czwartek, 22 maja 2008

#48 Indiana Jones and the Kingdom of the Crystal Skull reż: Steven Spielberg, scen: George Lucas i David Koepp

Wczoraj wybrałem się z dziewczyną na przedpremierowy pokaz kolejnej części przygód Indiana Jonesa i muszę przyznać, że takiej porażki już dawno nie widzieliśmy. Ten film to absolutne dno i okaże się hitem tylko dlatego bo wszyscy pójdą na niego z sentymentu. Jednak aby nie być gołosłownym postaram się uzasadnić czemu jest aż tak źle.

Cała akcja filmu dzieje się w 1957 roku w USA więc jest to czas zimnej wojny. Trwają wszędzie polowania na komunistów i każdy jest podejrzany. W tej sytuacji nasz dzielny archeolog zostaje zawieszony w prawie do nauczania (min za uczestnictwo w badaniach nad bronią nuklearną, hahaha) i postanawia wyjechać do znajomego w Europie aby tam nauczać. Jednak jak to zawsze bywa w takich filmach, nie udaje mu się wyjechać ponieważ odnajduje go chłopak wychowywany przez przyjaciela ze studiów. Po krótkim spotkaniu zapoznawczym, wyruszają razem do południowej ameryki aby odnaleźć przyjaciela, tytułową kryształową czaszkę, mnóstwo przygód i to by było na tyle.UWAGA TERAZ SPOILERY:
Co nie podobało mi się już na samym początku to straszliwa sztuczność tego filmu i nie mówię tu o sztucznych dialogach i nieprawdopodobnych przygodach, bo do tego zostaliśmy przyzwyczajeni już w poprzednich częściach. Mówię tutaj o wstrętnym wrażeniu podczas oglądania, że cały film został nakręcony w studiu, a potem chamsko wklejono tło i to widać przez cały film. Dramat żeby w dobie dzisiejszych efektów specjalnych pozwolić sobie na coś takiego. Kolejna sprawa to bezsensowność fabuły. W tej części Indi przeżywa wybuch bomby atomowej, znajdując się w samym środku jej wybuchu, ponieważ uchronił się w lodówce. Fakt była wyłożona ołowiem, ale nasz bohater przeleciał w niej jakieś 5 km, uderzył o ziemię, otworzył lodówkę, wstał, otrzepał się i obejrzał grzyb atomowy jakby nigdy nic. O chorobie popromiennej już nie wspominam bo kto by się zajmował takimi pierdołami. Dalej czepiając się fabuły to tytułowa kryształowa czaszka okazuje się czaszką kosmity i na końcu filmu mamy oczywiście statek kosmiczny i takie tam. Po prostu zabili cały urok poprzednich części. Nie wspominam już o durnych gagach które nikogo nie śmieszą, wstawkach familijnych i jednym z bohaterów udającego Tarzana. Ten film to jest absolutne dno, w którym nie ma ani grama klimatu dawnych filmów.
KONIEC SPOILERÓW.

Podsumowując nie polecam gorąco wszystkim, którzy lubią poprzednie części. Ja bawiłem się świetnie z Moniką, a to tylko dzięki naszej ironii i szyderze. Osobiście mam wielki żal do Lucas i Spielberga o to że zrobili taki "dramat" z tego filmu. Ci dwaj panowie to wielcy specjaliści od świetnego kina rozrywkowego i dali nam mnóswto bohaterów którzy weszli do kanona popkultury, a tym filmem wspólnie zabili jednego z nich. Żal się człowiekowi robi jak się patrzy jak dobre kino schodzi na psy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz