piątek, 10 czerwca 2011

#118 Doctor Who sezon 1+special

Doctor Who to serial opowiadający o przygodach tytułowego Doktora, który podróżuje w czasie i przestrzeni w statku wyglądającym jak stara brytyjska policyjna budka telefoniczna. Przyznam się szczerze, do serialu zabierałem się chyba z trzy razy i zawsze poległem po pierwszych kilku minutach. Odpychał mnie kiczowaty klimat, gra aktorów, a fabuła jakoś w ogóle mnie nie wciągała. Sam nawet nie wiem co to było ale jakoś podświadomie czułem chęć obejrzenia tego serialu. Już kilka razy tak miałem i nigdy nie pożałowałem. Dzięki takiemu uporowi poznałem w końcu Miasto boga oraz Miasto zaginionych dzieci więc wiedziałem, że muszę spróbować jeszcze raz.

Przygotowałem się do następnego podejścia profesjonalnie. Najpierw zorganizowałem całe pięć sezonów razem z większością odcinków specjalnych (mówimy tutaj o wznowionej wersji serialu z 2005 roku) i zabrałem się za oglądanie. Zaparłem się i obiecałem sobie, że zobaczę przynajmniej cały pierwszy odcinek i udało się. Opowiadał o spotkaniu głównych bohaterów, czyli tytułowego Doktora z Rosei ich wspólnej walce z ożywionymi manekinami sklepowymi. Cały odcinek to jazda bez trzymanki i trzeba być naprawdę otwartym, aby przez to przetrwać. Kicz i niski budżet wylewa się z każdego kadru. Plastikowe gadżety i scenografia, raczej kiepskie efekty specjalne, ale fabuła całkiem ciekawa, która rekompensuje całą resztę. Tak mnie to wszystko jakoś zaciekawiło, że postanowiłem oglądać dalej. W pierwszym sezonie, który składa się z 13 odcinków mamy okazję min. zobaczyć koniec Ziemi, która eksploduje, walczyć z zombie w XIX w. Wiktoriańskim Cardiff oraz kilka razy uratować Ziemie przed inwazją obcych.

Najbardziej podoba mi się w tym serialu, że dzięki umiejętności Doktora do podróżowania w czasie i przestrzeni, każdy odcinek może być w dowolnych klimatach, a scenarzyści mogą popuścić wodze fantazji, co też często robią. Świetna była dwuodcinkowa opowieść pt. The Empty Child oraz The Doctor Dances w klimatach horroru opowiadająca o tajemniczej zarazie opanowującej Londyn w latach 40 XX w. Autorem tej historii jest Steven Moffat, którego już zdążyłem poznać dzięki świetnej mini serii Sherlock, którą swoją drogą również polecam. Te dwa odcinki to świetny przykład jak przy skromnych środkach, ale z dobrym pomysłem można zrobić coś z klimatem, trzymającego w napięciu i z ciekawą fabułą. W tym serialu podoba mi się również jak jego twórcy czasem gorzko komentują nasz świat i dają powód do myślenia. Było tak np. w odcinku Bad Wolf, w którym został zawarty komentarz na temat telewizji jako rozrywki dla mas. Dobrym zagraniem była również sama konstrukcja serialu. Ponieważ w każdym odcinku Doktor z Rose podróżują w inne miejsce i czas, to fabuła jest w sumie luźno powiązana ze sobą. Co prawda natrafiają co jakiś czas na znane widzowi już postacie, ale dopiero w dwóch ostatnich odcinkach okazuje się, że cały sezon był mocno powiązany ze sobą i prowadził do wielkiego finału. Świetnym zagraniem było ze strony twórców umieszczanie wskazówek w wielu odcinkach sezonu.


Jeśli na początku denerwowała mnie gra aktorów, to później się przyzwyczaiłem i nawet polubiłem, w szczególności samego Doktora. Zachowuje się jak małe dziecko, zawsze zmierza w kierunku największego niebezpieczeństwa, rzuca tak od niechcenia świetne teksty i czasem potrafi być okrutny aż do bólu. Przez te trzynaście odcinków udało mu się zdobyć moją sympatię.

Podsumowując muszę się przyznać, dość mocno już zdążyłem polubić ten serial. To co mi przeszkadzało na początku, uważam teraz za zalety. Klimat serialu jest dobry, ciekawe odcinki, które sprawiają, że masz ochotę na więcej i chodź czasem rozwiązania scenarzystów są trochę tanie to i tak warto poświęcić czas i zapoznać się z tym serialem. Raz bawi, innym razem straszy, a czasem nawet daje do myślenia. To dobra rozrywka, a najlepsze jest w tym wszystkim, że zasiadając przed ekranem kompletnie nie wiadomo czego się spodziewać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz