niedziela, 28 września 2014

#349 cotygodniowa zeszytówka #126

Outcast 004 (2014)Outcast By Kirkman & Azaceta #4, Image Comics

scenariusz: Robert Kirkman, rysunki: Paul Azaceta

Dalej jestem zdania, że ten komiks to bardzo dobry dramat i opowieść o ludzkich problemach niż taki typowy horror na jaki go reklamowali podczas kampanii przed premierą. Jednak w tym wypadku to żaden mankament, bo klimat jest tutaj bardzo gęsty i przypomina mi ten z serialu "True Detective". Tam też cała fabuła opierała się głównie na spokojnych rozmowach, a napięcia było w tym tyle, że nie mogłem spokojnie wysiedzieć na krześle podczas seansu. Cały ten numer to właśnie takie pogawędki, a każdą kolejną stronę obracałem coraz szybciej od poprzedniej. Wszystko zaczyna się od sceny kiedy to głównego bohatera Kyle'a Barnes'a odwiedza gliniarz i prosi o pomoc w sprawie jego wieloletniego partnera, który został prawdopodobnie opętany. Potem czytelnik ma okazję być świadkiem kilku ciekawych rozmów, gdzie każda jest na swój sposób smutna i lekko przerażająca. Czy to problemy rodzinne siostry Kyle'a, czy rozwożenie paczek z żywnością potrzebującym przez miejscowego księdza i pewna starsza pani. Nawet historia policjanta i jego opętanego partnera jest tak bardzo przygnębiająca, a jej zakończenie bardzo niepokojące. Wszystko przekłada się na barwny i realistyczny obraz ludzkiego życia z wszelkimi jego problemami. Gdzie nadprzyrodzone moce nie są główną mocą napędową całej opowieści, a tylko tłem idealnie pasującym do całości. Dzięki temu jakoś znacznie łatwiej jest się wczuć w bohaterów oraz ich problemy, a cała historia robi się taka bardziej realna.


aquaman_ Aquaman and the Others: Futures End #1, DC Comics


scenariusz: Dan Jurgens, rysunki: Sean Chen


Niestety kontynuacja przygód Aquamana osadzonych w ramach wydarzeń Futures End tylko zaniża poziom tej serii i z pewnością nie zachęca mnie do sięgnięcia po pozostałe numery tego tytułu. W wielkim skrócie fabuła prezentuje się tak: Dead King pragnie odzyskać kilka artefaktów z Atlantydy, które posiadają członkowie The Others. Oczywiście skutkuje to dużą ilością walk i powrót jednego herosa jeszcze do niedawna uważanego za zmarłego. Co swoją drogą było jedną z lepszych rzeczy jaka zdarzyła się w macierzystej serii z przygodami władcy oceanów. Tylko kompletnie nie zostało wyjaśnione jak to się stało, że postać ta jednak nie zginęła. Pewnie doszło do tego na łamach tej serii, ale mi nie będzie dane się o tym przekonać. Nie tknę jej nawet kijem przez szmatę. Poza tym skoro jedna z głównych postaci powróciła z zaświatów, to ktoś inny musiał odejść. Przecież bilans pod koniec zeszytu musi się zgadzać, co nie? Jakby tej żenady nie było już wystarczają dużo to całość kończy się tak ckliwym happy endem, że aż zęby od tego bolą. Wszyscy się godzą, postanawiają razem współpracować ku świetlanej przyszłości, gdzie będą żyli długo i szczęśliwie. Niech tylko jeszcze Mera wybaczy Arthurowi i będą mogli resztę swoich dni spędzić w miłosnym trójkącie.  Piękną klamrą spinającą ten koszmar w spójną całość jest wizualna strona tego numeru. Rysunki są na poziomie jakiegoś dopiero początkującego artysty, który powinien tworzyć tylko do szuflady. Co prawda sam jakbym tak rysował, to bym się cieszył, ale żeby to od razu w DC wydawać to moim zdaniem jest przesada. Świetnie to wygląda w scenie rozmowy pomiędzy dawnymi kochankami przy więziennej celi. Aquaman jest niepodobny do siebie samego, koszmarne cienie i kolory jak u początkującego grafika, który na siłę i bardzo nieumiejętnie upycha gdzie się da jak najwięcej efektów. W ogóle cały ten komiks wygląda jakby go zrobił jakiś domorosły i początkujący kolorysta z rysownikiem do spółki. Dramat i pięć metrów mułu. Lektura tego komiksu to stracone 15 min mojego życia, których niestety nikt mi już nie odda.


Samurai Jack 012Samurai Jack #12, IDW Publishing

scenariusz: Jim Zub,  rysunki: Andy Suriano

Po nieudanym rytuale, który miał sprowadzić samuraja z powrotem do jego teraźniejszości, a skończył się wielkim niepowodzeniem nastają ciężkie czasy dla każdego. Aku, swoją drogą w spaniałej scenie podczas której pielęgnuje drzewko bonzai i napawa się swoją doskonałością odkrywa, że przestała istnieć jedyna rzecz na świecie której się naprawdę bał. To skłania go do wydania ogólnoświatowego listu gończego za Jackiem. Wszystko to oczywiście skończy się w jedyny możliwy sposób, ale chyba nie o to tutaj chodzi. Bo o ile koniec jest tutaj przewidywalny to już droga prowadząca do niego zapowiada się wspaniale. W tym numerze jest wszystko to za co zawsze lubiłem ten serial, a teraz z wielką przyjemnością śledzę jego komiksową kontynuację. Jest wspaniały i prześmiewczy Aku przyjmujący coraz to bardziej zabawne nowe formy. Znalazło się również miejsce na ważniejsze przemyślenia za pomocą retrospekcji z życia samuraja, gdy nadszedł ten moment kiedy sięgnął po miecz swego ojca, a matka jego udzieliła mu błogosławieństwa. Wszystko to razem składa się na wspaniałą, zabawną ale przede wszystkim mądrą opowieść. Właśnie na łamach tej serii rozgrywa się najdłuższa i jak na razie najlepsza opowieść, którą gorąco polecam.


 

wtorek, 23 września 2014

#348 Niewidzialna wystawa


Jakbyście się poczuli gdyby nagle zgasło światło i zapanowała kompletna, wszechogarniająca ciemność? Nie taka, do której po pewnym czasie przyzwyczaja się wzrok i coś zaczyna być widać. Lecz taka w pełni uniemożliwiająca korzystanie ze zmysłu wzroku. Ja na początku czułem się zagubiony i ciągle miałem uczucie, że coś uderzy mnie zaraz w głowę. Co ciekawe o inne części ciała się nie bałem. Jednak równocześnie zacząłem bardziej zwracać uwagę na temperaturę, zapach i przede wszystkim wszelkie dźwięki, a pojęcie czasu przestało dla mnie istnieć (na co zwróciła mi uwagę moja ukochana). Tego wszystkiego doświadczyłem dzięki Niewidzialnej Wystawie. Ma ona na celu pokazać zwiedzającym świat z punktu widzenia osoby niewidomej lub niedowidzącej. Przez godzinę mamy możliwość poczuć się jak oni w zwykłym codziennym życiu. Gdy przebywają w swoim mieszkaniu, korzystają z rozrywek, przemieszczają się po mieście lub mają dzień wolny. Wszystko to oczywiście w specjalnie przygotowanych miejscach, w których nie może się stać nic zwiedzającym (mimo wszystko i tak ciągle czekałem na tajemniczy cios w głowę).

Wystawa jest genialna i każdy z nas powinien na nią pójść. Żadna pogadanka, lektura, czy film nie nauczą nas tak dużo o życiu ludzi niewidomych jak sytuacja kiedy sami na chwilę wchodzimy w ich skórę. Dzięki temu może każdy z nas stanie się bardziej wrażliwy na ich potrzeby. Następnym razem gdy spotkamy się z taką osobą na skrzyżowaniu lub w tramwaju to będziemy mieli odwagę zapytać: "Czy nie potrzebuje Pan/i pomocy?", a potem jeśli będzie taka potrzeba to udzielimy jej prawidłowo. Bo niestety wielu z nas robi to niewłaściwie i zapewne nie wynika to z braku dobrych chęci, ale niedostatecznej wiedzy. Bardzo podobało mi się również to, że samym przewodnikiem po wystawie jest osoba niewidoma, która bardzo szybko skraca dystans ze zwiedzającymi. Dzięki temu na sam koniec, kiedy jest czas na zadawanie pytań, jakoś śmielej jest pytać o mogłoby się wydawać dziwne lub głupie rzeczy, a on szczerze na nie odpowiada.

Ja osobiście jestem pod olbrzymim wrażeniem całego przedsięwzięcia. Od strony technicznej jest to majstersztyk. Podczas spaceru czujemy się jakbyśmy naprawdę byli na zewnątrz i uczestniczyli w prawdziwym spacerze ulicami lub w innych miejscach mniej lub bardziej publicznych. Zmienia się podłoże po którym się poruszamy, temperatura, a nawet czasem coś na nas kapie. W odróżnieniu od wszelkich innych wystaw, tą zwiedza się całym sobą, a jej moc oddziaływania jest naprawdę wielka. Jednak to wszystko nic w porównaniu do tego jak bardzo działa to na naszą świadomość i empatię w stosunku do ludzi pozbawionych wzroku. Myślę, że ja już nie będę się czuł skrępowany w ich obecności i następnym razem zaproponuję pomoc. Może to trochę naiwne odczucie, ale tak właśnie czuję. Biegnijcie bo naprawdę warto.

niedziela, 21 września 2014

#347 cotygodniowa zeszytówka #125

Deadpool-029-(2014)Deadpool #29, Marvel

scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunki: John Lucas

Deadpool nadal stara się cieszyć szczęściem wraz ze swoją dopiero co poślubioną małżonką. Jednak z racji tego, że była ona najpierw zaślubiona Draculi, a nasz brzydal mu ją ukradł, to ich sielanka nie trwa zbyt długo. Władca wampirów jest rozwścieczony z powodu zaistniałej sytuacji i wysyła swoje armie dzieci nocy, aby zabiła nowożeńców. To z kolei skłania Wade do szukania jakiegoś sprzymierzeńca w tej nierównej walce. W ten sposób wraca do swojej starej znajomej, pojawia się podróż w czasie i gdzieś jeszcze między tym wszystkim posuwa się do przodu wątek dotyczący pochodzenia głównego bohatera i jego córki. Niby dzieje się znowu wiele, więc na nudę narzekać raczej nie można. Czytelnik poznaje ważne informacje odnośnie przeszłości Deadpool'a, a całość i tak jest średnia delikatnie mówiąc. Żarty jakoś nie śmieszą, akcja leci sobie strona za stroną i nic ponad to. Całość jakoś w ogóle mnie nie wciągnęła. Przeczytałem cały numer i kompletnie nie wzbudził u mnie żadnych emocji. Nawet te rewelacje odnośnie rodziny głównego bohatera są jakieś miałkie, a przecież tyle się o tym trąbiło w każdej zapowiedzi. Spodziewałem się przez to jakiejś prawdziwej bomby, a dostałem w zamian może płomyk informacji, o której już zdążyłem zapomnieć. Chyba zmęczyłem się już tą seria. Czyżby pora na jakąś nową?


RR#17Rachel Rising #17, Abstract Studio

scenariusz i rysunki: Terry Moore

Numer ten to taki dość ciekawy przypadek. Jakby się tak poważnie nad nim zastanowić to człowiek dochodzi do wniosku, że w sumie nic się w nim nie dzieje. Jednak po mimo tego lektura i tak jest bardzo przyjemna i wciągająca. Znowu cała opowieść została podzielona na dwa wątki. Pierwszy pokazuje w jak dość dobitny sposób Rachel uświadamia swoją ciotkę Johnny dlaczego jej istnienie jest jeszcze nadal możliwe. Po mino niewykazywania przez nią żadnych normalnych oznak życia i dość sporej, niezagojonej rany na swoim ciele. Z kolei druga historia skupia się dalej na, zapoczątkowanym już kilka numerów wstecz, wątku sabatu w pobliskim lesie. Motyw poprowadzony w dość lekki i przyjemny sposób, z udziałem dwóch przypadkowych myśliwych. Którzy trafili tutaj na własne nieszczęście, a swoją głupotą tylko przypieczętowali swój los. Jednak cała ta impreza była by tylko luźną sceną przemocy, gdyby nie jej ostatni kadr. Który zwiastuje wiele dobrego w następnych numerach. W końcu powraca ta najgroźniejsza i odmieniona .... Jedyny minus jaki widzę w tym numerze to brak nastoletniej Zoe, która w spaniały sposób wprowadza wiele napięcia do całej tej historii.


rat+queens#1Rat Queens #1, Image Comics


scenariusz: Kurtis J. Wiebe, rysunki: Roc Upchurch


Ostatnio jakoś czułem się dość mocno znudzony wszelkimi seriami, które czytam i zacząłem się rozglądać za czymś nowym. Najlepiej coś w miarę nowego, aby nie było trzeba nadrabiać niesamowite ilości numerów. Padło na Rat Queens, bo słyszałem o niej wiele dobrego. Historia skupia się na przygodach typowej drużyny ze świata fantasy i jej przygodach. Składa się ona z czterech kobiet i są to: necromancerka Dee, niziołka, złodziejka Betty, elfkę czarodziejkę Hannah oraz wojowniczkę, krasnoludkę (sam nie wiem jak to odmienić, ale przecież kobieta krasnolud to zawsze była tylko legenda) Violet. Są one bogate i większość swojego czasu spędzają na piciu i ostrym imprezowaniu co z kolei zwykle kończy się demolką jakieś ulicy. Z racji tego, że władze miasta mają już tego naprawdę dość, to wysyłają nasze bohaterki na pewną misję i potem już nic nie jest tak jak miało być. Jako staremu graczowi jeszcze papierowych RPG bardzo podoba się jak cały ten komiks jest tym nasiąknięty. Scenarzysta często naśmiewa się z tego wszystkiego i czasem wychodzi mu to naprawdę świetnie. Jak wtedy, gdy żartuje z mechaniki gry. Jednak z drugiej strony większość dowcipów jest na poziomie rynsztoka. Wulgarnych, niepotrzebnie zabarwionych erotyką i to już nie do końca mi odpowiada. Dodatkowo jest to seria dość brutal. Latają tutaj ręce i nogi, krew leje się strumieniami, ale tak właśnie powinno być. W końcu wszyscy tutaj machają toporami, mieczami, to i jucha pryska. Spodziewałem się bardzo zabawnej, lekkiej rozrywki, a otrzymałem taką sobie opowiastkę w sam raz na popołudnie. Megahit to raczej nie jest, ale i tak przeczytam kolejny numer. Może się jeszcze bardziej rozkręci.


niedziela, 14 września 2014

#346 cotygodniowa zeszytówka #124

030.DCC.Swamp.1.0_384x591Swamp Thing The New Futures End #1, DC Comics

scenariusz: Charles Soule rysunki: Jesus Saiz

Wydawnictwo DC Comics postanowiło w tym miesiącu przenieść swoje flagowe serie o pięć lat do przodu. Od samego początku byłem dość sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, ale po tym zeszycie mam już znacznie mniejsze obawy. Alec Holland musi odwiedzić wszystkie sześć królestw: Green, Red, Black, Grey, Divided oraz Metal, aby zrealizować swoje najskrytsze pragnienie. Niektóre z tych krain czytelnik miał już okazję poznać bliżej w poprzednich zeszytach. Jednak scenarzysta i tak bardzo szczegółowo przedstawia każdy z nich aby nikt nie poczuł się zagubiony. Dodatkowo całość świetnie wpasowuje się w wielką opowieść o długiej podróży zielonego awatara. Przypominając po trochu epos rycerski, gdzie autor opisuje i wychwala czyny legendarnego herosa - tutaj awatara zieleni. Swamp Thing musi odwiedzić każdą z krain aby tam odbyć walkę z jej awatarem. Jedne wygrywa podstępem, innym razem obchodzi się bez pojedynku, aż do wielkiego finału, który pomimo tego że jest przewidywalny to i tak sprawia przyjemność. Od pierwszych zapowiedzi tego wydarzenia odbierałem je jako kolejne zbędne i mające na celu jedynie zwiększyć zyski wydawcy. Jednak po tej lekturze zaczynam dostrzegać jakieś plusy całej tej inicjatywy i jestem o wiele bardziej pozytywnie do niej nastawiony. Ciekaw jestem jak wyglądają pozostałe numery.


031.DCC.Aqmn.1.0_384x591Aquaman The New Futures End #1, DC comics,

scenariusz: Dan Jurgens, rysunki: Alvaro Martinez

Po pięciu latach Atlantyda nadal nie podźwignęła się po wojnie z powierzchnią. W oceanie panuje wszechogarniające zatrucie wody, co przekłada się na brak pożywienia i głód dla jego mieszkańców. Jakby tego było mało Arthur jest owładnięty myślą o budowie nowej Atlantydy na powierzchni jednej z wysp. Dzięki temu cały świat ich zobaczy, lepiej pozna i będą mogli nawiązać współpracę dyplomatyczną i handlową z mieszkańcami powierzchni Ziemi. Niestety poddani Aquamana z Merą na czele nie podzielają poglądów króla, a co więcej mają go za zdrajcę, który bardziej ceni sobie ludzi niż swoich pobratymców. Numer ten dość pozytywnie mnie zaskoczył. Co w sumie po poprzednim nie było takie trudne. Przesunięcie akcji o kilka lat do przodu pozwoliło wprowadzić wiele i to dość znacznych zmian w życiu głównego bohatera. Sama opowieść zyskała na tym odrobinę świeżości i stała się znacznie przyjemniejsza. Zmieniło się życie prywatne głównego bohatera, ale wrogowie w sumie nadal pozostali ci sami. Co jakoś specjalnie mi nie przeszkadza, bo akurat w tym momencie wybór padł na jednego z najciekawszych. Jedyne co mi nie przypadło do gustu to informacja na końcu numeru, że dalszy ciąg będzie na łamach Aquaman & The Others: Futures End #1. Bardzo nie lubię takiego skakania między poszczególnymi seriami i mam nadzieję, że będzie to tylko chwilowy zabieg, a nie stała reguła. Nie mam po prostu ochoty na czytanie kolejnej serii, a z kilku już zrezygnowałem właśnie z tego powodu.


Ghosted 013Ghosted #13, Image Comics

scenariusz: Joshua Williamson, rysunki: Davide Gianfelice

Cały numer rozpoczyna się dość ciekawą sceną, z powodu której teraz siedzę i się zastanawiam. Mianowicie na początku tego zeszytu Jackson Winters spotyka się z pewną kapłanką Voodoo, która w bardzo dobitny sposób pokazuje mu jak wielką posiada ochronę przed klątwami, urokami i jak by to tam nie zwać dalej. Co prawda, każdy z czytelników tej serii wie, że głównego bohatera strzeże duch pewnej blondynki. Jednak nie to miała na myśli kapłanka i z jej powodu teraz siedzę i główkuje co to może jeszcze być dodatkowego. Jednak zostawiając już te rozważania za nami, to dalsza lektura jest również ciekawa. W czasie poszukiwań pewnego jegomościa z okładki nasza drużyna musi odnaleźć pewne specyficzne targowisko. Jednak trafić do niego niezwykle trudno. Klientela go odwiedzająca jest delikatnie mówiąc specyficzna, a towar na nim sprzedawany jest magiczny. Całe te poszukiwania zawdzięczają bardzo przyjemną rozrywkę z wieloma ciekawymi zwrotami akcji, aż do wielkiego finału. Może kilka numerów temu ten komiks stracił trochę ze swego uroku i klimatu z pierwszych numerów, ale dalej sprawia mi wiele frajdy podczas lektury, a tego właśnie szukam w takiej serii.


Velvet 007 (2014)Velvet #7, Image Comics

scenariusz: Ed Brubaker, rysunki: Steve Epting

Najnowszy odcinek opowieści o Velvet to interesująca opowieść ukazana z punktu widzenia dwóch tajnych agentów. Prowadzą oni jedno śledztwo w dwa różne sposoby dzięki czemu czytelnik ma okazję bliżej poznać zasady i procedury na jakich działa wywiad. Lektura to niezwykle wciągająca. Bardzo spodobało mi się jak jeden z bohaterów tego zeszytu działając według reguł ciągle wpadał w coraz większe tarapaty. Więc wysnuł jedyny słuszny wniosek i zaczął działać w sposób całkowicie sprzeczny z tym jak został wyszkolony. Wszystko to zaprowadziło go natomiast do finału tego numeru, który łączy w sobie kilka wątków równocześnie. Bardzo lubię w tej serii to że pozwala poczuć się jak tajny agent. Trochę jak 007, bo tutaj również wszystko jest takie eleganckie, dopasowane i na swoim miejscu. Jednak równocześnie cała ta opowieść jest mniej efekciarska, a bardziej nastawiona na klimat, dialogi i odwzorowanie reali szpiegowskiego fachu. Oczywiście wszystko to z punktu widzenia popkultury, a nie faktów. Jednak mimo to daje jakąś namiastkę tego tajemniczego, niebezpiecznego i z pewnością bardzo trudnego fachu.


 

niedziela, 7 września 2014

#345 cotygodniowa zeszytówka #123

The Manhattan Projects 023The Manhattan Projects #23, Image Comics

scenariusz: Jonathan Hickman, rysunki: Nick Pitarra


Już pierwsze strony tego komiksu mnie dość mocno zaskoczyły, a potem było już tylko coraz lepiej. Całość rozpoczyna się sceną w gabinecie prezydenta USA, który wygląda jak po ostrej imprezie. Na podłodze pełno porozrzucanych przedmiotów. Rozłożony różowy namiot gdzie ukrywa się naga głowa państwa, a na kanapie obok leży zaćpana, młoda dziewczyna z jeszcze wbitą w rękę strzykawką. W takiej scenerii zjawia się zastępca prezydenta, który otrzymuje zadanie zrobienia porządku z Projektem Manhattan. Równocześnie, gdzieś w innej szerokości geograficznej Breżniew w towarzystwie sporego robota o trzech różnych głowach udaje się na Kubę, aby z Che Guevary i Castro uczynić okropne narzędzia do siania propagandy w szeregach jak największej ilości ludzi. Dzięki temu Rosja ma nadzieję wygrać zimną wojnę bez wystrzelenia ani jednego naboju. Poprzednie numery nauczyły mnie do kreatywnego i bardzo dowolnego łączenia i interpretowania faktów, więc powinienem być już przyzwyczajony do wszelkich szalonych pomysłów jakie się pojawiają na łamach tej serii. Jednak po mimo tego, każdy kolejny zeszyt bardzo mnie zaskakuje swoją świeżością serwując przy okazji porcję świetnej rozrywki i chyba za to ją lubię najbardziej.


Aquaman (2011-) 034Aquaman #34, DC comics,


scenariusz: Jeff Parker, rysunki: Carlos Rodriguez


Arthur kontynuuje nierówny pojedynek z Chimerą i w sumie tyle wystarczy napisać o tym numerze. No można jeszcze wspomnieć, że podczas lektury dość mocno wieje nudą. No bo co może być interesującego w walce, która niby jest taka pełna zwrotów i niesprawiedliwa,a i tak naprawdę każdy z nas wie jak się skończy? Dodatkowo sprawdziła się moja obawa, o której pisałem przy okazji poprzedniego numeru. Mianowicie przeciwnik jest maksymalnie przesadzoną postacią z każdą możliwą zdolnością przez co posiada odpowiedź na wszelkie ataki Aquamana. To z kolei wpływa znacząco na przebieg całej walki, zamieniając ją w przewidywalne i pozbawione emocji starcie dwóch tytanów. Po całej lekturze jestem dość mocno znużony i cieszę się, że trwała tak krótko. Pozostało mi tylko takie smutne uczucie zmarnowania czasu, bo moim zdaniem numer ten to zbyteczny zapychać i nic poza tym. Liczę na szybkie zakończenie wątku z Chimerą, bo nic dobrego do tej serii nie wniósł, a wręcz odwrotnie. Nie jest to żadna wybitna pozycja, jednak już nie raz zapewniała kawał przyjemnej rozrywki i mam nadzieję na szybki powrót do tego stanu.


Adventure Time 031Adventure Time #31, KaBOOM! Studios

scenariusz: Ryan North, Sara Ellis & Sam Ellis, rysunki: Shelli Paroline, Braden Lamb, Sam Ellis,

W głównej mierze numer ten jest o tym jak ważna jest przyjaźń w życiu każdego z nas. Gdy Marceline wraz z PB zdają egzaminy na prawo jazdy i postanawiają same pojeździć sobie swoimi samochodami po okolicy, to Finn poczuł się lekko odtrącony. Jednak na szczęście ma w pobliżu swojego przyjaciela Jake'a. Chwilę później odwiedza ich Ice King dość zasmucony, ponieważ chłopaki nie byli na jego przyjęciu urodzinowym. Sprawa szybko się wyjaśnia i znowu dzięki przyjaźni wszystko zostaje naprawione. Jednak najciekawszy w tym numerze jest sposób zaprezentowania czytelnikowi nowego przeciwnika The Mnemonoid'a. Strona, którą przejmuje z powodu swojego pojawienia się, jest inteligentną zabawą formą i świetnie uzmysławia, po raz kolejny już na łamach tej serii, jak twórcy dobrze rozumieją medium jakim jest komiks. Dodatkowo zachęca czytelnika do pewnej gry, w której w sumie nie można wygrać, ale z pewnością będzie się dobrze bawił. Druga, krótsza historyjka zawarta w tym numerze opowiada o żarcie jaki zrobił Jake i Finn Lemongrab'owi, a na który nabrał się Ice King. Całość, zależy z której strony na to spojrzeć jest zabawna lub troszkę okrutna. Czyli tak jak w życiu. Jednak nie zmienia to faktu, że lektura jest przyjemna i sprawia wiele radości.