piątek, 20 lutego 2009

#89 Steep reż. i scen. Mark Obenhaus

Czy zastanawialiście się kiedyś jak daleko można się posunąć w narciarstwie, jakie są najbardziej ekstremalne stoki do jazdy? Jeśli tak to dokument o narciarstwie ekstremalnym "Steep" odpowie na wasze wszelkie pytania. Jeśli jednak w życiu nie zastanawiało was coś takiego a przypadkiem traficie na ten film (tak jak ja) to obejrzycie go z wielką przyjemnością cały czas zastanawiając się jak trzeba być szalonym, aby tak jeździć? Krótko mówiąc polecam bo świetnie się ogląda. Jednak ja dziś chciałem o czymś innym.

Pamiętam jak rozmawiałem z Moniką na temat tego filmu i Ona troszkę nie rozumiała takiego pchania się w coraz bardziej ekstremalne sytuacje. Uważała to za objaw skrajnego samolubstwa i wspólnie doszliśmy do wniosku że jeśli robi to osoba samotna to jeszcze jakoś ok. Jednak gdy jest to np ktoś w związku to już nie naraża tylko siebie ale również całą rodzinę w razie własnej śmierci i nie jest to już takie ok. Gdzieś w tym filmie jeden z czołowych narciarzy mówi, że po każdym takim zjeździe czuje się jak nowo narodzony, odkrywa co jest naprawdę w życiu ważne i jest to raczej sposób na życie niż kaprys. Choćbyś nie wiem czego próbował to i tak zawsze wrócisz do pasji. Powiedział również, że tylko w górach i podczas zjazdów naprawdę czuł że żyje. Muszę powiedzieć że w pełni go rozumiem. Kiedyś sam się trochę wspinałem. Mieliśmy bardzo zgraną ekipę i przez kilka miesięcy nie liczyło się dla nas nic innego. Wyjeżdżaliśmy jakieś trzy, cztery razy w tygodniu na ścianę. Jak wracaliśmy to już planowaliśmy kiedy znowu. Jak się komuś nie chciało to reszta go wyciągała i na odwrót. Wtedy naprawdę czułem że żyłem i był to jeden z najlepszych okresów mojego życia. Zdaję sobie sprawę że wspinaczka skałkowa jest znacznie bezpieczniejsza, ale my również przesuwaliśmy za każdym razem swoje granice o troszkę wyżej i podczas powrotu każdy był dumny i szczęśliwy. Podczas takich wyjazdów liczy się tylko osoba towarzysząca której ufasz do granic i skała, która ma swoje kaprysy i bywają takie dni że choćbyś nie wiem co robił to jej nie zdobędziesz, a następnego dnia wszystko staje się proste i osiągalne. Coby nie mówić kurewsko mi brakuje tej adrenaliny w życiu i ciągnie mnie do tego że aż boli czasami. Tylko wtedy naprawdę wiedziałem że żyję, w ruchu, a teraz wegetuję.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz