niedziela, 15 czerwca 2014

#327 cotygodniowa zeszytówka #111

Manifest Destiny 07Manifest Destiny #7, Image Comics


scenariusz: Chris Dingess, rysunki: Matthew Roberts


Po wydarzeniach w osadzie La Charrette wszyscy ocaleni udali się w dalszą cześć wyprawy i każdy z nich starał się na swój sposób uporać z przeżyciami ostatnich dni. Niektórzy skłonili się w kierunku religii. Inni pozostawili wszystko sobie samemu i cierpliwie czekają aż samo się jakoś wszystko ułoży. Natomiast kilku nowych członków załogi, czyli ci którzy ocaleli i przeżyli koszmar ożywionej flory w osadzie, stara się za wszelką cenę okazać przydatni w nowym otoczeniu. Można by nawet rzec, że w szeregi wyprawy wdarła się sielanka. Jednak nie trwało to długo , ponieważ najpierw Madam Boniface odkryła pewien sekret mogący doprowadzić do buntu na statku oraz podważenia autorytetów na nim. Potem jednak cała sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, gry cały okręt utknął na samym środku rzeki. Żadne próby nie sprawiły, aby statek drgnął chociaż o centymetr. Czy to poprzez ciągnięcie go linami z brzegu lub odepchnięcia za pomocą długich pali. Wszystko to jawiło się jedną wielką zagadką, aż do momentu, gdy kapitan Lewis nie zanurkował w wodzie. To co tam zobaczył lekko go przeraziło, jednak nie mogło się równać z tym co czekało na powierzchni wody. Mi jednak sama lektura średnio przypadła do gustu. Niby fabuła jest ciekawa i posiada zaskakujące zwroty akcji. Ma również interesujących i wyrazistych bohaterów, którzy skrywają przed czytelnikiem jeszcze sporo sekretów, ale czyta się to troszkę topornie. Co prawda obracam każdą kolejną stronę i brnę dalej, jednak całkowicie pozbawiony emocji. No może poza lekkim znudzeniem i ciągle się pytam, sam siebie, dlaczego dalej to robię.


RR#14Rachel Rising #14, Abstract Studio


scenariusz i rysunki: Terry Moore

Rachel nadal bardzo się martwi, że nie odzyska ponownie uśmierconej swojej przyjaciółki Jet. Jednak podczas siedzenia przy niej na skraju łóżka, w obecności Earla, odkrywa ciekawą zależność jaka panuje między nimi dwoma. Ciekawi mnie jak wykorzysta to scenarzysta dalej w swojej opowieści, bo możliwości jest naprawdę wiele. Potem natomiast robi się jeszcze ciekawiej. Chociażby w scenie z przeszłości, kiedy to czytelnik obserwuje Rachel podczas sadzenia trzech drzew w bardzo konkretny sposób, a potem w ściśle określonej odległości od nich zakopuje jakieś tajemnicze pudełko. Chwilę później akcja przenosi się do teraźniejszości i skupia się na małej Zoe, która ucieka swojemu kuratorowi podczas mroźnego, zimowego dnia. Natrafia na Rachel stojącą przy tych samych trzech drzewach posadzonych wiele lat temu. Jednak ich spotkanie nie trwa długo ponieważ Zoe zauważa kogoś, kto przeraża ją niesamowicie i mała dziewczynka ratuje się ucieczką. Jednak na nic się jej to zda, bo chwilę później trafia jeszcze gorzej, czyniąc finał numeru tak bardzo ciekawym, że nie mogę się doczekać kolejnego numeru. Jednak pomijając samą fabułę i ciekawe postacie, to powtórzę się i napiszę, iż klimat tej opowieści to najlepsze co w tym komiksie. Wszech ogarniające poczucie czegoś złego kryjącego się gdzieś w tle jest wspaniały.


Starlight 001Starlight #1, Image Comics


scenariusz: Mark Millar, rysunki: Goran Parlov


Nie wiem czemu tak długo zabierałem się za lekturę tego komiksu, bo cały czas kiedy zwlekałem mogę uznać za zmarnowany. Jest to świetna lektura przy której bawiłem się wspaniale. Chodź to określenie może nie najlepiej pasuje do tej opowieści, bo tak naprawdę jest to bardzo gorzka historia o przemijaniu. Całość rozpoczyna się w momencie kiedy piękna kobieta wręcza medal jednemu mięśniakowi za obalenie przez niego wstrętnego dyktatora i przywróceniu demokracji całej planecie gdzieś w odległej galaktyce. Chwilę później widzimy tego samego młodzieńca kilkadziesiąt lat później, gdy jest już siwym facetem po przejściach właśnie udającym się na pogrzeb swojej ukochanej żony. Od tego momentu komiks ten staje się gorzką opowieścią o przemijaniu życia, kiedy to zostajemy sami i w sumie stajemy się niepotrzebni. Nasze dzieci prowadzą własne życia wraz ze swoimi rodzinami, bliskich nam osób już nie ma i pozostają nam tylko wspomnienia naszej ukochanej oraz czasu gdy byliśmy na obcej planecie i ratowaliśmy ją przed złem. Pomieszanie naprawdę smutnej opowieści o życiu z awanturniczym klimatem science - fiction rodem z lat 70 i 80 ubiegłego wieku to moim zdaniem strzał w dziesiątkę. Mam nadzieję, że poziom kolejnych numerów będzie równie dobry, bo jeśli tak to szykuje się wielki hit, który poza świetną zabawą daje jeszcze trochę do myślenia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz