niedziela, 21 września 2014

#347 cotygodniowa zeszytówka #125

Deadpool-029-(2014)Deadpool #29, Marvel

scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunki: John Lucas

Deadpool nadal stara się cieszyć szczęściem wraz ze swoją dopiero co poślubioną małżonką. Jednak z racji tego, że była ona najpierw zaślubiona Draculi, a nasz brzydal mu ją ukradł, to ich sielanka nie trwa zbyt długo. Władca wampirów jest rozwścieczony z powodu zaistniałej sytuacji i wysyła swoje armie dzieci nocy, aby zabiła nowożeńców. To z kolei skłania Wade do szukania jakiegoś sprzymierzeńca w tej nierównej walce. W ten sposób wraca do swojej starej znajomej, pojawia się podróż w czasie i gdzieś jeszcze między tym wszystkim posuwa się do przodu wątek dotyczący pochodzenia głównego bohatera i jego córki. Niby dzieje się znowu wiele, więc na nudę narzekać raczej nie można. Czytelnik poznaje ważne informacje odnośnie przeszłości Deadpool'a, a całość i tak jest średnia delikatnie mówiąc. Żarty jakoś nie śmieszą, akcja leci sobie strona za stroną i nic ponad to. Całość jakoś w ogóle mnie nie wciągnęła. Przeczytałem cały numer i kompletnie nie wzbudził u mnie żadnych emocji. Nawet te rewelacje odnośnie rodziny głównego bohatera są jakieś miałkie, a przecież tyle się o tym trąbiło w każdej zapowiedzi. Spodziewałem się przez to jakiejś prawdziwej bomby, a dostałem w zamian może płomyk informacji, o której już zdążyłem zapomnieć. Chyba zmęczyłem się już tą seria. Czyżby pora na jakąś nową?


RR#17Rachel Rising #17, Abstract Studio

scenariusz i rysunki: Terry Moore

Numer ten to taki dość ciekawy przypadek. Jakby się tak poważnie nad nim zastanowić to człowiek dochodzi do wniosku, że w sumie nic się w nim nie dzieje. Jednak po mimo tego lektura i tak jest bardzo przyjemna i wciągająca. Znowu cała opowieść została podzielona na dwa wątki. Pierwszy pokazuje w jak dość dobitny sposób Rachel uświadamia swoją ciotkę Johnny dlaczego jej istnienie jest jeszcze nadal możliwe. Po mino niewykazywania przez nią żadnych normalnych oznak życia i dość sporej, niezagojonej rany na swoim ciele. Z kolei druga historia skupia się dalej na, zapoczątkowanym już kilka numerów wstecz, wątku sabatu w pobliskim lesie. Motyw poprowadzony w dość lekki i przyjemny sposób, z udziałem dwóch przypadkowych myśliwych. Którzy trafili tutaj na własne nieszczęście, a swoją głupotą tylko przypieczętowali swój los. Jednak cała ta impreza była by tylko luźną sceną przemocy, gdyby nie jej ostatni kadr. Który zwiastuje wiele dobrego w następnych numerach. W końcu powraca ta najgroźniejsza i odmieniona .... Jedyny minus jaki widzę w tym numerze to brak nastoletniej Zoe, która w spaniały sposób wprowadza wiele napięcia do całej tej historii.


rat+queens#1Rat Queens #1, Image Comics


scenariusz: Kurtis J. Wiebe, rysunki: Roc Upchurch


Ostatnio jakoś czułem się dość mocno znudzony wszelkimi seriami, które czytam i zacząłem się rozglądać za czymś nowym. Najlepiej coś w miarę nowego, aby nie było trzeba nadrabiać niesamowite ilości numerów. Padło na Rat Queens, bo słyszałem o niej wiele dobrego. Historia skupia się na przygodach typowej drużyny ze świata fantasy i jej przygodach. Składa się ona z czterech kobiet i są to: necromancerka Dee, niziołka, złodziejka Betty, elfkę czarodziejkę Hannah oraz wojowniczkę, krasnoludkę (sam nie wiem jak to odmienić, ale przecież kobieta krasnolud to zawsze była tylko legenda) Violet. Są one bogate i większość swojego czasu spędzają na piciu i ostrym imprezowaniu co z kolei zwykle kończy się demolką jakieś ulicy. Z racji tego, że władze miasta mają już tego naprawdę dość, to wysyłają nasze bohaterki na pewną misję i potem już nic nie jest tak jak miało być. Jako staremu graczowi jeszcze papierowych RPG bardzo podoba się jak cały ten komiks jest tym nasiąknięty. Scenarzysta często naśmiewa się z tego wszystkiego i czasem wychodzi mu to naprawdę świetnie. Jak wtedy, gdy żartuje z mechaniki gry. Jednak z drugiej strony większość dowcipów jest na poziomie rynsztoka. Wulgarnych, niepotrzebnie zabarwionych erotyką i to już nie do końca mi odpowiada. Dodatkowo jest to seria dość brutal. Latają tutaj ręce i nogi, krew leje się strumieniami, ale tak właśnie powinno być. W końcu wszyscy tutaj machają toporami, mieczami, to i jucha pryska. Spodziewałem się bardzo zabawnej, lekkiej rozrywki, a otrzymałem taką sobie opowiastkę w sam raz na popołudnie. Megahit to raczej nie jest, ale i tak przeczytam kolejny numer. Może się jeszcze bardziej rozkręci.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz