sobota, 23 czerwca 2007

#3 Sandman scen: Neil Gaiman, rys.: Dave McKean, Sam Kieth, Mike Dringenberg, Malcolm Jones III, Kelley Jones, Jill Thompson, Marc Hempel, et al.

Ostatnio skończyłem czytać ostatni tom „Sandman’a”. Z tą serią coś się skończyło w moim małym życiu zbieracza komiksowego i jakoś tak mnie zebrało na kilka słów szczerości.

Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłem ten komiks w księgarni i od razu musiałem kupić. Tak bardzo się cieszyłem z tego faktu i jakoś odbierałem to jako dobry omen dla naszego rynku komiksowego, który wtedy akurat przechodził coś w rodzaju bumu. Wsiadłem do samochodu i zacząłem od razu czytać i tutaj nastąpiło moje pierwsze i zapewne jedyne, rozczarowanie. Pomyślałem sobie: „ale ten komiks jest brzydki”. Niestety dalej tak uważam i jak się tak nad tym zastanawiam to on nawet nie jest brzydko rysowany, co paleta kolorów jest obrzydliwa. W sumie, czego można się spodziewać po komiksie stworzonym w 1987 roku. Tak się wtedy po prostu rysowało i nakładało kolory. On może nie do końca jest brzydki, po prostu szata graficzna troszkę się już zestarzała i tyle. Przecież pierwszy tom wyszedł w Polsce w 2002 roku i wszyscy już dawno byliśmy przyzwyczajeni do całkiem innych standardów. Dopiero jakoś ostatni Sandman naprawdę się mi podoba i oglądam go z wielką przyjemnością.


Tyle byłoby chyba marudzenia, bo zważając na to, że fabuła wynagrodziła mi braki wizualne i to z nawiązką to trzeba się już tylko cieszyć. Ileż to przyjemnych chwil spędziłem przy tym komiksie. To dzięki niemu odwiedziłem Piekło, zjazd masowych morderców i zobaczyłem jak na razie najlepszą scenę w komiksie, a mianowicie jak Lucyfer siedzi na plaży z jakimś przypadkowym człowiekiem podczas zachodu słońca i chwali Boga za to jak pięknie to zrobił. Co do fabuły, wiele osób się wypowiadało na ten temat i wiele zostało napisane o tym i też z tego powodu nie mam zamiaru jej streszczać w jakikolwiek sposób. Powiem tylko, że tak cudownie wymieszanych przeróżnych klimatów, tylu nawiązań do światowej literatury, mitologii i ogólnie całej kultury, tylu bohaterów szeroko rozumianej sztuki, którzy byliby tak zręcznie i inteligentnie wykorzystani i w tak piękny sposób pasowali do siebie jeszcze nie spotkałem. Jedyne porównanie, jakie mi się nasuwa nasuwa to „Mistrz i Małgorzata” Michała Bułhakowa, za co pewnie wielufanatyków tej ksiązki mnie zbeszta, ale tylko ta książka wydaje mi się idealnym porównaniem.


Przeczytanie całej tej serii zajęło mi jakieś 4 i pół roku (tak długo wydawał to egmont w Polsce) i nie żałuję tego czasu, a nawet jestem święcie przekonany, że zrobię to jeszcze nie raz i za każdym razem będę odkrywał coś nowego. To jest po prostu piękny komiks o snach, uczuciach i nas samych. Naprawdę gorąco polecam. W szczególności ludziom, którzy jeszcze nie zrozumieli, że komiks to sztuka i jak w każdej dziedzinie sztuki tu też trafiają się perełki i miernoty. Ocena jest chyba oczywista - 6 bo to po prostu klasyka jest.



2 komentarze:

  1. Przyznam sie, że nie czytałam , tego komiksu, ale jakoś nie mogę sie przemóc, tyle o nim słyszałam, że jest dobry, że ma niesamowite wątki, że jest niemalże uzależniający , itd. Nie mogę jednak po niego sięgnąć ze względu na sposób w jaki jest rysowany. W komiksach to jednak jest dla mnie bardzo ważne(brzydkie rysunki i fatalna paleta barw działają na mnie mocno zniechęcająco.)Choć teraz, po śmiały porównaniu! do „Mistrza i Małgorzaty”sięgnę po ten komiks z czystej ciekawości..Kiedy tak pisze o ilustracjach (odbiegam tu trochę od tematu) to nie sposób mi nie wspomnieć o „Blankets”. Dla mnie to prawdziwa perełka! Komiks pięknie pisany, jego autor Craig Thompson z niesamowitym wyczuciem opowiada o sprawach najważniejszych: o rodzinie, wierze, miłości i smutku, a tam gdzie słowa staja się zbędne,"przemawiają" same rysunki. Bo „Blankets” oprócz tego, że niesamowicie napisany, posiada piękne!! czarno-białe ilustracje, od których nie można sie oderwać. Mogłabym pisać o tym komiksie długo, ale to zadanie osoby, która stworzyła ten zakątek. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do "Blankets" to w pełni się zgadzam, rzecz genialna, którą każdy szanujący fan komiksów powinien posiadać w swojej kolekcji. Co do oprawy graficznej "Sandmana" też się zgadzam, ale o ile rysunek jest ważny to nie najważniejszy. Uważam, że sama historia świetnie się broni sama i polecam.

    OdpowiedzUsuń