niedziela, 9 października 2011

#125 Fuk sau che chi sei, reż: Ching-Po Wong, scen: Juno Mak

Ostatnimi czasy zaczynam mieć przesyt amerykańskich filmów. Pewnie spowodowane jest to tym, że głównie oglądam jakieś lekkie kino rozrywkowe. Jednaj wśród nowości nic ambitnego też raczej nie powstaje. Wszystkie są do siebie mocno podobne, męczące i nic nie wnoszące. Dlatego też powoli rozpocząłem powrót do kina azjatyckiego. Tak też trafiłem na Fuk sau che chi sei. Filmowi z  Hongkongu udała się trudna sztuka, której już dawno nie czułem podczas żadnego seansu. Mianowicie zostałem zahipnotyzowany od pierwszych minut seansu i chłonąłem każde ujęcie, klimat, fabułę. Znowu czułem magię kina.


Cała opowieść zaczyna się bardzo mocnym akcentem i dość brutalnym co może zniechęcić część potencjalnych widzów. Mianowicie oglądamy najpierw scenę wyławiania przez policjantów białego worka z rzeki, w którym okazuje się jest ciało noworodka. Chwilę później zostaje odnaleziona matka dziecka leżąca w olbrzymiej kałuży krwi. Kilka minut później zostaje znaleziona kolejna kobieta zamordowana w ten sam sposób, co rozpoczyna pogoń stróżów prawa za mordercą. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to jak streszczenie z kolejnej części Piły, ale na szczęście tak nie jest. Jest to wstęp do niezwykle wciągającej historii, niezwykle mocno trzymającej w napięciu.


Fabuła opowiada o niewinnej miłości, która przez przypadek i wielkiego pecha prowadzi do niezwykle brutalnej i długiej zemsty na oprawcach. Podczas oglądania filmu, czasem zastanawiałem się czy główny bohater nie przesadza w swojej zawziętości, aby wymierzyć zaplanowaną karę. Czy po pierwszym zabójstwie nie powinien ustąpić i zaprzestać realizacji planu. Czym więcej dowiadywałem się o całej historii tym bardziej zastanawiałem się nad zachowaniem głównego bohatera i podziwiałem jego determinację. Równocześnie zaczynała mi kiełkować w głowie myśl, czy aby nasz bohater nie przeszedł na ciemną stronę z powodu wątpliwie moralnie czynów.


Film mocno zaskoczył mnie również od strony wizualnej. Obraz został zrealizowany w bardzo spokojnym, takim wręcz nastrojowym klimacie. Cała historia biegnie takim leniwym tempem. Dość typowym dla kina azjatyckiego. Dodatkowo twórcy bardzo umiejętnie wykorzystali możliwość pokazania niektórych scen w zwolnionym tempie. Jednak nie jest to realizacja w stylu słynnego bullet timu z Matrixa. Zastosowanie tego typu ujęć świetnie pasuje do klimatu całego obrazu. Równocześnie dodając wysmakowania i piękna dość brutalnej opowieści.


Przyznam szczerze, mnie film zaskoczył bardzo pozytywnie. Jest to bardzo dobry thriller skierowany dla dorosłego widza. Dodatkowo historia nie jest sztampowa i prowadzi do zaskakującego finału dającego dość mocno po twarzy oraz skłaniającego  do przemyśleń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz