czwartek, 23 maja 2013

#223 Room 237, reż: Rodney Ascher

7432948.3Oglądając Lśnienie Stanleya Kubricka od samego początku ogarnia mnie jakiś dziwny i trudny do opisania niepokój, który dodatkowo potęguje dopieszczona do granic możliwości strona wizualna filmu. Dla mnie jest to przykład geniuszu sztuki filmowej. Jednak są na świecie ludzie, którzy zaczęli się nad nim zastanawiać znacznie dogłębniej niż ja, analizować i odnajdywać w nim różne ukryte przesłania. Twórcy dokumentu Room 237 postanowili zebrać najbardziej popularne z teorii i nakręcić o nich film. Sam pomysł wydawał mi się dość ciekawy i wyczekiwałem tego obrazu od dobrych kilku miesięcy, gdy tylko pierwszy raz o nim usłyszałem.




W końcu miałem okazję go zobaczyć, ponieważ okazało się, że jest wyświetlany na niedawno zakończonym w Krakowie festiwalu OffPlusCamera. Kupiłem pośpiesznie dwa bilety i wieczorową porą udałem się na seans. Sam początek był ciekawy. Ogólne i bardzo szybkie wprowadzenie w fabułę oraz cel przyświecający twórcom. Następnie przez prawie dwie godziny widz wysłuchuje kolejnych teorii, o czym tak naprawdę jest Lśnienie. Jedni widzą w tym próbę wyleczenia Amerykanów z postkolonialnej traumy. Inni głoszą teorię, że Kubrick za pomocą tego filmu przyznaje się do nakręcenia mistyfikacji pierwszego lądowania amerykanów na księżycu. Jeszcze innym razem z kolei tłumaczą ten film jako próbę wyleczenia traumy po hitlerowskich zbrodniach z II Wojny Światowej. Hipotez jest jeszcze kilka i trzeba przyznać, każda kolejna bardziej niedorzeczna.


Na samym początku ten dokument wydawał mi się interesującą możliwością spojrzenia na jeden z moich ulubionych filmów z innej, ciekawej perspektywy. Jednak im dalej trwała projekcja, tym bardziej docierało do mnie jak okropnie głupie, naciągane i szalone są wszystkie te teorie. Każda z nich opierała się na podstawie wydumanych dowodów, które pasują tylko i wyłącznie samemu twórcy danej tezy. Dla przykładu, teoria skłaniająca się do tłumaczenia Lśnienia jako panaceum na hitlerowskie zbrodnie oparta jest na tym, że główny bohater używa niemieckiej maszyny do pisania oraz pokazaniu stosu walizek które pojawiają się w jednej ze scen. Maszyna do pisania jest tłumaczona jako symbol biurokracji z pomocą której byli masowo zabijani Żydzi. Natomiast stos walizek ma się kojarzyć z pakunkami jakie pozostawiali po sobie ludzie w drodze do obozów koncentracyjnych. Niestety każda z teorii jest oparta na równie niedorzecznych dowodach. Jak dla mnie jest to tylko i wyłącznie przykład na to, że jeśli ktoś ma za dużo wolnego czasu oraz obsesję na jakimś punkcie to może dopasować wszystko tak, aby układało się w sensowną całość. Tak jak kiedyś było z kodem Biblii, który miał, rzekomo tłumaczyć jej wszelkie zawiłości i odkrywać przed ludźmi boski plan.


Jedynym walorem tego dokumentu jest jego strona wizualna. Została ona w pełni zrealizowana przy użyciu montażu głównie fragmentów filmów Kubricka, oraz wszelkich materiałów, które potwierdzałyby teorię aktualnie głoszoną przez jednego z narratorów. Dodatkowo dobrym posunięciem jest nie pokazywanie twórców teorii, tylko podłożenie ich wypowiedzi do odpowiednich obrazów. Dzięki temu uniknięto tzw. efektu gadających głów, co moim zdaniem dodatkowo uwypukliłoby wszelkie mankamenty całego dokumentu.


Miałem spore oczekiwania co do tego filmu i chyba dałem się zaślepić jego związkowi z Lśnieniem, zamiast na zimno zastanowić się nad nim zanim wybrałem się na projekcję. Na początku byłem ciekaw, potem śmiałem się z każdej kolejnej niedorzeczności, aż pod koniec filmu zdrzemnąłem się na jakieś kilkanaście minut. Moim skromnym zdaniem, szkoda marnować czasu na oglądanie tego nudnego dokumentu. Lepiej obejrzeć którykolwiek film Kubricka po raz kolejny.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz