piątek, 15 stycznia 2010

#111 (500) Days of Summer reż. Marc Webb scen. Scott Neustadter i Michael H. Weber


AUTHOR’S NOTE: The following is a work of fiction.
Any resemblance to persons living or dead
is purely coincidental.


Especially you Jenny Beckman.


Bitch.


Chyba każdy z nas, chociaż raz w życiu przeżył rozstanie z ukochaną osobą. Czuliśmy się porzuceni, załamani. Nie można się było pozbierać, najchętniej przesypialiśmy całą dobę, albo ciągle byli w innych stanach świadomości. Idealizowaliśmy we wspomnieniach drugą osobę. Rozpamiętywaliśmy tylko te dobre chwile i cały czas zastanawialiśmy się DLACZEGO?

„500 days of Summer” opowiada losy młodego faceta, który podczas tytułowych pięciuset dni zdążył się zakochać, stracić wszystko, a na końcu zrozumieć coś bardzo ważnego. Opowieść naszego bohatera jest bardzo ciekawie opowiedziana i nie pomija chyba niczego. Widzimy jak para się poznaje, odkrywa nawzajem oraz rodzi się uczucie. Następnie pojawiają się pierwsze kłótnie oraz różnice poglądów, które akurat w tym wypadku są nie do pogodzenia i doprowadzają do rozstania. Wtedy następuje okres samozniszczenia, pełnego bólu, który okazuje się prawdziwym katharsis i wyprowadza głównego bohatera na prostą. Poznajemy losy naszych bohaterów nie chronologicznie dzięki czemu wesołe sytuacje i pełne optymizmu są przeplatane z tymi mniej przyjemnymi momentami każdego związku. Dzięki temu film nie jest też typową komedią romantyczną lub jakimś dramatem po obejrzeniu którego mamy ochotę strzelić sobie w łeb.

Cały film składa się z wielu świetnych scen wspaniale oddających prawdziwe odczucia w danym momencie jak np. moment gdy główny bohater jest po pierwszym seksie ze swą ukochaną. Na ten moment film zamienia się w musical, cała ulica śpiewa z głównym bohaterem, przebijają mu piątki i ogólnie świat jest piękny. Lub moment gdy nasz bohater prowadzący już życie kawalera idzie na przyjęcie swojej byłej. Scena pokazana jest z dwóch punktów widzenia na raz za pomocą podzielonego obrazu. Z jednej strony widzimy jego wyobrażenie tego wieczoru, a z drugiej strony faktyczne wydarzenia. Za pomocą tak prostego środka Twórcy filmu otrzymali wspaniały efekt.

Jakoś tak samo przychodzi mi porównanie tego filmu do „Juno”, zapewne dlatego że oba filmy mówią o poważnych tematach z cudowną lekkością i przystępnością. Poza tym oba te obrazy są takim powiewem świeżości wśród papki którą nam serwuje zazwyczaj amerykańskie kino. Czytając tekst jaki zacytowałem na samej górze, a który pojawia się na samym początku filmu nie trudno dojść do wniosku, że autora scenariusza musiała kiedyś skrzywdzić jakaś kobieta. Jednak już po seansie nie mogę wyjść z podziwu jak wnikliwie, z ironią oraz czarnym humorem została opowiedziana ta historia. Prawdopodobnie film nie jest na faktach autentycznych, jednakże wydaje mi się bardzo inspirowany czyimiś przeżyciami po których musiało minąć sporo czasu, aby móc w tak wspaniały sposób opowiedzieć o tak trudnym wycinku własnego życia. Gorąco polecam obejrzeć ten film, bo samoistnie podczas seansu można wspomnieć własne 500 dni …

1 komentarz:

  1. Podobno reżyser tego filmu ma wyreżyserować nowego Spider-Mana. No ale nie zmienia to faktu, że byłem pozytywnie zachwycony po obejrzeniu 500 Days of SummerIllegal

    OdpowiedzUsuń