środa, 19 listopada 2014

#360 - czy Skyrim może prowadzić go głębszych refleksji?

Od jakiegoś czasu znowu naszła mnie ochota, aby grać w Skyrim i tak jakoś po kilka godzin w tygodniu spędzam na zwiedzaniu mroźnej krainy. Z racji osiągnięcia przez moją postać już 57 poziomu rozwoju to jestem w momencie gry kiedy żadne z zadań nie jest dla mnie wyzwaniem. Po prostu zaznaczam najbliższego questa na mapie,  realizuje je i tak oto mozolnie zmniejsza się lista misji do wykonania. Z racji tego wdarło się trochę nudy w te moje posiedzenia. Jednak z drugiej strony mogę się spokojnie poświęcić tylko poznawaniu wszelkich historii jakie kryje ta gra w sobie. Co samo w sobie w pełni mi wystarcza.


Właśnie w trakcie takiego jednego zadania - Chwała Sithisowi! realizowanego dla Mrocznego Bractwa przytrafiło mi się coś ciekawego. Sama misja polegała na zabiciu cesarza imperium Titusa Mede II. Trzeba najpierw dotrzeć na statek na którym on przebywa, a następnie przy pomocy wszelkiego typu oręża utorować sobie drogę po trupach do celu. I tutaj spotkało mnie spore zaskoczenie. Mianowicie w chwili kiedy moja postać stanęła przed cesarzem, ten spokojnie mnie przywitał i oznajmił że mnie oczekiwał. Spytałem jak to możliwe i w odpowiedzi usłyszałem coś w stylu: to normalne w życiu każdego władcy, że prędzej czy później zjawia się ktoś twego pokroju i robi swoje. Śmierć z ręki zabójcy jest jakby wpisana w bycie władcą. Potem poprosił mnie o ostatnią rzecz przed śmiercią, abym zabił osobę która zleciła jego zabójstwo i spokojnie czekał na swój koniec.


2014-11-19_00003Niby quest jak każdy inny, a ja nie mogę o nim przestać myśleć od kilku dni. Grałem w przeróżne gry w swoim życiu. Przy pierwszym Postal'u  spędziłem mnóstwo godzin. Zabiłem miliony wirtualnych istnień, a czasem nawet niszczyłem całe światy. Jednak to dopiero śmierć Titusa Mede II wzbudziła we mnie smutek i autentycznie było mi go żal. Nawet mam takie dziwne przeświadczenie, że jeśli tylko dłużej mielibyśmy możliwość porozmawiać, to zostalibyśmy kumplami. Niby Skyrim to RPG, które ma wiele możliwych dróg aby osiągnąć cel, a w tym przypadku wyjście było tylko jedno. Co prawda mogłem odejść, ale wtedy nie miałbym zaliczonej misji, a z racji tego, że marzy mi się 100% w tej grze to taka opcja nie wchodziła w rachubę.


Zdarzenie to, w mojej ocenie jest było mistrzowsko zaplanowane i wykonane. Dzięki takim momentom gry mogą zapewniać takie same odczucia jak film lub książka i prowadzić do jakiejś głębszej refleksji. Ja zacząłem się zastanawiać nad swoim postępowaniem w wirtualnym świecie i w ciągu tych kilku chwil na tyle mocno zżyć się z wirtualną postać, aby potem jej żałować. Jednak z drugiej strony odkryłem, że wirtualne osiągnięcia są dla mnie ważniejsze niż życie jakiegoś NPC'a co chyba niezbyt dobrze o mnie świadczy i dobitnie pokazuje na czym świat graczy stoi tak naprawdę. Cieszy mnie jednak to w jak prosty sposób rzecz przeznaczona wyłącznie do rozrywki zmusiła mnie do głębszych odczuć i refleksji. Do takiej rozrywki zawsze dążyłem.

1 komentarz:

  1. Jędrzej Jagiełło20 listopada 2014 09:00

    Sam dokładnie pamiętam jak doszedłem do tego momentu i przez dłuższy czas zastanawiałem się czy nie ma innej możliwości niż zabicie cesarza. Nie było. Przejrzałem nawet kilka stron internetowych żeby upewnić się że na pewno nie mam innej opcji. Świetny quest.

    OdpowiedzUsuń