niedziela, 22 kwietnia 2012

#135 Blade Runner reż. Ridley Scott scen. Hampton Fancher i David Webb Peoples

Właśnie zobaczyłem pierwszy raz jako dorosły człowiek Łowcę Androidów. Film który pierwszy raz widziałem jeszcze za czasów VHS-ów i to samych początków tego okresu. Za bardzo nie pamiętałem o co w nim chodzi. Pozostały mi w głowie tylko jakieś klasyczne sceny, które kojarzy chyba każdy w połączeniu z muzyką Vangelisa. W końcu ten film to absolutny kanon kina i śmiało można powiedzieć, że obraz kultowy.


Fabuła jest raczej prosta i nieskomplikowana, bo opowiada o łowcy androidów, granego przez jeszcze młodego Harrisona Forda, który ma za zadanie znaleźć pięć zbuntowanych modeli należących do najnowocześniejszej generacji robotów. W sumie starczyło to na jakieś czterdzieści minut filmu, a resztę czasu reżyser przeznaczył na wideoklip do muzyki Vangelisa.


Podczas seansu miałem głównie dwie myśli. Po pierwsze, że na reszcie zobaczyłem ten film w jakiejś wspaniałej jakości i dopiero teraz widziałem go w takiej wersji, w jakiej powinien być pokazywany zawsze. Wszystkie efekty nadal są świetne, a to przecież jest film z 1982 roku! Gdy na samym początku  jeden z pojazdów przelatuje majestatycznie przy akompaniamencie muzyki Vangelisa nad miastem, to widziałem każdy najdrobniejszy szczegół majestatycznych budowli. Dodatkowo jest kilka takich scen z latającymi pojazdami, gdy startują, albo zawisają nad miastem i nie mogłem wyjść z podziwu jak to jest wspaniale zrealizowane. Absolutne mistrzostwo i od strony wizualnej ten film jest wspaniały. Brud, syf, na ulicach nędza. Ogólnie jeden wielki dół w koncepcji świata i to wszystko według autorów już w roku 2019!. Chodź patrząc na otaczający nas świat to jeszcze nam daleko do realizacji ich wizji.


Druga myśl jaka mi się kołatała po głowie podczas seansu, to nie mogłem wyjść z podziwu jak inny jest ten film od tych robionych obecnie. Blade Runner to bardzo spokojny i stonowany film. Pędzący swoim własnym tempem, bez szybkiego montażu i natłoku efektów specjalnych. W zamian za to mamy klimat potęgowanymi długimi i spokojnymi ujęciami. Wszystko się toczy w leniwym tempie i nawet sceny walki, które z zasady powinny być dynamiczne, w tym przypadku prezentują piękną szkołę lat osiemdziesiątych.


Przyznam szczerze, ta powolność troszkę mnie zabiła. Fabuła jest prosta w tym filmie i jak dla mnie za mało jej na dwie godziny, a w połączeniu z tempem obrazu spowodowało to lekkie zmęczenie u mnie. Szkoda troszkę, bo znowu zniszczyłem sobie wspomnienia z dzieciństwa, ale co zrobić jeśli film już z lekka się zestarzał.  Dalej pod wieloma aspektami to mistrzostwo kina, jednak z drugiej strony to już film raczej dla starszej widowni przyzwyczajonej i co chyba najważniejsze wychowanej na takim kinie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz