sobota, 22 grudnia 2007

#31 Alois Nebel

Jakiś czas temu przeglądając serwisy komiksowe natchnąłem się na zapowiedź spotkania w Krakowie z czeskimi twórcami trylogii komiksowej "Alois Nebel", a że jestem wielkim fanem raczej wszystkiego co pochodzi z tego kraju, jak i właścicielem pierwszego tomu komiksu i z niecierpliwością czekam na dalsze tomy to nie mogło mnie tam zabraknąć.

Spotkanie odbyło się 20 grudnia w klubie "Lokator" i muszę przyznać że wyszło świetnie. W programie był wywiad z Twórcami, premiera drugiego tomu oraz koncercik praskiej kapelki rockowej „The Bombers”.
Wszystko rozpoczęło się z lekkim opóźnieniem, ale to już chyba standard. Po krótkim wstępie i przybliżeniu gości dowiedzieliśmy się że niestety z powodu zmiany drukarni komiks nie dojechał na czas i niestety jest nieosiągalny. Pojawi się dopiero w styczniu.
Wywiad został przeprowadzony tylko z Jaromirem 99 (rysunek i pomysł komiksu), ponieważ tylko on był obecny. Bardzo miły i pogodny człowiek opowiadał jak powstawała cała trylogia, skąd pomysł i jakie są dla niego, jako rysownika, inspiracje (min Miller) i ogólnie opowiadał o sobie. Z ciekawostek mogę powiedzieć, że w Czechach rynek komiksowy jest jeszcze mniejszy od naszego i średni nakład komiksów to kilkaset sztuk, a cała trylogia "Alois Nebel" (swoją drogą w Czechach wydana w jednym tomie) sprzedała się w ponad 15 000 nakładzie. Więc mozemy tu mówić o wielkim sukcesie i aktualnie jest realizowany pełnometrażowy film animowany oparty na komiksie. Po wywiadzie nastąpił mały koncercik czeskiej „The Bombers” gdzie śpiewa i gra na gitarze Jaromir 99. Taki spokojny rock do piwka bym powiedział. Po oficjalnej części spotkania podszedłem do ich stolika i poprosiłem o autografy co wszyscy z wielką radością uczynili, chwilkę z nimi porozmawiałem i muszę powiedzieć że to naprawdę świetne chłopaki.

Całe spotkanie było naprawdę miłe i zaowocowało kolejnym komiksem z autografami w mojej kolekcji oraz po raz kolejny upewniłem się że jednak miałem się urodzić za południową granicą.

#30 Stardust reż.Matthew Vaughn, scen. Jane Goldman , Matthew Vaughn

"Tylko ona sprawia, że warto patrzeć na wasz świat. ... Ale wiem też, że jest nieprzewidywalna, nieoczekiwana, nie do opanowania i nieznośna i... dziwnie łatwa do pomylenia z nienawiścią..."

Jakiś czas temu moja ulubiona znajoma wybrała się do kina na "Gwiezdny pył" i ogólnie bardzo narzekała. Tak samo jak ja lubi klimaty fantasy i jakoś upatrywaliśmy w tym filmie nadzieje na dobrą ekranizację. Po jej zrelacjonowaniu podchodziłem sceptycznie do filmu bo zwykle mamy bardzo zbliżony gust. Jednak tym razem miło się zaskoczyłem.

Opowieść zaczyna się w wiosce Mur położonej 50 mil od Londynu, w której właśnie w murze jest przejście do krainy czarów. Pewnego razu Dunstan Thorn przekracza granicę pomiędzy światami gdzie na targowisku czarownic i magów zostaje uwiedziony przez jedną z wiedźm. Dziewięć miesięcy później dostaje koszyk z synem. Osiemnaście lat później Tristan Thorn (nasz bohater i zarazem nieślubne dziecko dwóch światów) zakochany w wioskowej piękności obiecuje jej przynieść gwiazdę z nieba i o tym tak pokrótce jest film. Podczas swej eskapady naszego bohatera spotka wiele przygód takich jak: walka z wiedźmami, latanie podniebnym statkiem i co najważniejsze dojrzeje, zostanie mężczyzną, no i oczywiście się zakocha.

Cały film jest bardzo sprawnie zrealizowany, świetne plenery, piękne zdjęcie, wspaniała muzyka idealnie pasująca do obrazu oraz efekty specjalne, które się nie narzucają, a pięknie wyglądają. Poza scenami na podniebnym statku, które są według mnie zrealizowane troszkę toporni jak na dzisiejsze czasy. Panowie od efektów specjalnych, akurat w tych scenach mogli się postarać bardziej.

Chwaląc ten obraz nie wolno zapomnieć o obsadzie filmu, która prezentuje się wyśmienicie. Na wielkie brawa zasługuje Robert De Niro w roli strasznego pirata, kapitana statku, bardzo dbającego o reputację, a z drugiej strony bardzo czułego i pogodnego pedzia. Michelle Pfeiffer w roli okrutnej wiedzmy walczącej o odzyskanie młodości jest przyjemna, wiarygodna i miło się ją ogląda.

Z tego wszystkiego powstał naprawdę miły film na popołudnie. Lekki, świetnie zrealizowany i pozwalający się zrelaksować. Równocześnie jednak mówiący o podstawowych wartościach takich jak miłość, wierność i odwaga. Wszystko na końcu dobrze się kończy i dobro zwycięża zło więc można oglądać z całą rodzinką. "Gwiezdny pył" to godna polecenia rozrywka.

środa, 5 grudnia 2007

#29 The Kingdom reż. Peter Berg, scen. Matthew Michael Carnahan

"Wszystkich ich zabijemy"

Film zaczyna się zamachem islamskich bojowników na ludności amerykańskiej osiadłej w wyizolowanym miasteczku w Syrii. Piknik w piękny dzień zamienia się w totalną masakrę niszczącą spory kawałek osady i powodujący ok. setkę osób ofiar. Na miejsce zostają wysłani czterej agenci FBI aby wyjaśnić przyczyny zamachu i schwytać zamachowców. Tak pokrótce o tym właśnie jest film.

Bardzo się mi podobała narracja w filmie poprowadzona cały czas z dwóch punktów widzenia. Z jednej strony widzimy amerykanów starających się złapać winnych zorganizowania zamachu, z drugiej strony samych zamachowców przygotowujących się do kolejnych aktów terroru. Ciekawym bohaterem filmu jest też miasto w którym się dzieje akcja filmu, pełne swoich zawiłości i nie pisanych praw rządzących nim.

Film ogląda się naprawdę świetnie, a chyba o to właśnie chodzi w tej rozrywce. Bardzo dobrze poprowadzona historia, pełna zwrotów akcji i świetnie wyważona pomiędzy czystą akcją i wątkami śledztwa. Naprawdę dobra praca kamerzysty, szczególnie podczas scen walk na ulicach, gdy czujemy się jakbyśmy byli w samym środku akcji zasługuje na brawa.

Cytat którym zacząłem posta to według mnie smutne przesłanie tego filmu, które z dobrego filmu robi obraz co daje do myślenia. Ja się podczas oglądania naprawdę super bawiłem. Siedziałem w napięciu i czekałem co będzie dalej i was zapraszam do tego samego, a po projekcji może skłoni was do ciekawej dyskusji.

piątek, 16 listopada 2007

#28 Phenian scen i rys:Guy Delisle

Ostatnio nabyłem "Phenian" Guy'a Delisle i muszę powiedzieć, ze bardzo przyjemnie się to czyta. Autor postanowił napisać pamiętnik z służbowego pobytu w Phenianie, stolicy Korei północnej, którą odbył w 2001 r. Jest to bardzo subiektywny opis wszystkiego co tam zobaczył i przeżył podczas swojej pracy przy nadzorowaniu produkcji filmów animowanych.

Podczas lektury poznajemy wszelkiej maści wariactwa i niedorzeczności, które występują na co dzień w tym ostatnim komunistycznym bastionie na świecie i tak bardzo odizolowanym od reszty krajów. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że jest to państwo, które dostaje najwięcej pomocy humanitarnej na świecie i chwali sie tym mówiąc, że jest bardzo otwarte na świat.Czytamy o "ochotnikach" pracujących społecznie w niedzielę po sześciotygodniowym tygodniu pracy. Tam w ogóle ludzie nie mają swojego wolnego czasu bo ciągle praca i "dobrowolne" zajęcia pod nadzorem wojska z silną propagandą. Na każdym kroku autor musiał się poruszać z tłumaczem, który pilnował go na każdym kroku. Takich niedorzeczności jest wiele i dzięki lekturze "Phenianu" możemy się więcej dowiedzieć o tym niedostępnym kraju. Czytając ten pamiętnik jest sporo fragmentów zabawnych i pełnych dystansu dla tego biednego kraju i ich mieszkańców. Lecz gdy podczas poznawania tej historii dochodzimy do fragmentu gdy nasz bohater i przewodnik w jednej osobie zwiedza uniwersytet wyraźnie odczuwa się poirytowanie autora wszech ogarniającą propagandą i kontrolą życia każdej jednostki.

Rysunki świetnie się uzupełniają z tekstem. Prosta i niezwykle czytelna kreska świetnie podkreśla przesłanie komiksu (a bo jeszcze nie napisałem że to komiks). Na niektórych kadrach nie ma nawet drugiego planu, taka całkowita prostota. Tylko po to aby kilka stron dalej autor zafundował nam bardzo dobre kadry na całą stronę pełne szczegółów i niezwykle dopracowane.

"Phenian" to niezwykle ciekawa i wartościowa pozycja na naszym rynku. Przyznam się, że pierwszy raz czytałem pamiętnik w postaci komiksu i muszę powiedzieć że świetnie to wychodzi. Gorąco polecam kolejną pozycję dla ludzi ciekawych świata i otwartych na każdą formę sztuki.

wtorek, 30 października 2007

#27 Pan Blaki scen: Karol Konwerski, rys: Mateusz Skutnik

Blaki to taki mały człowieczek wiecznie zamyślony. Myśli on dla samej przyjemności wypływającej z tej czynności i zawsze stara się dotrzeć do sedna sprawy a są to zazwyczaj zagadnienia nie łatwe. Bo jak może być inaczej gdy podczas parzenia herbaty rozważamy o kłamstwie, albo podczas czekania na autobus rozprawiamy o aspektach władzy. Podczas czytania dowiemy się jeszcze co nasz bohater myśli na temat nudy, długów, sławy (moja ulubiona historia w której autorzy świetnie sparodiowali inne dzieło Skutnika "Rewolucje"), o wybaczaniu, dobroci i kole fortuny. Czyta się to naprawdę świetnie i nie ma się co dziwić w końcu takie małe traktat filozoficzne inspirowane "Mini - wykłady o maxi - sprawach" Leszka Kołakowskiego muszą być przyjemne i łatwe w odbiorze.Od strony graficznej album świetnie się uzupełnia z tekstem. Prosta, bardzo czytelna, czarno biała kreska świetnie pasuje do treści i gdyby nie lakierowana twarda okładka pomyślałbym że to jakieś podziemne wydawnictwo. Według mnie wydawnictwo Znak zrobiło kawał świetnej roboty z wydaniem tego komiksu i marzy mi się więcej takich pozycji na naszym rynku.

Sam się mocno zaskoczyłem tym albumem. Spodziewałem się dobrego komiksu a dostałem coś naprawdę niesamowitego i świetnego. Gorąco polecam absolutnie każdemu i to nie zależnie czy ktoś lubi komiksy czy nie. Mądra i bardzo ciekawa pozycja na naszym rynku, która świetnie nadawałaby się do zachęcania ludzi do komiksów i burzenia obrazu tego medium jako głupiej rozrywki dla dzieci, ewentualnie dla nastolatków.


niedziela, 21 października 2007

#26 3.10 To Yuma reż.:James Mangold, scen: Derek Haas i Michael Brandt

Jakoś tak dawno nie miałem okazji zobaczyć westernu, bo to wymarły gatunek filmowy ostatnio, a tu trafił się jeszcze naprawdę dobry film. Głównym bohaterem jest biedny farmer, który podczas przeciągającej się burzy walczy o przetrwanie swojej rodziny i rancza. Potrzebuje pieniędzy na wybudowanie studni i aby je zdobyć przyłącza się do grupy eskortującej niebezpiecznego i bezwzględnego rewolwerowca do tytułowej Yumy, gdzie pociąg zabierze go do więzienia.

Film jest świetnie zrealizowany. Naprawdę dobrze poprowadzona fabuła pokazująca dylematy i powstające relacje między głównymi bohaterami. Dodatkowo trochę akcji, która jest świetnie wyważona i nie jest głównym wątkiem filmu.

Jednak to co mnie najbardziej urzekło w tym obrazie to relacja pomiędzy głównymi bohaterami granymi przez Russel'a Crowa i Christian Bale. Na początku jest to z jednej strony po prostu praca i to niezbyt przyjemna, a z drugiej strony próba ucieczki i walka o życie. Z czasem jednak zaczyna się to przeradzać jakby w przyjaźń i świetnie jest zrobiona końcowa scena podczas, której przedzierają się przez miasto do tytułowego pociągu i pomagają sobie nawzajem w strzelaninie.

Film naprawdę wart polecenia i świetne kino. Końcówka ciekawa i zaskakująca, a cały film naprawdę świetnie wyważony i mam nadzieję na jeszcze kilka takich filmów. Taki western mógłby odżyć.

#25 Sługa Boży, autor: Jacek Piekara

Jakiś czas temu zostałem barmanem w jednej małej knajpce i mam w pracy dużo czasu na czytanie książek. Jednak z racji tego, że często ktoś mi przerywa to czytam coś lekkiego i nadrabiam zaległości w polskiej fantastyce. Tym oto sposobem trafiłem na sługę bożego.

Zbiór opowiadań wprowadza nas w bardzo ponury, mroczny i pełny religijnego fanatyzmu świat w którym żyje nasz bohater inkwizytor. Jest to świat w którym Jezus zszedł z krzyża i przy pomocy miecza i ognia ukarał swoich prześladowców i dał nam przykład jak walczyć z kultystami, bluźniercami i temu podobnej wszelkiej maści szaleńcami. Równocześnie podczas poznawania przygód naszego inkwizytora jest jeszcze miejsce na wiele śmiesznych momentów jak np. ten gdzie Mordimer na każdym krok tłumaczy że inkwizycja nie jest po to aby palić i zabijać, lecz aby w miłości i łasce dać grzesznikowi nadzieję na raj poprzez ogień miłości i łaski.

Cała książka jest napisana świetnym językiem. Trochę rubasznym i dosadnym momentami ale również bardzo bogatym w szczegółowe opisy miejsc i wydarzeń. Dialogi są świetne i są chyba najmocniejszą częścią książki.

Książka tak jak pisałem na początku jest lekka łatwa i przyjemna i jest to zaleta. Bardzo miłe czytadło na wszelkie warunki i pochłania się to niezwykle przyjemnie. Chodź jest to fantasy to jednak bardzo nam współczesne.

sobota, 29 września 2007

#24 Transformers reż.: Michael Bay, scn.:Roberto Orci i Alex Kurtzman

Tak jakoś z braku czasu na nic, nie pisałem, ale gdzieś tam udało mi się zobaczyć najnowszy film Michaela (czyli passa oglądania ambitnego kina trwa, sasasasa) i ubawiłem się świetnie. Oczekiwałem czystej rozrywki na dwie godzinki z mnóstwem akcji i efektów specjalnych i nie zawiodłem się.

Fabuła przedstawia się skomplikowanie jak koncepcja cepa, czyli: Była sobie kiedyś planeta na której mieszkały transformersy i przy pomocy "magicznego" sześcianu Allstark rodziły się nowe roboty i cywilizacja przeżywała rozkwit. Ale jak to zawsze bywa pojawiła się część robotów, zwanych Deceptikonami, którzy postanowili wykorzystać sześcian w niecnych celach i tak unicestwili całą planetę. Jednak przetrwała garstka dobrych Autobotów i ich celem stało się odnalezienie Allstark'a. Po wielu eonach sześcian pojawił się na Ziemi i tu zostanie stoczona ostateczna walka pomiędzy dobrem, a złem, której my będziemy obserwatorami. Zostają w to również wmieszani dzielni i niezwyciężeni amerykanie i dzieje się naprawdę dużo.

Cały film jest bardzo równy i wspaniale jest zachowana proporcja pomiędzy akcją, a fabułą. Momentami jest zabawnie, później troszkę poważniej, a całość jest zrealizowana wyśmienicie. Oczywiście nie wolno w tym miejscu zapomnieć o stronie wizualnej filmu. Efekty specjalne to naprawdę mistrzostwo świata, co swoją drogą nie dziwi bo robiła je słynna firma Industrial Light & Magic. Wszystko wygląda olśniewająco i niezwykle widowiskowo, aż przyjemnie się na to patrzy. Jednak dość już tego chwalenia. Podczas oglądania naszła mnie taka myśl, że dla amerykanów ten film to chyba ma być tak jak dla nas "Pan Tadeusz". Widać jaka kultura taki środek na pokrzepienie serc w trudnych chwilach. W "Transformersach" USA jest najwspanialsze na świecie, wojsko nie do pokonania, dobre Autoboty to wspaniała reklama amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego i tak dalej.

Jeśli ktoś poszukuje nie zobowiązującej rozrywki, gdzie 15 min po wyjściu z kina nie będzie już myślał o filmie i nie przeszkadza mu propaganda usa to gorąco polecam. Jednak jeśli szukacie czegoś do przemyśleń i oczekujecie wielkich emocji w kinie to idźcie na coś innego. To po prostu dobra rozrywka tym razem w wydaniu amerykańskim.

wtorek, 18 września 2007

#23 De Grønne slagtere reż. i scen.:Anders Thomas Jensen

Po naszemu tytuł brzmi "Zieloni rzeźnicy"i jest to duński film o dwóch przyjaciołach, którzy otwierają wspólnie sklep mięsny. Po kilku nie przewidywalnych zbiegach okoliczności zaczynają sprzedawać ludzkie mięso, co okazuje się prawdziwym hitem. Codziennie gigantyczne kolejki klientów przed sklepem, program w telewizji i zawiść konkurencji. Tak w skrócie przedstawia się fabuła.

Główna para bohaterów to świetnie dobrane dwie osobistości. Postać Svend'a grana przez Mads Mikkelsen to taki miły, spokojny i bardzo zagubiony psychopata mordujący ludzi. Jego partner Nikolaj Lie Kaas grający dwie role braci bliźniaków daje ciekawe show. Bjarne jest facetem po załamaniu nerwowym, który kolekcjonuje szkielety zwierząt które zabił będąc rzeźnikiem, natomiast jego brat Egil jest wegetarianinem i człowiekiem, który przebudził się po 7 latach śpiączki i zachowuje się jak przerośnięte dziecko w wieku 30 lat. Ogląda się to świetnie i momentami jest nawet śmiesznie, ale jest to raczej czarny humor i troszkę makabryczny.

Co do pana reżysera Anders Thomas Jensen to warto przyjrzeć mu się bliżej. Pisze scenariusze i kręci filmy, jest również członkiem Dogmy. Napisał scenariusze do takich filmów jak: "Jabłko Adama" "Król słońca" "Wilbur chce się zabić" i "Mifune". To tylko niektóre z jego zrealizowanych scenariuszy, a trzeba zaznaczyć, że w tej kwestii jest bardzo płodny.


Film ogląda się naprawdę przyjemnie, chodź to raczej jeden z tych filmów co snuje się do przodu leniwie i własnym specyficznym torem. Jeśli lubicie groteskę, czarny humor i troszkę makabry to polecam brać ten film w ciemno i się spodoba.

ps. Film jest z 2003 roku i jak na razie nie ma w naszym pięknym kraju dystrybutora. Więc kto ma ochotę zobaczyć musi się sam postarać, a nie jest naprawdę trudno go dostać.

czwartek, 13 września 2007

#22 Rewolucje - Parabola scen. i rys.: Mateusz Skutnik

„Rewolucje” to komiks inteligentny, śmieszny i dobrze napisany. Opowiada o ideach, marzeniach i wynalazkach. W albumie „Parabola” mamy przedstawionych kilka historii zgrabnie połączonych z sobą i tak możemy poznać np opowieść odkrywcy czarnego lądu, matki, która dość ciekawie zapatruje się na macierzyństwo, albo losy szalonego profesora Gunther’a Nett, która najbardziej przypadła mi do gustu.


Mateusz Skutnik wymyślił sobie bardzo ciekawy i oryginalny świat niby ludzi przypominający okres rewolucji przemysłowej. Pełen jest szalonych wynalazków i rewolucyjnych teorii. Czytając ten album czuję się, że autor tworząc go miał konkretną wizję tego, co chce przedstawić. Wszystko jest opowiedziane w taki przyjemny, spokojny i leniwy sposób.


Od strony wizualnej komiks prezentuje się ciekawie. Autor ma swoją już od jakiegoś czasu mocno rozpoznawalną kreskę. Jest ona troszkę dziwna, ale bardzo czytelna i ciekawa. Nie ma tutaj efektownego kadrowania, ani oszałamiających efektów graficznych. Jest za to naprawdę dobra opowieść. Całość jest utrzymana w pastelowych kolorach, co idealnie pasuje do klimatu komiksu.


Komiks Mateusza Skutnika jest naprawdę dobrą pozycją i warto w niego zainwestować te w miarę nie wielkie pieniądze. Jeśli lubisz inteligentną i zarazem dowcipną rozrywkę to nie będziesz żałował wydanych pieniędzy. Na koniec trzeba jednak powiedzieć, że „Rewolucje” niestety czyta się dość szybko i to jedyna wada. Zaraz po przeczytaniu mamy ochotę na więcej, ale na szczęście są już dostępne kolejne trzy tomy.



#21 300 scen.: i rys.: Frank Miller

W roku 480 p.n.e. armia tak olbrzymia, ze drżała pod nią Ziemia przybyła do Grecji aby zniszczyć ostatni przyczółek zdrowego rozsądku. Opór stawia garstka tytułowych 300 wojowników, lecz nie są to zwykli wojownicy to Spartiaci.


Tak w skrócie można opisać ten niesamowity komiks. Opowieść o męstwie, miłości dla swego kraju i gotowości poświęcenia życia za ukochaną ojczyznę. Opowieść skupia się na podróży króla Sparty Leonidasa i jego trzystu wojowników do Termopil – miejsca przeznaczenia i wielkiej bitwy z Persami pod dowództwem Kserksesa. Podczas tej podróży poznajemy głównych bohaterów, zaczynamy ich podziwiać i niestety wyczekiwać nieubłaganego zakończenia. Ciekawie się jawią dwaj główni antagoniści. Leonidas jako pochwała wszelkich najlepszych cech mężczyzny i króla. Twardy, pełen dumy i honoru, nieustępliwy i przepełniony taką charyzmą, że pod wpływem jednego jego słowa wszyscy mu podlegli wyruszają na pewną śmierć. Kserkses za to jawi się jako całkowite przeciwieństwo. Pełen pychy, cały obwieszony drogocennymi naszyjnikami jawi się czytelnikowi raczej jako pseudo mężczyzna nadmiernie dbający o swój wygląd, aniżeli prawdziwy wojownik.


Od strony wizualnej to prawdziwe cudo. Kto miał już do czynienia z komiksami rysowanymi przez Franka Millera wie czego się spodziewać. Wspaniały i rozpoznawalny styl autora idealnie odzwierciedla chaos panujący na polu walki. Bardzo widowiskowo jest przedstawiona cała potyczka u Gorących Wrót. Cało stronnicowe kadry przedstawiające walkę, świetne kadrowanie i niesamowite, wspaniale pasujące do całości kolory nałożone przez Lynn Varley pokazują w pełni, że mamy do czynienia z prawdziwym artyzmem.
Równocześnie chciałbym w tym miejscu wyrazić pełen podziw dla Taurus Media za wspaniałe wydanie tego komiksu w Polsce. Jest to naprawdę kawał dobrej roboty.


Podsumowując „300” jest wspaniałym komiksem z pełną patosu i honoru wciągającą historią, z mistrzowskimi rysunkami. Komiks który trzeba znać i warto mieć we własnej kolekcji.



poniedziałek, 10 września 2007

#20 Nigdziebądź, autor: Neil Gaiman

Książka opowiada losy Richarda Mayhew, któremu wydawało się ze ma wszystko. Ukochaną kobietę, fajną pracę i spokojne unormowane życie, do czasu gdy na swej drodze nie spotkał zakrwawionej kobiety o imieniu Drzwi. Nie wiedzieć czemu postanowił rzucić wszystko i pomóc dziewczynie, od tego zaczęły się jego wszelkie problemy i wielka przygoda, która odmieniła jego życie na zawsze.

Akcja książki dzieje się w "Londynie pod" jest to alternatywna, fantastyczna wersja wersji "Londynu nad" troszkę na wzór średniowiecza. Zagłębiając się w lekturze poznajemy zasady działające tym światem, fantastycznych bohaterów i wspaniałe miejsca. Jak zwykle u Gaimana czyta się to świetnie i bardzo przyjemnie. Jest to takie fantasy ale nie do końca, bo niby mamy do czynienia z fantastycznymi postaciami i miejscami, ale z drugiej strony główny bohater ciągle porównuje to do normalnego życia i pragnie za wszelką cenę tam wrócić.

Z "Niegdziebądziem" to w ogóle jest ciekawa sprawa. Gaiman jeszcze za czasów kiedy nie był taką gwiazdą jak dziś został poproszony o napisanie, chyba dla NBC, scenariusza dla serialu fantasy i napisał właśnie "Niegdziebądź" z czego powstał chyba ośmio odcinkowy serial fantasy. Po jego umiarkowanym sukcesie Neil troszkę przerobił scenariusz i powstała książka. Następnie kilka lat później powstał jeszcze komiks na podstawie tej samej historii ale już bez udziału Gaimana bo jak sam powiedział albo wszystko zmienię albo nic i pozostawił wolną rękę twórcom. Więc "Nigdziebądź" można uznać w pełni za multimedialną formę sztuki.

Książkę czyta się naprawdę przyjemnie i zaskakuje w kilku miejscach. Jeśli ktoś z was miał już do czynienia z tym autorem to wie czego się spodziewać, całej reszcie polecam z czystym sercem tą miła i niezobowiązującą rozrywkę.

#19 The Ultimate Gift reż.:Michael O. Sajbel, scen.:Cheryl McKay

Opowieść stara jak świat, o rozpuszczonym, obrzydliwie bogatym młodym mężczyźnie, który pod wpływem życiowych doświadczeń przechodzi wewnętrzną przemianę i wychodzi na ludzi. Kurcze nawet się nie spodziewałem jaki świetny film zobaczę.

Cała historia zaczyna się od śmierci jednego miliardera i spotkania jego rodziny przy dzieleniu spadku. Zasada jest prosta: dowiadujesz się co dostałeś i wychodzisz i ku naszej uciesze na sam koniec zostaje nasz główny bohater, lecz on zamiast pieniędzy lub innych dóbr dostaje kilka prezentów. Prezentów w postaci dwunastu zadań podczas wykonywania których pozna co naprawdę jest ważne w życiu. Będzie musiał min. sam zarabiać na siebie, poznać co to znaczy "prawdziwy przyjaciel" i nauczy się pomagać innym.

Jak dla mnie jest to taka bardzo przyjemna współczesna bajka, kończąca się morałem i słodko gorzkim happy endem. Przez cały film obserwujemy wewnętrzną przemianę naszego głównego bohatera. Od wiecznego imprezowicza, rozpuszczonego bogacza i samoluba do odpowiedzialnego, kochającego i wartościowego człowieka.

Nie wiem czy akurat miałem nastrój na coś takiego, chociaż ja naprawdę lubię takie troszkę naiwne kino, które odbudowy wuje mój pozytywny obraz świata, ale film spodobał mi się wybitnie. Naprawdę świetnie się ogląda, nie można się nudzić nawet przez chwilkę i polecam gorąco każdemu. Dobry film na wspólny wieczór z ukochaną osobą.

wtorek, 4 września 2007

#18 Superman - Peace on Earth scen.:Paul Dini, rys.: Alex Ross

"Tylko jeden chłopiec przemówił. Spojrzał na to, co mu dałem, potem na mnie i spytał,
"A przyjdziesz jutro?"
Odwróciłem wzrok."


Ten cytat idealnie oddaje klimat całego komiksu. Zaczynając go czytać totalnie nie wiedziałem czego się spodziewać. W sumie nie lubię Supermena jako postaci, dla mnie jest po prostu nudny i raczej nie czytam jego sztampowych przygód. Sięgając po ten tom spodziewałem się kolejnej walki z jednym z super łotrów, który znalazł troszkę kryptonu i postanowił zrobić z niego użytek. Jednak zaskoczyłem się mile, chodź opowieść jest raczej przygnębiająca. Człowiek ze stali walczy tym razem ze światowym głodem i niestety z góry jest spisany na niepowodzenie. Tak jakoś od pierwszych stron czuć przedsmak jego klęski. Jego oponentami tym razem są światowi dyktatorzy, albo ustroje państwowe, które postrzegają go jako wroga narodu i nie wydają zgody na pomoc, ponieważ albo się im to nie opłaca, lub zastraszonym i głodnym ludem łatwiej rządzić. Chodź opowieść raczej smutna jest i prawdziwa, bo w końcu mówi o tym co każdy z nas wie, to czyta się to naprawdę dobrze, a po lekturze daje do myślenia.

Od strony graficznej komiks prezentuje się bardzo dobrze. Kto już miał do czynienia z rysunkami ALex'a Ross'a (np. poprzez "Kingdom Come" wydane u nas przez Egmonta) ten wie czego się spodziewać. Bardzo dobry rysunek realistyczny, raczej przypominający obrazy, niż ilustracje w opowieści obrazkowej. Świetne kolory i kadrowanie takie nietypowe, kilka dużych ilustracji na dwóch stronach i tak prawie przez cały tom.

Ciekawy jest również sposób narracji tej opowieści. Nie ma tu standardowych dymków w poszczególnych kadrach, lecz wszystko jest wypowiedziane w formie myśli Supermana. Taki komentarz jakby z poza kadru. Tak jakbyśmy oglądali film i cały czas narrator nam opowiadał co się dzieje. Komiks naprawdę wart przeczytania, polecam. Na końcu daje jeszcze troszkę nadziei na poprawę, tylko ze my nie mamy Supermana.

czwartek, 30 sierpnia 2007

#17 The Bourne Identity reż.: Doug Liman, The Bourne Supremacy reż.:Paul Greengrass, The Bourne Ultimatum reż.:Paul Greengrass

No można powiedzieć, ze nastąpiła reaktywacja na moim blogu. Jakoś nie wiedzieć czemu postanowiłem zobaczyć trylogię o Bournie i teraz podzielę się z wami moimi odczuciami. Od razu uprzedzam, dla tych którzy mają w planach to zobaczyć, że mogę się pojawić jakieś spoilery fabuły więc uważać.

Cała trylogia zaczyna się w momencie gdy naszego głównego bohatera wyławiają rybacy nieprzytomnego z morza gdzieś niedaleko Francji chyba. Jest on postrzelony w plecy i posiada w udzie mały laserowy "breloczek", który wyświetla numer konta w banku w Szwajcarii chyba. Jest to pierwszy ślad, za którym podąża Bourne aby dowiedzieć się kim jest i kto mu to wszystko zrobił. Po drodze pozna piękną kobietę, zakocha się, potem ją straci i się zdenerwuje i wszystko wyjaśni ale do tego jeszcze daleko. Tak mniej więcej objawia się fabuła wszystkich trzech filmów i muszę powiedzieć, ze bardzo przyjemnie się to ogląda.

Fabuła jest naprawdę ciekawa w odróżnieniu do tego co napisałem powyżej. Co chwilkę następują niespodziewane zwroty akcji, pojawiają się nowe tropy i ślady, które nie łatwo sprawdzić, ale nasz bohater zawsze znajdzie jakiś sposób, jak to bywa w dobrych filmach szpiegowskich. Cała seria jest świetnie zrealizowana. Ciekawa gra aktorów i dobrze dobrani aktorzy do poszczególnych ról. Świetny szybki montaż w scenach pościgów, strzelanin i są one naprawdę widowiskowe i pomysłowe. Bardzo mi się podobały sceny walki w filmach. Wyglądają realnie, po kilku ciosach już wszyscy krwawią i wygląda to tak jak być powinno. W każdym filmie jest odpowiednio wyważona proporcja akcji, a zbierania poszlak i dowodów. W sam raz aby nie było cały czas pościgów i walk, a równocześnie, aby się nie nudzić.

Serię naprawdę warto zobaczyć i jest to kawał dobrego kina szpiegowskiego, które można śmiało polecić każdemu kinomanowi w ramach dobrej rozrywki na poziomie.

poniedziałek, 13 sierpnia 2007

#16 dwa w jednym

Na początek film "A Battle Of Wits" w reżyserii Jacob Cheung. Jest to jakaś Chińska super produkcja, której akcja dzieje się jakoś 370 lat p.n.e. Jesteśmy w mieście Liang z 4000 ludzi na które naciera 100.000 armia narodu Zhao. Naszą jedyna nadzieją jest Ge Li' wywodzący się z plemienia Mo-Tsu. Specjalista od taktyki i zadań specjalnych.
Film ogląda się całkiem przyjemnie, ciekawa fabuła z wieloma zwrotami, fajne sceny walki i takie tam. Główni bohaterowie nie są jednowymiarowi przez co wszystko jest znacznie ciekawsze. Bardzo dobrze jest pokazane co władza może zrobić z ludźmi, jak są obłudni i dążą do celu po trupach W brew oczekiwaniom film nie kończy się happy endem, czym bardzo mile mnie zaskoczył. Całkiem przyjemny film na spokojny wieczór z czymś dobrym.

Druga rzecz to seria komiksowa "Ultimate Fantastic Four" scenariusz Brian Michael Bendis i Mark Millar, rysunki: Adam Kubert, natomiast od numeru 7-12 (na razie bo seria wychodzi cały czas) scenariusz pisze Warren Ellis, rysunki: Stuart Immonen.
Połknąłem dziś całe dwanaście numerów na raz. Co prawda czyta się to szybko ale zazwyczaj nie zdarz mi się aby mnie coś tak wciągnęło. Historia przedstawiona w tej serii opowiada nam powstanie Fantascic Four od samego początku. Jak doszło do tego że się zmutowali, pierwsze walki i poznawanie nowych zdolności. Pojawia się pierwszy zaprzysiężony wróg numer jeden i takie tam przygody. Było to w sumie moje pierwsze jakieś poważniejsze spotkanie z tą super grupą i muszę powiedzieć że podobało mi się i to bardzo. Czysta rozrywka i tyle.
Pod względem rysunków cała seria przedstawia się typowo jak w seriach dla nastolatków. Wszystko ładne, kolorowe i przyjemne dla oka. Jednak mi bardziej przypadły do gustu rysunki pana Stuart Immonen. Przypominają mi one rysunki John Romita Jr. z "Daredevil: The Man Without Fear", gdzie to porównanie jest jak najbardziej komplementem.

ps. Jest taka gierka na PS3 i Xbox'a co się zwie "Darkness" na podstawie komiksu o tym samym tytule. Dla dorosłych, ponura, krwawa i ponoć bardzo dobra, a pisze o niej z powodu pewnej ciekawostki. Mianowicie jak wynika z fabuły gramy gangsterem, którego opętało tytułowe darkness i właśnie to jego mroczne wcielenie dubbinguje w grze nie kto inny jak Mike Patton. No nic znam kilka osób, które tylko z tego powodu z chęcią zakupiłoby jedną z konsolek.

czwartek, 9 sierpnia 2007

#15 Zítra to roztočíme, drahoušku...! reż.:Petr Schulhoff, scen.:Petr Schulhoff

W sumie już wczoraj postanowiłem sobie poprawić humor i zobaczyłem starą, bo z 1976 roku, komedię i to w dodatku produkcji, jeszcze wtedy, Czechosłowackiej. Po raz kolejny muszę się przyznać, że jednak kinematografia od naszych południowych sąsiadów należy do moich ulubionych.

Film opowiada historię dwóch rodzin, Bartácków i Novaków, mieszkających po sąsiedzku i robiących sobie ciągle na złość. Taka proza codziennego życia dla tych wszystkich co mieszkają w blokach albo w kamienicach. Całe ich życie obraca się wokół uprzykrzania życia drugiemu. Czasem poprzez kupno fałszywej pralki. Innym razem poprzez fikcyjną sprzedaż ukochanego auta. Nasi bohaterowie mają naprawdę szeroki wachlarz możliwości, co ogląda się niezwykle przyjemnie. W pewnym momencie nawet dochodzi do pogodzenia zwaśnionych rodzin i rozejmu. Niestety wtedy następuje największa tragedia, życie staje się nieciekawe, szare i nudne. Na szczęście rozejm nie trwa długo i szybko wszystko wraca do normy.

Jak to zwykle bywa w filmach czechosłowackich, teraz również Czeskich i Słowackich, twórcy opowiadają swą historię z niezwykłym dystansem i bardzo specyficznym humorem co ja naprawdę uwielbiam. Bardzo mi odpowiada ten sposób narracji. Zawsze mi tego brakowało w polskim kinie, bo niestety my to tylko umartwiać się potrafimy. Jak dla mnie film świetny i polecam każdemu, chodź jestem świadom tego że pewnie nikt go nie zobaczy bo kiepsko osiągalny i napisów brak więc tylko dla tych co znają język.

niedziela, 5 sierpnia 2007

#14 Simpsonowie - wersja kinowa, reż.:David Silverman, scen.: Mike Scully, Matt Groening, James L. Brooks, et alii

Wczoraj, muszę przyznać że z lekką obawą, wybrałem się do kina na wersję kinową mojej ulubionej kreskówki. Przed seansem przeczytałem kilka recenzji, trailery widziałem już dawno i musiałem sam sprawdzić jak to w końcu jest z tym filmem.


Moje wszelkie wątpliwości zostały szybko rozwiane bo film jest świetny. Historia skupia się jak zawsze na tytułowej rodzince i jak już to działo się wiele razy, Homer - ojciec rodziny, przez swoją głupotę i samolubstwo spowodował całkowitą izolację Springfild od reszty kraju. Całe miasto oczywiście postanowiło wymierzyć samo sprawiedliwość winowajcy i nasi bohaterowie ratują się ucieczką. Jest to początek niesamowitej podróży i bardzo wielu śmiesznych sytuacji. Nasza żółta rodzinka min odwiedza Alaskę, jest ścigana przez rządowe organizacje, zostaje wystawiona na wielką próbę miłość Marge i Homera i wiele innych sytuacji, które można wymieniać jeszcze długo.


Wersja kinowa to tak naprawdę dłuższy odcinek i jak dla mnie to świetny pomysł. Jest przepełniony wspaniałym humorem, aktualnymi komentarzami do naszego świata i tak samo jak serial nie pozwala nawet na chwilkę się nudzić. Spotkamy tu wszystkich starych znajomych takich jak klowna Crustego, pana Flendersa, Mr Burns i całą resztę. Najbardziej urzekły mnie dwie sceny w filmie. Pierwsza to wyznanie komiksiarza 10 min przed śmiercią i druga w trakcie końcowych napisów dotycząca kwestii seppuku i Mr Burns. Naprawdę polecam to i jeszcze wiele innych smaczków jakie można znaleźć podczas projekcji.


Ja się ubawiłem świetnie, nic a nic nie zawiodłem i twórcy przez cały film trzymają naprawdę wysoki poziom. Jest to naprawdę dobra rozrywka i można ja polecić każdemu, nie tylko fanom serialu. W pełni zasługuje na 5/6, nie zobaczyć to wstyd.

wtorek, 31 lipca 2007

#13 Kozure Okami tom 6: Święto zmarłych scen.: Kazuo Koike, rys.: Goseki Kojima

Muszę się przyznać do wielkiej miłości do anime, za to jakoś manga nigdy do mnie nie docierała poza kilkoma wyjątkami jak "Akira", "Eden", "Domu - a Child's Dream". Jednak jest jedna manga którą pokochałem i na każdy kolejny numer czekam z olbrzymią niecierpliwością i jest to właśnie "Kazure Okami" czyli po naszemu "Samotny wilk i szczenię"Jest to opowieść o Roninie i jego synu, którzy razem wkroczyli na drogę meifumado (droga śmierci, demonów i potępienia) po tym jak została zabita jego żona, a ich nazwisko zostało zhańbione. Razem kroczą drogą zemsty, ojciec został płatnym zabójcą, który podróżuje wraz ze swym małoletnim synem. W najnowszym tomie mamy pięć historii chwalących honor, poświęcenie oraz odwagę. Mi najbardziej przypadła do gustu historia "Most Ikkoku" w której nie więcej niż trzy letni syn opiekuje się rannym ojcem. Mały chodzi codziennie nad wodę i łowi ryby, aby ojciec mógł sie posilić. Z racji tego, że maluch nie potrafi nic innego to stara się robić cokolwiek, aby pomóc. Piękna jest scena, gdy do łowiącego malca przychodzi kilku starszych chłopaków i zaczynają go bić, tylko za to, że łowi na ich miejscu. Nasz malec tylko stoi i się nie broni, aż do czasu kiedy wrzucają mu już złowione ryby do wody. Nasz mały bohater wie, że od tego zależy życie jego Taty i wtedy zaczyna dopiero walczyć. Piękny i mądry przykład odwagi i poświęcenia.

Cała manga składa się z 28 tomów i u nas zostały wydane na razie 6 z nich więc polecam sie zainteresować bo naprawdę warto. Ta seria to taki Akiro Kurosawa w świecie komiksów. Jeśli ktoś lubi tak jak ja klimaty samurajskie to na pewno się nie zawiedzie. Jest tu honor, pojedynki, intrygi i spiski. Czasem pojawiają się ninja lub inni płatni mordercy. Dzięki tej historii bardzo dokładnie poznajemy zwyczaje i obyczaje z tamtych lat. Różnie święta i obrządki i wszystko to jest podane w bardzo przyjemny i niezwykle ciekawy sposób.

Od strony graficznej seria przedstawia się bardzo dobrze. Ciekawe kadrowanie, czasem jeden kadr na jednej stronie, innym razem trzy albo cztery kadry na dwie strony. Kreska przyjemna i czytelna i to co mi się podoba w niej najbardziej to, to że nie wygląda jak standardowa manga. Nie znajdziemy tutaj dużych oczu, długich nóg i innych temu podobnych rzeczy.

Jak już wspominałem jestem po przeczytaniu sześciu tomów i wszystkie były świetne. Bardzo ciekawe opowieści, interesujący bohaterowie i cały klimat historii sprawia, że jest to bardzo wartościowa seria, którą gorąco polecam. 5/6 i życzę miłego czytania.

ps. Chciałbym tutaj podziękować jednej wspaniałej młodej kobiecie za ten komiks. W sumie to dzięki niej możecie o nim przeczytać. Dziękuje.


poniedziałek, 30 lipca 2007

#12 Live Free or Die Hard reż.:Len Wiseman, scen.: Mark Bomback

"Szklana pułapka 4.0" to świetny film w swojej kategorii. Wszyscy Ci, którzy oglądali poprzednie części doskonale wiedzą czego się spodziewać. Wszystkich pozostałych informuję, że to po prostu dobre kino akcji i przyjemna rozrywka i nic ponad to.

Oczywiście mamy znowu szaleńca, tym razem speca od zabezpieczeń komputerowych, który w imię wyższych racji zsyła armagedon na USA. Jest dzielny policjant, w tej roli świetny po raz czwarty Bruce Willis, który musi uratować swój kraj. Jest dużo pościgów i wybuchów. W sumie to już od pierwszych minut filmu dzieje się naprawdę dużo, bardzo efektownie i tempo nie zwalnia tak do samego końca filmu. Jeśli ktoś lubi takie kino albo po prostu ma ochotę na dobrą rozrywkę to polecam.

Jeśli skupimy się troszkę bardziej podczas seansu to możemy zauważyć wszystkie modne obecnie trendy w Hollywoodzkim kinie. Mamy tu zagrożenie wynikające z komputerów i odpowiedniej wiedzy jak jej wykorzystać, a nie np jakiegoś zamachu bombowego. Mamy temat fanatyków religijnych, bo jak mówi sam szwarc charakter w pewnym momencie lepiej żebym to ja zrobił ten zamach (w domyśle Amerykanin) niż jakiś fanatyk religijny. Widać Amerykanom jeszcze nie przeszedł strach po WTC i pewnie długo jeszcze nie przejdzie. Wrogowie poruszają się jak Le Parkour, co też jest niezwykle popularne ostatnio w kinie tego typu. Pełno gadżetów w typu iPod, wszyscy grają w "Gears of Wars" i takie tam (zapewne sponsorami był Microsoft i Apple, swoją drogą wrogowie sponsorują jeden film, to ładnie z ich strony).

Mi się film bardzo podobał i w swojej kategorii to mistrzostwo. Już dawno nie oglądałem tak dobrego kina akcji i nie bawiłem się tak dobrze. Jak dla mnie to 5/6 i uprzedzam, że jestem fanem tej serii więc ocena może być troszeczkę nie obiektywna, ale na 4 to film zasługuje w pełni. Na koniec jeszcze jedna sprawa. Bardzo mile w filmie zaskoczył mnie występ Kevina Smitha. Sam z siebie się naśmiewał (rozmowa o Gwiezdnych Wojnach) i ogólnie jakiś taki dystans zaprezentował do własnej osoby, a ja to bardzo lubię.

niedziela, 29 lipca 2007

#11 GranatowyPrawieCzarny reż.: Daniel Sánchez Arévalo, scen.:Daniel Sánchez Arévalo

Jakoś nie dawno zobaczyłem "GranatowyPrawieCzarny" i jakoś dopiero teraz postanowiłem coś napisać. Film opowiada losy młodego chłopaka, który pracuje, opiekuje się ciężko chorym ojcem, kończy studia i po prostu żyje. Spotyka się z przyjacielem, odwiedza brata w więzieniu i stara się jakoś zmienić swe życie na lepsze. Szuka swego miejsca i ma z tym wielki problem. Robi chyba to co każdy z nas na co dzień.

Film jest bardzo spokojny, stonowany i bardzo ciekawie opowiedziany. Wątki są bardzo dobrze poprowadzone i nawzajem się przeplatają z czego powstają bardzo ciekawe, czasem smutne, czasem wesołe sytuacje. Główny bohater wzbudza od początku sympatię widza i miło się to ogląda.

Świetni jest dobrany tytuł filmu. Tak jak trudno w życiu czasem odróżnić granatowy od czarnego (czasem to wszystko zależy od światła) tak i w tym filmie głównym bohaterom trudno odróżnić dobre od złych zdarzeń i tak jak w życiu to co czasem na początku wygląda bardzo źle w ogólnym rozrachunku okazuje się błogosławieństwem.

Polecam film bo świetnie się ogląda i z czystym sumieniem mogę powiedzieć że to najlepsza rzecz jaką widziałem w ostatnim czasie. 5/6

wtorek, 17 lipca 2007

#10 Juan Solo scen. Alexandro Jodorowsky, rys. Georges Bess

Tytułowy bohater Juan Solo to wyrzutek. Zaraz po porodzie został porzucony na śmietnik, gdzie znalazł go karzeł transwestyta, który wychowywał go jak mógł najlepiej na tym plugawym świecie. Nasz pupilek jednak z przyczyn niezależnych od niego musiał się szybko uniezależnić i zacząć dbać o siebie, co poszło mu całkiem łatwo. Najpierw został szefem małego gangu, następnie przy pomocy morderstw i oszustw został szefem ochrony senatora, by w końcu po zaskarbieniu sobie jego zaufania został prywatną ochroną jego małżonki (z czasem również kochankiem) i syna. Na końcu jednak przy pomocy niesamowitych zbiegów okoliczności i zawirowań fabuły zostaje jeszcze świętym. Tak pokrótce można opisać fabułę tej krótkiej, bo czterotomowej serii.

Wszyscy Ci którzy mieli już w jakikolwiek sposób kontakt z Jodorowsky'm , czy to przez komiks, czy poprzez film to doskonale wie czego się można spodziewać po tej serii. Jest to opowieść tylko dla dorosłych w której spotkamy się z: morderstwami, wulgarnym językiem, seksem, kazirodztwem, mutacjami i jeszcze kilkoma rzeczami. Fabuła jest naprawdę wciągająca i ciekawa, czyta się to jednym tchem i zakończenie jest naprawdę zgrabnie pomyślane. Sam scenariusz dostał główną nagrodę za scenariusz na prestiżowym Alph'art w 1996 roku na festiwalu w Angulerne.

Co do rysunków to trzeba przyznać że Bess świetnie się wywiązał ze swojego zadania. wszystko pięknie ze sobą współgra, paleta kolorów oparta na chyba pastelach dobrze podkreśla klimat wszechogarniającego brudu i niegodziwości.

Podsumowując jest to komiks do cna zły i okropny, nie ma w nim chyba żadnych pozytywnych wartości, ale dzięki temu możemy się z niego wiele nauczyć i co najpiękniejsze na samym końcu jest dalej tak samo jak na początku. Dla mnie ta seria jest jak najbardziej na 5/6 i gorąco polecam pod warunkiem że jesteście pełnoletni.

sobota, 14 lipca 2007

#9 Marvel Zombies scen. Robert Kirkman, rys. Sean Phillips,

"Marvel Zombies" to mini seria (tylko 6 numerów), która przypadła mi bardzo do gustu, bo jak tu się nie bawić świetnie jak twórcy postanowili wszystkich najważniejszych herosów z uniwersum Marvela zamienić w zombie i się z nich mocno nabijać? Jednak zacznijmy od początku. Na Ziemię trafia z kosmosu straszna zaraza, która tylko z superbohaterów robi zombie. Rozprzestrzenia się w zastraszającym tempie i po szybkim czasie ogarnia całą planetę. Jednak pozostaje garstka (przynajmniej na początku opowieści), która podejmuje walkę i tak się przedstawia pokrótce ta historia.

Urzekł mnie w tej serii czarny humor, którego chyba największym generatorem jest Spiderman. W pierwszym zeszycie pożarł swoją żonę i ciotkę i przez resztę serii ma straszne wyrzuty sumienia i to zawsze jak się naje. Wygląda to świetnie i jest się naprawdę z czego pośmiać, pod warunkiem ze ktoś lubi taki humor. Mądrze jest jeszcze pokazany problem braku pożywienia po zjedzeniu całej populacji ziemskiej. Ciągłe podejrzenia czy ktoś czegoś nie zjadł, nie ukrywa, walki między sobą o każdy kawałek mięsa i takie tam, ale i z tym sobie poradzili nasi bohaterowie.

Co do oprawy graficznej to niestety nie trafia ona do mnie. Po prostu nie jestem fanem takiej kreski. Jest jakaś taka bez polotu i nieciekawa. Jednak z drugiej strony trzeba zauważyć, że świetnie jest dobrana paleta kolorów. Wszystko jest szare i takie jakieś przybrudzone co świetnie pasuje do klimatu komiksu. Należy jeszcze nadmienić, że o ile sam komiks jest średnio narysowany to okładki są prześliczne i bardzo przyjemnie się je ogląda.

Mini seria na mocne 4/6 i jeśli kiedyś wyjdzie w naszym pięknym kraju, co jeszcze długo nie nastąpi, to będzie trzeba kupić.

#8 The King reż. James Marsh, scen.:Milo Addica, James Marsh

Film opowiada losy Elvisa, młodego mężczyzny, który po 3 latach w marynarce usa wraca do miasteczka "rodzinnego" aby się spotkać pierwszy raz z własnym ojcem. Gdy przyjeżdża na miejsce okazuje się, że jego tatuś został pastorem, założył nową rodzinkę i nie bardzo chce się zajmować swoim zapomnianym synem. Nasz główny bohater nie poddaje się i wynikają z tego potem ciekawe komplikacje, które się miło ogląda.

Film jest bardzo spokojny, co nie oznacza że się w nim nic nie dzieje. Ma swoje wolne tępo, które niektórym na pewno będzie wyglądać na straszne nudziarstwo, co jednak jest tylko powierzchowne. Ciekawie się ogląda jak to wszystko się układa i jak ludzie zaślepieni wiarą mogą sobie wszystko wytłumaczyć tak, żeby im pasowało. Swoją drogą jak oglądałem jak wyglądały msze w kościele z filmu to zawsze myślałem sobie: kurde co za cyrk. Intrygujące jest jeszcze jak ludzie ślepo poddają się wierze i z tego powodu postępują czasem nieracjonalnie. Stają się bezsilni i wszelkie sprawy zostawiają bogu. No trudno niektórzy tak niestety mają.

Jak dla mnie to film tak 4/6, do czego doszedłem dzień po obejrzeniu jak zacząłem się zastanawiać nad nim. Z niektórymi filmami tak jest że trzeba się z nimi przespać i dopiero wtedy zaczyna się podobać.

środa, 11 lipca 2007

#7 Spider-man 3 reż.: Sam Raimi, scen.:Alvin Sargent, Ivan Raimi, Sam Raimi

Jako fan komiksów ogląda ich adaptacje i o ile czasem jest z tego coś dobrego jak było np z pierwszym i ostatnim Batmanem, to niestety w większości są to straszne gnioty. Film o człowieku pająku jest taki sobie.

"Spider-man 3" jak to standardowa opowieść o super bohaterze opowiada o jego konfrontacji z wrogami i tutaj mamy aż trzech: Venom, Sandman i Goblin. Co z tego wyniknie nie ma sensu pisać, bo skoro jest to amerykańska super produkcja chyba od 12 lat to wszyscy wiedzą że się to dobrze skończy.

Całą historię się nawet przyjemnie ogląda, świetnie zrealizowane są sceny walk, pościgów i wszystkiego takiego czego w takich widowiskach nie może zabraknąć. Jednak efekty momentami są jakieś sztuczne i widać strasznie, że to z komputera pochodzą. Jednak warto zobaczyć chwile gdy Peter Parker zakłada symbiot z kosmosu i zaczyna z niego wychodzić jego ciemna strona. Tobey Maguire jest w tym momencie świetny, ze słabeusza i kujona robi się pewny siebie arogancki podrywacz i ogląda się to świetnie.

Cały film to miłe dwie godzinki nie zobowiązującej rozrywki i nic poza to. Jeśli podejdziemy do tego w ten sposób to naprawdę fajnie się będziemy bawić, nawet pomimo końcówki filmu która jest wyciskaczem łez i tak strasznie hamerykaska. Wszyscy wszystkim wszystko tłumaczą i proszą o zrozumienie, godzą się i takie tam, straszne po prostu, ale w końcu to film od 12 lat. Jak dla mnie to takie 3/6 z powodu zakończenia, ale i tak polecam jeśli ktoś lubi takie kino.

Na deser mam dla was super stronkę którą znalazłem dziś: http://www.animwatch.com/ na stronie do obejrzenia wiele świetnych animacji a ja polecam "Batman: Help Me!!!"

niedziela, 8 lipca 2007

#6 Zodiac reż.: David Fincher, scen.:James Vanderbilt

Dawno mnie tu nie było trzeba przyznać ale jakoś tak wyszło. Wyjazd, przeprowadzka i takie tam, jak ten czas szybko ostatnio leci. Zaniedbałem pisanie, lecz teraz to chyba wszystko wróci do normy.

Wczoraj się wybrałem do kina na "Zodiac'a" i muszę przyznać ze oczekiwania miałem bardzo wysokie. Po pierwsze bo to nowy film jednego z moich ulubionych reżyserów i twórcy mojego ukochanego filmu "Fight Club". Po drugie pod wpływem bardzo pozytywnych recenzji, jakoś tak samo wyszło że spodziewałem się dobrego kina i takie dostałem ale chyba tylko dobrego.
Film opowiada historię mordercy który siał postrach w San Francisco i okolicach na przełomie lat 60 i 70 ubiegłego wieku. Jednak co mi się podobało bardzo całą tą historię oglądamy z punktu widzenia ludzi, którzy chcieli go złapać. Świetnie jest pokazane jak tragicznie to wpływa na ich życie, jak powiększa się ich obsesja i dotrzeć do celu, którym jest odkrycie prawdy.
Bardzo dobrze jest również pokazane San Francisco tamtego okresu. Twórcy zadbali naprawdę o wszystko i wygląda to jakby się cofnęli w czasie.
"Zodiac" to dobrze zrealizowane kino rozrywkowe i tak trzeba to rozpatrywać. Chodź film jest naprawdę długi to nie dłużył mi się nawet przez chwilkę i naprawdę świetnie się bawiłem. Mile spędzony czas i tyle, w takim celu polecam ten film, ale niestety do takich perełek jak "Fight Club" i "Sev7en" to mu daleko, co nie zmienia faktu, że ocena jest 4/6 i w pełni na nią zasługuje.

poniedziałek, 25 czerwca 2007

#5 Jak podręcznikowo zepsuć film.

Dziś będą dwie krótkie recenzje, zamiast jednej, bo jakoś tak wyszło i oba filmy mają wiele ze sobą wspólnego o czym zaraz się przekonacie.Pierwszy film to "The Number 23", opowiada o facecie (w tej roli świetny Jim Carrey), który na swoje urodziny dostaje od swoje żony książkę opowiadającą o gościu prześladowanym przez tytułową cyfrę 23. W miarę rozwijania się akcji widzimy jak nasz bohater dostaje tego samego zajoba i też zaczyna wszędzie widzieć powiązania w swoim życiu z tytułową liczbą i jest święcie przekonany, że ta książka jest napisana o nim.Drugi film to "The Reaping" opowiadający tym razem historię kobiety, która jest specjalistą od wyjaśniania religijnych cudów metodami naukowymi. Pewnego razu jest poproszona o wyjaśnienie jak to się stało, że w jednym z amerykańskich miasteczek woda zamieniła się w krew, a kolejnymi następstwami jest następnych 9 biblijnych plag.



Oba filmy się naprawdę przyjemnie ogląda, mają wyrazistych głównych bohaterów, ciekawą fabułę i co chyba najważniejsze w obrazach tego typu trzymają w napięciu. Więc pewnie się teraz zastanawiacie o co chodzi z tym tytułem posta? Już śpieszę z rozwiązaniem zagadki, a mianowicie to co kładzie te filmy to ich zakończenia. Oba są płytki i śmieszne. W "Number 23" kiedy główny bohater idzie do więzienia i mówi że musi tak postąpić bo każde inne zachowanie byłoby nie wychowawcze dla jego syna to myślałem że będę walił głową w ścianę. Żenada po prostu, wygląda to strasznie sztucznie i nie rozumiem co strzeliło ekipie kręcącej ten film że na to pozwolili.

"The Reaping" ma koniec tak efektowny i bajerancki, że aż śmieszny. Przychodzi prawie armagedon i heppy end, szkoda tylko że nie dla widza. No i ostatnie kilka minut daje nam cudowną nadzieję na część drugą (oczywiście jeśli się część pierwsza dobrze sprzeda), ale będzie się chyba nazywać "Dziecko Katherine" za co Polański poda ich pewnie do sądu.

Oba filmy jak dla mnie to takie przeciętne 3, z piwkiem to nawet fajnie się ogląda i z dobrym towarzystwem. Jak nie macie nic innego do roboty to śmiało polecam.

niedziela, 24 czerwca 2007

#4 Shooter reż. Antoine Fuqua, scen.: Jonathan Lemkin

Początek filmu, snajper i jego partner wykonują misję dla rządu USA z której wraca tylko jeden i to tylko dzięki sobie bo zwierzchnicy go zostawiają. 36 miesięcy później naszego bohatera odwiedzają panowie bez nazwisk i proszą o pomoc w realizacji planu zabicia prezydenta USA. Ma powstać tylko plan który ułatwi złapanie prawdziwego zamachowca. Nasz bohater jest bardzo źle nastawiony do współpracy, ale jak się wszyscy domyślamy w końcu się godzi i pomaga. Typuje miejsce gdzie to się odbędzie i tak dalej i w dniu zamachu jest na miejscu. Zamach się udaje, ale ginie ktoś inny, we wszystko oczywiście jest wrobiony nasz bohaterski snajper. W tym momencie zaczyna się prawdziwa zabawa, czyli kto i dlaczego i takie tam, czego wszyscy się spodziewaliśmy. Koleś jest nie do zdarcia jak Rambo i pomysłowy jak Mcgayver więc całkiem przyjemnie się to ogląda. Mógłbym teraz napisać jak to się wszystko kończy ale jak znam życie to już wszyscy i tak wiecie, więc po co?

Ciekawy w tym filmie jest kontrast patriotyzm vs. obłuda i kłamstwa rządu. Z jednej strony mamy łopoczące flagi USA, postawę niewzruszonego żołnierza, który po mimo tego, że rząd go wystawił, jest gotów znowu pomóc gdy potrzebuje go państwo. Z drugiej strony jednak mamy machlojki i nieuczciwość wysoko postawionych urzędników którym chodzi tylko o pieniądze i władzę i wszystko zawsze uchodzi na sucho.

Ogólnie film jest mocno przewidywalny, ale dobrze zrealizowany, dużo się dzieje i jest łatwy lekki i nawet przyjemny więc jeśli oglądacie go z kumplem (bo to raczej film dla facetów i nie polecam na romantyczny wieczór z ukochaną) i macie jakieś piwko do tego (tak jak ja miałem) to wtedy film jest na 4. Jednak obiektywnie patrząc to 3.

sobota, 23 czerwca 2007

#3 Sandman scen: Neil Gaiman, rys.: Dave McKean, Sam Kieth, Mike Dringenberg, Malcolm Jones III, Kelley Jones, Jill Thompson, Marc Hempel, et al.

Ostatnio skończyłem czytać ostatni tom „Sandman’a”. Z tą serią coś się skończyło w moim małym życiu zbieracza komiksowego i jakoś tak mnie zebrało na kilka słów szczerości.

Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłem ten komiks w księgarni i od razu musiałem kupić. Tak bardzo się cieszyłem z tego faktu i jakoś odbierałem to jako dobry omen dla naszego rynku komiksowego, który wtedy akurat przechodził coś w rodzaju bumu. Wsiadłem do samochodu i zacząłem od razu czytać i tutaj nastąpiło moje pierwsze i zapewne jedyne, rozczarowanie. Pomyślałem sobie: „ale ten komiks jest brzydki”. Niestety dalej tak uważam i jak się tak nad tym zastanawiam to on nawet nie jest brzydko rysowany, co paleta kolorów jest obrzydliwa. W sumie, czego można się spodziewać po komiksie stworzonym w 1987 roku. Tak się wtedy po prostu rysowało i nakładało kolory. On może nie do końca jest brzydki, po prostu szata graficzna troszkę się już zestarzała i tyle. Przecież pierwszy tom wyszedł w Polsce w 2002 roku i wszyscy już dawno byliśmy przyzwyczajeni do całkiem innych standardów. Dopiero jakoś ostatni Sandman naprawdę się mi podoba i oglądam go z wielką przyjemnością.


Tyle byłoby chyba marudzenia, bo zważając na to, że fabuła wynagrodziła mi braki wizualne i to z nawiązką to trzeba się już tylko cieszyć. Ileż to przyjemnych chwil spędziłem przy tym komiksie. To dzięki niemu odwiedziłem Piekło, zjazd masowych morderców i zobaczyłem jak na razie najlepszą scenę w komiksie, a mianowicie jak Lucyfer siedzi na plaży z jakimś przypadkowym człowiekiem podczas zachodu słońca i chwali Boga za to jak pięknie to zrobił. Co do fabuły, wiele osób się wypowiadało na ten temat i wiele zostało napisane o tym i też z tego powodu nie mam zamiaru jej streszczać w jakikolwiek sposób. Powiem tylko, że tak cudownie wymieszanych przeróżnych klimatów, tylu nawiązań do światowej literatury, mitologii i ogólnie całej kultury, tylu bohaterów szeroko rozumianej sztuki, którzy byliby tak zręcznie i inteligentnie wykorzystani i w tak piękny sposób pasowali do siebie jeszcze nie spotkałem. Jedyne porównanie, jakie mi się nasuwa nasuwa to „Mistrz i Małgorzata” Michała Bułhakowa, za co pewnie wielufanatyków tej ksiązki mnie zbeszta, ale tylko ta książka wydaje mi się idealnym porównaniem.


Przeczytanie całej tej serii zajęło mi jakieś 4 i pół roku (tak długo wydawał to egmont w Polsce) i nie żałuję tego czasu, a nawet jestem święcie przekonany, że zrobię to jeszcze nie raz i za każdym razem będę odkrywał coś nowego. To jest po prostu piękny komiks o snach, uczuciach i nas samych. Naprawdę gorąco polecam. W szczególności ludziom, którzy jeszcze nie zrozumieli, że komiks to sztuka i jak w każdej dziedzinie sztuki tu też trafiają się perełki i miernoty. Ocena jest chyba oczywista - 6 bo to po prostu klasyka jest.



piątek, 22 czerwca 2007

#2 Notes On A Scandal reż.: Richard Eyre, scen.:Patrick Marber

Chciałem napisać "dziś widziałem", ale patrząc na zegarek muszę napisać: wczoraj widziałem świetny film. "Notes On A Scandal" to naprawdę dobry film, który ma wszystko co do tego potrzeba. Fabuła trzyma w napięciu i opowiada o tym jak Sheba Hart (grana przez świetną Cate Blanchett) nauczycielka z liceum ma romans ze swoim 15 letnim uczniem. Przyłapuje ją na tym jej koleżanka z pracy Barbara Covett (grana przez fenomenalną Judi Dench) i opisuje wszystko w swoich dziennikach. Oczywiście wynika z tego wiele komplikacji, czego można się bardzo łatwo domyślić, ale nie to jest najlepsze w tym filmie. Cały urok w tym filmie polega na grze pomiędzy tymi dwoma kobietami, jest to prawdziwe mistrzostwo kina. Judi Dench jest genialna w roli samotnej, starszej kobiety, która zrobi wszystko dla przyjaźni - jak sama to ujęła. Ma troszkę zwichrowany pogląd na przyjaźń i jest to dobrze pokazane. Cate Blanchett wspaniale wcieliła się w rolę kobiety zagubionej w pożądaniu i pasji. Dwie, tak wielkie postacie w jednym filmie, tworzą wspaniałe kreacje aktorskie i choćby tylko dlatego warto zobaczyć ten film.
Ode mnie film dostaje mocne 4/6.


#1 Od czegoś trzeba zacząć.

Witam w pierwszym poście mojego bloga. W głównym zamyśle jest to blog o komiksach i kinie, co nie wyklucza tego, ze czasem będą się tu jeszcze pojawiać inne tematy. Zobaczymy jak to wyjdzie, sam biorę to jako jeden wielki test i jestem ciekaw owoców tej małej stronki. Raczej wszystko co pojawi się na tej stronie będzie ocenione według następującej skali:
6 - absolutny musisz mieć
5 - wypada znać i warto posiadać
4 - dobre i warto się zainteresować
3 - taki średniak, może być
2 - ciężko, na własną odpowiedzialność
1 - trzymać się od tego z daleka, w porównaniu z tym gorąca wódka i zimna kobieta to raj!!
No nic życzę wszystkim miłego czytania i częstego komentowania.