niedziela, 24 czerwca 2007

#4 Shooter reż. Antoine Fuqua, scen.: Jonathan Lemkin

Początek filmu, snajper i jego partner wykonują misję dla rządu USA z której wraca tylko jeden i to tylko dzięki sobie bo zwierzchnicy go zostawiają. 36 miesięcy później naszego bohatera odwiedzają panowie bez nazwisk i proszą o pomoc w realizacji planu zabicia prezydenta USA. Ma powstać tylko plan który ułatwi złapanie prawdziwego zamachowca. Nasz bohater jest bardzo źle nastawiony do współpracy, ale jak się wszyscy domyślamy w końcu się godzi i pomaga. Typuje miejsce gdzie to się odbędzie i tak dalej i w dniu zamachu jest na miejscu. Zamach się udaje, ale ginie ktoś inny, we wszystko oczywiście jest wrobiony nasz bohaterski snajper. W tym momencie zaczyna się prawdziwa zabawa, czyli kto i dlaczego i takie tam, czego wszyscy się spodziewaliśmy. Koleś jest nie do zdarcia jak Rambo i pomysłowy jak Mcgayver więc całkiem przyjemnie się to ogląda. Mógłbym teraz napisać jak to się wszystko kończy ale jak znam życie to już wszyscy i tak wiecie, więc po co?

Ciekawy w tym filmie jest kontrast patriotyzm vs. obłuda i kłamstwa rządu. Z jednej strony mamy łopoczące flagi USA, postawę niewzruszonego żołnierza, który po mimo tego, że rząd go wystawił, jest gotów znowu pomóc gdy potrzebuje go państwo. Z drugiej strony jednak mamy machlojki i nieuczciwość wysoko postawionych urzędników którym chodzi tylko o pieniądze i władzę i wszystko zawsze uchodzi na sucho.

Ogólnie film jest mocno przewidywalny, ale dobrze zrealizowany, dużo się dzieje i jest łatwy lekki i nawet przyjemny więc jeśli oglądacie go z kumplem (bo to raczej film dla facetów i nie polecam na romantyczny wieczór z ukochaną) i macie jakieś piwko do tego (tak jak ja miałem) to wtedy film jest na 4. Jednak obiektywnie patrząc to 3.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz