niedziela, 22 lutego 2015

#381 cotygodniowa zeszytówka #147

Samurai Jack 016Samurai Jack #16, IDW Publishing

scenariusz: Jim Zub,  rysunki: Sergio Quijada

Po dość efektownym zakończeniu poprzedniego wątku fabularnego i odzyskania przez samuraja swego miecza spodziewam się, że będzie miał na chwilę spokój od Aku. Więc teraz na spokojnie może się zająć sprawą, która tak naprawdę go interesuje. Czyli powrót do swoich czasów, do domu. Nadarza się ku temu świetna okazja w postaci tajemniczego kultu i jego przywódcy The Master of Time. Obiecuje on stworzenie specjalnego talizmanu, za pomocą którego każdy z wyznawców wyzwoli się z niewoli czasu i powróci do epoki czasowej najbardziej pasującej do niego. Jack niestety nie może czekać w nieskończoność na wyniki pracy Mistrza Czasu więc pod osłoną nocy postanowił włamać się do jego komnaty i zadać mu kilka pytań. Niestety droga prowadząca tam okazała się zbyt trudna i nasz bohater zostaje złapany, a następnie wydalony z klasztoru na śmietnik. Gdy już był totalnie zrezygnowany, przypadkiem wpada mu w dłoń ogłoszenie z gazety o możliwości wynajęcia złodzieja na zlecenie. Nasz bohater niewiele  myśląc, zrobił to. Wielkie było jego zdziwienie, gdy okazało się z kim będzie musiał współpracować. Cały ten numer to taka lekka przygodowa opowieść sprawdzająca się w roli rozrywki. Czekam tylko na jakieś głębsze treści, które zapewne pojawią się w kolejnych numerach. Jedyne co mi tu nie pasuje to ilustracje. Zmienił się rysownik i teraz momentami wygląda to jak jakiś słabszy web komiks tworzony przez jakiś początkujących twórców. Przez co samurai momentami nie przypomina siebie.


Ghosted 017Ghosted #17, Image Comics

scenariusz: Joshua Williamson, rysunki: Vladimir Krstić Laci

Jackson od dość wczesnej młodości bardziej interesował się śmiercią niż życiem. Utwierdza nas w tym przekonaniu początek tego komiksu, kiedy widzimy go jako nastolatka. W towarzystwie dwóch wspólników, okradającego grób. Co prawda już wtedy nie skończyło się to dla niego za dobrze. Jednak nie wyniósł z tego żadnej lekcji, a czytelnicy dzięki temu mają dobrą lekturę. Potem akcja szybko przenosi się do współczesności, gdzie główny bohater wraz ze swoją ekipą przygotowuje się do konfrontacji ze starym wrogiem. Podczas odprawy Jackson zachowuje się dość dziwnie. Mówi wszystkim, że się dla niego nie liczą i najważniejsza jest tylko odpowiedź na pytanie dlaczego śmierć podąża za nim? Może za okradanie grobów? Nie to byłoby zbyt łatwe. Następnie czytelnik poznaje więcej informacji na temat białych pokoi, z którymi czytelnik zapoznał się już w pierwszym wydaniu zbiorczym podczas misji w posiadłości Trask. Nie mam zamiaru streszczać szczegółów ale przyznaję, mi się ten pomysł spodobał. Zarówno jak powstają, a tym bardziej ich cel istnienia. Naprawdę mocna rzecz. Przy pomocy jednego z nich nasza drużyna przenosi się do małej niemieckiej miejscowości, którą poznaliśmy już w poprzednim numerze. Dzięki temu czytelnik dociera do kiepskiego finału, który jest dla mnie nielogiczny i nie było kompletnie żadnych przesłanek, aby właśnie tak miało się stać. Z tego powodu oczywiście jest zaskakujące, ale równocześnie nierealne i jakby wzięte z kapelusza.


Velvet 009 (2015)Velvet #9, Image Comics

scenariusz: Ed Brubaker, rysunki: Steve Epting

Jak to zawsze w przypadku Velvet bywa, jej życie po raz kolejny mocno się skomplikowało. Po tym jak włamała się do głównej siedziby centrum wywiadowczego ARC-7, teraz udało się jej wydostać z więzienia tajemniczego Damiana Lake'a. Byłego szefa jednej komórki wywiadowczej w Paryżu, a potem oskarżonego za zdradę. Po dłuższej ich wspólnej rozmowie główna bohaterka poznaje bardzo ciekawą historię jego życia i dokładnie nad czym pracował. W szczególności opowieść o pewnej ciekawej zależności pomiędzy tym jak wywiad oczyszczał pewne tereny na całym świecie, a w ślad za nimi od razu pojawiała się pewna firma wykupująca tam wszelkie tereny. Wszystko wygląda na to, że nowy znajomy Velvet będzie w stanie pomóc wyjaśnić śmierć jej męża. Wiedza którą posiada oraz brak powiązań z aktualnie rządzącymi w centrali stanowią na jego korzyść. Jednak czy będzie on chciał współpracować? Komiks rozpoczyna się świetnie zrealizowaną sceną odbicia zakładnika, która wygląda jakbyśmy oglądali spokojnie jakiś film dokumentalny. Wszystko to za sprawą komentującego całe zajście detektywa. Potem jednak całość dość mocno zwalnia, z powodu historii Damiana którą poznajemy. Akcji może jest i mniej, ale skomplikowanie całej intrygi rośnie w dość szybkim tempie. Komiks ten to kolejna część misternie budowanej intrygi, której chętnie poznałbym już finał.


ps. Jeśli podobał Ci się ten wpis, to proszę nie blokuj reklam na tym blogu. W ten sposób możesz mi podziękować za tekst i pracę włożoną w jego powstanie.

czwartek, 19 lutego 2015

#380 House of M, scen. Brian Michael Bendis, rys. Olivier Coipel

IMG_20150216_213528Komiks ten jest bezpośrednią kontynuacją Avengers: Disassembled u nas lepiej znany jako Upadek Avengers, który to wspominam naprawdę źle. Z tyłu okładki wtedy przeczytałem, że to niesamowita opowieść pełna zapierającej dech w piersi akcji na zawsze zmieniająca świat superbohaterów. Z pewnością tak było w kilku przypadkach, w końcu trochę postaci zginęło. Jednak całość okazała się bez polotu historią pełną bezmyślnej naparzanki pomiędzy drużyną wspaniałych, a obcą rasą (o ile jeszcze dobrze pamiętam) zakończona dość efektownym występem Scarlet Witch. Ona jedna zakończyła całą walkę, zabiła kilka postaci, zniszczyła rezydencję Mścicieli i doprowadziła do rozwiązania ich grupy pozostawiając przy okazji czytelników z wieloma pytaniami.


Odpowiedzi na nie wszystkie (przynajmniej w zamyśle twórców) znajdą oni w omawianym przeze mnie komiksie. Wszystko rozpoczyna się z chwilą, gdy Avengers wraz z X-Men dochodzą do wniosku, że Scarlet Witch jest zbyt potężna, aby można ją zostawić sobie samej. Dlatego też postanawiają się spotkać i omówić co należałoby z nią zrobić w obecnej sytuacji. Gdy próbują wspólnie odnaleźć swoją koleżankę, nagle zalewa ich oślepiające białe światło, a potem budzą się w nowym świecie. Świecie rządzonym przez mutantów pod przywództwem Magneto i jego dwójki dzieci Quicksilvera i Wandy Maximoff. Wszyscy wyglądają na szczęśliwych i tylko jeden Wolverine pamięta jak było na prawdę. Czy uda mu się wszystko odkręcić?


IMG_20150216_213658Szczerze powiem, nie mam zielonego pojęcia co mnie skłoniło, aby kupić ten komiks, a potem co gorsze go jeszcze przeczytać. Przecież po koszmarnym Upadku Avengers miałem przedsmak tego co mnie czeka. Już dawno się tak nie wymęczyłem podczas lektury, a w jej trakcie nawet zastanawiałem się czy nie rzucić tego w kąt. Fabuła jak zwykle jest tak skonstruowana, aby móc przedstawić kolejne sceny durnej rozpierduchy. Zaskakujące zwroty fabularne są tak słabe, że można przy nich tylko ziewać i trzeba być imbecylem aby ich nie przewidzieć. Jakby tego było mało wszystko zostało koszmarnie narysowane. Na niektórych kadrach Cyclop wygląda jakby posiadał kwadratową (dosłownie) głowę na jakimś klocku mającym przypominać szyję. Co ciekawe brzydota dosięga głównie jego, cała reszta nie wybija się za to ponad przeciętność. Co prawda podoba mi się wątek Wolverina jako jedynego, który pamięta prawdę i starającego się to wszystko odkręcić. Świetnie został przedstawiony utopijny świat, gdzie każdy z bohaterów otrzymał to czego zawsze najbardziej pragnął. Przez co zobaczyliśmy Magneto w całkiem innym świetle. No i Spider Man. Postać która działa na mnie alergicznie i po prostu jej nie znoszę, tym razem była ciekawa i niezbyt irytująca. Co mocno mnie zaskoczyło. Widać jak się chce, to można napisać ją w ciekawy sposób, a nie jako głupka ciągle rzucającego durnymi i kiepskimi żartami. Jednak co z tych kilku pozytywów skoro całość jest tak drętwo napisana, że czytelnika ogarnia senność? To ma być komiks akcji gdzie podczas lektury powinniśmy nerwowo przewracać kolejne kartki w napięciu co będzie dalej.  Tymczasem jest po prostu nudny.


Dla mnie tytuł ten to w sumie jeden wielki zawód. Wymęczyłem się na nim okropnie i z trudem dotarłem do końca.  W moim odczuciu nie nadaje się nawet na odmóżdżającą rozrywkę po ciężkim dniu. Skoro wokół jest tyle lepszych tytułów idealnie się do tego nadających, a przy okazji nie obrażających inteligencji czytelnika. Po raz kolejny upewniłem się że Marvel, poza kilkoma wyjątkami, to nie jest wydawnictwo dla mnie.


[gallery columns="4" link="file" ids="3805,3806,3807,3808"]

ps. Jeśli podobał Ci się ten wpis, to proszę nie blokuj reklam na tym blogu. W ten sposób możesz mi podziękować za tekst i pracę włożoną w jego powstanie.

niedziela, 15 lutego 2015

#379 cotygodniowa zeszytówka #146

Five Ghosts - The Haunting of Fabian Gray 003Five Ghosts: The Haunting of Fabian Gray #3, Image Comics

scenariusz: Frank J. Barbiere, rysunki: Chris Mooneyham

Komiks ten to świetny przykład jak z wielką elegancją można połączyć wiele z pozoru nie pasujących do siebie motywów. Pojawia się ponownie tajemniczy nazista, który próbuje wyśledzić głównego bohater. Jest legendarne miasto Shangri-La z pewnym mnichem w roli jego władcy, który postanowił pomóc Fabian'owi w uporaniu się z jego demonami. Tak jak on, też kiedyś miał wielkie problemy i dopiero w zaginionym mieście udało mu się uporać z nimi. Lecz, gdy główny bohater poddaje się kuracji, która bardziej wygląda bardziej jak tortury niż leczenie, na Shangri-La nadciąga olbrzymie zagrożenie. To jest dopiero trzeci numer tej serii, a jej twórcy przerobili już tyle motywów z popkultury, że może od tego rozboleć głowa. Przewracanie każdej kolejnej strony wiąże się z lekkim szaleństwem, bo tutaj naprawdę nigdy nie wiadomo co nas czeka. Dzięki temu każdy kolejny odcinek to istna jazda bez trzymanki najwymyślniejszym rollercoasterem przez całą popkulturę. Lektura tego komiksu to wyzwanie, które jeśli podejmiemy zapewni nam jedną z najlepszych przygód z aktualnie wydawanych serii. Jednak nie samą akcją ta seria żyje. Bardzo podoba mi się również subtelne poczucie humoru jakie w nim występuje. Jest głównie tworzone za pomocą relacji Fabiana i jego towarzysza. Dla przykładu niech posłuży komentarz jaki otrzymuje główny bohater, gdy budzi się po kilku dniowej drzemce. Dla mnie to istna poezja. Te kilka powodu sprawia, że czekam z wielką niecierpliwością na kolejny numer i już nie mogę się doczekać tego co w nim spotkam. W szczególności mając w pamięci ostatni kadr tego zeszytu.


Umbral-002Umbral #2, Image Comics

scenariusz: Anthony Johnston, rysunki: Christopher Mitten

Jak dosłownie upaść trzy razy. Za każdym razem w większe tarapaty i wyjść z tego cało? Taki tytuł mógłby nosić ten komiks. Rascal z racji posiadania najbardziej pożądanego przedmiotu w całym królestwie jest równocześnie najbardziej poszukiwaną w nim osobą. Nawet jej gildia złodziei wystąpiła przeciw niej. W nieoczekiwanym momencie znajduje jednak wsparcie w postaci tajemniczego starca o imieniu Dalone, który nie wiadomo dlaczego postanowił jej pomóc. Cały ten komiks to w sumie jedna wielka ucieczka z trzema efektownymi upadkami. Już nawet główna bohaterka zaczyna z tego w pewnym momencie kpić. Jednak dzięki temu pościgowi dowiedziałem się czegoś interesującego na temat świata przedstawionego. Jest tutaj taka scena, kiedy główni bohaterowie znajdują się w pułapce. Z każdej strony otoczeni są przez czerwoną straż i wtedy Dalone zaczyna czarować. Rascal w panice zaczyna przed nim uciekać. Zresztą jak wszyscy pozostali. Potem pada stwierdzenie, że przecież czary są jedyną rzeczą w tej krainie bardziej zakazaną od religii. Trochę mnie to zaskoczyło, ale z drugiej strony już niecierpliwie czekam aż te dwa tematy pojawią się jako część fabuły. Bo przecież nie po to scenarzysta o nich wspomina, aby nigdy ich nie wykorzystać prawda?


Adventure Time 035Adventure Time #35, KaBOOM! Studios

scenariusz: Ryan North,  rysunki: Shelli Paroline, Braden Lamb,

Numer ten jest pożegnalnym odcinkiem trójki autorów, którzy bawili swoich czytelników od samego początku przez trzy lata. Tym razem zaprezentowali czytelnikom zamkniętą opowieść o tym jak Lumpy Space Princess straciła swoją złotą gwiazdkę z czoła. W związku z tym oczywiście od razu przylatuje do domku na drzewie głównych bohaterów, aby poinformować ich o tym zdarzeniu. Jednak zamiast poprosić ich o pomoc informuje ich, że zostali głównymi podejrzanymi wraz z Ice Kingiem, PB, BMO i Marcelline do kompletu. Po tym wydarzeniu cała opowieść zamienia się w dochodzenie podczas którego czytelnik ma okazję poznać jedną historię z kilku punktów widzenia. Kiedy to każdy z bohaterów przedstawia swoje alibi. Wszystkie są trochę inne od siebie pod względem klimatu, co świetnie oddaje osobowość osoby która ją opowiada. Mi chyba najbardziej spodobała się wersja BMO podczas której poczułem się jakbym czytał jakiś kryminał w klimacie noir. Pełna komentarzy z offu ze starym, doświadczonym detektywem w roli głównej, który zawsze wpakowuje się w tarapaty. Dużym plusem jest również zakończenie w piękny sposób pokazujące na czym polega przyjaźń. Te trzy lata, które spędziłem podczas lektury komiksów tworzonych przez Ryana, Shelli i Bradena były czasem wielkiej ilości wspaniałych historii. Głównie zabawnych i wesołych, czasem strasznych i smutnych. Zawsze jednak mądrych i niosących pozytywne przesłanie. Za to pięknie dziękuję. Teraz czekam na kolejnych autorów, aby przekonać się czy będą równie dobrzy.


ps. Jeśli podobał Ci się ten wpis, to proszę nie blokuj reklam na tym blogu. W ten sposób możesz mi podziękować za tekst i pracę włożoną w jego powstanie.

piątek, 13 lutego 2015

#378 100% Soft

Wędrując gdzieś po odmętach internetu natrafiłem na informację o bieżącej wystawie prezentującej prace amerykańskiego artysty 100% Soft w Gallery 1988 w Los Angeles. Artysta ten w cudowny sposób pokazuje całe zjawiska pop kulturowe na jednej grafice. Czy to jakiś film, serial czy teledysk, które już na stałe weszły do naszej świadomości. Przy okazji lekko je przetwarzając za pomocą swojej pięknej kreski przywodzącej w pamięci stare gry pixel artowe z widokiem z góry. No dobra, dość gadania i zapraszam do oglądania.





niedziela, 8 lutego 2015

#377 cotygodniowa zeszytówka #145

Deadpool (2012-) 041Deadpool #41, Marvel

scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunki: Salva Espin,

Deadpool poszukujący sensu swojego życia i odpowiedniego miejsca na świecie. Czy to w ogóle możliwe w serii która z założenia ma na celu wszystko wykpić i ośmieszyć w akompaniamencie dużej ilości krwi? Po lekturze tego numeru dochodzę do wniosku, że po rozwinięciu aktualnych wątków to mogłoby się udać. Po tym jak Wade był ucieleśnieniem pokoju i opanowania, powrócił do dawnego siebie. Od tego czasu czuje się zagubiony i wszędzie czuje się bardziej jak gość, niż u siebie. Nawet jego małżeństwo nie wydaje się do końca takie jak powinno. Zaczyna kwestionować swój dotychczasowy sposób bycia i stosowania przemocy jako lekarstwa na wszystko. Dobrze zostało to zilustrowane na pierwszych kilku stronach gdy wałęsa się po ulicach miasta i wszędzie czuje się nieakceptowany. Wszystko to prowadzi go do strasznej myśli. Czy nie rozpocząć podawać sobie szczepionki zapomnienia, którą był karmiony tyle lat przez szalonego doktora. Właśnie w takim momencie ratuje go tylko telefon jakiegoś podrzędnego superbohatera Trapstera z propozycją pracy w roli najemnika gdzieś na bliskim wschodzie. To co dzieje się dalej tylko utwierdza mnie, że główny bohater bardzo potrzebuje urlopu od wszystkiego  i czuje się absolutnie zagubiony w obecnej sytuacji. Kolejny numer tej serii z rządu, który mnie bardzo pozytywnie zaskoczył. Na dodatkową uwagę zasługuje również drugi plan, na którym świetnie postęp czasu zasygnalizowano za pomocą zmieniających się konsol i coraz większych telewizorów. Jeśli chodzi o humor to najbardziej rozbawił mnie dzwonek telefonu Deadpoola. Przypomniał mi pewną głupią komedię i kilka miłych wspomnień z mojej przeszłości.


Birthright 005Birthright #5, Image Comics

scenariusz: Joshua Williamson, rysunki: Andrei Bressan

Komiks ten rozpoczyna się interesującą sceną podczas której młody Michael Rhodes staje na przeciw olbrzymiej bestii w krainie fantasy. Wszystko po to, aby uratować swoją skrzydlatą towarzyszkę. Co prawda zdobył się na wielką odwagę stając na przeciw wielkiemu niebezpieczeństwu, ale nawet wtedy nie był w stanie walczyć, a co dopiero zabić. Tylko interwencja ogra, jego nauczyciela i opiekuna, uratowała całą sytuację. Wszystko to bardzo dobitnie pokazuje jak mały chłopiec w całkowicie obcym świecie czuje się zagubiony i nie gotowy do swojej nowej roli. Obracając kolejną stronę zmienia się całkowicie klimat opowieści i zachowanie głównego bohatera. Czytelnik trafia do teraźniejszości, gdzie ta sama postać już dorosła, toczy pojedynek z jednym z pięciu magów ukrywających się w naszym świecie. Teraz jest już w pełni ukształtowaną maszyną do zabijania, która nie zatrzyma się przed niczym dopóki nie zrealizuje swojego zadania.  Kontrast jaki pojawia się na tych kilku stronach, zarówno wizualny jak i fabularny, to moim zdaniem najlepszy fragment tego numeru. Na dosłownie kilku stronach w  idealny sposób zostało pokazane jak wielką przemianę przeszedł główny bohater.  Co prawda widzimy tylko początek i koniec tej przemiany, ale to akurat nie jest wada. Mi bardzo zaostrzyło to apetyt, aby poznać całą historię tego co było pomiędzy. Poza tym, w całej opowieści następuje mały przełom za sprawą bardzo krótkiej rozmowy jaką odbył młodszy brat głównego bohatera Brennan Rhodes z magiem ukrywającym się w naszym świecie. Wprowadza to odrobinę niepewności w relacje braci, a to co zrobił główny bohater ze swoim wrogiem tylko to powiększa. Jedyny minus jaki ma ten zeszyt, to jego zakończenie. Wydaje mi się płytkim i zbędnym zagraniem ze strony scenarzysty, które kompletnie nie interesuje mnie jak się rozwinie.


Swamp Thing 2015Swamp Thing #39, DC Comics

scenariusz: Charles Soule rysunki: Jesus Saiz

Z żalem to piszę, ale niestety ten komiks jest najsłabszy z całego tego zestawienia. Co prawda dochodzi do finalnej konfrontacji pomiędzy Swamp Thingiem, a Machine Queen i jej całkiem ciekawym pomocnikiem, gdzie nasz bohater w końcu poznaje prawdę z kim tak naprawdę walczy. Niestety nic ciekawego już dalej się nie dzieje. Los wojny na razie jest mocno przesądzony. Królestwo zieleni znajduje się w bardzo trudnej sytuacji i nawet gościnny występ Constantine'a nie pomaga tutaj za wiele. Nawet mam wrażenie jakby jego postać została tutaj umieszczona na siłę. Przecież jego działanie można by spokojnie zastąpić czymś lub kimś innym i nie nabijać sztucznie objętości komiksu sceną, która w sumie nic ważnego nie wnosi do całości. Ot kolejna scena bijatyki z czerstwymi żartami. Poza tym wszystkie działania głównych postaci są tak bardzo przewidywalne. Zarówno Awatar maszyn jak i główny bohater zostali postawieni w takie sytuacje, że mogli zareagować tylko w jeden sposób. Przy okazji pozbawiając czytelników elementu zaskoczenia. Jedynym momentem, który naprawdę mi się spodobał to ostatnia strona tego komiksu, gdzie zostało zaprezentowane wielu poprzedników Hollanda. Prezentują się oni wspaniale dzięki czemu można na nich patrzeć dłuższą chwilę i bawić się w dopasowywanie ich w odpowiednie epoki i społeczności z jakich pochodzili.


 

niedziela, 1 lutego 2015

#376 cotygodniowa zeszytówka #144

Jupiter's Legacy 005Jupiter’s Legacy #5, Image Comics

scenarzysta: Mark Millar, rysunki: Frank Quitely

Czułem się dość mocno zagubiony i niepewny kiedy sięgałem po ten komiks. W końcu od ukazania się poprzedniego numeru minęło jakieś dziesięć miesięcy tak na szybko licząc. Niestety pierwsze strony lektury wprowadziły tylko więcej zamętu. Jednak czym dalej w las tym było lepiej. Szybko okazało się, że tajemniczy jegomość z okładki to Barnabas Wolfe, super złoczyńca, który aktualnie pracuje dla rządu USA i zajmuje się wyłapywaniem mu podobnych ukrywających się wśród niczego nie podejrzewającym społeczeństwie. Wszytko to dlatego, aby Brandon i wujaszek Walter nadal mogli realizować swój plan utopijnej ameryki. Wszystko to może by się udało i nadal funkcjonowało, gdyby łowca złoczyńców nie wziął na celownik rodziny Cloe. To co dzieje się później jest jedną wielką zapowiedzią buntu i rebelii wszelkiej maści złoczyńców na czele, której stać będzie jedna niepozorna rodzinka z wyglądu. Bardzo zdziwiło mnie to jak po tak wielkim odstępie czasu z każdą stroną czytało mi się ten komiks lepiej. Szybko poprzypominałem sobie kto jest kim i jakie są po między nimi relacje. Poza tym całość została napisana naprawdę gładko przez co przyjemność z lektury jest wysoka. Drugi pozytyw jaki przykuł moją uwagę to ujęcie głównych bohaterów w naszym społeczeństwie i to jak się w nim ukrywali. Cloe wraz z mężem wykonują najpodlejsze prace aby się tylko nie wyróżniać, a przecież śmiało mogliby walczyć o panowanie nad światem. Natomiast ich nastoletni syn w szkole jest uważany za worek do bicia i nie ma żadnych przyjaciół, tylko po to, by mógł spokojnie i bezproblemowo wymykać się i pędzić na pomoc potrzebującym. Wszystko to w ciekawy sposób ułożyło się w interesującą całość z taką wisienką na torcie w postaci finału tego numeru. Z jego powodu znowu czekam na kolejne numery i tylko kolejne opóźnienia mogą mnie od tego odwieść.


Five Ghosts - The Haunting of Fabian Gray 002Five Ghosts: The Haunting of Fabian Gray #2, Image Comics

scenariusz: Frank J. Barbiere, rysunki: Chris Mooneyham

Zdaję sobie sprawę, że piszę drugi tydzień z rzędu o tej samej serii, ale musicie mi wybaczyć. Zawładnęła ona moimi myślami kompletnie i od tygodnia bardzo często o niej myślę. Cała cudowna pulpa jaka znajduje się na każdej stronie tego komiksu budzi we mnie dziecko, które pierwszy raz zobaczyło lata temu w telewizji pierwszy odcinek starego Star Treka. Z cudownymi tekturowymi scenografiami i naiwną fabułą. Jednak z takim pokładem magii, że na każde kolejne odcinki już polowałem. Tak jest i tutaj. Każda kolejna strona to następna porcja szaleństwa i znanych motywów. Znaleźć tu można pradawny kult połączony z gigantycznymi pająkami. Tajemniczego mistrza kung fu, no bo przecież tego motywu nie mogło zabraknąć, podróżującego w sterowcu wyglądającym jak typowy, żaglowy chiński statek morski. Oczywiście jest i wspaniały Fabian, który w niezwykle widowiskowy sposób wykorzystuje swoje opętanie. Akcja gna do przodu jak szalona, aż nie ma czasu na oddech. Lecz najlepsze co jest tutaj to pierwsze trzy strony pokazujące powstanie, dorastanie i młodość głównego bohatera i jego siostry bliźniaczki. Jak kradli, rozrabiali i zadzierali z mrocznymi siłami. Te trzy strony spokojnie wystarczają za cały tom retrospekcji, aby wprowadzić czytelnika w historię Fabiana i jego siostry. Jestem pełen podziwu jak na tak bardzo ograniczonej przestrzeni udało się twórcom przekazać tak kompleksowo relację między dwojgiem rodzeństwa. Dzięki temu znacznie łatwiej jest potem zrozumieć wszelkie ryzyko jakie ponosi nasz łowca skarbów dla jej ratunku. To dopiero drugi numer tej serii, a ja już tak wysoko ustawiłem mu poprzeczkę, że zaczynam się bać kiedy ona upadnie. Równocześnie z góry proszę o wyrozumiałość, bo coś mi się wydaje, że ta seria teraz często będzie gościć na łamach zeszytówki.


Aquaman (2011-) 038Aquaman #38, DC comics,

scenariusz: Jeff Parker, rysunki: Paul Pelletier

Jestem naprawdę mile zaskoczony w jaki sposób rozwija się aktualny wątek na łamach tej serii. Jakby się tak gruntownie zastanowić nad tym zeszytem, to nie ma w nim nic szczególnego. Ot główny bohater wraz ze swą ukochaną podróżują między wrotami i szukają krewniaczki Aqamana. Żegnają się z jednym światem tylko po to, aby w drugim spędzić trochę więcej czasu. Gdzieś w między czasie staczają zaciętą walkę z kamiennymi stworami ziejącymi ogniem, które jak się okazuje chwilę później strzegą ostatniego, najważniejszego portalu. Jak sami widzicie, drodzy czytelniczy, nie dzieje się tutaj nic czego nie bylibyśmy świadkami w poprzednich trzydziestu siedmiu zeszytach. Jednak nie jest żadna wada. Całość zapewnia naprawdę kawał porządnej i przyjemnej rozrywki. Wszystko to pomimo tego, że jest nam już trochę znajome i niczego nowego scenarzysta tu nie odkrywa. Zostało napisane bardzo sprawnie przez co nie nuży nawet przez chwilę. Nawet rysunki, na które już wiele razy narzekałem, w końcu wyglądają jakby Paul Pelletier nauczył się rysować. Co prawda nadal ma problemy z twarzami, ale za to drugi plan jest pełen szczegółów i po prostu ciekawy. Natomiast scena pojedynku głównych bohaterów z kamiennymi potworami skąpana w ogniu i wodzie to już przyjemne dla oka ilustracje. Nie wiem co się stało na łamach tej serii od czasu rozpoczęcia aktualnego wątku, ale proszę więcej takich zmian, bo efekt jest bardzo w porządku.