem się udało przejść do następnego etapu, którym jest odpowiedź na sekretne pytanie. W moim przypadku chodziło o wymarzony zawód z dzieciństwa. Tutaj niestety spasowałem i odinstalowałem grę. Po pierwsze wydaje mi się, że nie podawałem nigdy odpowiedzi na takie pytanie. W dzieciństwie nie miałem żadnego wymarzonego zawodu. Aktualnie też nie mam, więc nie mam zielonego pojęcia co miałbym tam podać.


W tak prozaiczny sposób zakończyła się moja przygoda z tą całkiem przyjemną grą. Zdaję sobie sprawę, że to głównie przeze mnie i to ja jestem ofermą. W końcu prawie nigdy nie korzystałem z konta na serwerach Blizzarda, a za każdym razem jak już taka potrzeba się pojawiała, to zawsze był jakiś problem z logowaniem. Z kolei system odblokowywania konta to jakiś koszmar.  Utrudniają użytkownikowi życie tylko za pomocą jednego formularza, gdzie są jakieś durne pytania o to czy mam przypisane nazwisko do konta czy zmyślony zawód z dzieciństwa. Naprawdę mam wrażenie, że nic takiego nie podawałem. Jednak jak już wspominałem, mam świadomość, że wina leży po mojej stronie. Osobiście za grą tęsknić nie będę i po raz kolejny wrócę do Skyrim lub innej ciekawszej pozycji.

niedziela, 22 grudnia 2013

#273 cotygodniowa zeszytówka #86

Animal Man (2011-) 026Animal Man #26, DC comics

scenariusz: Jeff Lemire, rysunki: Cully Hammer

Nie tak sobie wyobrażałem kontynuację poprzedniego tomu, ale i tak jest dobrze. Co prawda nie ma macek i odwołań do Lovecrafta, jak wydawało mi się po lekturze #25 numeru, ale co zrobić. Animal Man trafia na nie znaną mu planetę, gdzie od razu wpada w wir niezrozumiałej dla niego walki. Gdy następuje chwila spokoju i przerwy, pojawia się znienacka The Dreamwalker. Tajemnicza postać, która spokojnie wyjaśnia całą zaistniałą sytuację Bakerowi. Po tym wszystkim zawierają ze sobą pewien układ, który za pewne doprowadzi do  zakończenia runu Lemire mającego nastąpić w #29 numerze. Przyjemny i ciekawy jest ten komiks. Spodobała mi się koncepcja nowej planety i tego jak współgra z Ziemią, The Red i temu podobnymi sprawami. Całość została zaprezentowana w dość logiczny i spójny sposób, co niewątpliwie jest sporym plusem. Oprócz tego, na uwagę zasługują ciekawe ilustracje. Są po prostu ładne, a w dzisiejszych komiksach środka to w sumie rzadkość.


Velvet 002Velvet #2, Image Comics


scenariusz: Ed Brubaker, rysunki: Steve Epting

Velvet to typowa opowieść o tajnych agentach przy której każdy miłośnik agenta 007 powinien bawić się świetnie. Jej głównym bohaterem jest sekretarka, nad którą unosi się pewna tajemnica z przeszłości. Przez przypadek została wplątana w zabójstwo jednego z agentów i teraz musi zniknąć. Niby każdy z nas zna już takich historii na pęczki, a pomimo tego Brubakerowi, jak na razie, udaje się snuć bardzo ciekawą i wciągającą opowieść. W drugim zeszycie scenarzysta rozwija główny wątek, ale też odkrywa przed czytelnikiem fragment przeszłości głównej bohaterki i trzeba przyznać, robi to z pomysłem. Mianowicie na dwóch stronach umieścił pięć kadrów na których są tylko podane miejsca wraz z datami i fragment misji, którą wykonywała Miss Templeton. Wygląda to jak widokówki z kadrami z filmów akcji. Dzięki temu wiemy już, że jest świetnie wyszkolona i potrafi o siebie zadbać Równocześnie poznaliśmy tylko absolutne minimum całej jej przeszłości. Przez to pojawiło się u mnie znacznie więcej pytań, aniżeli odpowiedzi i dlatego już chciałbym mieć w dłoniach kolejne numery tej serii. Na spory plus zasługują również realistyczne ilustracje, które świetnie oddają klimat całej opowieści i dość wiernie oddają ducha dawnych lat.


Adventure Time 2013 Spoooktacular 01Adventure Time #1 2013 SPOooKTACULA, KaBOOM! Studios


scenariusz: Jones Wiedle, Bryce Carlson, Jay Hasler, Kevin Church, rysunki: Jones Wiedle, Frazer Irving, Jay Hasler, Jen Vaughn,

No niestety odcinek halloweenowy nie zrobił mi dobrze. Zawiera w sumie pięć historii, z których jedną w całości zignorowałem. To z tej racji że jest reklamą nowej serii na podstawie serialu animowanego z Cartoon Network. Jednak wracając do właściwej zawartości komiksu. Wszystkie opowieści są różne i każda stworzona została przez kogoś innego. Jedna opowiada o tym, że każdy ma prawo do imprezowania. Nawet ci źli, dopóki umieją się bawić. Swoją drogą, ta historia uświadomiła mi, że nie potrafię rozgryźć relacji jaka panuje pomiędzy Finnem i Jakiem, a Ice Kingiem. Raz są kumplami, razem miło spędzają czas, aby później atakować się nawzajem. Coś tutaj ewidentnie nie gra. Inna z kolei fabuła skupia się na zagubionych wąsach, która jest dość ciekawie narysowana i nic ponad to. Ubawiłem się za to przednio śledząc losy Finna i Jaka, którzy pomagali Pumpkin Princess pozbyć się zatrutych nasion z głowy. Przednia zabawa, ale raczej dla starszych czytelników, bo trzeba przyznać szczerze, to co tam się dzieje jest lekko chore i straszne. Natomiast na sam koniec twórcy zaserwowali nam Marceline, która ma dość spore problemy z samą sobą i nie wie czego tak naprawdę chce. Zdaję sobie sprawę z tego co napisałem na wstępie. Jednak po zastanowieniu dochodzę do wniosku, że tak źle znowu nie było i seria ta nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Spokojnie czekam na kolejne przygody Finna i Jaka, bo to świetna seria jest i basta.

niedziela, 15 grudnia 2013

#272 cotygodniowa zeszytówka #85

Aquaman (2011-) 024Aquaman #24, DC Comics

scenariusz: Geoff Johns, rysunki: Paul Pelletier

Podczas lektury tego numeru zdałem sobie sprawę, że przespałem jeden ważny moment tej serii. Mianowicie umknęła mi chwila, w której ta seria z bardzo przeciętnej opowieści zmieniła się w całkiem ciekawy i dobry komiks rozrywkowy. Na jego łamach nadal trwa kontynuacja Death of a King i po wydarzeniach z poprzedniego numeru, aktualnie Arthur znajduje się na Antarktydzie, gdzie poznaje historię Atlantydy i jej władcy. Wszystko czego się dowiedział, jest dość mocno powiązane z życiem głównego bohatera i przy okazji wywraca je do góry nogami. Całość czyta się bardzo przyjemnie. Jest tutaj miejsce na wielką zdradę, zemstę oraz miłość. Więc takie podstawowe uczucia, które potrafią naprawdę mocno namieszać w życiu każdego z nas. Jednak najbardziej spodobała mi się scena zatapiania Atlantydy. Zostało to zobrazowane za pomocą dwu stronicowego rysunku, podzielonego na nieregularne kadry, na którym widać zatapiane, rozpadające się miasto. Sposób kadrowania trochę przypomina fakturę potłuczonego szkła, przez co całość stwarza wrażenie jakby cała scena również rozpadała się na drobne kawałki.


Swamp-Thing-026-(2014)Swamp Thing #26, DC Comics


scenariusz: Charles Soule rysunki: Jesus Saiz

Kurcze tak dobrego tygodnia już dawno nie miałem. Mam ostatnio passę dobrych lektur, a najnowszy numer Potwora z Bagien jest świetnym tego przykładem. Po wydarzeniach z poprzedniego numeru oraz awansie Seedera w hierarchii The Green, Alec Holland otrzymuje dostęp do jego wspomnień i myśli. Dzięki temu zabiegowi czytelnik ma okazję lepiej poznać tą postać, a trzeba przyznać, jest dość ciekawa. Wszystko zaczęło się od normalnego chłopaka pałającego wielkim głodem wiedzy. Po pewnym czasie natrafił na wzmiankę o obrońcach zieleni i ta myśl owładnęła nim doszczętnie. Przez spory kawałek swego życia, był w stanie zrobić wszystko, aby tylko otrzymać kolejną informację na temat awatarów zieleni. Jest to historia olbrzymiego poświęcenia, ale i również ślepego podążania w wyznaczonym celu nie zważając na nic. Seeder z młodego chłopaka z pociągiem do nauki powoli zmienił się w przedziwną istotę zdolną do wszystkiego. Pełną samozaparcia, gotowości do poświęceń, ale też i strachu oraz zagubienia, gdy już udało mu się osiągnąć swój cel. Czułem się trochę głupio gdy Scott Snyder odszedł od tej serii, bo jego run był interesujący. Jednak po przeczytaniu kilku numerów Charlsa Soule jestem spokojny o przyszłość tej serii, ponieważ moim zdaniem cały czas ma tendencję zwyżkową.


Saga 016Saga #16, Image Comics


scenariusz: Brian K. Vaughan, rysunki: Fiona Staples

Większość tego numeru to sielankowe obrazy życia głównych bohaterów, którzy aktualnie rezydują u sławnego pisarza D. Oswalda Heista. Spędzają całe dnie na czytaniu książek, wspólnych rozmowach i ogólnym siedzeniu w swoim towarzystwie. Gdzieś w tle tego wszystkiego rodzi się nowe uczuci, które z czasem może przerodzić się w ciekawy związek. Równocześnie, w innej części galaktyki mają miejsce bardziej dramatyczne wydarzenia. Co ciekawe, wszystkie one zmierzają do jednego, wspólnego mianownika, którym będzie stara latarnia morska. Od kilku numerów scenarzysta w dość ciekawy sposób przedstawia swoją historię. Opisując kilka wątków na raz, przeplata je co kilka stron mieszając przy okazji ich klimaty. Raz spokojnie i nastrojowo, aby kilka stron dalej pokazać scenę zabójstwa. Błahe problemy rodzinne, a chwilę później trudne kwestie gejów na jednej z planet w galaktyce. Dzięki temu całość posiada dość leniwe tempo, ale równocześnie za każdym razem gdy obracam kolejną stronę mam takie miłe uczucie napięcia. Nigdy nie mam pojęcia co mnie za moment spotka. Chyba jest to dla mnie najważniejsza cecha, za którą dość wysoko cenię sobie tą serię.


 

 

niedziela, 8 grudnia 2013

#271 cotygodniowa zeszytówka #84

Thief of Thieves 018Thief of Thieves #18,  Image Comics

scenariusz: Andy Diggle, rysunki: Shawn Martinbrough

Ze smutkiem przyznaję, że ta seria nie robi mi już tak dobrze jak podczas lektury początkowych numerów. Jednak nie zmienia to faktu, że twórcy nadal trzymają wysoki poziom i potrafią mile zaskoczyć. Tak jak ma to miejsce w niniejszym komiksie. Czytelnik ma tym razem okazję prześledzić finał wielkiego skoku, który Redmond przeprowadza wraz ze swoją ekipą w Wenecji. Cały przebieg jest zaskakujący, ale równocześnie jak już go poznamy, to uzmysławiamy sobie jak bardzo został on osadzony w całym klimacie tej opowieści i to jest chyba najfajniejsze w tym wszystkim. Z jednej strony numer ten nie stroni od poważniejszych tematów i jest tutaj miejsce na konflikt ojca z synem, porachunki mafii i czasem brutalne sceny. Równocześnie z drugiej strony, za każdym razem gdy poznaję szczegóły kolejnych napadów to odkrywam, że główny bohater realizuje je z ciekawym pomysłem i humorem. Zawsze kojarzy mi się to z atmosferą jaka panuje w takich pozycjach jak Ocean's Eleven lub Żądle. Życzę sobie, aby podobny stan utrzymywał się jeszcze długo, ponieważ dobrej rozrywki nigdy za dużo, a ostatnio nawet jest to trochę deficytowy towar.


Adventure Time 021Adventure Time #21, KaBOOM! Studios


scenariusz: Ryan North oraz Zack Giallongo, rysunki: Shelli Paroline, Braden Lamb, Zack Giallongo


Wszystko rozpoczyna się bardzo leniwie, trochę niespotykanie jak na tą serię. Chłopaki, z  racji braku zaplanowanych przygód na dzień dzisiejszy, postanawiają stać się super leniwi. Leżą tylko na podłodze i starają się ograniczyć wszelkie czynności do minimum. Jednak w ich otoczeniu pojawia się dziwna różowa guma do żucia, która powoli zaczyna opanowywać cały ich dom. W związku z tym panowie postanawiają udać się do Candy Kingdom, aby sprawdzić czy tam nie zastaną podobnej sytuacji. W między czasie Princess Bubblegum wraz z Marceline odpierają atak tej samej substancji w królestwie. Opowieść jest na razie taka sobie, ale zawiera jak zawsze kilka smaczków. Jednym z nich jest świetne odwołanie do gry Super Mario Bros, kiedy to PB każe odwołać wszelkie swoje zaplanowane zajęcia w ciągu dnia. Scenarzystom udało się również bardzo interesująco zabawić się pojęciem czasu, dzięki czemu lekko zadrwili z głównych bohaterów i doprowadzili całą historię do wielkiego finału. W dodatku wszystko to odbyło się w postaci lekcji dobrych manier w kontaktach między ludzkich! W numerze tym znajduje się również druga, kilku stronicowa opowieść jak to Finn i Jake znajdują na plaży dwie magiczne deski surfingowe. Dzięki temu pojawiła się możliwość na wielki pojedynek z potężnym bossem w postaci olbrzymiej ośmiornicy. Całość została w piękny sposób zilustrowana. Rysunki wyglądają jakby zostały tylko naszkicowane i następnie od razu pokolorowane. Dzięki czemu powstaje wrażenie jakby były ciągle w ruchu.


The Manhattan Projects 015The Manhattan Projects #15, Image Comics


scenariusz: Jonathan Hickman, rysunki: Ryan Browne

Tym razem podczas lektury, czytelnik ma okazję ponownie zajrzeć do wnętrza głowy Oppenheimera gdzie toczy się wielka wojna domowa. Po obu stronach stoją na przeciw siebie dwaj bracia: Robert oraz Joseph. Jeden reprezentuje ścisły umysł i racjonalne myślenie. Drugi z kolei jest marzycielem i ciągle buja w obłokach. Ich walka była długa i niezwykle wyniszczająca, a najbardziej poszkodowany będzie za pewne sam Oppenheimer. Ciekawym pomysłem jest pokazanie jak obie armie po każdej przegranej walce spokojnie wyciągały wnioski ze starcia, aby po pewnym czasie wrócić ze zdwojoną siłą. Mi jednak najbardziej przypadł do gustu sam projekt armii. Wojsko symbolizujące naukową stronę konfliktu komunikuje się ze sobą tylko za pomocą liczb, natomiast ich przeciwnicy składają się z fantastycznych stworów jak smoki, ogry i temu podobne. Idealnie obrazuje to obie strony konfliktu, a zaraz jest jasne i czytelne dla każdego. Całość czyta się bardzo przyjemnie, co w przypadku tej serii jest już w sumie standardem. Numer interesujący, znowu pogłębiający postać Oppenheimera, która i tak już jest mocno pokręcona.


czwartek, 5 grudnia 2013

#270 Blacksad #2: W śnieżnej bieli, scen. Juan Díaz Canales, rys. Juanjo Guarnido

Z racji tego iż właśnie nakładem wydawnictwa Egmont ukazał się piąty tom świetnej serii Blacksad, dziś występ gościnny Macieja Gierszewskiego o drugim tomie pt. W śnieżnej bieli. Zapraszam równocześnie na jego bloga, gdzie znajduje się wiele bardzo dobrych tekstów o komiksach, książkach dla dzieci i innych ciekawych wydarzeniach.


blacksad2 1. Prywatny detektyw John Blacksad przyjeżdża do miasteczka The Line, gdzie przyjmuje od Miss Grey swoje kolejne zlecenie. Panna Grey chce, aby Blacksad odnalazł jej szkolną podopieczną, małą dziewczynkę o imieniu Kyle, która zaginęła jakiś czas temu, bo nikt, nawet matka dziewczynki, nie jest zainteresowany wyjaśnieniem tego, co się właściwie stało z Kyle. Z pozoru prosta sprawa, ale gdy Koci Detektyw zaczyna się w nią zagłębiać, poznawać motywy działania głównych aktorów zamieszanych w zaginięcie dziewczynki, niezwykle się komplikuje.
2. W skrócie: głównym podejrzanym, odpowiedzialnym za zaginięcie Kyle, jest komisarz policji Hans Karup, który być może jest ojcem dziewczynki, a dodatkowo ma skłonności pedofilskie; komisarz policji, dodatkowo, po godzinach, jest także przewodniczącym miejscowej komórki Ku Klux Klanu o nazwie Artic Nation („…Już niedługo świat znów będzie należał do białych, tych, których sam Bóg ustanowił na ziemi, żeby panowali nad innymi!!”.), ale jego zastępca – Huk – chce go zastąpić na tym stanowisku, Hukowi udało się zastąpić Hansa w łóżku małżeńskim u pięknej, młodej Jezz; dla przeciwwagi w miasteczku działają także aktywiści Black Pawer, skupieni w organizacji Czarne Szpony; ktoś porywa przyjaciela Blacksada i przetrzymuje go nieznanym miejscu, w międzyczasie zostaje zamordowana Dinah matka Kyle, następnie na Hansie odbywa się samosąd, na dokładkę okazuje się, że Jezz oraz Dinah były siostrami i córkami Hansa Karupa z jego pierwszego małżeństwa z kolorową dziewczyną.
3. Akcja zbudowana jest w fenomenalny sposób, rozwija się ze strony na stronę, ze sceny na scenę, z kadru na kadr, coraz szybciej i szybciej aż do zaskakującego finału. Czytając, przewracając kolejną kartkę, zastanawiałem się, co jeszcze może się w tej historii wydarzyć, co mnie jeszcze zaskoczy. Prosta historia komplikuje się, by w końcowej scenie rozsupłać się.
4. „Zemsta to danie, które serwuje się na zimno”.
5. Rysunki są genialne! Każdy kadr jest narysowany z ogromnym pietyzmem, z dbałością o każdy szczegół (tła). Budynki, drzewa, ulice, statyści, ubrania, dłonie, mimika – Juanjo Guarnido wyrysował cały świat. Świat prawdziwy, realny. Bohaterzy są żywi, każdy z nich ma swój osobisty rys. Chcąc sobie utrudnić zadanie, ożywił zwierzęta i nadał im ludzkie cechy. Dodatkowo nie zapomniał, jakie właściwości osobowości zwykle przypisuje się konkretnym zwierzętom. Intuicyjnie „pasuje”, że Hans Karup jest niedźwiedziem polarny, Huk białym lisem, Miss Grey sarną.
6. John Blacksad jest dużym czarnym kotem, z przyklejonym do ust papierosem, który potrafi porządnie zawiązać krawat, ale na co dzień chodzi w wytartym, szarym płaszczu. Taki koci Philip Marlowe.


xdp6ds

niedziela, 1 grudnia 2013

#269 cotygodniowa zeszytówka #83

Animal Man (2011-) 025Animal Man #25, DC comics

scenariusz: Jeff Lemire, rysunki: Rafael Albuquerque

Bardzo miło mnie zaskoczyła ta dwu częściowa historia pt. "Hollywood Babilon". Jest tutaj sporo bardzo dobrych elementów, które w połączeniu dają świetny efekt końcowy. Czytelnik otrzymuje ciekawą fabułę, w którą zostały wplątane wszystkie najważniejsze postacie komiksu. O miejsce na pierwszym planie walczy nowy antagonista i należy tutaj zauważyć, robi to dość efektownie. Całość została zilustrowana przez Albuquerque w bardzo kreskówkowy sposób. Jednak po dłuższej chwili zastanowienia nie przychodzą mi do głowy jakieś konkretne tytuły. Jednak ilustracje te są dla mnie pełne ruchu oraz poz które często widzimy na ekranie. Jednak najciekawsze w tym numerze są odwołania do naszego świata i jego obyczajów. Umiejscawiając całą fabułę na gali wręczania nagród na kształt Oscarów, pięknie dostaje się telewizji, celebrytom oraz całej tej ferajnie. Przy okazji serwując jeden z lepszych żartów od dłuższego czasu. Dodatkowo jest tutaj bardzo ciekawa scena, w której Buddy Baker zostaje umiejętnie wyprowadzony z równowagi, co mogło doprowadzić do sporej katastrofy, a doprowadziło tylko do jego teleportacji w bardzo dziwne miejsce. Nie będę spojlerował, ale powiem tylko, że są macki i całość wygląda tak jakby się miała odwoływać do mojego ulubionego pisarza z przełomu XIX i XX wieku. Dla mnie bomba i z niecierpliwością czekam na kolejny numer.


Samurai Jack 002Samurai Jack #2, IDW Publishing


scenariusz: Jim Zub, rysunki: Andy Suriano

Samurai Jack to historia o wielkiej walce ze złem opowiedziana w bardzo prosty sposób. Co jednak wcale nie znaczy, że w prostacki. Całość utrzymuje się na dobrym i wyważonym poziomie, gdzie zarówno dziecko wszystko zrozumie i będzie miało sporo przyjemności z lektury. Natomiast rodzic towarzyszący swojemu maluchowi nie będzie się nudził. Główny bohater nadal kontynuuje swoją samotną podróż w poszukiwania nici czasu. Są to magiczne artefakty, które same wskazują drogę do kolejnych części, dzięki którym samuraj u kresu swej wyprawy będzie w stanie manipulować czasem. Umożliwi mu to upragniony powrót do swych czasów i ostateczne pokonanie swego nemezis Aku. Samurai Jack to bardzo dobra pozycja dla dzieci. Fabuła została osadzona w czarno białym świecie, gdzie panuje porządek i sprawiedliwość. Promuje się takie cechy jak honor, przyjaźń oraz niesienie pomocy potrzebującym. Główny bohater zwycięża dzięki sprytowi, ciągłemu treningowi oraz dobremu sercu. Dzięki temu jego postać jest prawdziwym bohaterem często napawającym dumą, którego trudno nie lubić.


Aquaman (2011-) - Featuring Black Manta23Aquaman #23.1, DC Comics


scenariusz: Tony Bedard, rysunki: Claude St. Aubin

Przyznam szczerze, miałem sobie odpuścić ten numer. Brał on udział w trwającym miesiąc wydarzeniu FOREVER EVIL podczas którego całe universum DC było pod władaniem złych bohaterów. Z racji tego, że interesuje mnie tylko główny wątek odnośnie mieszkańców Atlantydy, to nie miałem w planach lektury tego numeru. Jednak jak to w zazwyczaj bywa w takich przypadkach, złamałem się i sięgnąłem po zeszyt. Nie da się ukryć, jest to typowy przerywnik w serii, ale tym razem nawet całkiem ciekawy. Jak można wywnioskować z okładki, cały wątek dzieje się wokół postaci Black Manty i nawet mi się podobał. Są tutaj dwa całkiem dobre momenty. Pierwszy jest w chwili, gdy wszyscy źli zbierają się przed siedzibą Justice Leage i słuchają wystąpienia Crime Syndicate o tym jak to są teraz nowymi panami świata. Jednemu czarnemu bohaterowi się to nie spodobało i głośno postanowił to wyrazić. W nagrodę spotkała go natychmiastowa śmierć z rąk Ultramana.  Bardzo umiejętnie zostało tutaj pokazane, że Ci w środku układu pokarmowego zawsze się nie liczą. Drugi udany moment to ten, w którym Black Manta przekierowuje swoją nienawiść z Aquamana na nowy cel. Przeszło to bardzo płynnie i podoba mi się motywacja jego działania.


Aquaman (2011-) - Featuring Ocean Master23Aquaman #23.2, DC Comics

scenariusz: Tony Bedard, rysunki: Geraldo Borges

Tak po prawdzie, to mógłbym tutaj przepisać pierwszą połowę z wpisu powyżej. Wszystko co jest tam, w końcu idealnie też pasuje do tego komiksu. Jedna na szczęście skupia się on na postaci Ocean Master, więc fabuła jest inna. Chociaż w kilku momentach te dwa numery się ze sobą krzyżują, to i tak ten jest moim zdaniem lepszy. Bardzo spodobał mi się sposób przedstawieniu tutaj tej postaci oraz pogłębienia wszelkich informacji o nim. Jest świetny jako osoba, która totalnie nie interesuje się światem na powierzchni. Mało tego, ona nim szczerze i prawdziwie gardzi. Gdy ucieka z więzienia to nie miesza się w zamieszki. Ciekawie została skonstruowana scena w której pomaga strażnikowi, który chwilę przedtem, sam z siebie, przynosi mu butelkę wody. Tak samo moment kiedy podczas podróży do morza zatrzymuje się w małym przydrożnym barze. Tylko dlatego, aby spytać o drogę i nic dobrego z tego nie wynika, a potem jest jeszcze lepiej. Gdy napotkanej kobiecie wymienia wszelkie wady naszego świata z wzajemnym zabijaniem się i zatruwaniem na czele. Co prawda jest to w sumie bardzo jednowymiarowa postać, ale kompletna i to mi się bardzo w niej podoba.


 

środa, 27 listopada 2013

#268 Batman – Miasto Sów, scen. Scott Snyder, James T Tynion IV, rys. Greg Capullo, Jonathan Glapion, Jason Fabok, Rafael Albuquerque, Becky Cloonan, Andy Clarke

IMG_20131120_112735 Przeczytałem ponad tydzień temu Miasto Sów i nadal zastanawiam się jak można było tak dokumentnie spartolić ten komiks. Jak po tak świetnym wstępie jakim jest niewątpliwie Trybunał Sów można było stworzyć coś tak marnego? Cały czas siedzę i próbuję znaleźć jakieś pozytywne strony tego komiksu, ale nic nie przychodzi mi do głowy. No może poza warstwą graficzną, która jest naprawdę przyjemna dla oka i bardzo podoba mi się obraz Mr. Freeza przedstawiony tutaj. Jednak z racji tego, że nie przychodzi mi do głowy nic więcej ponad to, rozpocznę marudzenie.


Chyba największą wadą tej opowieści jest w sumie jej brak. Cała historia sów, powód ich ataku na Gotham City oraz Batmana to tak naprawdę może 1/3 całego komiksu. Poza tym czytelnik otrzymuje jakieś zapychacze, które we  wspaniały sposób obnażają jak bardzo bez pomysłu był Snyder pisząc tę historię. Miał pomysł na świetny początek i nic poza tym. Dla mnie kompletnym nieporozumieniem jest ponowny origin jednego z głównych przeciwników Batmana, który i tak każdy już zna doskonale. Rozumiem, że ma on pewne powiązania z sowami, ale nie oszukujmy się, mogło to zostać streszczone na góra pięciu stronach. W zamian za to otrzymujemy cały jeden numer powtórki z rozrywki. Tutaj przynajmniej ma to jeszcze jakiś związek z głównym wątkiem, natomiast opowieść zamykająca ten tom to dla mnie nieporozumienie. Mianowicie skupia się on na tym jak nietoperz podczas rutynowego patrolu pomaga dwójce rodzeństwa, a potem oni odwdzięczają się mu. Jest to całkowicie niepotrzebna i nic nie wnoszące do całości bzdura, która została tutaj wprowadzona chyba tylko po to aby zwiększyć objętość albumu. Zresztą tak samo jest z historią ojca kamerdynera Alfreda. Co prawda jakieś naciągane powiązania z sowami są, nie da się ukryć. Jednak śmiało można usunąć ten zeszyt z całego tomu, bez jakiegokolwiek uszczerbku dla fabuły.


Drugi problem jaki mnie męczy to samo rozwinięcie, a w następstwie tego i rozwiązanie wątku sów. Spodziewałem się wiele, miałem w głowie ułożone kilka różnych wariantów dalszego losu tej opowieści. Jednak to co zastałem podczas lektury to jedno wielkie rozczarowanie. Bardzo podobało mi się powiązanie całego tego motywu z rodziną Waynów, jednak to co dzieje się w finale opowieści spowodowało u mnie tylko smutek. Historia ta jest bardzo naiwna i niedorzeczna. Końcowa walka zamiast trzymać w napięciu nuży i czytelnik zastanawia się tylko ile jeszcze będzie musiał tego wycierpieć.


Po trzecie, brak napięcia. Podczas lektury poprzedniego komiksu każdą kolejną stronę przewracałem z niecierpliwością, w oczekiwaniu na to co może się stać na kolejnych stronach. W tym tomie, niestety z każdą kolejną kartką miałem coraz mniejszą ochotę na dalszą część i coraz bardziej wzrastał poziom mojego zażenowania oraz irytacji spowodowany tym co wymieniłem już powyżej.


Czuję się trochę dziwnie tak narzekając, ale po lekturze towarzyszył mi tylko zawód oraz ulga z zakończenia lektury. Jednak, po dłuższym zastanowieniu, chyba znalazłem przyczynę całego mojego rozczarowania. Ja po prostu bardzo czekałem na dalszą część tej opowieści, a było to w końcu kilka miesięcy i przez ten czas moje oczekiwania chyba za bardzo wzrosły. W związku z tym to co otrzymałem nie było w stanie sprostać im i z tego powodu teraz tylko marudzę. Również zdaję sobie sprawę, że jest to tylko moja subiektywna opinia, więc jeśli ktoś się ze mną nie zgadza to może rzeczowo napisze mi poniżej co jest w tym komiksie interesującego?


[gallery link="file" ids="2567,2565,2568,2566"]

niedziela, 24 listopada 2013

#267 cotygodniowa zeszytówka #82

Velvet 001Velvet #1, Image Comics

scenariusz: Ed Brubaker, rysunki: Steve Epting

Komiks Velvet utrzymany jest w klimacie dobrej opowieści szpiegowskiej. Tutaj czytelnik ma cały czas to intrygujące uczucie, że każde najmniejsze spojrzenie, słowo, a nawet gest jest niezwykle ważne dla fabuły. Ja osobiście bardzo lubię takie historie, które wymuszają na mnie skupienie.  Na samym początku jest śmierć najlepszego agenta brytyjskiego wywiadu. Następnie rozpoczyna się olbrzymie dochodzenie mające na celu wyjaśnienie tego co stało się na ostatniej misji Jeffersona Kellera. Wszystkie wydarzenia natomiast poznajemy z punktu widzenia sekretarki, która zostaje we wszystko dość mocno wmieszana. Po pierwszym numerze zawsze trudno jest cokolwiek wywnioskować, jednak ten daje obietnicę dobrze napisanej historii o szpiegach ze sporą dawką akcji. Co więcej podoba mi się główna bohaterka. Brubaker nie zrobił z niej damskiej wersji Jamesa Bonda, ani jakiejś heroiny, nowej ikony feministek. To jest po prostu normalna kobieta, mająca własne problemy, życie oraz tajemnice, która zostaje wplątana w wielką aferę. Dzięki temu jest ciekawą, wielobarwną i w miarę realną postacią. Wszystko to sprawia, że lektura tego numeru to czysta przyjemność dająca obietnicę czegoś dobrego w przyszłości.


The Manhattan Projects 014The Manhattan Projects #14, Image Comics


scenariusz: Jonathan Hickman, rysunki: Nick Pitarra

Po lekturze tego zeszytu można dojść do wniosku, że zawarte w nim wydarzenia będą raczej przełomowe dla całej serii. Oczywiście trudno jest tak zawyrokować, nie wiedząc co wydarzy się w przyszłych numerach. Jednak aktualnie w szeregach szalonej ekipy naukowców dzieje się wiele. Nadszedł moment wielkich przetasowań kadrowych, gdzie ostatni zostali pierwszymi. Podoba mi się pomysł wysunięcia na pierwszy plan, postaci, która od jakiegoś czasu była raczej z boku i nie za bardzo uczestniczyła w tych wszystkich szalonych projektach. W zamian za to poświęcała się na realizację swojego planu. Dodatkowo ciekawie wygląda jak grupa naukowców, która czuła się niemal bogami i nie musiała się tłumaczyć przed nikim, nagle zostaje postawiona w całkiem innej pozycji. Cały sposób przeprowadzenia akcji jest również interesujący dzięki czemu na łamach komiksu pojawia się kolejny szaleniec. Generał, który przeżył już nie jedną wojnę i na szyi nosi naszyjnik z ludzkich uszu. Zapowiada się interesująco i z chęcią zapoznam się z kolejnymi numerami, aby przekonać się co z tego wszystkiego wyniknie.


Deadpool v4 011Deadpool #11, Marvel


scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunki: Mike Hawthorn

Pamiętam że ostatnio dość narzekałem na tą serię, z powodu brzydkiego potraktowania kolegi nekromanty przez Deadpoola. Zrobiłem sobie dość dużą przerwę od tej serii i muszę przyznać, że jest znacznie lepiej. Zostały wyjaśnione motywacje głównego bohatera, co stawia go w znacznie lepszym świetle. Natomiast sam nekromanta, po tym jak trafił do piekła, jakoś ułożył sobie tam życie. Ruszyła do przodu sprawa z agendką Preston i jej nowym ciałem. Jednak najbardziej podoba mi się scena pogoni Wada Wilsona za zmiennokształtnym po ulicach miasta. Wychodzi z tego kilka całkiem dobrych gagów. Głównie obrywa się oczywiście Deadpoolowi za to, że atakuje Czarną Wdowę, dziewczynę Luke'a Cage'a, małą cheerleaderkę, przy której swoją drogą padają najlepsze teksty i nawet dostaje się mojemu ulubionemu Daredevilowi. Natomiast całość kończy się spotkaniem z dość wściekłym demonem Vetisem, co nie wróży nic dobrego na przyszłość naszemu bezczelnemu  bohaterowi. Odłożenie tej serii na jakiś czas to był bardzo dobry pomysł. Dzięki temu znowu mam ochotę na kolejną porcję głupich żartów i niczym nie skrępowanej, przerysowanej przemocy.

piątek, 22 listopada 2013

#266 Games Republic - ciekawy pomysł od 11 bit

Jakiś czas temu otrzymałem maila od 11 bit studios na temat ich nowej platformy cyfrowej Games Republic. Nic nie pisałem o tym wcześniej, bo moim zdaniem ta informacja prasowa nie mówiła za wiele. Została zapowiedziane miejsce gdzie twórcy gier, gracze oraz wszyscy ci którzy tworzą i piszą materiały o grach będą się mogli spotkać. No sorry, ale dla mnie jest to zbyt ogólnikowe. Rozumiem takie mają być pierwsze newsy. Mają narobić szumu i wszystkich zaciekawić, co chyba się udało, ponieważ wiele serwisów o tym pisało. Jednak wczoraj pojawił się ciekawy tekst na blogu zagraceni.pl, gdzie osoba bezpośrednio pracująca nad projektem wyjaśnia konkretnie kilka spraw.


games-republic-614x347

Mianowicie na nowo powstającej platformie będzie bardzo ciekawe rozwiązanie dla wszystkich tworzących treści wokół gier. Pod każdym swoim wideo, tekstem, czy co tam ktoś stworzy, będzie można umieścić widget bezpośrednio odsyłający do sklepu na GR. Gdzie czytelnik, zachęcony naszym tworem, będzie mógł od razu dokonać zakupu. Co w tym ciekawego? Dotychczas twórca treści, zazwyczaj nic nie miał ze swojej pracy. Może poza garstką najlepszych, którzy mieli jakieś wpływy z reklam. Rzeczywistość wyglądała jednak w większości tak, że twórca treści jeśli linkował, to zazwyczaj do Steam, albo innego Origina i nic z tego nie miał. Poza tym, że generował zysk dla wyżej wymienionych. Teraz będzie mógł na tym zawsze trochę zarobić dzięki współpracy ze sklepem. Z jednej strony istnieje obawa braku wiarygodności takich teksów, jednak jak już zauważyli na blogu zagraceni.pl raczej nie ma się o co martwić. Przecież sami czytelniczy zweryfikują wiarygodność autora treści bardzo szybko i ja się z tym zgadzam. Przecież za każdym razem, gdy ktoś nakłania nas do wydawania własnych pieniędzy, to robimy to z wielką ostrożnością. Natomiast w wypadku, gdy coś pójdzie nie tak, to nie omieszkamy danemu delikwentowi o tym wspomnieć.


Pomysł wydaje mi się ciekawy i jeśli będzie oparty na wzajemnym poszanowaniu i szczerości to ma możliwość stworzyć coś naprawdę ciekawego i unikalnego w środowisku graczy. Z jednej strony może powstać miejsce pełne rzetelnej i szczerej wymiany opinii na temat naszego ulubionego hobby, a z drugiej strony całkiem ciekawy biznes i miejsce reklamy dla twórców. Poniżej prezentuję wideo z bardzo dobrym pomysłem, ale trochę za bardzo pompatycznymi tekstami jak na mój gust, prezentujące cały pomysł. Całość ma wystartować na początku przyszłego roku, więc szybko się przekonamy jak cały ten pomysł wyszedł w praktyce.


httpvh://youtu.be/6xS8z1-HkHo


niedziela, 17 listopada 2013

#265 cotygodniowa zeszytówka #81

X-Men - Battle of the Atom 002X-Men Battle of the Atom#2, Marvel


scenarzysta: Brian Michael Bendis, Brian Wood, Jason Aaron, rysunki: Esad Ribic,  Giuseppe Camuncoli, Andrew Currie, Tom Palmer, Matt Milla, Kris Anka, Chris Bachalo, Mark Irwin, Victor Olazaba, Stuart Immonen, Wade Von Grawbadger,


Udało się! Dobrnąłem w końcu do końca Battle of the Atom i spokojnie mogę zaprzestać kolejnej lektury zeszytów z literą X w tytule i wszelkich pochodnych. Niestety całe to wydarzenie mnie tak wymęczyło, że mam ich dość na jakiś czas. Poza tym mnogość wszelkich co chwilę pojawiających się eventów oraz wymagana znajomość naprawdę wielu zależności panujących między postaciami i poszczególnymi tytułami sprawia, że są to trudne pozycje dla nowych czytelników. Odnośnie zakończenia, spokojnie nie będę spojlerował, to jest dokładnie takie jak wszyscy się spodziewają. Ci co mieli dostać łomot dostają. Ktoś ginie, inni zmieniają szeregi, przechodzą do innych grup i w sumie to jest jedyne zaskoczenie. Są lekkie przetasowania w składach, wynikające z powyższego, ale nie jest to żadna rewolucja mogąca usprawiedliwiać kolejne spore wydarzenie u mutantów. Niestety po raz kolejny mam smutne wrażenie, że całość została wymyślona tylko po to, aby wyciągnąć więcej pieniędzy od czytelników i chęci wzbudzenia w nich zainteresowania nowymi tytułami.


Ghosted 005Ghosted #5, Image Comics


scenariusz: Joshua Williamson, rysunki: Goran Sudzuka

Numer ten ciekawie kończy historię tej z założenia mini serii. Czytelnik poznaje w końcu tajemnicę nawiedzonego domu, czego można się było domyślić. Zostaje opowiedziana historia poprzedniego, nieudanego skoku na kasyno głównego bohatera. Dzięki czemu wszystko układa się w sensowną całość. Jednak głównie spodobała mi się cała konstrukcja tego odcinka. Rozpoczyna się dość szybką i zaskakującą akcją, gdzie dochodzi do ostrego starcia w szeregach oddziału łowców duchów. Następnie całość zwalnia i przechodzi do spokojnego finału w którym Markus otrzymuje to co sam zamówił. Pamiętam, że seria ta miała liczyć tylko pięć numerów i miała być zamkniętą opowieścią. Jednak spodobała się na tyle czytelnikom, że chętnie zagłosowali na nią swoimi portfelami i dzięki temu powstanie ciąg dalszy. Ja bawiłem się dobrze podczas lektury, więc chętnie poczekam na dalszą część. Dodatkowo wnioskując po ostatniej stronie, następna opowieść będzie chyba w trochę  innych klimatach, co powinno znacznie urozmaicić całość.


Swamp Thing (2011-) 025Swamp Thing #25, DC Comics


scenariusz: Charles Soule rysunki: Jesus Saiz

Kurcze, dawno żaden numer tej serii nie podobał mi się tak bardzo jak ten. W sumie jest w nim tylko akcja, ale niezwykle ciekawa i z pomysłem. Parliament of Green posiada aktualnie dwóch pretendentów na stanowisko awatara zieleni. Naszego starego znajomego Aleca Hollanda oraz Seedera, który zagościł na łamach tej serii kilku numerów wstecz. W związku z tym, że awatar jest w pewnym sensie wojownikiem i obrońcą zieleni, cały casting o stanowisko zostanie rozwiązany podczas walki na arenie pomiędzy dwoma kandydatami. Sama walka została natomiast oparta na kreatywnym wykorzystaniu całego potencjału ich umiejętności dzięki czemu jest to niezwykle widowiskowa i pomysłowa scena. Na stronach komiksu pojawia się nawet księżyc, macki, portal, a to i tak nie wszystko. Jednak po mimo tego wszystkiego, to dopiero zakończenie okazało się największym zaskoczeniem numeru. Jestem bardzo zainteresowany kolejnym odcinkiem i cieszy mnie niezmiernie, że z nowym scenarzystą ta seria znowu prezentuje interesujące i sprawnie napisane historie.


czwartek, 14 listopada 2013

#264 Batman - Trybunał Sów, scen. Scott Snyder, rys. Greg Capullo

IMG_20131114_151309Jest taka miejska legenda w Gotham City, która mówi o istnieniu Trybunału Sów. Według tego podania jest to tajne stowarzyszenie rządzące miastem już od XIX w. Nikt nie wiem kto do niego należy, czy istnieje naprawdę oraz gdzie jest ich siedziba. Jednak co jakiś czas pojawiają się informację, które mogłyby potwierdzić tą plotkę. Zajmował się nią nawet sam Bruce Wayne w czasach swego dzieciństwa i było to chyba jego pierwsze dochodzenie. Całą sprawę zbadał niezwykle dokładnie i jak sam uważa, poświęcił jej zbyt dużo czasu aniżeli wskazywał na to zdrowy rozsądek. Co kilka lat wracał do niej i zawsze upewniał się, że coś takiego jak Trybunał Sów to nic innego jak miejska legenda i piosenka, którą śpiewają dzieci. Trwał spokojnie w swym przekonaniu, aż do ostatniej sprawy. Mianowicie zostały znalezione zwłoki naszpikowane małymi nożami do rzucania z symbolem sowy na głowniach, a to dopiero początek tej niezwykle intrygującej sprawy.


Pamiętam gdy czytałem ten komiks pierwszy raz, jakoś krótko po tym gdy ukazał się na naszym rynku. Pochłonąłem go w ekspresowym tempie, nerwowo przewracając każdą kolejną stronę. Tak bardzo wciągnęła mnie ta historia, że nie potrafiłem się od niej oderwać. Jednak po lekturze nie potrafiłem dokładnie sprecyzować, sam przed sobą, co tak naprawdę mnie urzekło w tej historii. Teraz gdy sięgnąłem po ten komiks drugi raz moją uwagę przykuły głownie trzy aspekty. Po pierwsze to fabuła. Jestem pod wrażeniem jak umiejętnie Snyder wkomponował całkiem nowy i to dość złożony wątek w świat nietoperza. Udało mu się połączyć, dawną rodzinę Waynów, śmierć rodziców Bruca oraz całe Gotham w jedną, logiczną całość z nowym, wielkim zagrożeniem. Lubie takie zagrania, gdy zostaje dołożone coś nowego do już wydawałoby się kompletnie ogranego tematu lub patrzy się z innej perspektywy na dobrze nam znane opowieści. Po drugie architektura i styl poszczególnych okresów. Są w tym tomie dwie świetne strony na których Batman odnajduje kolejne kryjówki wroga. Każda z nich znajduje się w innym budynku z różnych okresów historycznych. Bardzo podoba mi się to połączenie architektury w typowymi wystrojami danych czasów. Jakby tego było mało, scenarzysta bardzo zgrabnie wytłumaczył istnienie tych miejsc. Po trzecie, to szaleństwo Batmana. Gdy nietoperz, z pewnych przyczyn, zaczyna wariować towarzyszy temu mały popis umiejętności ilustratorskich Grega Capullo. Polskiemu czytelnikowi zapewne znana osoba, chociażby za sprawą Spawna. Najpierw strony obracają się o 180 stopni dodając trochę obłędu do całej już i tak pokręconej opowieści. Następnie mroczny mściciel zaczyna działać bardzo impulsywnie i tak też jest przedstawiany. Trochę może nawet jak jakiś demon z olbrzymimi kłami.


Edytorsko album również prezentuje się niezwykle okazale, co bez wątpienia jest jego kolejnym plusem. 176 stron na papierze kredowym zostały opakowane w elegancką twardą oprawę. W środku każdy oryginalny zeszyt poprzedzony jest okładką, a na końcu komiksu znajduje się jeszcze dodatkowo warianty okładek oraz scenariusz kilku stron pierwszego numeru ze scenariuszem oraz szkicami plansz. Dodatków może nie jest jakoś specjalnie dużo, ale zawsze są miłym bonusem.


Po kolejnej lekturze tego komiksu mogę śmiało powiedzieć, że jest to najlepszy komiks, jak na razie wydany z nowej linii DC Comics, które zaprezentował nam Egmont. Pamiętam jak po pierwszej lekturze byłem mocno zawiedziony, że muszę czekać ponad pół roku na kolejną część. Teraz na szczęście drugi tom leży na półce obok mnie i mogę spokojnie już po niego sięgnąć i każdemu również tego życzę. Konflikt Batmana z Trybunałem Sów to jak na razie świetna rzecz.


[gallery link="file" ids="2532,2530,2531,2536,2537"]

niedziela, 10 listopada 2013

#263 cotygodniowa zeszytówka #80

Saga 015Saga #15, Image Comics

scenariusz: Brian K. Vaughan, rysunki: Fiona Staples

Czym dłużej śledzę tą opowieść tym bardziej dociera do mnie, że z opowieści SF, jakiś czas temu przerodziła się w historię rodzinną pełną jej trosk codziennych. Co ciekawe wcale mi to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie sprawia, że sięgam po każdy kolejny numer z coraz większą ochotą. Nie inaczej było i tym razem. Alana wraz ze swym mężem Marko po woli staję przed ważnym problemem. Mianowicie przyszedł czas w ich życiu kiedy muszą zdecydować co począć z sobą dalej. Przecież nie mogą być zbiegami do końca swoich dni, a tym bardziej z dzieckiem. Przecież nie mogą młodej istoty skazać na taki los. Wynikła z tego dość spora awantura, w tej dość pokręconej rodzinie. Jednak to nic w porównaniu z jej zakończeniem. W sumie podwójnym i nadal nie mogę się zdecydować, które z nich było bardziej zabawne. W między czasie został również rozwinięty wątek The Willa, Gwendolyn oraz Slave Girl i ich pobytu na tajemniczej wyspie. Sama tajemnica planety mnie nie zaskoczyła, ale już finał numeru, który jest z tym dość mocno powiązany spowodował u mnie opad szczęki. Szczerze przyznam, jestem pod wrażeniem jak Vaughan umiejętnie bawi się konwencjami i z prostej opowieści o rodzinie, zbiegach i łowcach głów tworzy coś pięknego, ciekawego i wszystko to opowiada w taki przyjemny leniwy sposób. Dokładnie tak jak zawsze lubiłem.


Wolverine and the X-Men 037Wolverine and the X-Men #37, Marvel


scenarzysta: Jason Aaron, rysunki: Giuseppe Camuncoli


Mam chyba głęboki kryzys odnośnie komiksów z X w tytule i wszystkimi ich pochodnymi. Siedzę od 20 minut i staram się wymyślić coś pozytywnego o tym zeszycie i nie potrafię. Moim zdaniem to straszna nuda i miałem dość spore problemy aby dotrzeć do końca. Oczywiście jeden skład mutantów z przyszłości ucieka drugiej grupie również z przyszłości, ale pomieszanej również z osobnikami z teraźniejszości. Nie trwa to jednak długo, bo w końcu jedni robią coś przez co zostają zauważeni i odnalezieni. Ich spotkanie, jak zawsze w takich przypadkach kończy się jedną wielką rozwałką, w której już nie wiadomo kto kogo bije i dlaczego. Dla wzbudzenia większego napięcia, wszystko  jak zwykle kończy się niezwykle dramatycznie, aby czytelnik czekał na kolejny numer z drżeniem rąk. Ja za to nie mogę się doczekać kolejnego numeru tylko z jednego powodu. Po jego przeczytaniu na reszcie skończy się mój horror, dobrnę do końca tej żałosnej historii i w końcu będę mógł sobie darować te wszystkie opowieści o mutantach.


Adventure Time 020Adventure Time #20, KaBOOM! Studios


scenariusz: Ryan North oraz Zack Smith, rysunki: Shelli Paroline, Braden Lamb, Brad McGinty


Wszyscy, którzy regularnie tutaj zaglądają już chyba zdali sobie sprawę z tego, jak wielkim jestem fanem tej serii. Stało się tak głównie za liczne odwołania do popkultury znajdujące się w każdym zeszycie oraz to wspaniałe uczucie niepewności, gdy za każdym razem sięgam po kolejny numer. Nie inaczej jest i tym razem. Główna opowieść opiera się na wątku w którym Finna i Jake'a odwiedza tajemniczy gość i razem przeżywają niesamowitą przygodę. Jednak tym razem cała opowieść została ukazana z perspektywy nowo przybyłej postaci dzięki czemu czytelnik ma wrażenie jakby sam był uczestnikiem całej zabawy. Główni bohaterowie zwracają się do niego w pierwszej osobie, zmuszają do brania czynnego udziału w wydarzeniach. To wszystko zostało bardzo umiejętnie zrealizowane i trzyma się mocno tej konwencji, aż do ciekawego finału. Dodatkowo w pewnym momencie dostajemy do rąk tajemniczą książkę pt. Adventure Tome, w której zostali opisani przyjaciele oraz wrogowie głównych bohaterów, krainy które razem już zwiedzili oraz tajne techniki walki. Całość jest zaprezentowana z humorem i dystansem, dzięki czemu kilka razy się zaśmiałem. Druga opowieść natomiast zawiera pierwszą część dramatycznej historii o tym jak to na przyjęciu Birthday Princess zabrakło lodów. Szybko na ochotnika zgłosił się dzielny wojownik Billy, aby uratować całą sytuację i wyruszył do Grocery Kingdom po brakujące dobro konsumpcyjne. Na swej drodze spotyka wiele niebezpieczeństw na czele z Ham-Pire - przeterminowaną szynką, która powróciła z grobu.

piątek, 8 listopada 2013

#262 z górnej półki #1: Kadry w Środku - Michał Śledziński

Od 18 do 31 lipca tego roku we wrocławskiej galerii mia ART GALLERY miała miejsce wystawa prac Michała Śledzia Śledzińskiego pt. "Kadry w środku". Jeśli nie wiesz, o kim mówimy to znaczy, że ominęło Cię wiele dobrych komiksów i odsyłam tutaj, gdzie swego czasu napisałem trochę więcej o Śledziu. Sam nie mogłem się pojawić na wystawie, a tym bardziej na wernisażu, czego bardzo żałuję. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mianowicie z okazji wystawy powstał bardzo ciekawy artbook, z pracami wyżej wymienionego autora, który jakiś czas temu otrzymałem od mojej konkubiny w prezencie. Nie wiem czy jeszcze można go nabyć za pośrednictwem strony galerii, ale z pewnością można do nich napisać maila z zapytaniem, a nuż jeszcze jest. Moim zdaniem to bardzo dobry album, który warto mieć, nawet pomimo wysokiej ceny.


Całość zawiera 64 strony, które zawierają bardzo konkretny przegląd twórczości jednego z najbardziej znanych polskich komiksiarzy. Tak więc przerzucając spokojnie kolejne strony trafiamy na ilustracje odnośnie Osiedla Swobody, Bears of Wars oraz Czerwonego pingwin musi umrzeć. Jednak to co jest tutaj chyba najciekawsze, to wiele rysunków odnośnie drugiej pasji autora, czyli gier. Jeśli ktoś nie śledzi na bieżąco bloga Śledzia i nie czyta branżowych pism, to w takim wypadku wiele z tych ilustracji będzie dla niego sporą niespodzianką. W środku tej niezbyt grubej publikacji znajdują się również grafiki przedstawiające różne niedokończone prace, te które nigdy już nie powstaną oraz rysunki powstałe przy jakiejś konkretnej okazji. Jakby na to nie patrzeć, każdy powinien znaleźć tutaj coś dla siebie. Całość została pięknie zapakowana w twardą oprawę z obwolutą, dzięki czemu całość prezentuje się wspaniale.


Jest jednak jedna rzecz, która mi się nie podoba. Nie ma się co przejmować tym za bardzo, ponieważ jest to sprawa związana głównie z dystrybucją. Mianowicie artbook można zamówić tylko i wyłącznie za pomocą strony mia ART GALLERY, gdzie jest tylko jedna opcja wysyłki kurierem. Co niestety znacznie podnosi cenę całej zabawy o 30 zł, a biorąc pod uwagę już i tak nie małą cenę tego wydania, to robi się z tego niestety zabawa tylko dla kolekcjonerów. Moim zdaniem to wielka szkoda, bo tak dobra rzecz powinna trafić do jak największej liczby osób.


[gallery link="file" columns="4" ids="2455,2456,2457,2458,2459,2460,2461"]

Jednocześnie jest to pierwsza odsłona nowego cyklu, nad którym myślałem już od jakiegoś czasu i przyjmowałem eksponaty. Pełna nazwa tego działu brzmi: "z górnej półki znajdującej się nad łóżkiem, tej na której leży 35 letni trocinowy miś oraz lampka, gry planszowe, straszne lateksowe majtki z Bolkowa, a także wiele egzemplarzy do tego działu. I ich dzieci nie będą wiedziały gdzie znajdują się te rzeczy ich ojców, które tamci odłożyli na swoje miejsce poprzedniego wieczora, mniej więcej koło ósmej". Nazwa z oczywistych względów została skrócona.

niedziela, 3 listopada 2013

#261 cotygodniowa zeszytówka #79

Ghosted 004Ghosted #4, Image Comics

scenariusz: Joshua Williamson, rysunki: Goran Sudzuka

Z każdym kolejnym numerem tempo tej serii coraz bardziej przyśpiesza. Co z drugiej strony wcale nie jest równoznaczne z tym, że jest ona nastawiona tylko na akcję. W posiadłości Trask jest coraz trudniej wytrzymać i z każdego uczestnika polowania na ducha po woli zaczynają wychodzić jego najgorsze cechy. Oczywiście potęguje to bardzo napięcie wewnątrz ekipy oraz generuje jedną niekończącą się między nimi kłótnię. Jakby tego było mało, po nieudanym odprawieniu rytuału jeden z bohaterów zostaje opętany. Swoją drogą ciekawa scena, gdzie z kadru na kadr czytelnik ma okazję obserwować jak zmienia się ta postać. Dodatkowo jeden z członków ekipy znika, a nie jest to wszystko co zastaje czytelnik podczas lektury. Całość dodatkowo została umiejętnie z potęgowana przez bardzo klimatyczne rysunki. Całość została utrzymana w szaro burych kolorach otoczonych sporą ilością cieni oraz mrocznych zakamarków pełnych pajęczyn i odrapanych ścian. Zdaję sobie sprawę, że to dopiero czwarty numer tej serii i trudno cokolwiek wyrokować na jej temat, ale moim zdaniem z numeru na numer jest coraz lepsza.


Uncanny X-Men v3 013Uncanny X-Men #13, Marvel


scenariusz: Brian Michael Bendis, rysunki: Chris Bachalo


Kolejna porcja walki pomiędzy mutantami z chyba już każdej możliwej linii czasowej. Jedna grupa z przyszłości po tym jak zaatakowała szkołę im. Jean Grey, znajduje się aktualnie w jej wnętrzu i stara się odesłać X-Men z przeszłości na ich właściwe miejsce. W tym samym czasie Cyclop z teraźniejszości wraz ze swoim składem i drugim oddziałem mutantów z przyszłości forsują szkołę, aby do tego nie dopuścić. Zdaję sobie sprawę, że jest to dość zagmatwany opis i przepraszam za to. Jednak jest to w miarę najpełniejszy obraz tego co się dzieje w tym numerze. Cała ta historia jest moim zdaniem pięknym przykładem na całe zło, które aktualnie trawi wydawnictwo Marvel. Co jakiś czas olbrzymie wydarzenia po których powstaje kilka nowych serii. Inne z kolei są restartowane. No i oczywiście nie można pominąć żadnego z tych zdarzeń, ponieważ każde z nim, przynajmniej według samych twórców, wywraca całe uniwersum do góry nogami. W skutek czego wszystkie te historie są nieczytelne. Również bardzo nieprzystępne dla nowych czytelników i każdy z nas gdy ma kupować po kilka serii na raz aby ogarnąć ten chaos, to czuje się sprowadzony do  roli maszynki mającej tylko za to zapłacić. Od jakiegoś czasu zbierałem się aby zaprzestać czytania większości serii z tego wydawnictwa i po zakończeniu tego wydarzenia to nastąpi.


Samurai Jack 001Samurai Jack #1, IDW Publishing


scenariusz: Jim Zub, rysunki: Andy Suriano


Była to chyba najbardziej oczekiwana przeze mnie premiera tej jesieni. Jako wielki fan tej postaci nie mogłem się doczekać chwili, aż będę mógł sprawdzić jak poradziła sobie przeniesiona na papier. Równocześnie miałem oczywiście wiele obaw, w końcu to serial z mojej absolutnej czołówki wśród animacji, więc oczekiwania miałem spore. Już po lekturze mogę śmiało powiedzieć, że jest dobrze. Całość rozpoczyna się dokładnie tak jak każdy odcinek serialu, czyli streszczeniem genezy całego konfliktu pomiędzy samurajem, a złym demonem Aku. W pierwszym numerze Jack odwiedza wielkiego mędrca, który wyjawia mu sposób na powrót do domu, dzięki czemu bohater wyrusza w zapewne długą drogę. Numer ten ma w sumie wszystko za co pokochałem serial. Wspaniałe filmowe ujęcia i ciekawe kadrowanie co świetnie widać już na trzeciej stronie, a dalej jest tego znacznie więcej. Ciekawą historię, która stwarza możliwość opowiadania historii w dowolnym klimacie. Pojedynki pełne akcji i różnorodnych przeciwników oraz samego głównego bohatera, który jest niezaprzeczalnie największym dobrem tego uniwersum. Pełen jest wszystkich wspaniałych cnót takich jak odwaga, dobroć, męstwo oraz mądrość, dzięki czemu idealnie nadaje się na bohatera. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić, to paleta barw wykorzystana do zilustrowania tego numeru. Momentami przypomina mi ona jakiś chory sen po kwasach, co trochę średnio pasuje do całej reszty. Jednak nie zmienia to faktu, że już nie mogę się doczekać kolejnego numeru.


 

niedziela, 27 października 2013

#260 cotygodniowa zeszytówka #78

X-Men-v4-006-(2013)X-Men v.4 #6, Marvel

scenariusz: Brian Wood, rysunki: David López

Z racji tego iż opowieść zmierza już ku końcowi i zostały tylko trzy zeszyty do końca, nadszedł moment na odkrycie kart. Okazało się komu przypadło w udziale grać czarne charaktery. Po części zostały wyjawione ich motywy działania, ale tutaj scenarzyści pewnie będą nas jeszcze próbowali zaskoczyć i wmawiać, że jednak nie wszytko wygląda tak jak się czytelnikom wydaje. Po dojściu do ostatniej strony jestem raczej średnio usatysfakcjonowany. Miało być zapewne wielkie zaskoczenie, a wyszło jak zawsze. Cały numer głównie opiera się na jednej scenie kiedy to okazuje się kto ma jakie zamiary i jest ona dość słaba. Nie trzyma w napięciu, wszystko przebiega dość sztampowo i jakby było tego mało to złe postacie wcale nie zaskakują. Przecież od samego początku wszystko na nich wskazywało. Pozostaje jeszcze wspomnieć o stronie wizualnej tego dzieła. Nie wiem czy rysownik odwalał swoją pracę na kolanie, albo może miał mało czasu i się śpieszył, ale dzięki temu efekt końcowy jest marny. W szczególności gdy zwróci się uwagę na twarze postaci. Np. na stronie 8 Rogue wygląda jak jakaś staruszka z koszmaru, której wyraz twarzy jest dla mnie nie do odkrycia. Na stronie 9 z kolei Jean Grey z przeszłości wygląda jakby miała wodogłowie albo była ciężko chora na jakąś inną chorobę. Po za tym te ilustracje w większości prezentują poziom jakiegoś średniego web komiksu, a przecież to jest Marvel, dla którego pracują wielcy tego przemysłu. Coś tu chyba poszło nie tak.


Thief of Thieves 017Thief of Thieves #17,  Image Comics


scenariusz: Andy Diggle, rysunki: Shawn Martinbrough


Plan wielkiego napadu dochodzi w końcu do skutku. Czytelnik obserwuje z jakim artyzmem Redmond wyprowadza wszystkich w pole. Udaje mu się oszukać policję, wielkiego lokalnego bandziora i spokojnie dostaje się na miejsce swojego zlecenia. Oczywiście nie małe zasługi w tym wszystkim ma nieświadoma wszystkiego agentka Cohen. Jednak nie wie o tym chyba tylko ona, bo przecież wszyscy czytelnicy zapewne spodziewali się tego już od kilku zeszytów wstecz. Na szczęście nie ma tutaj jakieś szybkiej akcji pełnej wybuchów, a twórcy postanowili całość skonstruować na dobrych dialogach. Dzięki czemu jest niezwykle trudno oderwać się od lektury. Jakby tego było mało, całość kończy się sceną, która towarzyszy czytelnikom od samego początku tej serii dzięki czemu całość zatacza koło. Jestem ciekaw co z tego dalej wyniknie i jak zwykle czekam z niecierpliwością na następny numer. W końcu powinna się w nim znaleźć wielka ucieczka najlepszej grupy złodziei oraz finał całego misternego planu.


Animal Man (2011-) 024Animal Man #24, DC comics


scenariusz: Jeff Lemire, rysunki: Rafael Albuquerque


Podczas lektury tego numeru byłem lekko znudzony i miałem wrażenie, że Jeff Lemire idzie w złym kierunku ze swoją opowieścią. W The Red nadal trwa rewolucja i na arenie wydarzeń pojawił się nowy awatar czerwieni. Gdzieś tam pałęta się również Maxine, co trochę komplikuje całą sprawę. Buddy oczywiście stara się ją odnaleźć ale średnio mu to wychodzi. Całość niby miała trzymać w napięciu, ale niestety dramaturgia jest tego słaba, że nic z tego nie wyszło. Tak trwałem w tym przeświadczeniu, aż dobrnąłem do momentu w którym cała akcja z The Red łączy się z rozdaniem filmowych nagród na kształt Oscarów.  Mianowicie protagoniści wykorzystują fakt iż cały świat śledzi transmisję i wygłaszają prawa nowego świata, który teraz zapanuje pod panowaniem ich kościoła. Przy okazji biorą wszystkich obecnych na gali za zakładników i grożą ich zabiciem jeśli do godziny nie zjawi się nasz bohater. Zdaję sobie sprawę, że ich wystąpienie to nic odkrywczego. Takich akcji było już wiele w całej popkulturze. Lecz czytając ten fragment czułem jakąś siłę płynącą z ich przekazu. Oni sprawiają wrażenie jakby silnie wierzyli w to co mówią i byli skłonni do wszelkich działań, aby je osiągnąć. Dodatkowo, gdzieś tam między wierszami, scenarzysta kpi z tego całego świata gwiazd i znanych ludzi, co o dziwo świetnie pasuje do siebie. Dzięki takiej końcówce zmieniłem zdanie i teraz ze znacznie większą ochotą czekam na kolejny zeszyt.

niedziela, 20 października 2013

#259 cotygodniowa zeszytówka #77

Swamp Thing (2011-) 024Swamp Thing #24, DC Comics

scenariusz: Charles Soule rysunki: Andrei Bressan

Zagadka ostatnich kilku numerów nareszcie zostaje wyjaśniona. Czytelnik w końcu poznaje tożsamość tajemniczego Seedera. Muszę przyznać była to dla mnie spora niespodzianka i nawet nie chodzi mi o samą postać lecz o sposób w jaki posiadł swe zdolności. Nie chcę spoilerować, ale patrząc na jego umiejętności można się domyślić kto maczał w tym palce. W numerze tym nie mogło oczywiście zabraknąć widowiskowej sceny pojedynku pomiędzy głównym bohaterem, a panem z nasionami, jednak znowu nie to jest najważniejsze. Mianowicie zaraz po niej The Pariament of Green, który był świadkiem całego zajścia, powiedział coś tak dziwnego, że aż zabawnego. Jakby tego było mało, zapewne będzie to miało spory wpływ na kilka nadchodzących numerów tej serii. Osobiście nie za bardzo podoba mi się ten pomysł. Zapowiada się odejście od mrocznego i strasznego klimatu w kierunku jakiejś chorej rywalizacji pomiędzy dwoma bohaterami. Jakoś ten koncept do mnie nie przemawia. Mam nadzieję, że jednak się mylę i kolejne numery mnie mile zaskoczą.


Aquaman (2011-) 023Aquaman #23, DC Comics


scenariusz: Geoff Johns, rysunki: Paul Pelletier

Wspaniale widać po tym zeszycie nadchodzący już wielkimi krokami finał historii pt. Death of the King. Takiego naładowania akcją w tej serii chyba jeszcze nie było. Wydarzenia gnają z prędkością wściekłego Aquamana pod wodą. Walka o Atlantis trwa w najlepsze i nawet to, że główny bohater ma kumpla w postaci Wielkiego Przedwiecznego Cthulhu nie pomogło mu za bardzo. Wszystko to dla tego, bo wielkie podwodne miasto Atlantydów stało się areną starć dla trzech różnych frakcji, z czego żadna nie ma zamiaru ustąpić. Całość czytało mi się bardzo dobrze. Akcja jest ciekawa i od czasu do czasu przeplatana jakimś innym wątkiem. Co o dziwo wcale nie powoduje spadku napięcia. Wszystko jest raczej dość oczywiste i na poziomie takiej lekkiej i przyjemnej lektury na 20 min, ale nawet w takim komiksie udało się wprowadzić udane i zaskakujące zakończenie. Bawiłem się przednio i spokojnie czekam na kolejny numer.


Adventure Time 019Adventure Time #19, KaBOOM! Studios


scenariusz: Ryan North oraz Andy Hirsch, rysunki: Shelli Paroline, Braden Lamb, Andy Hirsch

W końcu Finnowi, Jake'wi oraz Ice Kingowi udaje się wydostać z labiryntów dzięki wyrażaniu swoich uczuć. Co najdziwniejsze, okazało się to naprawdę potężną bronią. Jednak nie był to koniec ich wspólnej wędrówki, ponieważ na końcu czekał ich jeszcze straszny pojedynek z ostatnim bossem. Mile się zaskoczyłem, gdy okazało się iż jest nim pewien dobrze znany złoczyńca tej serii. Zawsze miło jest spotkać starego znajomego. Cała ta wyprawa po lochach wyszła świetnie. Widać, że scenarzysta nie jeden raz miał do czynienia z przeróżnymi grami, może nawet z klasycznym papierowym RPG i potrafi wynieść z tego coś więcej niż tylko samą rozrywkę. Po raz kolejny udowodnił, że świetnie rozumie całą popkulturę i umie się do niej w ciekawy sposób odwołać. W sumie to co napisałem powyżej już mogłoby świetnie wystarczyć za rekomendację tego numeru, ale znajduje się tu jeszcze jedna krótka opowieść warta poznania. Sama fabuła jest banalnie prosta i opowiada o tym jak Jake i Finn równocześnie dowiadują się o swoim porwaniu i oczywiście od razu śpieszą sobie na ratunek. Świetna w tej historii jest jednak jej forma. Mianowicie na pierwszej stronie zaczyna się wersja Finna, a od końca zaczyna się Jake'a, która jest przedstawiona do góry nogami. Oczywiście jak można to przewidzieć oba wątki umiejętnie łączą się w samym środku. Pomysł banalny, ale już wykonanie wspaniałe!

czwartek, 17 października 2013

#258 Orły Rzymu księga I, scenariusz oraz rysunki: Enrico Marini

IMG_20131017_170441Orły Rzymu to pierwszy komiks z jakim miałem kontakt do którego scenariusz napisał Enrico Marini. Jego osobę znam głównie jako rysownika o czym poniżej, ale czy w roli scenarzysty radzi sobie równie dobrze jak w przypadku ilustracji?


Cała historii została oparta na relacji pomiędzy młodym barbarzyńcą siłą zmuszonym do życia w wydawałoby się cywilizowanym Rzymie, a jego rówieśnikiem, synem szanowanego obywatela inperium. Ermanamer jest jednym z synów Sigimera - wodza germańskiego plemienia Cherusków. Po tym jak Rzymianie zawarli rozejm z większością plemion germańskich zabrali do swego miasta państwa wielu zakładników w postaci potomków przywódców plemion. Wszystko to w ramach umocnienia nowo powstałego sojuszu militarnego. Gdy nasz bohater dociera do Rzymu, zostaje oddany pod opiekę bardzo zasłużonego oficera i właściciela ziemskiego Tytusa Waleriusza. Od teraz będzie on odpowiedzialny, aby uczynić z młodego barbarzyńcy pełnoprawnego obywatela cesarstwa. Dlatego Ermanamer zostaje włączony do rodziny Tytusa, gdzie wraz z jego synem Markiem zostaje poddany ostremu treningowi wojskowemu. W tym momencie, moim zdaniem, rozpoczyna się najciekawsza część całego komiksu. Mianowicie scenarzysta poprzez zestawienie tych dwóch całkiem odmiennych kulturowo, ale również i charakterowo postaci tworzy bardzo ciekawy kontrast. Jeden z nich jest walecznym, odważnym i zahartowanym chłopakiem, natomiast drugi jest jego wielkim przeciwieństwem przynoszącym hańbę swojej rodziny.


Na początku miałem wrażenie jakby podczas pisania scenariusza autor za mocno zapatrzył się w serial amerykańskiej stacji HBO Rzym. Tak jak tam, tak i tutaj w starożytnym mieście wszyscy prowadzą dość rozwiązłe życie z bardzo luźnym podejściem do seksu, zabójstw i spisków. Potem jednak czym dłużej się nad tym zastanawiałem, tym słabsze widzę podobieństwo do serialu. Tam scenarzyści skupili się na przedstawianiu samych mieszkańców miasta państwa. Tutaj autor bardziej stara się pokazać sporą różnicę pomiędzy cywilizowanymi rzymianami, a barbarzyńskimi germanami. Co jednak dość mocno wychodzi na niekorzyść dla tych rzekomo bardziej światłych.


IMG_20131017_171557


Od strony graficznej komiks prezentuje się dokładnie tak samo jak wszystkie inne prace tego autora wydane już na naszym rynku. Jeśli kiedykolwiek miałeś, drogi czytelniku do czynienia z serią Cygan, Drapieżcy lub Skorpion wydanymi w większości przez Egmont to dokładnie wiesz czego należy się spodziewać. Mam wrażenie, że rysownik ten raczej w niewielkim stopniu się rozwija i ciągle rysuje mniej więcej na takim samym poziomie. Co prawda całość jest przyjemna dla oka, anatomia się zgadza i całość jest bogata w szczegóły, jednak z drugiej strony w żadnym momencie nie ma tutaj nic tak pięknego, aby zachwyciło. Poprawnie wykonana praca i nic więcej.

Jest to z pewnością lekki i przyjemny komiks na dłuższą chwilę relaksu pod warunkiem, że nie przeszkadzają nam czasem brutalne sceny lub golizna. Ja miło spędziłem czas podczas lektury, jednak muszę przyznać, że mi bardzo odpowiadają takie tematy. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to zbyt mała ilość stron poświęcona Germanom. Zawsze wydawali mi się bardziej interesujący. Jednak w końcu jest to seria o losach Rzymian więc w sumie nie można brać tego za wadę.

IMG_20131017_171617

poniedziałek, 14 października 2013

#257 Podwójny fart.

Dziś będzie mała odskocznia od tego co zwykle się tutaj ukazuje i pozwolę sobie na małą prywatę. Nie będzie żadnej recenzji, a raczej streszczenie tego co mnie spotkało wczorajszego wieczora.


Około godziny 19.30 w niedzielę wróciłem do domu z pracy. Byłem dość mocno zmęczony, ponieważ spędziłem w niej w sumie cały weekend podczas którego obejrzałem cały sezon amerykańskiej wersji The Bridge. Mocno wkręciła mnie cała fabuła i dobrze się bawiłem podczas seansu, ale moim zdaniem serial mógł się skończyć po dziesiątym odcinku i byłby wspaniałą zamkniętą historią. Niestety twórcy musieli z niego zrobić kolejnego tasiemca z nieokreśloną ilością sezonów i nakręcili jeszcze kolejne trzy epizody wprowadzające już do drugiego sezonu. Coś mi się wydaje, że w przyszłości chyba nie będę już miał ochoty powrócić do tego serialu. Dlatego też gdy szukam czegoś nowego do obejrzenia to zazwyczaj wybieram takie seriale, które zakończyły już swą emisję.


Wracając jednak do meritum sprawy. Gdy tylko zjawiłem się w mieszkaniu, rozpocząłem przygotowania do miłego wieczoru. Przestawiłem kanapę, podłączyłem rzutnik. W tym czasie moja ukochana otworzyła litrowe wino, przygotowała coś dobrego do jedzenia i razem zasiedliśmy do seansu Strażników marzeń. Przyjemnie się ubawiliśmy, po raz kolejny dochodząc do wniosku, że najlepsze w animacji są nieme postacie niepodobne do ludzi. Po filmie, Monika sprawdziła maila i okazało się, że wygrała komiks Noe - 1 - Za niegodziwość ludzi na profilu facebookowym Lubię czytać. Ucieszyła mnie ta wiadomość, ale z drugiej strony poczułem się trochę zazdrosny (tak wiem jestem straszny). Ja sam uczestniczyłem w konkursie i to ja prosiłem ją, aby  wzięła w nim udział. Zachęcony jej sukcesem, też sprawdziłem maila i ku naszemu zdziwieniu okazało się, że również jestem zwycięzcą. Śmialiśmy się z tego całkiem długo, a potem zacząłem się zastanawiać po co nam w sumie dwa te same komiksy? Dlatego dziś odpisałem na maila z wiadomością o wygranej. Poinformowałem jak bardzo jest mi miło, ale z racji tego, że wygraliśmy oboje to ja rezygnuję z mojej nagrody. Ku mojemu zdziwieniu otrzymałem odpowiedź o takiej treści: "Faktycznie fajny zbieg okoliczności :) Upierałabym się jednak, żeby przekazać Wam oba należne egzemplarze np. na ten sam adres :)". W odpowiedzi poinformowałem, że nie chcę sprawiać im kłopotu i jeśli mają mieć z powodu mojej rezygnacji jakiś problem to mogą przesłać dwa komiksy na nasz adres, ale dalej nalegałem na przekazanie nagrody innemu uczestnikowi konkursu. Pani uległa, komiks poszedł do kogoś innego.


Teraz jak się tak zastanawiam, to mogłem jeden z nich podarować np. Małopolskiemu Studiu Komiksu, gdzie czasem chodzę na piątkowe spotkania. No ale trudno. Jak zawsze wykazałem się brakiem refleksu. Chociaż oni pewnie otrzymają egzemplarz od wydawcy, więc nie powinni być stratni. Co ciekawe, o sprzedawaniu jednego z komiksów nawet przez chwilę nie pomyślałem. Tak właśnie wygląda moja mała przygoda z konkursem zakończona podwójnym fartem.


0584_ca8e_480

niedziela, 13 października 2013

#256 cotygodniowa zeszytówka #76

JL#3Jupiter’s Legacy #3, Image Comics

scenarzysta: Mark Millar, rysunki: Frank Quitely

Numer ten to akcja w czystej postaci. Zdaje mi się, że już dawno nie czytałem nic tak sprawnie napisanego. Jest tutaj zdrada i namiętność, konflikt pokoleniowy, głowice nuklearne i mnóstwo walki pomiędzy superbohaterami. W sumie ani jeden kadr nie jest zbędny i wszystko zmierza do wielkiego przewrotu w świecie istot obdarzonych mocami. Dochodzi do obalenia najwspanialszego, najsilniejszego z nich i to wszystko za sprawą spisku z udziałem jego rodziny. No ale z historii wiemy, że tak właśnie głównie kończyli wszelkiej maści władcy. Dodatkowo całość została pięknie zrealizowana przez Franka Quitely'ego, którego rysunki są pełne detalu i nieregularnych linii, co najczęściej widać w pofałdowanych ubraniach, rozmierzwionych włosach i wszelkiej maści latających odłamkach. Natomiast jeden kadr z tego numeru, zrobiony na całą stronę jest moim zdaniem mistrzowski i po mimo tego, że dużo na nim czerwieni to chętnie powiesiłbym go w pokoju. W trzecim numerze Jupiter's Legacy z trochę drętwej opowieści stał się naprawdę mocnym tytułem. Trzymam kciuki za utrzymanie tego stanu.


Ghosted 003Ghosted #3, Image Comics


scenariusz: Joshua Williamson, rysunki: Goran Sudzuka

Nastał taki czas kiedy z opowieść w klimacie nastrojowych horrorów nabrała większego tępa zaczęła straszyć w bardziej bezpośredni sposób. Winters składa niespodziewaną wizytę swojemu pracodawcy. Dzięki temu czytelnik poznaje kolejne części układanki przybliżające trochę ostatni skok głównego bohatera oraz długą przeszłość jego aktualnego zleceniodawcy. Jednak najciekawsze rzeczy dzieją się w samej posiadłości Trask, gdzie pomimo tego, że już dzieje się wiele to nasza ekipa łowców duchów dodatkowo powiększa to szaleństwo o magiczną maskę wielkiego kapłana voodoo. To wszystko oczywiście powoduje znaczne przyśpieszenie akcji i kilka dość niespodziewanych sytuacji. Gdy ostatnim razem wspominałem, że warto zwracać uwagę na drugi plan bo tam również dzieje się sporo, to tym razem niestety wszystko zostało już mocno wyeksponowane. Co prawda trochę mi brakuje tej delikatnej zabawy i straszenia głównie klimatem, jednak pomimo tego nadal spędziłem z tym numerem mile czas i jest w nim coś takiego co sprawia, że trudno mi się od niego oderwać.


The Manhattan Projects 013The Manhattan Projects #13, Image Comics


scenariusz: Jonathan Hickman, rysunki: Nick Pitarra

Scenarzysta w dalszym ciągu kontynuuje swoją pracę i niezmiennie pokazuje do czego może zmierzać oddanie zbyt dużej władzy w ręce kilku osób. Tym razem czytelnik może poznać cztery różne projekty badań szalonych naukowców i trzeba przyznać, że każdy kolejny jest coraz ciekawszy. Więc mamy tutaj do czynienia z katalogowaniem przedstawicieli obcych cywilizacji i wkładaniem ich do słoików. Kawałek po kawałku. Program rakiet kosmicznych napędzanych napędem atomowym. Czerpanie energii z jądra Ziemi oraz ostatni mający na celu powstrzymanie wszystkich poprzednich. Przy każdym z tych projektów wychodzi wszelkie zło i samolubstwo osób je prowadzące, Chodź z pozoru niektóre z tych badań wydają się całkiem niewinne i nawet pożyteczne. Zdaję sobie sprawę, że komiks ten niektóre sprawy opisuje dość powierzchownie i pobieżnie. Jednak równocześnie za każdym razem jest dla mnie ciekawym punktem wyjścia, aby trochę głębiej się zastanowić nad tym wszystkim co nas otacza. Dzięki temu razem z dobrą rozrywką otrzymuję zawsze coś więcej.


All-New X-Men 017All New X-Men #17, Marvel


scenariusz: Brian Michael Bendis, rysunki: Stuart Immonen

Magik oraz młodzi Beast i Iceman nie ufając grupie X-Men z przyszłości. Dlatego postanowili sami ją odwiedzić. Głównym celem ich podróży była chęć poznania wydarzeń, które tak bardzo ich zmieniły i przeistoczyły w grupę istot pełnych lęku. Jednak w efekcie całej wyprawy, trójka podróżników powróciła z kompletnie nowym oddziałem mutantów z dalekiej przyszłości. Moim skromnym zdaniem, scenarzyści przekroczyli właśnie próg głupoty w mnożeniu coraz to kolejnych grup z różnych linii czasowych. Przecież ich ewentualne spotkanie, do którego w końcu musi dojść powinno wywołać taki paradoks czasoprzestrzenny, że chyba całą galaktyka poszłaby z dymem. Z pewnością przynajmniej niebieską planetę powinien szlag trafić. Historia tutaj zawarta już w sumie mało mnie interesuje, jednak będę śledził jej losy dalej bo jestem naprawdę ciekaw jak z tego poplątania i nonsensu uda się wyjść jej autorom. Chodź jak zawsze w takich wypadkach spodziewam się raczej czegoś płytkiego i banalnego.