wtorek, 20 grudnia 2011

#128 Killer Elite reż. Gary McKendry scen. Gary McKendry i Matt Sherring

Miałem wolny dzień z moim kolegą kacykiem i tak razem wymyśliliśmy, żeby  coś razem zobaczyć.  Jakoś tak nas dwóch samców wzięło na jakieś prawdziwe męskie kino. Zaczęliśmy poszukiwania i natrafiliśmy na film Killer Elite. Plakat podpowiadał nam że jest to dokładnie taki film jakiego poszukiwaliśmy. Trzech wielkich twardzieli, z jeszcze większymi spluwami i eksplozją w tle. Swoją droga nie dziwię się, bo jak głosi znana teoria: wszystko na tle eksplozji wygląda lepiej! Sprawdziliśmy jeszcze trailer, co by się upewnić czy to aby na pewno dobry wybór, który upewnił nas w decyzji. Były w nim same eksplozje, pościgi i strzelaniny. Wszystko to czego pragnęliśmy. Jak wielkie było nasze zaskoczenie już po odpaleniu filmu, chodź ku naszemu zaskoczeniu jeszcze bardziej na plus.


Sam film opowiada historię najemnika Dannego (Stathama), który dowiaduje się, że jego mentor Hunter (De Niro) został uwięziony przez jednego szajka za nie wykonanie zlecenie. Chcąc pomóc przyjacielowi, nasz bohater podejmuje się niemożliwej misji zabicia trzech komandosów SAS, którzy kiedyś zamordowali synów zleceniodawcy. Na sam początek Danny dostaje namiary na pierwszą ofiarę, a cały film opowiada o poszukiwaniach pozostałych i wszelkich problemach jakie z tego wynikną.


Spodziewałem się kina z szybką akcją, gdzie fabuła jest tylko dodatkiem, a otrzymałem dobrze zrealizowany film w którym fabuła jest najważniejsza i trzymająca w napięciu. Całość wciągnęła mnie do tego  stopnia, że nawet się nie zorientowałem kiedy minęły te prawie dwie godziny. Dodatkowo pod koniec przyłapałem się, jak oglądałem film w prawdziwym napięciu co będzie dalej! To mi się bardzo rzadko zdarza.


Co prawda można ponarzekać na głównych aktorów, którzy w sumie nic nie pokazują specjalnego swoją grą. Statham jak zwykle gra dwoma minami z wspaniałym brytyjskim akcentem. De Niro też się nie popisał, przez większość filmu siedząc w niewoli i oglądając go miałem wrażenie, że jest tylko po to aby przyciągnąć więcej ludzi do kina. Jedynym który zasługuje tutaj na uwagę to Clive Owen grający byłego komandosa SAS, ciągle pilnującego kolegów z wojska i który nie zauważył gdy przeszedł na emeryturę. Chodź trzeba przyznać, że każdy z nich świetnie sprawdził się w swoich rolach. Nie jest to po prostu nic wybitnego, ale też nic takiego nie wymaga się od takiego kina.


Sam zabierając się za ten film oczekiwałem głupiego kina akcji przy, którym wyłączę mózg na dwie godzinki. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu otrzymałem świetne kino sensacyjne z bardzo ciekawą fabułą, trzymające w napięciu i w dodatku z drugim dnem. Kino dające nawet troszkę do myślenia po seansie i do którego po jakimś czasie z przyjemnością mogę wrócić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz