środa, 23 września 2009

#106 fragment sacrum profanum

Pamiętam jak bardzo się cieszyłem, gdy zobaczyłem informację o występie Chrisa Cunninghama i Aphex Twina na sacrum profanum. Potem nastąpiło wielkie wyczekiwanie na dzień w którym pojawią się bilety w sprzedaży, a następnie jeszcze większe już na same występy. Od razu byłem bardziej nastawiony na pokaz Cunninghama z racji tego że bardzo lubię to co on tworzy i dla mnie w dziedzinie teledysków jest mistrzem. Na samego Aphexa miałem ochotę się wybrać z czystej ciekawości bo jednak fanem nie jestem choć twórczość jego znam.

W końcu nadszedł upragniony niedzielny wieczór w którym to wybraliśmy się na pokaz Chrisa. Miejscem całego zajścia była Łaźnia Nowa. Sala świetnie dobrana, spora i stwarzała wrażenie jakby była po jakimś warsztacie z zapachem smarów i klei (przynajmniej ja tak czułem, moja druga połowa już nie). Sam pokaz w sumie mnie zawiódł dość mocno. Miał być całkiem nowy, dotychczas pokazywany publicznie tylko raz w Paryżu, a wyszła w sumie kupa. Nowego materiału było z godzinnego pokazu może z 10 mim na co składała się brutalna walka nagiej kobiety i mężczyzny, walka Darth Vadera z Lukiem (ale czy to nowe jest skoro wycięte z filmu?) no i lot ptaka, który okazał się wielkim wytchnieniem w całym pokazie. Resztę uzupełniały znane rzeczy artysty czyli „Windowlicker”, „Rubber Johnny” oraz „Sheena is a Parasite”. Całość była bardzo monotonna i powtarzana do znudzenia co owocowało w sumie tym, że całość była męcząca. Jednego czego nie można odmówić Canninghamowi to jest perfekcjonistą i fachowcem na światowym poziomie. Wszystkie wizualizacje na trzech telebimach plus zielony laser miał genialnie zsynchronizowane z sobą nawzajem i muzyką. Dla przykładu gdy była walka kobiety z mężczyzną to każdemu uderzeniu odpowiadał inny dźwięk co poprzez miksowanie wszystkiego razem dawało wspaniały efekt. Wszystko byłoby super gdyby nie ta monotonność i mogło być więcej nowego materiału.

Natomiast na Aphexa nie nastawiałem się w ogóle i występ mnie zmiażdżył i to od samego początku. Chodź przyznam, że jak czytałem opinie po pierwszym dniu to miałem mocne obawy czy będzie dobrze. Już samo miejsce w którym zdecydowano się zorganizować koncert było niesamowite, olbrzymia hala ocynowni chemicznej kombinatu w dawnej hucie im. Sędzimira! Z przystanku wchodziło się na teren huty, aby wsiąść w kolejny autobus na terenie zakładu i znowu mała przejażdżka w klimatach industrialnych. Sama hala była wyłożona oświetleniem na całej długości, a nagłośnienie było rozmieszczone na scenie oraz tak z boku w połowie hali, co dawało ciekawy efekt, ponieważ w głośnikach z przodu i z boku grało co innego ale świetnie dopasowane do siebie. Organizatorzy kazali sobie przyjechać minimum godzinę przed rozpoczęciem koncertu, ale nigdzie nie napisali, że już wtedy będzie grał jakiś Dj. Osobiście myślałem że tak jest z powodów organizacyjnych tylko i na szczęście się myliłem. Sam koncert miazga! Rozpoczął się dość spokojnie monotonną wizualizacją ale czym dalej tym lepiej. Sam osobiście nie znam się na takiej muzyce, bo ja się tylko przy niej bawię, ale za stroną sacrum profanum podaję że grał „…suita w swobodny sposób połączyła ambient, noise, breakbeat, techno, dubstep, drill’n’bass i cytaty z rożnych nagrań…” całość dopełniał niesamowity pokaz laserowy, gdzie wszystkie lasery dodatkowo załamywały się np. na suficie pokrytym rurami. Wizualnie naprawdę mistrzostwo świata i był to chyba jeden z pierwszych koncertów podczas którego przez większość stałem tyłem do sceny! Na całej imprezie przyjemnie się wybawiłem, potańczyłem chodź o dziwo jako nie liczny, gdyż wszyscy głównie tylko stali. Ogólnie występ był miły, jednak Aphex nie byłby sobą gdyby nie przywalił i pod koniec zaprezentował wizualizację z zabijania zwierząt przechodzącą w sekcję zwłok, a kończącą się jakimś japońskim świntuchem z zabawami w odchodach. Naprawdę mocny hc przy którym było widać, że ludzie są mocno zniesmaczeni i bardziej ich boli krzywda zwierząt niż ludzi. Dodatkowo tak jak zauważyła moja ukochana, dobrze że nam tak przyjebał na koniec bo dzięki temu pierwszy raz wychodzimy z jakiegoś koncertu i mamy dość, a przedtem zawsze mieliśmy niedosyt i chcieliśmy więcej.

Całą imprezę uważam za udaną i dobrze się stało że było oznaczenie obydwóch występów kategorią wiekową 18+. Dzięki temu każdy miał mniej więcej świadomość na co się pisze. Dodatkowo co mnie zdziwiło to niektórzy ludzi na Aphlexie, którzy wyglądali jakby się zerwali z takiej klasycznej techno party w latach 90. Myślałem że to gatunek wyginięty już jest, albo co najmniej na wymarciu.

PS.
Gdy wracaliśmy z Cunninghama w niedzielę w nocy to parkując samochód na oś. Ruczaj w Krakowie zobaczyliśmy dzika grasującego na parkingu! Bydle było naprawdę srogich rozmiarów i trochę się wystraszyliśmy, bo w końcu nigdy nie wiadomo co takiemu strzeli do łba, więc szybko i w miarę spokojnie udaliśmy się do domu, co by nie prowokować zwierza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz