niedziela, 5 października 2014

#350 cotygodniowa zeszytówka #127

Deadpool-030-(2014)Deadpool #30, Marvel

scenariusz: Gerry Duggan oraz Brian Posehn, rysunki: John Lucas

Deadpool w obliczu nierównej wojny z armią wampirów, po krótkim namyśle stworzył doskonałą broń przeciw nim i to w rytmie disco! Oczywiście najpierw musiał udać się w cudowne lata 70 XX wieku i namówić do współpracy swoją ówczesna bliską znajomą Dazzler. Jest ona o tyle nieoceniona w całym tym planie, bo potrafi zamienić dźwięk w światło. Co w połączeniu z tym iż jest utalentowaną wokalistką disco tworzy z niej broń doskonałą. Dzięki temu nasza para wyrusza razem do walki w hektolitrach krwi i akompaniamencie wspaniałej muzyki. Jest nawet zabawnie, soczyście i gdzieś tam w tle małżonka głównego bohatera knuje coś strasznego. Równocześnie po drugiej stronie miasta agentka Preston wyrusza na poszukiwanie rodziny Wilsona, bo po śmierci Watcher'a doznała olśnienia i poznała kilka nowych faktów z jego przeszłości, które wymagają natychmiastowego sprawdzenia. Dzięki temu agentka łamie kilka razy prawo, podąża śladem sprawy Utler'a i dociera do miejsca zamieszkania pewnego sędziego. Cała lektura może nie jest jakaś wybitna, ale jako pozycja czysto rozrywkowa sprawdza się dobrze. Głównie za sprawą szalonych scen masakr wampirów w rytmie wesołej muzyki disco przy użyciu kul dyskotekowych. Wszystko to razem jest tak abstrakcyjne, że aż śmieszne. Od jakiegoś czasu marudzę tutaj na poziom tej serii, ale poziom absurdu jaki jest w tym numerze odpowiada mi jak najbardziej i proszę o więcej. Na spory plus zasługuje również okładka autorstwa Mark'a Brooks'a. Daje zachętę dobrej rozrywki przy rytmach przyjemnej muzyki, jest odrobinę seksowna i po prostu ładna. Wzbudza we mnie żal,  że komiks ten nie został wydany z odpowiednią ścieżką dźwiękowa. Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się zwrócić uwagę na coś takiego podczas lektury.


Swamp Thing 35 (2014)Swamp Thing #35, DC Comics

scenariusz: Charles Soule rysunki: Jesus Saiz

Wszystko rozpoczyna się od jednego impulsu, który wędruje po ścieżce programu. W zależności od problem udaje się w jedną albo w drugą stronę. Bo możliwości są zawsze dwie, a wszystko w nim jest czarno-białe. Jednak jest również ukryta część systemu schowana za logiczną blokadą. Co jakiś czas atakowana zapytaniem i ciągle niedostępna, aż do teraz. Po jej obaleniu powstała nowa siła w przyrodzie zwana Machines. Przy pomocy olbrzymiej mocy obliczeniowej potrafią wszystko robić bardziej efektywnie i dotrzeć do każdego miejsca na planecie. Jednak popełnili jeden dość poważny błąd. Zaproponowali pewien układ awatarowi zieleni przy okazji pokazując mu swoje możliwości od najgorszej z możliwych stron. Wynik tego mógł być tylko jeden dzięki czemu czytelnik otrzymał ciekawą i wciągającą lekturę. Spodobał mi się już sam początek tego numeru kiedy to zostaje zaprezentowane, w dość obrazowy sposób, działanie programów opartych na wszelakich obliczeniach. Interesująca koncepcja w spójny sposób łącząca obraz ze słowem pisanym. Kilka stron dalej autorzy zaskoczyli mnie możliwościami nowej siły w przyrodzie. Może nawet nie samej siły tylko tego, że coś takiego naprawdę mogłoby powstać. My tego po prostu nie zauważamy, a podwaliny pod coś takiego znajdują się już wszędzie w okół nas w naszym życiu codziennym. Jednak najlepszy moment tego komiksy to fragment, w którym pomocnik głównego bohatera wyjaśnia mu co się dzieje ze światem kiedy pojawia się nowy awatar w przyrodzie. Jest to kolejna już bardzo dobra koncepcja przedstawiona tutaj świetnie wykorzystująca fakty z historii naszej planety na potrzeby fikcyjnej fabuły. Reasumując, czym dłużej myślę nad tym numerem, tym lepszy mi się wydaje i więcej ciekawych rzeczy w nim znajduję.


rat-queens-02Rat Queens #2, Image Comics

scenariusz: Kurtis J. Wiebe, rysunki: Roc Upchurch

W sumie jak tak porównuję ten numer z poprzednim to za wiele się nie zmieniło. Trochę fabuła posunęła się do przodu. Główne bohaterki zorientowały się w końcu, że ktoś wydał na nie wyrok i coś trzeba z tym zrobić. Jest tak samo dużo przeklinania , ale jakby humor z tego wynikający jest trochę wyższych lotów. Chociażby w momencie kiedy główne bohaterki rasistowsko nabijają się wzajemnie ze swoich ras. Nawet krew lejąca się strumieniami tu i ówdzie jest miła dla oka. Głównie służy urozmaiceniu scen walk, które momentami są tutaj bardzo efektowne. Jednak najważniejsze w tym wszystkim jest to jak wspaniale i niepostrzeżenie to wszytko zagrało na moim sentymencie. Podczas lektury zorientowałem się, że w sumie to czytam komiks, ale gdzieś tak znienacka zacząłem wspominać co czwartkowe partie w Warhammer'a u znajomego. Zaczynające się od nieśmiertelnego "no to jesteście w karczmie", dużej ilości śmiechu, dobrego klimatu i co najważniejsze mile spędzonego czasu wśród znajomych. Wszystko tutaj idealnie pasuje i nawet patrząc na zachowanie głównych bohaterek od razu przypominają mi się dawni znajomi i to w jaki sposób odgrywali swoje postacie. Moim zdaniem nadal ten komiks nie jest niczym wyjątkowym, ale chyba właśnie za to jak na mnie działa go polubiłem. Jestem ciekaw kolejnego zeszytu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz